ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 września 18 (330) / 2017

Joanna Soćko,

UWAGA, ZWARCIE! KILKA SŁÓW O STYKU HUMANISTYKI I NAUK ŚCISŁYCH ('SZKIEŁKO I OKO. HUMANISTYKA W DIALOGU Z AKTUALNĄ FIZYKĄ')

A A A
Oto książka: gruby tom oprawiony w ładną, twardą okładkę, na której szare barwy odrapanego budynku przełamane są intensywnie błękitnymi drzwiami, stanowiącymi w tej kompozycji przyciągający oko kontrapunkt. Na zewnątrz harmonia – w środku chaos: entropia właściwa pokonferencyjnym zbiorówkom, w których ogólny zbiór tekstów staje się wypadkową sposobów, w jaki uczestnicy konferencji zinterpretowali obszerny temat i dostosowali go do tego, czym naukowo się zajmują. Chaos tym większy, że zaproponowany przedmiot badań w praktyce się rozrósł: do tytułowej „aktualnej fizyki”, z którą hipotetycznie ma tu dialogować szeroko pojęta myśl humanistyczna, ograniczyło się bowiem tak naprawdę niewielu autorów. W rezultacie otrzymujemy konglomerat artykułów o różnej jakości, na różne tematy i w różnych językach – wszystko w jednym worze, ponieważ redaktorzy nie podjęli się upychania tekstów do umownych chociażby działów. A – jak wiadomo z drugiej zasady termodynamiki – bez udziału czynników zewnętrznych entropia układu zawsze rośnie…

Zróbmy tu nieco porządku…

To wstępne, przedmiotowe podejście do recenzowanej książki usprawiedliwiam jej tytułem („Szkiełko i oko”), który odwołuje nas do oświeceniowego paradygmatu uprawiania nauki, implikując tym samym dystans podmiotu obserwującego do przedmiotu opisu i badań. Nie tylko z powodu rozdźwięku pomiędzy tym paradygmatem a pojawiającą się w podtytule „aktualną fizyką” tytuł ów wprawia w konsternację. Zakłopotanie wywołuje on zwłaszcza podczas lektury wstępu; redaktorzy już na początku podkreślają bowiem, że odwoływanie się do metafory szkiełka i oka jest stałą uszczypliwością humanistów, którzy zarzucają „ścisłowcom”, że stosowane przez nich narzędzia „nie ułatwiają, ale właśnie przeszkadzają dostrzec istotę całości” (s. 7). Czy tytuł ten ma zatem stanowić policzek wymierzony w reprezentantów nauk ścisłych? Byłaby to intrygująca perspektywa (oto humanistyka „wstaje z kolan”!); nie idzie ona jednak w parze z zamierzeniem przyświecającym tej antologii, która ma, jak piszą redaktorzy, „wyznaczyć obszar możliwego spotkania literary intellectuals i scientists” (s. 10). Należy zatem zakładać, że nawiązanie do „Romantyczności” Mickiewicza nie jest tu podszyte uszczypliwą ironią, ale stanowi próbę faktycznego docenienia „prawd martwych” przeciwstawianych przez wieszcza „prawdom żywym”. Bo w końcu, jak zauważają redaktorzy, „trzeba dostrzec obecność pojęcia »prawdy« w obu Mickiewiczowskich frazach” (s. 8).

Tytuł sugeruje być może również to, że w prezentowanej antologii literaturoznawcy odwracają się na chwilę od spraw serca, czucia i wiary, by zastanowić się w końcu poważnie nad owym „szkiełkiem i okiem” sceptycznego wobec cudów starca. Za takim odczytaniem przemawia fakt, że niemal połowa artykułów dotyczy motywu nauk ścisłych w dziełach poszczególnych pisarzy, dramatopisarzy i poetów. Możemy zatem przeczytać o spinozjańskich inspiracjach wierszy Zbigniewa Herberta (tekst Anny Janek), matematycznych eksperymentach Tymoteusza Karpowicza (tekst Karoliny Górniak), astronomicznych motywach twórczości Aleksandra Błoka (esej Timothy’ego Williamsa) czy fizykalnych wątkach w poezji Ewy Lipskiej (artykuł Irminy Fornalskiej). Nie mogło zabraknąć w tym gronie również Lema, o którym pisze Szymon Piotr Kukulak, podkreślając dług polskiego mistrza science fiction wobec osiągnięć fizyki neutronowej. Na uwagę zasługuje z pewnością ciekawy tekst Artura Żywiołka o Andrzeju Falkiewiczu. Ten współczesny twórca pozostaje wciąż w kuluarach polskiej sceny poetyckiej, tymczasem Żywiołek nie tylko wprowadza go w światło reflektorów, ale też dobrze osadza w kontekście opisanego już przecież pogranicza nauk humanistycznych i ścisłych. Trzy artykuły dotyczą sztuk scenicznych: Marcin Leszczyński pisze o „Arkadii” Toma Stopparda; Joanna Wrońska słusznie zauważa, że teatr jest nierozerwalnie związany z fizycznością jako taką i to właśnie z tej perspektywy należy rozpatrywać eksperymenty sceniczne i tematyczne nawiązania do fizyki; natomiast Zofia Agnieszka Kłakówna, na podstawie dramatu Dürrenmatta, podpowiada, jak wykorzystać scjentystyczne motywy literackie, by rozpalić w uczniach chęć badania wszechświata (którą faktycznie może w nich pogrzebać wkuwanie wzorów i definicji). Poza tym przeczytamy jeszcze w tej antologii, jak literatura spotyka się z nauką w twórczości J.M. Coetzee’ego (artykuł Olgi Glebovej) i Stefana Grabińskiego (tekst Bartosza Woźniaka).

Najciekawsze chyba artykuły tego zbioru dotyczą rzeczywistego mariażu sztuki i technologii wyrosłej z zastosowania osiągnięć nauk ścisłych. Andrzej Głowacki i Marika „Ika” Wato w zajmujący sposób przedstawiają zjawisko „archetyptury”, czyli estetycznego, twórczego wykorzystania kodów QR (Quick Response), które zeskanowane przy pomocy aplikacji mobilnej oferują użytkownikowi treści dotyczące produktów, usług lub wydarzeń. QR kod wykorzystany jako ornament w designie użytkowym lub na ubraniach może zamieniać materialne otoczenie w nośnik treści literackich, tym bardziej atrakcyjnych, że ukrytych i wymagających interakcji. Jean Hainaut pokazuje, jak zastosowania nauk ścisłych mogą ożywić historyczne dyskursy, natomiast Grażyna Pietruszewska-Kobiela przedstawia na przykładzie działalności grupy artystycznej Perfokarta i interaktywnego projektu Bałwochwał fenomen „literatury ergodycznej” – literackich cybernetycznych projektów artystycznych. Osobno należałoby omówić świetny esej Adama Regiewicza, który z komparatystycznym rozmachem snuje refleksję na temat możliwości włączenia interpretacji (w liczbie mnogiej) w grono światów możliwych i osadza swoje rozważania z jednej strony na teoriach kognitywistycznych, z drugiej zaś na bardzo ciekawym odczytaniu znanych wątków biblijnych.

Znajdziemy w końcu w „Szkiełku i oku” artykuły, które istotnie – zgodnie z podstawowym zamierzeniem tomu – starają się wyznaczyć możliwy obszar wspólny dla humanistyki i nauk ścisłych. Joanna Ślósarska opisuje specyfikę punktu libracji – tj. miejsca, w którym ciało może pozostawać w stanie bliskim spoczynku względem ciał jakiegoś układu – znajdującego zastosowanie zarówno w nauce, jak i w sztuce. Dorota Ortenburger omawia z Jackiem Wąsikiem zagadnienie pomiaru i – osadzając refleksję w praktycznym doświadczeniu – zastanawia się nad różnicą pomiędzy mierzeniem właściwym dla nauk ścisłych czy statystyki a psychologicznymi próbami parametryzacji ludzi. W krótkiej przedmowie Zbigniew William Wolkowski wyraża nadzieję, że badania nad informacją zbliżą do siebie nauki ścisłe i humanistyczne – niestety brak analiz i idących za nimi argumentów nie daje czytelnikowi szansy na to, że owa nadzieja mu się udzieli. Z kolei Janusz Bohdziewicz przekonująco opowiada o „znaczącej nieoznaczoności” w bardzo ciekawym artykule pokazującym humanistykę i fizykę jako dziedziny synoptyczne.

Miłosierdzie nakazywałoby pominąć milczeniem tekst Grzegorza Banaszkiewicza, który – prezentując język obrazu jako wspólny dla sztuki i nauki – przedstawia czytelnikowi krótką historię fotografii, pokazując, jak naukowcy przestali potrzebować grafików. Ponieważ jednak redaktorzy zachęcają do odwrócenia się od serca na rzecz chłodnego spojrzenia, chętnie wspomnę o wnioskach Banaszkiewicza, dowodzą one bowiem, że do pewnego stopnia prezentowana antologia jest książką straconych szans. Autor prezentuje w artykule m.in. ryciny słońca z XIX wieku, a następnie barwne zdjęcia słońca wykonane przez specjalistów NASA i stwierdza: „(…) ta sama treść podstawowa: oto Słońce. Nadal je rozpoznajemy (…)” (s. 37). Czyżby?! Konia z rzędem temu, kto rozpozna słońce na fotografii z użyciem filtra H-alfa. Autor najwyraźniej ma tego świadomość, skoro pisze, że filtr ten umożliwia fotografie, „na których Słońce wygląda jak biologiczny obiekt pod mikroskopem elektronowym” (tamże). Czy nie to właśnie jest najciekawsze, że jako laicy NIE rozpoznajemy prawdziwego słońca na zdjęciach, za to bezbłędnie dekodujemy umowny symbol na rycinach? Co nam to mówi o relacjach pomiędzy „prawdami martwymi” i „prawdami żywymi”, o których wspominają redaktorzy, nie dekonstruując tego wyświechtanego przeciwstawienia? Zamiast przyjrzeć się temu problemowi, autor wyraża w konkluzji niepopartą tokiem jego wywodu nadzieję na to, że „dialog pomiędzy Nauką i Sztuką – za pomocą języka wizualnego – może zostać odbudowany” (s. 39).

Przejdźmy do sedna…

Moje wątpliwości związane z trafnością tytułu nie wynikają bynajmniej stąd że redaktorzy, omawiając rubieże współczesnej fizyki, sięgnęli po XIX-wieczny symbol oświeceniowo-romantycznego sporu. Przeciwnie, jestem zdania, że moment romantycznego przesilenia jest w dyskusji na temat relacji pomiędzy humanistyką a fizyką absolutnie kluczowy. Problem polega na tym, że ani krótkie wprowadzenie, ani układ artykułów nie naświetlają tej kwestii. W pierwszym zdaniu wstępu redaktorzy piszą, że „Od czasu nowożytnego rozdziału nauk przyrodniczych od humanistyki wzajemna niechęć przedstawicieli tychże perspektyw badawczych utrzymuje się na podobnym poziomie” (s. 7); mogłabym się z tym zgodzić, jednak tylko pod warunkiem, że ów „czas nowożytny” zdefiniujemy za Zbigniewem Kaźmierczykiem jako moment romantycznej reakcji na postęp scjentyzmu. Słusznie bowiem pisze Kaźmierczyk, że reakcja ta wytworzyła „(…) antynomię wiary i rozumu (i wynikającą z niej antynomię wiedzy wiary i wiedzy nauki), ogniskującą życie umysłowe w epokach późniejszych” (s. 58). Mając to na uwadze, wyrażam żal, że bardzo ważny i ciekawy artykuł „Astrofizyka w wybranych manifestach romantycznych” nie znalazł się na początku antologii, ponieważ pokazuje on korzenie całej tej dyskusji, w której autorzy tekstów do omawianej książki zechcieli wziąć udział.

Polska literatura XIX wieku kształtowana była przez inne czynniki historyczno-społeczne, wyznaczając późniejszej kulturze nieco inne tory. Jednak poprzez twórczość takich romantyków i pre-romantyków jak Emanuel Swedenborg, William Blake czy Wolfgang Goethe romantyzm wykształcił nurt wyraźnie przeciwstawiający się wpływowi nowożytnej nauki na mentalność i sposób bycia. Kraj rewolucji industrialnej może poszczycić się najlepiej chyba pod tym względem rozwiniętą i ugruntowaną tradycją literacką. Wystarczy wspomnieć takie wiekopomne powieści jak „Frankenstein” Mary Shelley czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, żeby zobrazować, jak namysł nad postępem nauk ścisłych, a przede wszystkim nad wykorzystywaniem zdobyczny tego postępu, rodził kolejne arcydzieła. W 2010 roku Barri Gold wydała świetną książkę „ThermoPoetics”, w której pokazuje, jak XIX-wieczna fizyka wpłynęła na rozwój literatury wiktoriańskiej. Mamy tu do czynienia z tradycją literacką, która co prawda zdradzała nieraz również zachwyt, ale przede wszystkim wyrażała zaniepokojenie przekształceniami sposobów życia, pracy i myślenia, ustanawiając tym samym stosunek humanistycznego namysłu do nauk ścisłych i powiązanego z ich sukcesami postępu technologicznego. Śledząc te literackie reakcje i rozwój kryjących się za nimi myśli o charakterze socjologicznym i filozoficznym, nie sposób nie dostrzec, że w spięciu pomiędzy naukami humanistycznymi i ścisłymi kryje się znacznie więcej niż zakorzeniony w stereotypach spór akademickich dyscyplin (zob. s. 7).

Dochodzę tutaj do najważniejszej nurtującej mnie wątpliwości dotyczącej głównego celu tej antologii, przedstawionego przez redaktorów jako poszukiwanie przestrzeni dialogu. Zarówno we wstępie, jak i w świetnym eseju Janusza Bohdziewicza pojawia się sugestia dotycząca gorszego „statusu społecznego” humanistyki oraz tego – to ciekawe spostrzeżenia – że fizyka przejmuje w dużej mierze funkcje pełnione dotąd przez humanistykę. Bohdziewicz zauważa, za Krzysztofem Meissnerem, że współczesna fizyka nie opiera się już na obserwacji świata, ale „ewoluuje głównie za sprawą zdolności wizjonerskich, czysto teoretycznej myśli i rozwoju języka matematycznego” (s. 292), a redaktorzy sugerują, że „(…) fizyka staje się obecnie porządkiem sensotwórczym, porządkującym i klasyfikującym świat, ale także pozwalającym odpowiadać na nurtujące człowieka pytania, także z zakresu egzystencji i duchowości” (s. 9). Brakuje mi tutaj wyraźnego rozpoznania głębokiego uwikłania nauk ścisłych w mechanizmy rynku. A może nawet nie tyle rozpoznania, co wyciągnięcia z tego faktu wniosków. Technologiczny wyścig, prace nad sztuczną inteligencją, postępująca robotyzacja, którą umożliwiają coraz bardziej zaawansowane badania – wszystko to nie jest napędzane ani bezinteresownym poszukiwaniem prawdy, ani odpowiedzią na realne potrzeby. Stoi za tym dążenie do najszerzej pojmowanego zysku, a ogromny wpływ technologizacji na przekształcanie naszego codziennego życia – a zatem podstawowych warunków naszej egzystencji – wydarza się niejako przypadkowo. Czy miałkość współczesnej humanistyki nie polega przypadkiem właśnie na tym, że zatraciła ona swój romantyczny, krytyczny potencjał, który prowokował do pogłębionej refleksji na temat tego, co robią z naszym życiem wynalazki umożliwiane przez badania prowadzone na gruncie nauk ścisłych? Czy grupom stojącym za opracowywaniem i wdrażaniem coraz to nowych wynalazków faktycznie zależy na tym, aby podejmowano refleksję dotyczącą potencjalnych niebezpieczeństw i dalekosiężnych skutków związanych z wprowadzaniem na rynek nowych produktów? Wydaje mi się, że w tym kontekście humanistyka ma do odegrania niezwykle ważną rolę, która bynajmniej wcale nie polega na wyznaczaniu obszaru dialogu i płaszczyzny porozumienia. Oczywiście, współpraca pomiędzy „ścisłowcami” a humanistami byłaby korzystna dla zwiększania poczucia wspólnej odpowiedzialności. Dużo ważniejszy od samej współpracy wydaje mi się jednak rozwój owego potencjału krytycznego, który rozwijałby (i do pewnego stopnia rozwija, czego przykładem może być choćby ekokrytyka) dyskursy i paradygmaty zachowań alternatywne wobec tych, które narzuca nam postęp technologiczny. I nie chodzi bynajmniej o to, aby postęp technologiczny powstrzymać. Chodzi o to, żeby brać w nim udział świadomie.
„Szkiełko i oko. Humanistyka w dialogu z aktualną fizyką”. Red. Artur Regiewicz, Artur Żywiołek. Wydawnictwo DiG. Warszawa 2017.