W IMIĘ PRAWA (SĘDZIA DREDD: TYTAN)
A
A
A
Studio Lain nie ustaje w dostarczaniu rodzimemu czytelnikowi kolejnych albumów z perypetiami charyzmatycznego sędziego z Mega-City One. Po drapieżnym zbiorku „Heavy Metal Dredd” (zawierającym epizody pisane przez Johna Wagnera i Alana Granta z ekspresyjnymi ilustracjami Simona Bisleya oraz Johna Hicklentona), rewelacyjnie namalowanej przez Grega Staplesa Wagnerowskiej „Mrocznej sprawiedliwości” i słynnej „Ameryce” (stworzonej przez scenarzystę „History of Violence” do spółki z rysownikiem Colinem MacNeilem) przyszła pora na „Tytana” – soczysty owoc artystycznej współpracy Roba Williamsa („Low Life”, „Martian Manhunter”) z grafikiem Henrym Flintem („A.B.C. Warriors”, „Judge Dredd/Aliens”).
Tytułowy Tytan to największy księżyc Saturna, na którym Departament Sprawiedliwości utworzył kolonię karną, gdzie aktualnie przebywa ponad tysiąc byłych sędziów skazanych za najróżniejsze przewiny (od drobnych wykroczeń, przez korupcję, po próby ludobójstwa). Aby przetrwać ciężkie warunki panujące na owym satelicie, więźniowie poddawani są zabiegom chirurgicznym: usuwa się im nosy (montując w okaleczonych nozdrzach system filtrujący) oraz modyfikuje gardło i płuca – a wszystko przy wyjątkowo słabym znieczuleniu.
Wielu skazańców ma na pieńku z byłymi współpracownikami. Jak nietrudno zgadnąć, w gronie najbardziej znienawidzonych funkcjonariuszy znajduje się Joe Dredd. I to właśnie on dowodzi misją na Tytana, z którym Departament Sprawiedliwości utracił kontakt. Niestety, wszystko idzie jak po grudzie – mrukliwy sędzia trafia w sam środek więziennego tygla, w którym zdrowo miesza Aimee Nixon: niegdyś członkini jednostki infiltracyjnej, która podczas dochodzenia zmieniła strony i zaczęła kierować światkiem przestępczym w Strefie Bezprawia w Mega-City One. Komplikującą się z minuty na minutę sytuację może rozwiązać zniszczenie całej placówki – problem w tym, że wśród penitencjariuszy znajdują się również byli sędziowie zdecydowanie odcinający się od poczynań rebeliantów.
Brutalne walki, świetne tempo akcji i nieoczekiwane twisty fabularne sprawiają, że trudno oderwać się od lektury „Tytana”. Ale w recenzowanej historii nie liczy się wyłącznie adrenalina, której poziom podnoszą także dynamiczne, niepozbawione rozmachu i sugestywności, utrzymane w ponurej tonacji prace Henry’ego Flinta. Rob Williams snuje naprawdę wciągającą narrację, oferując ciekawe monologi wewnętrzne, dzięki którym trudno zarzucić bohaterom jednowymiarowość (vide: profil psychologiczny i motywacje Aimee Nixon). Konflikt racji, krytyczne decyzje, granice poświęcenia oraz rozważania nad prawem, który wcale nie musi być sprawiedliwe, to główne wątki poruszane na kartach tytułowej opowieści, choć znajdują one rozwinięcie także w kolejnych historiach zawartych w niniejszym tomie.
Zwięzły epizod „Zdolny do służby” (rozgrywający się już w scenerii Mega-City One) stawia pytania o wpływ wydarzeń ukazanych we wcześniejszym epizodzie na psychikę Dredda, podczas gdy rozdziały zatytułowane „Enceladus: nowe życie” i „Enceladus: dawne życie” wyjaśniają, co kryje się w trzewiach tytułowego księżyca (gdzie powstała pierwsza pozaziemska kolonia karna), jak również dokumentują bezpardonową walkę funkcjonariuszy Departamentu Sprawiedliwości z kosmicznym zagrożeniem. Zróżnicowane strategie narracyjne, potoczystość akcji rozgrywającej się w różnych lokacjach oraz wplecenie do fabuły wątków rodem z klasycznych horrorów SF pozwalają czerpać z lektury sporo satysfakcji. Henry Flint nie zawodzi także i w tych epizodach, nie stroniąc od rozlewu krwi, ale i rysując sceny na długo zapadające w pamięć, czego dobrym, choć nie jedynym przykładem może być (zapowiadana już na jednym z wariantów okładki) konna szarża Dredda. Warto wspomnieć, że w „Dawnym życiu” kilka paneli przygotował Matt „D’Israeli” Brooker, znany u nas między innymi z oprawy graficznej przygód „Sticklebacka”.
Całość zamyka natomiast „Odwilż”. Historyjka o bandzie śniegowych bałwanów kradnących zamrażarki może na pozór wydawać się co najmniej niedorzeczna, ale czytelnicy zadomowieni w tym futurystycznym uniwersum wiedzą, że takie fabularne motywy nie są w nim odosobnione. Tym bardziej, że i ta narracja posiada swój morał, w lekko groteskowy sposób domykając zawartą na ponad 150 stronach opowieść. Reasumując: „Tytan” to mocny w formie i treści rozdział z długiego i prawego życia protagonisty, który w niniejszym albumie udowadnia, że w swoim fachu nie ma sobie równych i wie, jaką cenę musi czasem za to zapłacić.
Tytułowy Tytan to największy księżyc Saturna, na którym Departament Sprawiedliwości utworzył kolonię karną, gdzie aktualnie przebywa ponad tysiąc byłych sędziów skazanych za najróżniejsze przewiny (od drobnych wykroczeń, przez korupcję, po próby ludobójstwa). Aby przetrwać ciężkie warunki panujące na owym satelicie, więźniowie poddawani są zabiegom chirurgicznym: usuwa się im nosy (montując w okaleczonych nozdrzach system filtrujący) oraz modyfikuje gardło i płuca – a wszystko przy wyjątkowo słabym znieczuleniu.
Wielu skazańców ma na pieńku z byłymi współpracownikami. Jak nietrudno zgadnąć, w gronie najbardziej znienawidzonych funkcjonariuszy znajduje się Joe Dredd. I to właśnie on dowodzi misją na Tytana, z którym Departament Sprawiedliwości utracił kontakt. Niestety, wszystko idzie jak po grudzie – mrukliwy sędzia trafia w sam środek więziennego tygla, w którym zdrowo miesza Aimee Nixon: niegdyś członkini jednostki infiltracyjnej, która podczas dochodzenia zmieniła strony i zaczęła kierować światkiem przestępczym w Strefie Bezprawia w Mega-City One. Komplikującą się z minuty na minutę sytuację może rozwiązać zniszczenie całej placówki – problem w tym, że wśród penitencjariuszy znajdują się również byli sędziowie zdecydowanie odcinający się od poczynań rebeliantów.
Brutalne walki, świetne tempo akcji i nieoczekiwane twisty fabularne sprawiają, że trudno oderwać się od lektury „Tytana”. Ale w recenzowanej historii nie liczy się wyłącznie adrenalina, której poziom podnoszą także dynamiczne, niepozbawione rozmachu i sugestywności, utrzymane w ponurej tonacji prace Henry’ego Flinta. Rob Williams snuje naprawdę wciągającą narrację, oferując ciekawe monologi wewnętrzne, dzięki którym trudno zarzucić bohaterom jednowymiarowość (vide: profil psychologiczny i motywacje Aimee Nixon). Konflikt racji, krytyczne decyzje, granice poświęcenia oraz rozważania nad prawem, który wcale nie musi być sprawiedliwe, to główne wątki poruszane na kartach tytułowej opowieści, choć znajdują one rozwinięcie także w kolejnych historiach zawartych w niniejszym tomie.
Zwięzły epizod „Zdolny do służby” (rozgrywający się już w scenerii Mega-City One) stawia pytania o wpływ wydarzeń ukazanych we wcześniejszym epizodzie na psychikę Dredda, podczas gdy rozdziały zatytułowane „Enceladus: nowe życie” i „Enceladus: dawne życie” wyjaśniają, co kryje się w trzewiach tytułowego księżyca (gdzie powstała pierwsza pozaziemska kolonia karna), jak również dokumentują bezpardonową walkę funkcjonariuszy Departamentu Sprawiedliwości z kosmicznym zagrożeniem. Zróżnicowane strategie narracyjne, potoczystość akcji rozgrywającej się w różnych lokacjach oraz wplecenie do fabuły wątków rodem z klasycznych horrorów SF pozwalają czerpać z lektury sporo satysfakcji. Henry Flint nie zawodzi także i w tych epizodach, nie stroniąc od rozlewu krwi, ale i rysując sceny na długo zapadające w pamięć, czego dobrym, choć nie jedynym przykładem może być (zapowiadana już na jednym z wariantów okładki) konna szarża Dredda. Warto wspomnieć, że w „Dawnym życiu” kilka paneli przygotował Matt „D’Israeli” Brooker, znany u nas między innymi z oprawy graficznej przygód „Sticklebacka”.
Całość zamyka natomiast „Odwilż”. Historyjka o bandzie śniegowych bałwanów kradnących zamrażarki może na pozór wydawać się co najmniej niedorzeczna, ale czytelnicy zadomowieni w tym futurystycznym uniwersum wiedzą, że takie fabularne motywy nie są w nim odosobnione. Tym bardziej, że i ta narracja posiada swój morał, w lekko groteskowy sposób domykając zawartą na ponad 150 stronach opowieść. Reasumując: „Tytan” to mocny w formie i treści rozdział z długiego i prawego życia protagonisty, który w niniejszym albumie udowadnia, że w swoim fachu nie ma sobie równych i wie, jaką cenę musi czasem za to zapłacić.
Rob Williams, Henry Flint, D’Israeli: „Sędzia Dredd: Tytan” („Judge Dredd: Titan”). Tłumaczenie: Sylwia Jamorska, Jakub Górecki. Wydawnictwo Studio Lain. Iława 2018.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |