
Zofia Bałdyga, Olga Stehlíková,
WIERSZE
A
A
A
olga
trzydzieści pięć tysięcy czterdziesty drugi dzień życia
olga długo wstaje
ostrożnie przykłada staw do stawu
oddycha
szwedki po czesku oparte o zatłuszczony zagłówek
oddaje im pełną wagę dziewięćdziesięciu sześciu lat
zastąpione ciało
endoproteza biodra
te na serce, to na oddychanie, tamto na trawienie
leki na śmierć
totalną namiastką w środowym urzędzie zaskoczy
dziewczęcym ruchem przesuwane po drabince nosa okulary
najnowszy odcinek emerytury aż na górze w szafie
feuchtwanger odpoczywa na szafce nocnej
nie pytają, o czym myślę
krzyczą na mnie o drobnostki
odpowiadam spokojnie
jestem taka zmęczona
der briefordner
die drahtheftmachine
myślę o swojej portmonetce
czy tam jeszcze jest
ale gdzie?
to ich poczucie, że się ucieszę, jak dzieci mi coś zaśpiewają
w której klasie jest ta prawnuczka
niech no sobie przypomnę
ta, której zdjęcie postawili mi kiedyś na komodzie, gdzie zawadza
czyje to oczy františku?
brakuje jeszcze jedzenia
wykreślanek
supermarketu z osobą towarzyszącą
pozostać damą za wszelką cenę
mówi torebunia
pójdę głosować
szeleszczą chusteczki do nosa wciśnięte w rękawy koszuli
po małżonku
milczy
ogromne, ogromne pieluchy
františek
na balkonie popielniczka z kiepami z lat siedemdziesiątych
codziennie popołudniu
– odziana w brązowy sos o zapachu menażki –
podejrzanie dzwoni pomoc charytatywna
znowu ryż
środa, dzień kąpieli
już nie będę się wstydzić
przed tym trzydziestolatkiem
ten straszliwy wysiłek
za ich czas dla staruszki
kto mówi że jeszcze chcę tu być
františku
popołudniu drobny sen
sen
wieczorem znowu sen
w nocy leki na sen
sen
fanuszku
jeździmy do niej w weekendy
wypełniamy starą przestrzeń
zmarła jej sześćdziesięcioletnia córka
jesteśmy głośni
życie było puste
(typowy I)
zawsze je chciała
ze strachu przed tym, że mogłaby ich nie chcieć
chciała za mocno
życie bez dzieci było puste
dużo spała
jadła regularnie
jeździła na piękne wycieczki
chodziła na uczelnię i do pracy
miała trochę zainteresowań
urządzili sobie mieszkanko
nagle wszędzie się wyroiły:
na ulicy, w metrze, w shopie
okrągłe, zadowolone brzuszki
napisała wiele życiorysów
zamężna, bezdzietna – jakby sama siebie widziała
nie miała już zbyt wiele czasu
ślub mieli ładny
pas do pończoch schowała dla córki
dwie kreski to o tyle więcej niż jedna
korespondowała z innymi mamami
które nie mogły nimi zostać
czekaczka82: znów nic
starajątko pardubice: doczekasz się, musisz tym
spermijkom pomóc
teraz ma córkę
życie jest puste
córa jest piękna
te nóżynki...
strasznie się naspacerowała z wózkiem
wysypywała z bucików piasek
czasami myślała o wycieczkach
kiedy córka szła do przedszkola
poszła na pół etatu
żeby tak zupełnie nie wypaść z obiegu
później mieli jeszcze honzíka
dorosną
sroka pod brzozą jest jak panda na szachownicy
jak gazeta na przejściu
tak strasznie zbyteczna
jeszcze parę lat i będziesz je prosić, żeby
trochę pokrzyczały w domu
na razie trzymasz je w kochającym zaciszu
do którego nie dochodzą te ohydne dźwięki
na które jeszcze reagują
skwapliwie przykrywasz odepchnięte myśli
nie osuwaj się pod ławę możliwości
na cmentarzach jest pełno bohaterów
lepsza już nie będziesz, ale jeszcze wciąż masz niewątpliwą rację
z przyjaciółmi wymieniasz uśmiechy pełne współczucia, choć bez zrozumienia
mimo że oczy wciąż mają takie same
ta uległość i sugestywność czasu
na przykład to, kiedy powinny zakwitać grządki
a pies lśnić sierścią z trawnika jak grzybolbrzym
czas na gorący pamiątkowy kubek
docenisz drzewa, ptaki, niebo
choć tam w górze zygzakiem haftuje nietoperz
***
jakie nadzieje muszą żywić sukienki wiszące w twojej szafie
staram się chłonąć ich tajemniczy zapach
w tych oto drzwiach zderzają się o poranku twoi synkowie
delikatne, jeszcze nieuczesane głowy
odsypiasz nocną zmianę
niemal je czuję, brzemię twojego ciała
szukają torby na wf
tymczasem z kuchni czyjąś delikatną reką
układają się plasterki sera
tutaj jesteś?
w kapciach pod łóżkiem, tych z odciskami palców
w wydechu piżamy przerzuconej przez oparcie krzesła
w wąsach strząśniętych nad umywalką
wśród bieliźnianych kół
które uprała powiesiła zdjęła uprasowała złożyła
twoja żona twoja córka twoja matka albo ja
Publikowane wiersze pochodzą z tomiku „Tygodnie” („Týdny”).
trzydzieści pięć tysięcy czterdziesty drugi dzień życia
olga długo wstaje
ostrożnie przykłada staw do stawu
oddycha
szwedki po czesku oparte o zatłuszczony zagłówek
oddaje im pełną wagę dziewięćdziesięciu sześciu lat
zastąpione ciało
endoproteza biodra
te na serce, to na oddychanie, tamto na trawienie
leki na śmierć
totalną namiastką w środowym urzędzie zaskoczy
dziewczęcym ruchem przesuwane po drabince nosa okulary
najnowszy odcinek emerytury aż na górze w szafie
feuchtwanger odpoczywa na szafce nocnej
nie pytają, o czym myślę
krzyczą na mnie o drobnostki
odpowiadam spokojnie
jestem taka zmęczona
der briefordner
die drahtheftmachine
myślę o swojej portmonetce
czy tam jeszcze jest
ale gdzie?
to ich poczucie, że się ucieszę, jak dzieci mi coś zaśpiewają
w której klasie jest ta prawnuczka
niech no sobie przypomnę
ta, której zdjęcie postawili mi kiedyś na komodzie, gdzie zawadza
czyje to oczy františku?
brakuje jeszcze jedzenia
wykreślanek
supermarketu z osobą towarzyszącą
pozostać damą za wszelką cenę
mówi torebunia
pójdę głosować
szeleszczą chusteczki do nosa wciśnięte w rękawy koszuli
po małżonku
milczy
ogromne, ogromne pieluchy
františek
na balkonie popielniczka z kiepami z lat siedemdziesiątych
codziennie popołudniu
– odziana w brązowy sos o zapachu menażki –
podejrzanie dzwoni pomoc charytatywna
znowu ryż
środa, dzień kąpieli
już nie będę się wstydzić
przed tym trzydziestolatkiem
ten straszliwy wysiłek
za ich czas dla staruszki
kto mówi że jeszcze chcę tu być
františku
popołudniu drobny sen
sen
wieczorem znowu sen
w nocy leki na sen
sen
fanuszku
jeździmy do niej w weekendy
wypełniamy starą przestrzeń
zmarła jej sześćdziesięcioletnia córka
jesteśmy głośni
życie było puste
(typowy I)
zawsze je chciała
ze strachu przed tym, że mogłaby ich nie chcieć
chciała za mocno
życie bez dzieci było puste
dużo spała
jadła regularnie
jeździła na piękne wycieczki
chodziła na uczelnię i do pracy
miała trochę zainteresowań
urządzili sobie mieszkanko
nagle wszędzie się wyroiły:
na ulicy, w metrze, w shopie
okrągłe, zadowolone brzuszki
napisała wiele życiorysów
zamężna, bezdzietna – jakby sama siebie widziała
nie miała już zbyt wiele czasu
ślub mieli ładny
pas do pończoch schowała dla córki
dwie kreski to o tyle więcej niż jedna
korespondowała z innymi mamami
które nie mogły nimi zostać
czekaczka82: znów nic
starajątko pardubice: doczekasz się, musisz tym
spermijkom pomóc
teraz ma córkę
życie jest puste
córa jest piękna
te nóżynki...
strasznie się naspacerowała z wózkiem
wysypywała z bucików piasek
czasami myślała o wycieczkach
kiedy córka szła do przedszkola
poszła na pół etatu
żeby tak zupełnie nie wypaść z obiegu
później mieli jeszcze honzíka
dorosną
sroka pod brzozą jest jak panda na szachownicy
jak gazeta na przejściu
tak strasznie zbyteczna
jeszcze parę lat i będziesz je prosić, żeby
trochę pokrzyczały w domu
na razie trzymasz je w kochającym zaciszu
do którego nie dochodzą te ohydne dźwięki
na które jeszcze reagują
skwapliwie przykrywasz odepchnięte myśli
nie osuwaj się pod ławę możliwości
na cmentarzach jest pełno bohaterów
lepsza już nie będziesz, ale jeszcze wciąż masz niewątpliwą rację
z przyjaciółmi wymieniasz uśmiechy pełne współczucia, choć bez zrozumienia
mimo że oczy wciąż mają takie same
ta uległość i sugestywność czasu
na przykład to, kiedy powinny zakwitać grządki
a pies lśnić sierścią z trawnika jak grzybolbrzym
czas na gorący pamiątkowy kubek
docenisz drzewa, ptaki, niebo
choć tam w górze zygzakiem haftuje nietoperz
***
jakie nadzieje muszą żywić sukienki wiszące w twojej szafie
staram się chłonąć ich tajemniczy zapach
w tych oto drzwiach zderzają się o poranku twoi synkowie
delikatne, jeszcze nieuczesane głowy
odsypiasz nocną zmianę
niemal je czuję, brzemię twojego ciała
szukają torby na wf
tymczasem z kuchni czyjąś delikatną reką
układają się plasterki sera
tutaj jesteś?
w kapciach pod łóżkiem, tych z odciskami palców
w wydechu piżamy przerzuconej przez oparcie krzesła
w wąsach strząśniętych nad umywalką
wśród bieliźnianych kół
które uprała powiesiła zdjęła uprasowała złożyła
twoja żona twoja córka twoja matka albo ja
Publikowane wiersze pochodzą z tomiku „Tygodnie” („Týdny”).
Przełożyła Zofia Bałdyga
Fot. Ladislav Zedník
Fot. Ladislav Zedník
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |