CONRAD I ŚWIT WSPÓŁCZESNOŚCI (MAYA JASANOFF: 'JOSEPH CONRAD I NARODZINY GLOBALNEGO ŚWIATA')
A
A
A
Bez obaw, wprawdzie tytuł mojego tekstu można rozwinąć do tematu wypracowania szkolnego, a wtedy obśmiewany profesor Bladaczka mógłby zadać pytanie: za co kochamy Conrada, ale nie trzeba wyciągać karteczek. Zaryzykuję stwierdzenie, że współczesny uczeń więcej treści dla siebie aktualnych odnalazłby w Josephie Conradzie niż w Juliuszu Słowackim. Pod warunkiem uważnej lektury i oderwania się od „dylematu moralnego kapitana Jima”, dylematu, który po tragedii statku Costa Concordia i haniebnym czynie jego kapitana kilka lat temu zyskał na aktualności. Przyjmijmy jednak, że rzadziej musimy dokonywać podobnych wyborów, a częściej przychodzi nam stawać ze sobą w szranki, by sprostać tempu otaczającego nas świata. Tytuł oryginalny: „The Dawn Watch: Joseph Conrad in a Global World”, jest bogatszy o symbolikę świtu i pisarza jako świadka – obserwatora.
Zachęcona pozytywną recenzją, zdecydowałam się nabyć atrakcyjną od strony edytorskiej książkę (warto zwrócić uwagę na dopracowane pod tym względem monografie Wydawnictwa Poznańskiego) i od pierwszych akapitów uwiodła mnie opowieść o podróży śladami pisarza. „Im więcej dostrzegałam podobieństw, tym bardziej uświadamiałam sobie, że dostosowywałam je do przeszłości. Rzecz bowiem nie w tym, że moja podróż »Christophe’em Colombem« była czymś anachronicznym. To Conrad był w awangardzie. Z pokładu statku oglądał narodziny globalnie powiązanego ze sobą świata, przez który płynęłam tego dnia (…) Conrad nie znał słowa globalizacja, ale droga, którą przebył z prowincji imperialnej Rosji przez morza i oceany do podlondyńskich hrabstw, była uosobieniem tego terminu” – pisze Jasanoff. Komu nie dość lektury książki, polecam blog, który powstawał w trakcie pracy nad książką: „Sailing the seas of global trade: from China to Europe on a cargo ship”. Ciekawe, co na to powiedziałby sam klasyk – kobieta przemierza morza i pisze o tym sensownie. Mam nadzieję, że pokiwałby głową z aprobatą.
Na recepcję Conrada i jego pisarstwa – a był to autor solidnie zacierający granicę między autobiografią a kreacją – w ostatnich dziesięcioleciach wpłynął dyskurs postkolonialny. Nigeryjski pisarz Chinua Achebe w wykładzie „Obraz Afryki: rasizm w »Jądrze ciemności« Josepha Conrada” bardzo mocno i zdecydowanie pyta: czy powieść, która uświęca dehumanizację, która odczłowiecza dużą część ludzkiej rasy, można nazwać dziełem sztuki? I odpowiada: nie można. Maya Jasanoff pisze z pasją i szczerze, że jako kobieta, pół- Japonka, pół-Żydówka w pierwszej fazie związku, który łączy podmiot piszący i przedmiot pisania mogła odczuwać dyskomfort wynikający z paternalistycznego stosunku narratora wobec kobiet/ ras.
Rozdziały dotyczące dzieciństwa i młodości Józefa Korzeniowskiego nie satysfakcjonują dociekliwego czytelnika, gdyż autorka, z oczywistych względów kierując tekst do anglojęzycznego odbiorcy, zmuszona była do objaśnień historycznej sytuacji ziem polskich w drugiej połowie XIX wieku, co udało się połowicznie. Moim zdaniem część opisów – passusy wyjaśniające, czym były zabory, powstania i zsyłka, prezentują poziom podręcznika dla szkoły podstawowej. Relacje rodzinne z wszystkimi uwikłaniami zostały oddane ze zbytnią wstrzemięźliwością i powierzchownym potraktowaniem szlacheckiego etosu. Fakt, iż syn dobrej patriotycznej rodziny wybiera karierę marynarza – rozpoczynającą się od najprostszych prac – przypomina raczej decyzję Tomka Sawyera i schemat „rzygody życia”, a nie drogę degradacji środowiskowej. Ten aspekt nie wybrzmiał w monografii dostatecznie mocno.
Kolejny rozdział – „Wśród obcych”, przedstawia genezę „Tajnego agenta”, powieści wciąż zaskakująco aktualnej, następne rozdziały zdradzają prawdziwe wydarzenia, które mogły stać się kanwą „Lorda Jima” i „Jądra ciemności”, w czym upatruję wartość pracy Jasanoff. Autorka sprawnie i zajmująco łączy doniesienia prasowe z fragmentami powieści, pokazując mimochodem na przykład fascynację Conrada pisarstwem Charlesa Dickensa. Doświadczenie brutalności kolonializmu, zmiany technologicznej odsuwającej w cień doświadczonych pracowników, wzrost imperializmów. Analogie, jakie wysnuwa Jasanoff, są sugestywne, zauważamy podobieństwa między dziewiętnastowiecznym porządkiem świata, który odchodzi w niepamięć, a dzisiejszym światem niepewnych wyobrażeń o przyszłości, światem, w którym nieskrępowany przepływ osób i dóbr dla jednych jest szansą na osiągnięcie sukcesu, innym przytwierdza etykietę nieudaczników. Mimo rozpowszechniania demokracji czy ruchu sufrażystek rosło poczucie nierówności ekonomicznej. Conrad decydujący się wraz z żoną i dwójką synów odwiedzić przyjaciół w Polsce, w lipcu 1914 roku obserwuje rodzący się chaos, który niesie za sobą wojna, jak wiemy nieunikniona i przerastająca swoim zasięgiem współczesnych. Wojna, która przyniesie jego narodowi upragnioną niepodległość.
Na marginesie dyskursu Jasanoff czytelnik wyczulony na niuanse kulturowe dostrzeże ciągłe zmaganie się pisarza z etykietą obcego – w społeczeństwie niehomogenicznym, podzielonym klasowo od głębokiego średniowiecza, gdzie mimo szacunku nikt nie da mu zapomnieć, że był „gościem”. Otaczała go „aura tajemniczości i silny obcy akcent” (to cytaty z Virginii Woolf, która również w kilku aspektach swojej biografii i pisarstwa mogła czuć się obcą/ inną). Dzisiaj Joseph Conrad jest zaliczony do klasyków literatury angielskiej, redaktorzy monumentalnej „The Norton Anthology” podkreślają, że paradoksalnie obcość pozwoliła pisarzowi wnieść do literatury angielskiej świeżą geopolityczną perspektywę, psychologiczną głębię, co otwarło ją na nowe możliwości.
Jasanoff podsumowuje „Co zobaczyłam dzięki Conradowi? Plątaninę sił, których kształt mógł ulec zmianie, ale których walka trwa. Dzisiejsze jądra ciemności można odnaleźć w miejscach, gdzie pod płaszczykiem cywilizowania trwa wyzysk. Spadkobierców Conradowskich żeglarzy, nienadążających za rozwojem technologii, możemy dziś znaleźć w gałęziach przemysłu zniszczonych przez cyfryzację. Odpowiedników jego anarchistów można znaleźć na forach internetowych i w komórkach terrorystycznych. Grupy interesu, które Conrad umieszczał w Stanach Zjednoczonych, dziś można znaleźć w równej mierze w Chinach”. Być może konstatacja, że Conrad jest w istocie pisarzem nowoczesnym, czy raczej ponowoczesnym, nie jest odkryciem, które zachwieje fundamentami świata, ale sposób narracji amerykańskiej historyk jest zdecydowanie wart poznania.
Zachęcona pozytywną recenzją, zdecydowałam się nabyć atrakcyjną od strony edytorskiej książkę (warto zwrócić uwagę na dopracowane pod tym względem monografie Wydawnictwa Poznańskiego) i od pierwszych akapitów uwiodła mnie opowieść o podróży śladami pisarza. „Im więcej dostrzegałam podobieństw, tym bardziej uświadamiałam sobie, że dostosowywałam je do przeszłości. Rzecz bowiem nie w tym, że moja podróż »Christophe’em Colombem« była czymś anachronicznym. To Conrad był w awangardzie. Z pokładu statku oglądał narodziny globalnie powiązanego ze sobą świata, przez który płynęłam tego dnia (…) Conrad nie znał słowa globalizacja, ale droga, którą przebył z prowincji imperialnej Rosji przez morza i oceany do podlondyńskich hrabstw, była uosobieniem tego terminu” – pisze Jasanoff. Komu nie dość lektury książki, polecam blog, który powstawał w trakcie pracy nad książką: „Sailing the seas of global trade: from China to Europe on a cargo ship”. Ciekawe, co na to powiedziałby sam klasyk – kobieta przemierza morza i pisze o tym sensownie. Mam nadzieję, że pokiwałby głową z aprobatą.
Na recepcję Conrada i jego pisarstwa – a był to autor solidnie zacierający granicę między autobiografią a kreacją – w ostatnich dziesięcioleciach wpłynął dyskurs postkolonialny. Nigeryjski pisarz Chinua Achebe w wykładzie „Obraz Afryki: rasizm w »Jądrze ciemności« Josepha Conrada” bardzo mocno i zdecydowanie pyta: czy powieść, która uświęca dehumanizację, która odczłowiecza dużą część ludzkiej rasy, można nazwać dziełem sztuki? I odpowiada: nie można. Maya Jasanoff pisze z pasją i szczerze, że jako kobieta, pół- Japonka, pół-Żydówka w pierwszej fazie związku, który łączy podmiot piszący i przedmiot pisania mogła odczuwać dyskomfort wynikający z paternalistycznego stosunku narratora wobec kobiet/ ras.
Rozdziały dotyczące dzieciństwa i młodości Józefa Korzeniowskiego nie satysfakcjonują dociekliwego czytelnika, gdyż autorka, z oczywistych względów kierując tekst do anglojęzycznego odbiorcy, zmuszona była do objaśnień historycznej sytuacji ziem polskich w drugiej połowie XIX wieku, co udało się połowicznie. Moim zdaniem część opisów – passusy wyjaśniające, czym były zabory, powstania i zsyłka, prezentują poziom podręcznika dla szkoły podstawowej. Relacje rodzinne z wszystkimi uwikłaniami zostały oddane ze zbytnią wstrzemięźliwością i powierzchownym potraktowaniem szlacheckiego etosu. Fakt, iż syn dobrej patriotycznej rodziny wybiera karierę marynarza – rozpoczynającą się od najprostszych prac – przypomina raczej decyzję Tomka Sawyera i schemat „rzygody życia”, a nie drogę degradacji środowiskowej. Ten aspekt nie wybrzmiał w monografii dostatecznie mocno.
Kolejny rozdział – „Wśród obcych”, przedstawia genezę „Tajnego agenta”, powieści wciąż zaskakująco aktualnej, następne rozdziały zdradzają prawdziwe wydarzenia, które mogły stać się kanwą „Lorda Jima” i „Jądra ciemności”, w czym upatruję wartość pracy Jasanoff. Autorka sprawnie i zajmująco łączy doniesienia prasowe z fragmentami powieści, pokazując mimochodem na przykład fascynację Conrada pisarstwem Charlesa Dickensa. Doświadczenie brutalności kolonializmu, zmiany technologicznej odsuwającej w cień doświadczonych pracowników, wzrost imperializmów. Analogie, jakie wysnuwa Jasanoff, są sugestywne, zauważamy podobieństwa między dziewiętnastowiecznym porządkiem świata, który odchodzi w niepamięć, a dzisiejszym światem niepewnych wyobrażeń o przyszłości, światem, w którym nieskrępowany przepływ osób i dóbr dla jednych jest szansą na osiągnięcie sukcesu, innym przytwierdza etykietę nieudaczników. Mimo rozpowszechniania demokracji czy ruchu sufrażystek rosło poczucie nierówności ekonomicznej. Conrad decydujący się wraz z żoną i dwójką synów odwiedzić przyjaciół w Polsce, w lipcu 1914 roku obserwuje rodzący się chaos, który niesie za sobą wojna, jak wiemy nieunikniona i przerastająca swoim zasięgiem współczesnych. Wojna, która przyniesie jego narodowi upragnioną niepodległość.
Na marginesie dyskursu Jasanoff czytelnik wyczulony na niuanse kulturowe dostrzeże ciągłe zmaganie się pisarza z etykietą obcego – w społeczeństwie niehomogenicznym, podzielonym klasowo od głębokiego średniowiecza, gdzie mimo szacunku nikt nie da mu zapomnieć, że był „gościem”. Otaczała go „aura tajemniczości i silny obcy akcent” (to cytaty z Virginii Woolf, która również w kilku aspektach swojej biografii i pisarstwa mogła czuć się obcą/ inną). Dzisiaj Joseph Conrad jest zaliczony do klasyków literatury angielskiej, redaktorzy monumentalnej „The Norton Anthology” podkreślają, że paradoksalnie obcość pozwoliła pisarzowi wnieść do literatury angielskiej świeżą geopolityczną perspektywę, psychologiczną głębię, co otwarło ją na nowe możliwości.
Jasanoff podsumowuje „Co zobaczyłam dzięki Conradowi? Plątaninę sił, których kształt mógł ulec zmianie, ale których walka trwa. Dzisiejsze jądra ciemności można odnaleźć w miejscach, gdzie pod płaszczykiem cywilizowania trwa wyzysk. Spadkobierców Conradowskich żeglarzy, nienadążających za rozwojem technologii, możemy dziś znaleźć w gałęziach przemysłu zniszczonych przez cyfryzację. Odpowiedników jego anarchistów można znaleźć na forach internetowych i w komórkach terrorystycznych. Grupy interesu, które Conrad umieszczał w Stanach Zjednoczonych, dziś można znaleźć w równej mierze w Chinach”. Być może konstatacja, że Conrad jest w istocie pisarzem nowoczesnym, czy raczej ponowoczesnym, nie jest odkryciem, które zachwieje fundamentami świata, ale sposób narracji amerykańskiej historyk jest zdecydowanie wart poznania.
Maya Jasanoff: „Joseph Conrad i narodziny globalnego świata”. Przeł. Krzysztof Cieślik, Maciej Miłkowski. Wydawnictwo Poznańskie. Poznań 2018.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |