CZESKA BEZBŁĘDNOŚĆ (IVA PROCHAZKOVA: 'ROZNEGLIŻOWANE')
A
A
A
Gramatyka bestselleru
Dopiero niedawno przeczytałam i zrecenzowałam „Wiarę”, drugi kryminał Anny Kańtoch, a już wpadł mi w ręce drugi tom cyklu Ivy Procházkovej. Można dostrzec pewną pozytywną analogię między tymi autorkami: obie znalazły w pierwszych książkach metodę na subtelne odświeżenie schematów gatunku i nie zmieniają wygrywającej formuły, tylko udowadniają drugimi książkami wysoki pisarski poziom.
Śledczy
W „Roznegliżowanych” – tak jak w zeszłorocznym „Mężczyźnie na dnie” – towarzyszymy podczas śledztwa Mariánowi Holinie. To sprawny policjant, który oczekuje od zespołu „minimum formalności i maksimum wysiłku” (s. 304). Ponownie cienka jest granica między psychologią a astrologią w wyjaśnianiu zdarzeń i ważną rolę odgrywa intuicja. Nie powinno to jednak stanowić problemu nawet dla czytelników sceptycznych wobec znaków zodiaku, bowiem autorka sygnalizuje tego typu opcje nienachalnie, dając szansę także tradycyjnym metodom dochodzenia do prawdy.
Holina, podobnie jak wielu innych pierwszo- i drugoplanowych bohaterów powieści Procházkovej, okazuje się nieidealny, ale wzbudza sympatię. To jedna z większych zalet „Roznegliżowanych” – zarówno policjanci, jak i uwikłani w sprawę cywile nie zawsze są obiektywni, czasem dają się ponieść uprzedzeniom lub stawiają swoje sukcesy ponad dobrem ogółu. Wprawdzie jeszcze nie wszyscy członkowie zespołu Mariána dostali szansę pokazania się z różnych stron, ale liczę, że w kolejnych częściach cyklu poznamy ich bliżej.
Śledzeni
Za to liczni podejrzani sportretowani zostają na tyle wielowymiarowo, że trudno całkiem potępić motywacje wielu z nich. Autorka na szczęście nie próbuje za wszelką cenę prowokować gwałtownych zwrotów akcji i gnać z fabułą do przodu. Decyduje się na długie fragmenty prezentujące codzienne życie bohaterów przed zbrodnią, więc gdy dochodzi do morderstwa, to czytelnik czuje, że większość postaci zna już chociaż do pewnego stopnia. I wszyscy (mniej lub bardziej podejrzani) protagoniści mają coś na sumieniu, czegoś się boją i czegoś pragną – tylko niekoniecznie chodzi właśnie o to, co zakłada czytelnik.
Ciekawie wypada wątek mieszkających w Pradze Wietnamczyków. Procházková, mierząc się ze stosunkiem rodaków do imigrantów, nie idealizuje żadnej ze stron, nie czyni też z Azjatów wyłącznie ofiar stereotypowego myślenia Czechów. Potrafi jednak subtelnie sygnalizować trudną do przekroczenia obcość, z jaką muszą się zmagać ludzie o innym pochodzeniu (na przykład pielęgniarka zajmująca się podejrzanym o morderstwo Wietnamczykiem „Przekręcała jego nazwisko, jak każdy w tym kraju” [s. 147]).
Śledztwo (i słownictwo)
Śledztwo, jeśli pominąć dywagacje astrologiczne, przebiega raczej klasycznie. Mylenie tropów polega na tradycyjnym niedopowiadaniu czytelnikowi prawdy w kluczowych miejscach i rzucaniu podejrzeń na wszystkich po kolei. To jednak w powieści Procházkovej nie irytuje, lecz prowadzi do sensownego rozwiązania – a to z kolei prowokuje do ważnych pytań o granice i kryteria sprawiedliwości.
Na tle większości przedstawicieli gatunku „Roznegliżowane” wyróżniają się nie tylko dobrze wymyślonymi postaciami i wciągającą, niegłupią fabułą, ale także specyficznym stylem. Jest tu elegancka literackość w opisach: „Zawsze to samo. Pogoda wyżywa się na biednym świecie, po czym udaje, że nic się nie stało (…)” (s. 188) i dialogi zahaczające o kanon (w pamięć zapada ochroniarz, który próbuje wciągnąć Holinę w dyskusję o literaturze i stwierdza: „Węgierski Słowak w czeskiej policji? No, sam pan przyzna, całkiem jak ze Szwejka […]” [s. 267]). Pojawiają się też słowackie powiedzenia, a jako motta wykorzystano nawiązujące do konkretnych dni przysłowia z kalendarza. I nie wiem, na ile to zasługa autorki, a na ile inwencji tłumaczki, Julii Różewicz, ale rzucają się w oczy podkreślające swojski klimat zdrobnienia w rodzaju „ciepełko”, „kobitka”, a także słowa regionalne (jak „baboki”, czyli straszydła).
Śmiech przez łzy
Holina w pewnym momencie zostaje scharakteryzowany następująco: „Jakkolwiek mocno sparaliżowałaby go magia śmierci, ostatecznie zawsze zwyciężały w nim małe radości życia” (s. 35). To nauka, której raczej nie znajdziemy w modnych kryminałach skandynawskich. Sama autorka twierdzi: „Ostatnio często spotykam się z opinią, że moje powieści kryminalne przypominają kryminały skandynawskie. Lubię je, ale nie inspiruję się nimi. Wolę w tym względzie literaturę czeską” (kawiarenkakryminalna.pl). Wydaje mi się, że można tu mówić po prostu o ciekawej mieszance. Docenienie drobiazgów i podkreślaniu uroków codzienności sprawia, że spotkanie z „Roznegliżowanymi” jest trochę jak towarzyszenie w śledztwie weselszej wersji Kurta Wallandera – a kto czytał serię Henninga Mankella, ten wie, że czasami aż się prosi o jakiś mniej ponury kontrapunkt.
Podobnie jak „Mężczyzna na dnie” nowy tom cyklu Procházkovej pozostawia więc czytelnika nie tylko z poczuciem przeczytania dobrej kryminalnej powieści o ludziach, którzy jakoś go obeszli. Zostaje się po lekturze także z przekonaniem, że nawet jeśli wokół dzieją się straszne rzeczy, młode dziewczyny zostają zamordowane, a zazdrość, chciwość i nieszczęście nietrudno wokół dostrzec, to życie nie jest wcale takie złe.
LITERATURA:
„Lubię finezję w konstrukcji fabularnej – wywiad z Ivą Procházkovą”. Rozm. Marta Matyszczak. Przeł. Julia Różewicz. http://www.kawiarenkakryminalna.pl/wywiady/870-lubie-finezje-w-konstrukcji-fabularnej-wywiad-z-iva-prochazkova
Śledczy
W „Roznegliżowanych” – tak jak w zeszłorocznym „Mężczyźnie na dnie” – towarzyszymy podczas śledztwa Mariánowi Holinie. To sprawny policjant, który oczekuje od zespołu „minimum formalności i maksimum wysiłku” (s. 304). Ponownie cienka jest granica między psychologią a astrologią w wyjaśnianiu zdarzeń i ważną rolę odgrywa intuicja. Nie powinno to jednak stanowić problemu nawet dla czytelników sceptycznych wobec znaków zodiaku, bowiem autorka sygnalizuje tego typu opcje nienachalnie, dając szansę także tradycyjnym metodom dochodzenia do prawdy.
Holina, podobnie jak wielu innych pierwszo- i drugoplanowych bohaterów powieści Procházkovej, okazuje się nieidealny, ale wzbudza sympatię. To jedna z większych zalet „Roznegliżowanych” – zarówno policjanci, jak i uwikłani w sprawę cywile nie zawsze są obiektywni, czasem dają się ponieść uprzedzeniom lub stawiają swoje sukcesy ponad dobrem ogółu. Wprawdzie jeszcze nie wszyscy członkowie zespołu Mariána dostali szansę pokazania się z różnych stron, ale liczę, że w kolejnych częściach cyklu poznamy ich bliżej.
Śledzeni
Za to liczni podejrzani sportretowani zostają na tyle wielowymiarowo, że trudno całkiem potępić motywacje wielu z nich. Autorka na szczęście nie próbuje za wszelką cenę prowokować gwałtownych zwrotów akcji i gnać z fabułą do przodu. Decyduje się na długie fragmenty prezentujące codzienne życie bohaterów przed zbrodnią, więc gdy dochodzi do morderstwa, to czytelnik czuje, że większość postaci zna już chociaż do pewnego stopnia. I wszyscy (mniej lub bardziej podejrzani) protagoniści mają coś na sumieniu, czegoś się boją i czegoś pragną – tylko niekoniecznie chodzi właśnie o to, co zakłada czytelnik.
Ciekawie wypada wątek mieszkających w Pradze Wietnamczyków. Procházková, mierząc się ze stosunkiem rodaków do imigrantów, nie idealizuje żadnej ze stron, nie czyni też z Azjatów wyłącznie ofiar stereotypowego myślenia Czechów. Potrafi jednak subtelnie sygnalizować trudną do przekroczenia obcość, z jaką muszą się zmagać ludzie o innym pochodzeniu (na przykład pielęgniarka zajmująca się podejrzanym o morderstwo Wietnamczykiem „Przekręcała jego nazwisko, jak każdy w tym kraju” [s. 147]).
Śledztwo (i słownictwo)
Śledztwo, jeśli pominąć dywagacje astrologiczne, przebiega raczej klasycznie. Mylenie tropów polega na tradycyjnym niedopowiadaniu czytelnikowi prawdy w kluczowych miejscach i rzucaniu podejrzeń na wszystkich po kolei. To jednak w powieści Procházkovej nie irytuje, lecz prowadzi do sensownego rozwiązania – a to z kolei prowokuje do ważnych pytań o granice i kryteria sprawiedliwości.
Na tle większości przedstawicieli gatunku „Roznegliżowane” wyróżniają się nie tylko dobrze wymyślonymi postaciami i wciągającą, niegłupią fabułą, ale także specyficznym stylem. Jest tu elegancka literackość w opisach: „Zawsze to samo. Pogoda wyżywa się na biednym świecie, po czym udaje, że nic się nie stało (…)” (s. 188) i dialogi zahaczające o kanon (w pamięć zapada ochroniarz, który próbuje wciągnąć Holinę w dyskusję o literaturze i stwierdza: „Węgierski Słowak w czeskiej policji? No, sam pan przyzna, całkiem jak ze Szwejka […]” [s. 267]). Pojawiają się też słowackie powiedzenia, a jako motta wykorzystano nawiązujące do konkretnych dni przysłowia z kalendarza. I nie wiem, na ile to zasługa autorki, a na ile inwencji tłumaczki, Julii Różewicz, ale rzucają się w oczy podkreślające swojski klimat zdrobnienia w rodzaju „ciepełko”, „kobitka”, a także słowa regionalne (jak „baboki”, czyli straszydła).
Śmiech przez łzy
Holina w pewnym momencie zostaje scharakteryzowany następująco: „Jakkolwiek mocno sparaliżowałaby go magia śmierci, ostatecznie zawsze zwyciężały w nim małe radości życia” (s. 35). To nauka, której raczej nie znajdziemy w modnych kryminałach skandynawskich. Sama autorka twierdzi: „Ostatnio często spotykam się z opinią, że moje powieści kryminalne przypominają kryminały skandynawskie. Lubię je, ale nie inspiruję się nimi. Wolę w tym względzie literaturę czeską” (kawiarenkakryminalna.pl). Wydaje mi się, że można tu mówić po prostu o ciekawej mieszance. Docenienie drobiazgów i podkreślaniu uroków codzienności sprawia, że spotkanie z „Roznegliżowanymi” jest trochę jak towarzyszenie w śledztwie weselszej wersji Kurta Wallandera – a kto czytał serię Henninga Mankella, ten wie, że czasami aż się prosi o jakiś mniej ponury kontrapunkt.
Podobnie jak „Mężczyzna na dnie” nowy tom cyklu Procházkovej pozostawia więc czytelnika nie tylko z poczuciem przeczytania dobrej kryminalnej powieści o ludziach, którzy jakoś go obeszli. Zostaje się po lekturze także z przekonaniem, że nawet jeśli wokół dzieją się straszne rzeczy, młode dziewczyny zostają zamordowane, a zazdrość, chciwość i nieszczęście nietrudno wokół dostrzec, to życie nie jest wcale takie złe.
LITERATURA:
„Lubię finezję w konstrukcji fabularnej – wywiad z Ivą Procházkovą”. Rozm. Marta Matyszczak. Przeł. Julia Różewicz. http://www.kawiarenkakryminalna.pl/wywiady/870-lubie-finezje-w-konstrukcji-fabularnej-wywiad-z-iva-prochazkova
Iva Procházková: „Roznegliżowane”. Przeł. Julia Różewicz. Wydawnictwo Afera. Wrocław 2017 [seria: Czeskie Krymi].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |