DROGI HYBRYDYCZNOŚCI (PIOTR ZAWOJSKI: TECHNOKULTURA I JEJ MANIFESTACJE. MEDIALNY ŚWIAT HYBRYD I HYBRYDYZACJI)
A
A
A
Jakakolwiek debata na temat sztuki nowych mediów, technologii wykorzystywanych do przedstawiania audiowizualnej przestrzeni albo próby ujęcia w historycznych ramach rozwoju nowomedialnych wytworów kultury powinna się rozpocząć od lektury prac takich autorów, jak Ryszard W. Kluszczyński, Andrzej Pitrus, Monika Bakke, Anna Nacher oraz Piotr Zawojski. Na rodzimej scenie naukowej ostatniego z wymienionych badaczy można opisać jako (posługując się cytatem z blurba Andrzeja Pitrusa) jednego z „niekwestionowanych autorytetów w zakresie cyberkultury, technokultury oraz – przede wszystkim – zjawisk zachodzących w sztuce najnowszej”. Trudno nie zgodzić się z taką konstatacją. Co kilka lat na rynku wydawniczym pojawiają się autorskie książki Zawojskiego, nie wspominając o publikacjach, które autor zredagował. Po czterech latach od „Sztuki obrazu i obrazowania w epoce nowych mediów” pojawiła się kolejna praca, dopełniająca wraz z „Cyberkulturą. Syntopią sztuki, nauki i technologii” triadę, która ma kompleksowo wyjaśnić zmiany zachodzące w obrębie technologii, wizualności, digitalności oraz sztuki (nowych) mediów.
Książka „Technokultura i jej manifestacje. Medialny świat hybryd i hybrydyzacji” składa się z trzech części, które są dodatkowo podzielone na krótsze rozdziały. Dwie pierwsze części koncentrują się na zarysowaniu procesów hybrydyzacji medialnej i ich różnorodnych działań w obrębie szeroko rozumianej kultury medialnej. Ciekawym zabiegiem, który pojawiał się także w innych tekstach Zawojskiego, jest odsyłanie czytelników do sfery egzystującej obok (nowo)medialnego dyskursu. Już w pierwszym rozdziale występuje wzmianka o „Zoologii fantastycznej” Jorge’a Luisa Borgesa, pokazująca, że wizje stworzeń chimerycznych funkcjonowały w tekstach kultury już w starożytności. Kolejne skoki między różnymi nośnikami przedstawiającymi hybrydyczne formy oscylują na granicy humanistyki i nauk ścisłych, co jest znamienne dla dyskusji prowadzonej w środowisku badaczy zajmujących się nowymi mediami, technokulturą lub/oraz cyberkulturą. Zawojski przywołuje również anegdotę Laniera o wizualnej komunikacji mątw oraz myśl Davida Buckleya o trafności wizji zespołu Kraftwerk przy tworzeniu wizerunku do albumu „Die Mensch-Maschine”. Metoda splatania ze sobą różnych poetyk i dziedzin najlepiej uwidacznia się w pierwszej części, która w dużej mierze składa się luźnych myśli dotyczących posthumanizmu, transhumanizmu oraz antagonizmu między tymi filozofiami hybrydyczności.
Druga część „Technokultury…” to spojrzenie na sztukę (nowych) mediów, nowomedialność oraz postcyfrowość pod kątem mieszania gatunków, poddawania ich procesowi głębokiego remiksu. Od drugiej połowy XX wieku nikogo specjalnie nie dziwi, że humanistyka łączy się z biologią, fizyką, matematyką, ale należy zaznaczyć, co wielokrotnie Zawojski czyni, powołując się m.in. na takich badaczy, jak Ollivier Dyens, Melani Puff czy Roger Clarke, że hybrydyczność nie ominęła nowych mediów i stwarzanej dzięki niej nowej podmiotowości. Rozdział poświęcony postcyfrowej, wielogatunkowej tożsamości jest najciekawszym fragmentem teoretycznej części „Technokultury…”, wpisuje się bowiem w szeroki kontekst posthumanistycznych dyskusji. Jeszcze innym atutem jest przytaczanie różnych, odmiennych od siebie stanowisk, terminów („cyfrowa persona”, „hybridentities”) albo badań, np. analizy Stevena G. Yao łączącej azjatycko-amerykańską poezję z biologiczną terminologią. Tak różnorodne i wieloaspektowe przedstawienie współczesnej podmiotowości pozwala potencjalnemu czytelnikowi rozszerzyć ten konkretny rozdział według własnych preferencji na zasadzie wyboru jednej koncepcji i jej zgłębiania.
Bodaj najciekawszym rozdziałem w „Technokulturze…” jest część poświęcona artystom, w której znalazły się takie osobistości, jak Ken Golberg, Stelarc, Christa Sommerer i Laurent Mignonneau, Ryoji Ikeda. Każdy artysta został przedstawiony z innej perspektywy, za pomocą innej dominanty, przy czym osią rozdziału jest wpływ poszczególnych twórców na technokulturę, koncepcję podmiotowości (post)nomadycznej czy sztukę interfejsu/polisensoryczną. Szczególnie interesująca jest wzmianka o cielesności Ikedy, a raczej braku eksponowania swojego „ja” przez artystę. Konstatacja z tym związana zostanie następnie rozwinięta i przełożona na poszczególne prace japońskiego artysty. Taki intrygujący model czytania, polegający na nakładaniu na pozornie nieznaczące elementy siatki sensów, jest typowy dla autora „Cyberkultury”. W moim odczuciu jednak, wspomniani artyści zostali wybrani w oparciu o kryterium ich elitarności. Twórcy wymieniani przez Zawojskiego to „starzy wyjadacze”, którzy prezentowali swoje prace na międzynarodowych festiwalach, byli nagradzani za swoje przedsięwzięcia oraz pojawiali się w przestrzeni medialnej jako osobistości ze świata sztuki (nowych) mediów. W „Technokulturze…” brakuje spojrzenia na twórczość młodszych, mniej znanych artystów. Również maniera nieustannego powracania do festiwalu Ars Electronica oraz wyróżnień i nagród, które są wręczane w ramach wydarzenia w Linzu, jest momentami męcząca.
Niewątpliwym atutem „Technokultury…” jest jej oprawa wizualna. Czarń i biel to jedyne barwy wykorzystane przez Natalię Pietruszewską do zaprezentowania książki o hybrydowości. Jest to działanie trochę osobliwe, wręcz paradoksalne, ale przez minimalizm obrazowości, która wydaje się doskonale dopracowana, sam tekst nie został obciążony zbędnym sztafażem kolorów. Niektóre elementy okładki: sploty oraz linie zostały wyszczególnione połyskliwą fakturą, co stwarza wrażenie, że właśnie w kluczu dociekań i zmian perspektyw czytelnicy powinny rozumieć hybrydyzację oraz modyfikacje w technokulturowej przestrzeni.
„Technokultura i jej manifestacje” prezentuje się w przestrzeni dyskursu hybrydyzacji, hybryd i nowej technologii, jak również w warstwie wizualnej całkiem dobrze. Chociaż czasami czytelnik może mieć wrażenie, że niektóre wątki (m.in. prace opisywanych w części trzeciej artystów) pojawiły się już w poprzednich książkach Piotra Zawojskiego, to należy zaznaczyć, że w najnowszej publikacji następuje zwrot ku innym ich dominantom. Sam autor potwierdza zresztą na końcu książki, że niektóre fragmenty rozdziałów z wcześniejszych monografii naukowych zostały ujęte w ramy jego najnowszej pozycji. Jest to w pewien sposób symptomatyczne, ponieważ proces przetwarzania i transformacji wpisuje się w teoretyczny rdzeń publikacji Zawojskiego. Czy działanie autora było zamierzonym mruknięciem okiem, czy raczej przeważyła fascynacja artystami, do których autor często powraca? Bez względu na odpowiedź, strategia kopiowania i przekształcania wcześniej publikowanych tekstów, w moim odczuciu, jest zabiegiem, który pozwala na zawarcie w jednej książce tekstów o różnych artystach, opatrzonych solidną dawką informacji o procesach hybrydycznego przenikania.
Książka „Technokultura i jej manifestacje. Medialny świat hybryd i hybrydyzacji” składa się z trzech części, które są dodatkowo podzielone na krótsze rozdziały. Dwie pierwsze części koncentrują się na zarysowaniu procesów hybrydyzacji medialnej i ich różnorodnych działań w obrębie szeroko rozumianej kultury medialnej. Ciekawym zabiegiem, który pojawiał się także w innych tekstach Zawojskiego, jest odsyłanie czytelników do sfery egzystującej obok (nowo)medialnego dyskursu. Już w pierwszym rozdziale występuje wzmianka o „Zoologii fantastycznej” Jorge’a Luisa Borgesa, pokazująca, że wizje stworzeń chimerycznych funkcjonowały w tekstach kultury już w starożytności. Kolejne skoki między różnymi nośnikami przedstawiającymi hybrydyczne formy oscylują na granicy humanistyki i nauk ścisłych, co jest znamienne dla dyskusji prowadzonej w środowisku badaczy zajmujących się nowymi mediami, technokulturą lub/oraz cyberkulturą. Zawojski przywołuje również anegdotę Laniera o wizualnej komunikacji mątw oraz myśl Davida Buckleya o trafności wizji zespołu Kraftwerk przy tworzeniu wizerunku do albumu „Die Mensch-Maschine”. Metoda splatania ze sobą różnych poetyk i dziedzin najlepiej uwidacznia się w pierwszej części, która w dużej mierze składa się luźnych myśli dotyczących posthumanizmu, transhumanizmu oraz antagonizmu między tymi filozofiami hybrydyczności.
Druga część „Technokultury…” to spojrzenie na sztukę (nowych) mediów, nowomedialność oraz postcyfrowość pod kątem mieszania gatunków, poddawania ich procesowi głębokiego remiksu. Od drugiej połowy XX wieku nikogo specjalnie nie dziwi, że humanistyka łączy się z biologią, fizyką, matematyką, ale należy zaznaczyć, co wielokrotnie Zawojski czyni, powołując się m.in. na takich badaczy, jak Ollivier Dyens, Melani Puff czy Roger Clarke, że hybrydyczność nie ominęła nowych mediów i stwarzanej dzięki niej nowej podmiotowości. Rozdział poświęcony postcyfrowej, wielogatunkowej tożsamości jest najciekawszym fragmentem teoretycznej części „Technokultury…”, wpisuje się bowiem w szeroki kontekst posthumanistycznych dyskusji. Jeszcze innym atutem jest przytaczanie różnych, odmiennych od siebie stanowisk, terminów („cyfrowa persona”, „hybridentities”) albo badań, np. analizy Stevena G. Yao łączącej azjatycko-amerykańską poezję z biologiczną terminologią. Tak różnorodne i wieloaspektowe przedstawienie współczesnej podmiotowości pozwala potencjalnemu czytelnikowi rozszerzyć ten konkretny rozdział według własnych preferencji na zasadzie wyboru jednej koncepcji i jej zgłębiania.
Bodaj najciekawszym rozdziałem w „Technokulturze…” jest część poświęcona artystom, w której znalazły się takie osobistości, jak Ken Golberg, Stelarc, Christa Sommerer i Laurent Mignonneau, Ryoji Ikeda. Każdy artysta został przedstawiony z innej perspektywy, za pomocą innej dominanty, przy czym osią rozdziału jest wpływ poszczególnych twórców na technokulturę, koncepcję podmiotowości (post)nomadycznej czy sztukę interfejsu/polisensoryczną. Szczególnie interesująca jest wzmianka o cielesności Ikedy, a raczej braku eksponowania swojego „ja” przez artystę. Konstatacja z tym związana zostanie następnie rozwinięta i przełożona na poszczególne prace japońskiego artysty. Taki intrygujący model czytania, polegający na nakładaniu na pozornie nieznaczące elementy siatki sensów, jest typowy dla autora „Cyberkultury”. W moim odczuciu jednak, wspomniani artyści zostali wybrani w oparciu o kryterium ich elitarności. Twórcy wymieniani przez Zawojskiego to „starzy wyjadacze”, którzy prezentowali swoje prace na międzynarodowych festiwalach, byli nagradzani za swoje przedsięwzięcia oraz pojawiali się w przestrzeni medialnej jako osobistości ze świata sztuki (nowych) mediów. W „Technokulturze…” brakuje spojrzenia na twórczość młodszych, mniej znanych artystów. Również maniera nieustannego powracania do festiwalu Ars Electronica oraz wyróżnień i nagród, które są wręczane w ramach wydarzenia w Linzu, jest momentami męcząca.
Niewątpliwym atutem „Technokultury…” jest jej oprawa wizualna. Czarń i biel to jedyne barwy wykorzystane przez Natalię Pietruszewską do zaprezentowania książki o hybrydowości. Jest to działanie trochę osobliwe, wręcz paradoksalne, ale przez minimalizm obrazowości, która wydaje się doskonale dopracowana, sam tekst nie został obciążony zbędnym sztafażem kolorów. Niektóre elementy okładki: sploty oraz linie zostały wyszczególnione połyskliwą fakturą, co stwarza wrażenie, że właśnie w kluczu dociekań i zmian perspektyw czytelnicy powinny rozumieć hybrydyzację oraz modyfikacje w technokulturowej przestrzeni.
„Technokultura i jej manifestacje” prezentuje się w przestrzeni dyskursu hybrydyzacji, hybryd i nowej technologii, jak również w warstwie wizualnej całkiem dobrze. Chociaż czasami czytelnik może mieć wrażenie, że niektóre wątki (m.in. prace opisywanych w części trzeciej artystów) pojawiły się już w poprzednich książkach Piotra Zawojskiego, to należy zaznaczyć, że w najnowszej publikacji następuje zwrot ku innym ich dominantom. Sam autor potwierdza zresztą na końcu książki, że niektóre fragmenty rozdziałów z wcześniejszych monografii naukowych zostały ujęte w ramy jego najnowszej pozycji. Jest to w pewien sposób symptomatyczne, ponieważ proces przetwarzania i transformacji wpisuje się w teoretyczny rdzeń publikacji Zawojskiego. Czy działanie autora było zamierzonym mruknięciem okiem, czy raczej przeważyła fascynacja artystami, do których autor często powraca? Bez względu na odpowiedź, strategia kopiowania i przekształcania wcześniej publikowanych tekstów, w moim odczuciu, jest zabiegiem, który pozwala na zawarcie w jednej książce tekstów o różnych artystach, opatrzonych solidną dawką informacji o procesach hybrydycznego przenikania.
Piotr Zawojski: „Technokultura i jej manifestacje artystyczne. Medialny świat hybryd i hybrydyzacji”. Wyd. Uniwersytetu Śląskiego. Katowice 2016.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |