ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (81) / 2007

Grzegorz Wysocki,

O TYM, DLACZEGO ŻYCIE JEST JAK GAŁKA LODÓW, KTÓREJ NIE WOLNO ZLIZYWAĆ Z ROZGRZANEGO CHODNIKA

A A A
Można się ucieszyć, można się rozczarować. Nareszcie pojawia się w Polsce Snoopy, ściślej – dwa tomy przygód tego sympatycznego pieska rasy beagle i gromadki jego przyjaciół: „Snoopy i sprawy życiowe” oraz „Snoopy i kwestia stylu”. Nie licząc wydanych w 1984 trzech tomów z serii „Literatury na Świecie” dla dzieci i młodzieży (podobno fatalnie wydanych i nie do końca „oryginalnych”) i stripów (pasków komiksowych) drukowanych przez jakiś czas przez „Gazetę Wyborczą”, Snoopy był w naszym kraju właściwie nieobecny. Chociaż nie do końca – ozdabiał damskie torebki, bluzeczki, tornistry, piórniki, przybory szkolne, pomadki i co tam jeszcze. A więc był Snoopy obok nas przez cały czas w wersji cokolwiek odpustowej i na pewno dla niego samego mocno krzywdzącej.

Innymi słowy, pozostaje tylko się cieszyć? Michał Rusinek, ceniony tłumacz książek dla dzieci i młodzieży (ostatnio tłumaczył na nowo m.in. przygody Piotrusia Pana), profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, sekretarz Wisławy Szymborskiej, a także – jak czytamy dalej na obwolucie – „autor tekstów naukowych, piosenek, bajek i limeryków; tata Natalki i Kuby”, wziął na swój translatorski warsztat słynny komiks Charlesa M. Schulza. Więcej – w interesującym, rzeczowym wstępie Rusinek zapowiada, że dwa pierwsze tomy przygód Snoopy’ego i jego przyjaciół ukazują się tylko „na dobry początek”, a więc za czas jakiś spodziewać się możemy tomów kolejnych (co zależeć pewnie będzie od sukcesu niniejszego przedsięwzięcia wydawniczego). Wszystko dobrze i pięknie, ale jest też pewne „ale”. A nawet kilka takich „ale”.

Przede wszystkim nie są to typowe komiksowe historyjki rysowane przez Schulza (wspomniane stripy), komiksy składające się z kilku „klatek”. Stripów mamy w tomie „Snoopy i sprawy życiowe” tylko dziesięć i służą jako otwarcia kolejnych działów (takich jak: „Mądrość”, „Miłość”, „Zaufanie”, „Troska o siebie” czy „Drobne dziwactwa”), a właściwą treścią tomu są pojedyncze kadry z fistaszkowymi postaciami po jednej stronie (bez jakiegokolwiek komentarza, bez „dymków”) i jedno-, dwuzdaniowy podpis do obrazka po stronie przeciwnej. Podpisy te to „mądrości życiowe” poszczególnych postaci, a więc Snoopy’ego, jego właściciela Charliego Browna (jak pisze we wstępie Rusinek, Charlie jest „beznadziejnie zakochany w pewnej rudowłosej dziewczynce, której Schulz nigdy nie odważył się narysować, bo, jak tłumaczył, każdy kiedyś spotkał taką swoją rudowłosą dziewczynkę i każdy wyobraża ją sobie inaczej”), Sally, Linusa („malucha, który ssie kciuk i ściska swój kocyk bezpieczeństwa”), Lucy („wybuchowa brunetka, która czasami udziela porad psychiatrycznych [za pięć centów]”), piegowatej Peppermint Patty, Marcie, Pig Pen. Jest wreszcie posiadający umiejętność pisania na maszynie i stenografowania przyjaciel Snoopy’ego, ptaszek Woodstock.

Zdaje się więc, że tom niniejszy przeznaczony jest dla najzagorzalszych fanów Fistaszków, co jest chyba nienajlepszym pomysłem na rozpoczęcie serii, na próbę zapoznania polskiego czytelnika ze Snoopy’m komiksowym, a nie tym odzieżowo-gadżetowym. Zresztą „rozczarowanie” może spotkać i wiernych fanów Snoopy’ego – to właśnie stripy rozsławiły tę serię na cały świat, to one spowodowały, że komiks Schulza został najsłynniejszym i najbardziej oryginalnym komiksem wszechczasów („w ciągu 50 lat pojawił się w ponad 2300 gazetach i 1400 książkach, nieomal na całym świecie”). Poza wszystkim – stripy Schulza z reguły są po prostu zabawniejsze od prezentowanych nam przez duet Schulz-Rusinek pojedynczych kadrów.

Nie zmienia to jednak faktu, że „Snoopy i sprawy życiowe” to książeczka ze wszech miar godna uwagi i, przynajmniej, przejrzenia. Trudno mówić tutaj o lekturze, skoro połowę studwudziestostronicowej książki niewielkiego formatu zajmują wspomniane kadry rysunkowe, a drugą połowę krótkie prawdy życiowe, fistaszkowe aforyzmy, bon moty, słowa skrzydlate dotykające spraw najważniejszych: miłości, zaufania, mądrości, samodzielności itd. Jest to więc raptem kilkadziesiąt zdań, nad którymi, posłużę się w tym miejscu banałem, niejednokrotnie warto przystanąć, zastanowić się chwilę – szczególnie jeśli jest się kilku–, kilkunastoletnim czytelnikiem, który przeżyje jeszcze dobrych kilka lat bez znajomości Diderota, Kanta czy Platona. Przy zachowaniu odpowiednich proporcji można by się pokusić o stwierdzenie, że ładunek filozoficzny zawarty w przemyśleniach Fistaszków również jest ważki i znaczący, a przy tym wszystkim podany w nad wyraz atrakcyjnej – szczególnie dla czytelnika młodego właśnie – formie, ze sporą dawką humoru, ironii, sarkazmu i złośliwości. I jak na współczesną „myśl filozoficzną” przystało, także Fistaszki upodobały sobie lapidarność, telegraficzny skrót, zwięzłość, nigdy nie zapominają o atrakcyjnej poincie i czytelnikach, którzy upodobali sobie przepisywanie złotych myśli do zamykanych na kłódkę notesików i kajetów.

Ach, zapomnieć nie można o podzieleniu się z czytelnikiem kilkoma przykładowymi sentencjami Snoopy’ego, Charliego Browna czy Marcie. Spotkamy więc tutaj aforyzmy klasyczne, z rodzaju „jak żyć” („Życie jest jak gałka lodów... Trzeba się nauczyć je zlizywać!”), marzenia („Każde dziecko zaraz po urodzeniu powinno zostać wyposażone w psa i bandżo”), frazy autotematyczne („’Wszystko jest w porządku’... to moja nowa życiowa maksyma” czy „Posłuchaj, Linus, od tej chwili powinieneś zacząć myśleć samodzielnie... Nie słuchaj już niczyich rad!”), płynące z życiowego doświadczenia („Zauważyłem, że ci, których się uderza, mają zwyczaj oddawać”, „Nigdy nie próbuj zlizywać lodów z rozgrzanego chodnika” czy „Nigdy nie wskakuj w stertę liści z mokrym lizakiem w ręce”), wnioski płynące z fistaszkowych lektur („Jak napisał John Ruskin: ‘Największą łaską jest świadomość, że zasłużyło się na obiad’” czy „Psychiatrzy w większości zgodni są co do tego, że siedzenie na polu dyniowym jest doskonałą terapią dla psychiki!”) czy nawet myśli antysystemowe („Zawsze, kiedy człowiek walczy z Instytucją, Instytucja ma zwyczaj wygrywać!”). Spotkamy tutaj również aforyzmy jakby żywcem skradzione z pism Coelho („Lepiej jest przeżyć jeden dzień jako lew, niż dziesięć lat jako owca”), warto jednak zauważyć w tym miejscu, że mądrości psa Snoopy’ego niejednokrotnie biją na łeb, na szyję przemyślenia brazylijskiego prozaika. Innym razem – stwierdzenia po prostu banalne i mało oryginalne, jednak zawsze prawdziwe i pożyteczne („Kiedy usłyszysz od kogoś komplement, wystarczy powiedzieć ‘dziękuję’” czy „Miłość sprawia, że robi się dziwne rzeczy...”). Można więc czytać „Snoopy’ego” na wiele sposobów: jako powiastkę filozoficzną, życiowy poradnik, humoreskę, można oglądać jak komiks, jak książeczkę z obrazkami dla dzieci, jako wycinki z przygód fistaszkowych bohaterów.

Dwie sprawy na koniec. Po pierwsze, książeczka ta jest doskonałym pomysłem na prezent i to bez względu na to, czy obdarowywanym będzie dziadek, wnuczka czy ukochana – „Snoopy” to przecież „produkt” uniwersalny i ponadczasowy, do tego nie sposób nic zarzucić Naszej Księgarni od strony edytorskiej, która postarała się, by tom przygód Snoopy’ego przetrwał na naszej półce wiele szczęśliwych lat (można jednak zarzucić wydawnictwu, że cena tomiku jest mimo wszystko zbyt wygórowana). Po drugie, niech wolno będzie mi się podzielić z czytelnikiem moją ulubioną sentencją z omawianego tutaj tomu; jest to myśl samego Snoopy’ego: „Dobre ciasteczka pojawiają się, gdy się je wezwie”. A dobre książeczki, gdy się je kupi. Lub otrzyma od kogoś w prezencie. Do czego i Państwa zachęcam.
Charles M. Schulz: „Snoopy i sprawy życiowe”. Przeł. Michał Rusinek. Nasza Księgarnia. Warszawa 2007.