ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 października 20 (356) / 2018

Michał Misztal,

MNIEJ ZNACZY WIĘCEJ (KONIEC Z***ANEGO ŚWIATA)

A A A
Całkiem możliwe, że tytuł „Koniec z***anego świata” wielu polskim czytelnikom tej opowieści obrazkowej przynajmniej na początku kojarzył się przede wszystkim z serialem Netflixa i Channel 4. Sam poznałem tę historię patrząc w ekran, a nie na kartki komiksu, niemniej album Charlesa Forsmana dotarł wreszcie do Polski dzięki wydawnictwu Non Stop Comics.

Pierwotnie „Koniec z***anego świata” był serią ośmioplanszówek publikowanych przez Oily Comics. Każda z nich to taki „strzał” – głośny i szybki. Mamy tu niewiele treści, jak również bardzo minimalistyczne rysunki. Nie chodzi wyłącznie o prostą kreskę, ale też dość częsty brak rozbudowanego (czy jakiegokolwiek) tła oraz unikanie nadmiernej liczby zbędnych elementów.

Jeśli przyjrzeć się samej powierzchni, jest to bardzo prosta opowieść. Dwoje niemogących pogodzić się ze swoją codziennością, nieprzystosowanych do życia nastolatków ucieka z domów. James, który pozbawił życia wiele zwierząt i od czasu do czasu rozważa zabicie człowieka, oraz Alyssa, na pierwszy rzut oka nie aż tak pokręcona, jednak również mająca dosyć wszystkiego, co ją otacza. Oboje rozpoczynają brzemienną w skutki wyprawę – bez konkretnego celu, za to jak najdalej od tego, co zostawili za swoimi plecami.

Na szczęście poza wszechobecnym minimalizmem, zarówno tym widocznym w kadrach, jak i fabularnym, „Koniec z***anego świata” oferuje coś więcej. Alyssa i James mają swoje tła, interesującą przeszłość oraz wiarygodne motywacje. To nie tak, że jedyne, czego doświadcza czytelnik, to patrzenie, jak para młodych uciekinierów zdaje się dążyć do nieuchronnego samozniszczenia – pod tym względem fabuła nie jest „płaska” i ma drugie dno. Komiks bardzo dobrze oddaje grozę bycia nastolatkiem: owszem, grozę o wiele bardziej namacalną niż ta dotycząca większości ludzi w wieku protagonistów, niemniej przedstawioną nadzwyczaj przekonująco. Odbiorcy raczej trudno będzie się z nią identyfikować, natomiast z łatwością powinien ją poczuć. Tego, co dzieje się pomiędzy Alyssą i Jamesem oraz jak wygląda świat widziany ich oczami, nie da się ot tak streścić, opowiadając o wydarzeniach rozgrywających się na stronach poszczególnych ośmioplanszówek, bo dużo ciekawsze rzeczy ukryte są między wierszami.

Niestety, nie wiem, jak odebrałbym ten komiks, gdybym nie obejrzał wcześniej serialu. Historia obrazkowa jest z pewnością mniej rozbudowana, zdawkowa, jednak Forsmanowi udało się z powodzeniem zrealizować całość w imię powiedzenia „mniej znaczy więcej”. To przejmująca opowieść, która może ująć tym, o czym opowiada pod płaszczykiem fabuły pozbawionej narracyjnych fajerwerków. Skłamałbym, pisząc, że „Koniec z***anego świata” zachwycił mnie albo całkowicie przekonał, nawet pomimo wielu dobrych rzeczy, jakie mogę powiedzieć o tym albumie. Z jednej strony po lekturze pozostał spory niedosyt, z drugiej – pewna pustka, być może podobna do tej, którą bez przerwy odczuwali Alyssa i James.

Chcę napisać, że nawet biorąc pod uwagę kilka moich „ale”, uważam, że wyszedł z tego udany komiks – bardziej nie przez to, czym jest (połączeniem niezbyt skomplikowanej fabuły i takich samych rysunków), a z powodu rzeczy, które dzięki „Końcowi z***anego świata” czytelnik może dopowiedzieć sobie sam.
Charles Forsman: „Koniec z***anego świata” („The End of the Fucking World”). Tłumaczenie: Marceli Szpak. Wydawnictwo Non Stop Comics. Katowice 2018.