JAKA PIĘKNA ROZMOWA ('JAKA PIĘKNA ILUZJA')
A
A
A
Magdalena Tulli na polskiej scenie literackiej jest postacią co najmniej osobliwą. Debiutowała późno, a jej „Sny i kamienie” spotkały się nie tyle z dobrym przyjęciem, co z krytycznoliteracką ekstazą. Nie wpisywała się w żadne pokoleniowe poetyki czy grupy, od początku stanowiąc „zjawisko osobne”. Jest kimś w rodzaju totalnego rewersu Doroty Masłowskiej – pierwszą powieść wydała jako dojrzała kobieta, towarzyszył jej zachwyt krytyków i niemalże zerowy „szum medialny”. Tulli rzadko bywa w mediach, wywiadów udziela niemal wyłącznie przy okazji promowania nowej książki i niekoniecznie w najpopularniejszych kanałach komunikacji, książki wydaje nieregularnie, nie zważając na imperatyw „utrzymania się na rynku” i wymóg stałej obecności w świadomości czytelniczej. Niechętnie mówi o swoim życiu osobistym, o którym w gruncie rzeczy niewiele wiadomo, dała się poznać jako trudna rozmówczyni, która potrafi na rozbudowane pytania odpowiedzieć jednym zdaniem (albo, w najgorszym przypadku, monosylabą), unika jak ognia utożsamiania jej z bohaterkami-narratorkami „Włoskich szpilek” i „Szumu”, jej książek nie da się sprzedawać popularną taktyką „na autora”. Dlaczego więc zdecydowała się na wydanie w formie książkowej rozmów z Justyną Dąbrowską (zarówno Tulli, jak i Dąbrowska odżegnują się od nazywania „Jaka piękna iluzja...” wywiadem-rzeką)?
Przede wszystkim należy zastanowić się, dla kogo i po co istnieją wywiady z pisarzami. Z oczywistych względów towarzyszą promocjom nowych książek, nagrodom literackim, rozmaitymi festiwalom itd. Poza uwarunkowaniami rynku książki wywiady, zwłaszcza te rozbudowane, w formie książkowej, wiążą się z pozycją, jaką zajmują pisarze w kulturze polskiej. Pełnią oni społeczną rolę wieszcza, nawet jeśli od czasów romantyzmu model ten przeszedł wiele przemian i ewolucji. Głos pisarza w rozmaitych sprawach postrzegany jest jako rodzaj kompasu w trudnych czasach (a wydaje się, że wyłącznie takie miewamy), komentarza do rzeczywistości, wnikliwej obserwacji, której artysta nie zawarł do tej pory w swojej twórczości, a którą warto się podzielić z publicznością. Specyficzna forma, jaką są wywiad-rzeka czy cykl rozbudowanych rozmów, przysługiwała do tej pory pisarzom formatu, powiedzmy, Czesława Miłosza. Poeta, noblista, myśliciel, nestor – z racji szczególnej pozycji takiej postaci dla kultury polskiej, obszerny wywiad miał swój „ciężar właściwy” i odpowiednią doniosłość. Rozmowy z pisarzami nie będącymi Czesławem Miłoszem (przy czym zaznaczam, że traktuję tu Miłosza jako pewną figurę) ukazywały się w zbiorach wywiadów – z pisarkami, o sztuce, przeprowadzonych przez jednego dziennikarza bądź krytyka literackiego itd. Pewien wyłom w tym schemacie stanowiła „Dusza światowa” z 2013 roku, czyli rozmowa Agnieszki Drotkiewicz z Dorotą Masłowską. Niestety, eksperyment wpuszczenia Masłowskiej w Miłoszowski schemat (przy jednoczesnych mizernych próbach pogrywania sobie z ramami gatunkowymi wywiadu-rzeki z pisarzem) zakończył się klapą. Jak w tym schemacie odnalazły się Justyna Dąbrowska i Magdalena Tulli?
Słusznie Tulli i Dąbrowska odżegnują się od etykiety „wywiadu-rzeki” z pisarką – Tulli, zgodnie z jej dotychczasową prezencją medialną (bo trudno chyba w jej przypadku mówić o strategii marketingowej czy wizerunku), nie dała się przy okazji książkowego wywiadu „wpuścić w Miłosza”. Nie wchodzi w rolę Artystki i Twórczyni, nie głosi prawd, nie przemawia z wysokości. Nie jest to także rozmowa z gatunku „women empowerment”, gdzie dwie kobiety rozprawiają o świecie, choć w „Jaka piękna iluzja...” wątków kobiecych czy wręcz feministycznych nie brakuje. Rozmówczynie nie celebrują swojej znajomości czy zażyłości (a czytając wywiady z Magdaleną Tulli szybko można się przekonać, że nie z każdym rozmawia ona równie swobodnie i przyjaźnie), nie eksponują siebie, po prostu – rozmawiają. O czym? Książka została podzielona na dwanaście rozdziałów, w tym o wychowaniu dzieci, książkach, muzyce, wolności, miłości i śmierci. Kolejnym rozdziałom-rozmowom towarzyszą zdjęcia Mikołaja Grynberga, utrzymane w spójnej, minimalistycznej estetyce, stanowiące rodzaj komentarza i ilustracji do poruszanych w rozmowie tematów. „Jaka piękna iluzja...” jest nie tylko zapisem rozmów, ale bardzo ładnym przedmiotem – porządnie wydana, w twardej oprawie, z piękną okładką i szatą graficzną utrzymaną w jesiennej, przygaszonej kolorystyce jest nie tylko warta czytania, ale i oglądania. Rozmowy opatrzone fotografiami stwarzają klimat kontrolowanej intymności, komfortowej nie tylko dla rozmówczyń, ale i czytelników, którzy nie mają wrażenia, że podsłuchują coś całkowicie intymnego. Każdy z rozdziałów otwiera cytat z powieści Tulli, stanowiący albo przyczynek do rozmowy, albo motto. Justyna Dąbrowska obchodzi się z Tulli delikatnie – nie próbuje na nią „polować”, „wyciągnąć” z pisarki tajnych informacji, potrafi słuchać i zadawać otwierające pytania. Rozmowa sprawia wrażenie czegoś pomiędzy rozmową bliskich kobiet a wywiadem prasowym, z wyważoną częścią „zwierzeniową” (jeśli tak można nazwać osobiste wątki, pojawiające się w rozmowie). Tulli ma jasno zakreślone granice, jak mówi „O różnych sprawach rozmawiamy, o których może lepiej, żebyś nie pisała. Nie jest tak, że się wykręcam od mówienia o sobie, ale obawiam się, że cała prawda o nas wszystkich to za dużo jak na tę okazję” (s. 31). Kto się spodziewał „Magdaleny Tulli w pierwszym szczerym, osobistym wywiadzie”, tego „Jaka piękna iluzja...” zawiedzie, z rozmów nie dowiemy się wiele więcej, niż to, co pisarka już opowiedziała we wcześniejszych wywiadach. Podejmowane tematy nie są traktowane pobieżnie, w rozmowach brakuje powszechnego w wywiadach elementu lansu, kreowania wizerunku, przyciągnięcia uwagi czytelnika starannie wybraną kontrowersją. Tulli potrafi być ironicznie gorzka, zabawna, a przede wszystkim, jak zawsze, z doskonałym wyczuciem formy. O miłości mówi: „Wchodzi się w tę iluzję jak w coś wspaniałego. Wcale nie musi być wspaniałe, musi nam się wydawać wspaniałe. Inaczej nie byłoby chętnych. Obawiam się, że wspaniałe nie może być. Na coś naprawdę wspaniałego, takiego na poziomie naszych oczekiwań, nie ma na tym świecie materiału, bo cały ten świat jest zrobiony nie z tego, na co wygląda, jest trochę oszukany” (s. 234). Brzmi zaskakująco podobnie do zdań otwierających „Tryby”: „Stwarzanie światów! Nie ma nic prostszego. Podobno wytrząsa się je z rękawa. A po co? Żeby nacieszyć oko migotaniem, kiedy wznoszą się ku światłu, drżące jak mydlane bańki. Potem pochłania je ciemność. Kiedy wzlatują, to tak jakby już spadały. Ale czy nie są piękne?” (s. 5). Tym jest właśnie tytułowa piękna iluzja – materią tego świata i jego mechanizmem napędowym. Tulli nie jest jednak pesymistką, choć podejrzewa, że zmierzamy w złym kierunku – wobec iluzji stara się zachować mądrą pogodność. Czyli bez specjalnej ekstazy.
Czytanie „Jaka piękna iluzja...” to czysta przyjemność. Tulli nie uprawia erudycyjnej szermierki słownej, nie wygłasza prawd, ale celnie komentuje, także bieżące sprawy polityczne. To trochę jak słuchać mądrej, pogodnej, ale żyjącej w chatce na uboczu wiedźmy. Ze swojej chatki widzi wiele, obserwuje i wyciąga wnioski, a umiejętnie zapytana, powie nam coś o świecie, czego sami byśmy nie zauważyli. W pięknych słowach. Odrzucenie przyjętych reguł wywiadu-rzeki z pisarzem/pisarką dobrze zrobiło tym rozmowom – dzięki temu są zajmujące nie tylko dla badaczy literatury czy wielbicieli twórczości Tulli, ale dla każdego, kto chciałby się dowiedzieć „czegoś łakomego na temat świata” (Łopieńska, Tulli 1996)..
LITERATURA:
„Coś łakomego na temat świata”. Rozm. B. N. Łopieńska. „Res Publica Nowa” 1996, nr 2. Przedr. B. Łopieńska: „Książki i ludzie”. Warszawa 1998.
Przede wszystkim należy zastanowić się, dla kogo i po co istnieją wywiady z pisarzami. Z oczywistych względów towarzyszą promocjom nowych książek, nagrodom literackim, rozmaitymi festiwalom itd. Poza uwarunkowaniami rynku książki wywiady, zwłaszcza te rozbudowane, w formie książkowej, wiążą się z pozycją, jaką zajmują pisarze w kulturze polskiej. Pełnią oni społeczną rolę wieszcza, nawet jeśli od czasów romantyzmu model ten przeszedł wiele przemian i ewolucji. Głos pisarza w rozmaitych sprawach postrzegany jest jako rodzaj kompasu w trudnych czasach (a wydaje się, że wyłącznie takie miewamy), komentarza do rzeczywistości, wnikliwej obserwacji, której artysta nie zawarł do tej pory w swojej twórczości, a którą warto się podzielić z publicznością. Specyficzna forma, jaką są wywiad-rzeka czy cykl rozbudowanych rozmów, przysługiwała do tej pory pisarzom formatu, powiedzmy, Czesława Miłosza. Poeta, noblista, myśliciel, nestor – z racji szczególnej pozycji takiej postaci dla kultury polskiej, obszerny wywiad miał swój „ciężar właściwy” i odpowiednią doniosłość. Rozmowy z pisarzami nie będącymi Czesławem Miłoszem (przy czym zaznaczam, że traktuję tu Miłosza jako pewną figurę) ukazywały się w zbiorach wywiadów – z pisarkami, o sztuce, przeprowadzonych przez jednego dziennikarza bądź krytyka literackiego itd. Pewien wyłom w tym schemacie stanowiła „Dusza światowa” z 2013 roku, czyli rozmowa Agnieszki Drotkiewicz z Dorotą Masłowską. Niestety, eksperyment wpuszczenia Masłowskiej w Miłoszowski schemat (przy jednoczesnych mizernych próbach pogrywania sobie z ramami gatunkowymi wywiadu-rzeki z pisarzem) zakończył się klapą. Jak w tym schemacie odnalazły się Justyna Dąbrowska i Magdalena Tulli?
Słusznie Tulli i Dąbrowska odżegnują się od etykiety „wywiadu-rzeki” z pisarką – Tulli, zgodnie z jej dotychczasową prezencją medialną (bo trudno chyba w jej przypadku mówić o strategii marketingowej czy wizerunku), nie dała się przy okazji książkowego wywiadu „wpuścić w Miłosza”. Nie wchodzi w rolę Artystki i Twórczyni, nie głosi prawd, nie przemawia z wysokości. Nie jest to także rozmowa z gatunku „women empowerment”, gdzie dwie kobiety rozprawiają o świecie, choć w „Jaka piękna iluzja...” wątków kobiecych czy wręcz feministycznych nie brakuje. Rozmówczynie nie celebrują swojej znajomości czy zażyłości (a czytając wywiady z Magdaleną Tulli szybko można się przekonać, że nie z każdym rozmawia ona równie swobodnie i przyjaźnie), nie eksponują siebie, po prostu – rozmawiają. O czym? Książka została podzielona na dwanaście rozdziałów, w tym o wychowaniu dzieci, książkach, muzyce, wolności, miłości i śmierci. Kolejnym rozdziałom-rozmowom towarzyszą zdjęcia Mikołaja Grynberga, utrzymane w spójnej, minimalistycznej estetyce, stanowiące rodzaj komentarza i ilustracji do poruszanych w rozmowie tematów. „Jaka piękna iluzja...” jest nie tylko zapisem rozmów, ale bardzo ładnym przedmiotem – porządnie wydana, w twardej oprawie, z piękną okładką i szatą graficzną utrzymaną w jesiennej, przygaszonej kolorystyce jest nie tylko warta czytania, ale i oglądania. Rozmowy opatrzone fotografiami stwarzają klimat kontrolowanej intymności, komfortowej nie tylko dla rozmówczyń, ale i czytelników, którzy nie mają wrażenia, że podsłuchują coś całkowicie intymnego. Każdy z rozdziałów otwiera cytat z powieści Tulli, stanowiący albo przyczynek do rozmowy, albo motto. Justyna Dąbrowska obchodzi się z Tulli delikatnie – nie próbuje na nią „polować”, „wyciągnąć” z pisarki tajnych informacji, potrafi słuchać i zadawać otwierające pytania. Rozmowa sprawia wrażenie czegoś pomiędzy rozmową bliskich kobiet a wywiadem prasowym, z wyważoną częścią „zwierzeniową” (jeśli tak można nazwać osobiste wątki, pojawiające się w rozmowie). Tulli ma jasno zakreślone granice, jak mówi „O różnych sprawach rozmawiamy, o których może lepiej, żebyś nie pisała. Nie jest tak, że się wykręcam od mówienia o sobie, ale obawiam się, że cała prawda o nas wszystkich to za dużo jak na tę okazję” (s. 31). Kto się spodziewał „Magdaleny Tulli w pierwszym szczerym, osobistym wywiadzie”, tego „Jaka piękna iluzja...” zawiedzie, z rozmów nie dowiemy się wiele więcej, niż to, co pisarka już opowiedziała we wcześniejszych wywiadach. Podejmowane tematy nie są traktowane pobieżnie, w rozmowach brakuje powszechnego w wywiadach elementu lansu, kreowania wizerunku, przyciągnięcia uwagi czytelnika starannie wybraną kontrowersją. Tulli potrafi być ironicznie gorzka, zabawna, a przede wszystkim, jak zawsze, z doskonałym wyczuciem formy. O miłości mówi: „Wchodzi się w tę iluzję jak w coś wspaniałego. Wcale nie musi być wspaniałe, musi nam się wydawać wspaniałe. Inaczej nie byłoby chętnych. Obawiam się, że wspaniałe nie może być. Na coś naprawdę wspaniałego, takiego na poziomie naszych oczekiwań, nie ma na tym świecie materiału, bo cały ten świat jest zrobiony nie z tego, na co wygląda, jest trochę oszukany” (s. 234). Brzmi zaskakująco podobnie do zdań otwierających „Tryby”: „Stwarzanie światów! Nie ma nic prostszego. Podobno wytrząsa się je z rękawa. A po co? Żeby nacieszyć oko migotaniem, kiedy wznoszą się ku światłu, drżące jak mydlane bańki. Potem pochłania je ciemność. Kiedy wzlatują, to tak jakby już spadały. Ale czy nie są piękne?” (s. 5). Tym jest właśnie tytułowa piękna iluzja – materią tego świata i jego mechanizmem napędowym. Tulli nie jest jednak pesymistką, choć podejrzewa, że zmierzamy w złym kierunku – wobec iluzji stara się zachować mądrą pogodność. Czyli bez specjalnej ekstazy.
Czytanie „Jaka piękna iluzja...” to czysta przyjemność. Tulli nie uprawia erudycyjnej szermierki słownej, nie wygłasza prawd, ale celnie komentuje, także bieżące sprawy polityczne. To trochę jak słuchać mądrej, pogodnej, ale żyjącej w chatce na uboczu wiedźmy. Ze swojej chatki widzi wiele, obserwuje i wyciąga wnioski, a umiejętnie zapytana, powie nam coś o świecie, czego sami byśmy nie zauważyli. W pięknych słowach. Odrzucenie przyjętych reguł wywiadu-rzeki z pisarzem/pisarką dobrze zrobiło tym rozmowom – dzięki temu są zajmujące nie tylko dla badaczy literatury czy wielbicieli twórczości Tulli, ale dla każdego, kto chciałby się dowiedzieć „czegoś łakomego na temat świata” (Łopieńska, Tulli 1996)..
LITERATURA:
„Coś łakomego na temat świata”. Rozm. B. N. Łopieńska. „Res Publica Nowa” 1996, nr 2. Przedr. B. Łopieńska: „Książki i ludzie”. Warszawa 1998.
„Jaka piękna iluzja. Magdalena Tulli w rozmowie z Justyną Dąbrowską”. Wydawnictwo Znak. Kraków 2017
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |