ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (334) / 2017

Przemysław Pieniążek,

NA TROPIE CZŁOWIEKA-ZAGADKI (HAMPTON SIDES: 'OGAR PIEKIELNY ŚCIGA MNIE')

A A A
W kwietniu 1968 roku James Earl Ray przyjechał do Memphis, gdzie wynajął pokój ze świetnym widokiem na motel Lorraine. Po oddaniu śmiertelnego strzału do pastora Martina Luthera Kinga juniora porzucił karabin snajperski, wsiadł do białego mustanga i spokojnie odjechał. Policja, która już chwilę po zabójstwie przyjechała na miejsce zdarzenia, dosłownie minęła się ze sprawcą. Śledztwo przejęło FBI, rozpoczynając największy pościg w historii Stanów Zjednoczonych, w którym udział wzięło ponad 3,5 tysiąca agentów.

Hampton Sides – amerykański historyk, dziennikarz i pisarz – z benedyktyńską wręcz szczegółowością odtwarza ostatnie dni życia laureata Pokojowej Nagrody Nobla, symultanicznie śledząc działania jego zabójcy. W swojej publikacji (której tytuł zaczerpnięty został z utworu Roberta Johnsona, jak i fragmentu przemówienia Kinga mówiącego o tym, że „dyskryminacja to ogar piekielny, co kąsa czarnych każdego dnia”) autor sporo miejsca poświęca także między innymi żonie pastora Coretcie, prezydentowi Lyndonowi B. Johnsonowi oraz gubernatorowi południowego stanu Alabama George’owi C. Wallace’owi – populiście i neokonfederacie ubiegającemu się wówczas z ramienia Amerykańskiej Partii Niezależnych o fotel prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Nie mniej istotnym wątkiem w rekonstruowanej przez Hamptona Sidesa historii jest ten dotyczący dyrektora FBI J. Edgara Hoovera, w szczególności zaś jego podszytych jawną nienawiścią relacji ze zmarłym 4 kwietnia 1968 roku liderem ruchu praw obywatelskich działającym na rzecz równouprawnienia Afroamerykanów. Badacz zwraca przy tym uwagę na przewrotny paradoks: wszak to instytucja (kierowana przez leciwego, będącego reliktem dawnych czasów prawnika), która dotąd robiła wszystko, aby zniszczyć twórcę Kampanii Biednych Ludzi, otrzymała zadanie znalezienia jego mordercy. Jednocześnie Hampton Sides akcentuje wątek Carthy „Deke’a” D. DeLoacha, asystenta Hoovera, mediującego między wściekłym dyrektorem a oddanym sojusznikiem zabitego działacza, prokuratorem generalnym Stanów Zjednoczonych Ramseyem Clarkiem.

Kreśląc szerokie tło obyczajowe oraz społeczno-polityczne Ameryki tamtych lat, twórca tomu „Krew i burza. Historie z Dzikiego Zachodu” ukazuje nieuładzone oblicze Martina Luthera Kinga juniora – człowieka z krwi i kości, pełnego słabości i wad, psychicznie wyczerpanego, niepewnego jutra oraz dźwigającego na barkach brzemię odpowiedzialności. A w dodatku przewidującego swój tragiczny los. Jak wykazuje bowiem autor książki, wieczorem w przeddzień swojej śmierci pastor mówił o zagrożeniu ze strony „niektórych z naszych chorych białych braci” (s. 446) – a jeden z nich w końcu upomniał się o życie charyzmatycznego lidera.

Gdy Hampton Sides zbierał materiały do recenzowanej publikacji, bardzo poważnie podchodził do hipotezy, że zamach mógł być czymś więcej niż tylko inicjatywą samotnego strzelca. Dlatego badacz gruntownie przeanalizował dostępną literaturę z zakresu teorii spiskowych (do dziś wiele osób wierzy, że skazany na 99 lat więzienia, nieżyjący już Ray był jedynie kozłem ofiarnym bądź narzędziem w rękach o wiele potężniejszych od siebie mocodawców), sporządzając listę pytań bez odpowiedzi, pozornych sprzeczności czy niespójności w zebranych dowodach. Próbując zrozumieć, dlaczego wielokrotny zbieg zabił pastora, Hampton Sides uważnie zlustrował postać Jamesa Earl Raya (przybierającego także tożsamość Erica Starvo Galta oraz Ramona Sneyda), ze szczególnym uwzględnieniem jego nawyków, czytanych przez niego książek, poglądów politycznym czy wpływów, którym ulegał. „Ray tęsknił w życiu za jakimś sensem i za celem. Można go opisać jako puste naczynie, do którego wlewała się otaczająca go kultura pod postacią lektur, społecznych mód i nieustannego zgiełku wiadomości. Wszystkie te splątane bodźce wpadały do garnka nieokreślonej tożsamości: Jimmy Ray w głębi duszy nie wiedział, kim jest” (s. 444-445) – przekonuje amerykański historyk.

Najbardziej poszukiwany człowiek w Stanach Zjednoczonych bez wątpienia był osobą szalenie enigmatyczną: adwokaci, prokuratorzy, naczelnicy, strażnicy, więzienni psychiatrzy i dziennikarze nie potrafili go rozgryźć. Ray ciągle wysyłał różne sprzeczne sygnały, podrzucał fałszywe tropy, uwielbiał wyprowadzać w pole nawet tych, którzy starali się mu pomóc. Chociaż o jego winie przekonani byli prawnicy, dziennikarze śledczy, psycholodzy, pisarze, pracownicy Departamentu Sprawiedliwości oraz członkowie Kongresowej Komisji Specjalnej do spraw Zamachów (zaś adwokat Percy Foreman doradzał swojemu klientowi pójście na układ z prokuraturą, bo jego zdaniem gdyby doszło do procesu, ława przysięgłych posłałaby Raya prosto na krzesło elektryczne), doskonale czujący się w roli zbiega mężczyzna z sobie tylko znanych powodów do samego końca kłamał i mataczył, umożliwiając rozkwit kolejnych teorii spiskowych. Niemniej Hampton Sides zwraca uwagę na fakt, że swój udział w zbrodni popełnionej przez Raya miała też kultura nienawiści – płomienne przemowy przywoływanego już George’a Wallace’a oraz pozostałych segregacjonistów współtworzyły zdecydowanie wybuchową atmosferę, w której „zagubiony, a jednocześnie ambitny człowiek taki jak Ray mógł sobie pomyśleć, że zamordowanie Kinga jest dopuszczalne, a może nawet szlachetne” (s. 445).

Autor dołożył wszelkich starań, aby tom „Ogar piekielny ściga mnie” gwarantował odbiorcy płynną, trzymającą w napięciu lekturę. Zamysł udało się zrealizować w stu procentach, gdyż omawiany wolumin to błyskotliwie napisana literatura faktu, którą czyta się niczym rasową powieść sensacyjno-kryminalną. „1 lutego 1968 roku był deszczowy, a niebo ołowiane. Chude gałęzie dereni wczepiały się pazurami w zimne powietrze. Hałaśliwa pomarańczowa śmieciarka wypełniona po brzegi odpadkami z warkotem mijała domy w stylu angielskim, pseudoszwajcarskim i pseudotudorskim, gdzie jednolitość porośniętych uśpioną trawą ogródków zakłócały tylko złośliwe liście magnolii, brązowe i matowe, szeleszczące na wietrze” (s. 94) – podobnych opisów, podobnie jak bardzo skrupulatnych rekonstrukcji konkretnych wydarzeń (ucieczka Raya z więzienia w Jefferson City, ostatnie minuty życia Kinga) znajdziemy w książce o wiele więcej.

Co istotne, według zapewnień autora, każda scena przedstawiona w recenzowanym dziele znajduje oparcie w źródłach historycznych, podobnie jak każdy szczegół dotyczący przywoływanej topografii, warunków atmosferycznych czy dialogów odtworzonych na podstawie zgromadzonych dokumentów. Do skonstruowania swojej wartkiej opowieści Hampton Sides wykorzystał protokoły sądowe i te z posiedzeń komisji kongresowych, raporty z sekcji zwłok, relacje i artykuły prasowe, archiwalne materiały telewizyjne, fotografie z miejsca zdarzenia plus oficjalne raporty władz Memphis, FBI, Departamentu Sprawiedliwości, Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej oraz Scotland Yardu. W dodatku przemierzył dziesiątki tysięcy kilometrów (odwiedził Puerto Vallarta, Saint Louis, Austin, Cambridge, Lizbonę czy Toronto), przeprowadzając przy tym dziesiątki rozmów. Obficie korzystał też z materiałów zebranych przez Memphis Multi-Media Archival Project: przedsięwzięcie badawcze podjęte pod koniec lat sześćdziesiątych przez Memphis Search for Meaning Committee zachowujące dla potomności taśmy audio, wideo i historie ustne zebrane od setek naocznych świadków tamtych wydarzeń. Trud zdecydowanie się opłacił, bo „Ogar piekielny ściga mnie” to jedna z najciekawszych pozycji faktograficznych ukazujących się na rodzimym rynku.
Hampton Sides: „Ogar piekielny ściga mnie. Zamach na Martina Luthera Kinga i wielka obława na jego zabójcę”. Przeł. Tomasz Bieroń. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2017.