WYZNACZENIE POLA WALKI (TERESA ŚWIĘĆKOWSKA: 'KOCHANI KRWIOPIJCE')
A
A
A
Kilka dni temu w popularnym medium społecznościowym pojawił się dramatyczny w tonie apel pisarki, Sylwii Kubryńskiej, która od dawna walczy z siecią Empik: „Zacznę bez ogródek, bez literackich wstępów, prosto z mostu. Wiecie, w jakiej jestem sytuacji? Właśnie dostałam od wydawcy rozliczenie. Według tego rozliczenia za książkę, która jest we wszystkich empikach w całej Polsce, a na Amazonie kosztuje 120 złotych – należy mi się 118 zł. Za pół roku totalnej sprzedaży. Wszędzie. W księgarniach, w internecie, na allegro. Na targach książki. Za granicą. Wszędzie. 118 złotych” (https://kubrynska.com).
Abstrahując od oceny samej autorki i wartościowania jej twórczości, jak również nie wdając się w analizy, na ile przed podobnymi sytuacjami chroni zwykła konsultacja umowy wydawniczej z prawnikiem (a takie komentarze w miejsce współczucia pojawiały się na specjalistycznych forach) – lektura zapisków Kubryńskiej z 2018 roku jest niezwykle symptomatyczna w kontekście prawie profetycznych twierdzeń z artykułu lwowskiego „Tygodnia Literackiego, Artystycznego, Naukowego i Społecznego” z roku 1878: „kto zaś cokolwiek obeznany jest z handlem księgarskim, i wie, jaką olbrzymią przewagę w tym handlu mają wielkie firmy i jak wszyscy księgarze są zależni od tych królików księgarskich, ten przyjdzie łatwo do wniosku, że wieczyste prawa autorów przejdą w krótkim czasie w ręce kilku wielkich firm nakładowych, które stanowczy monopol uzyskają. Wszelka konkurencja zniknie, a bez konkurencyi społeczeństwo będzie musiało płacić za książki tyle, ile się spodoba brać panom nakładcom, i to za takie książki, jakie panowie nakładcy zechcą wydawać” (s. 212).
Anonimowy twórca powyższych słów, zabierając głos w dyskusji nad modelem prawa autorskiego już w drugiej połowie XIX wieku, przewidywał, że tzw. własność literacka, czyli prawa do twórczości, paradoksalnie okaże się taką samą fikcją, jak utwory, które ma chronić – skoro bowiem wszelkie prawa skupią w swoim ręku korporacje księgarskie, to jaka z tego ma być korzyść dla społeczeństwa i autorów, zwłaszcza w kontekście potencjalnych zagrożeń? Oczywiście, podobne głosy sprzeciwu wobec samej koncepcji własności literackiej nie mogły już powstrzymać wzbierającego nurtu regulacji prawnoautorskich, jakie zaczęły pojawiać się wraz z dojrzewaniem kapitalizmu od XVIII wieku. Jednak takie wypowiedzi warto odnotowywać, by pokazać, że wewnętrzne sprzeczności, kluczowe nieuzgodnienia oraz inne problemy prawa autorskiego nie są wynalazkiem naszych czasów, lecz tkwią immanentnie w samym dyskursie prawnoautorskim od początku jego istnienia. I że wypowiedź Kubryńskiej – choć opatrzona datą 29 grudnia 2018 roku – zapewne byłaby bez problemu zrozumiana, gdyby została zamieszczona w którymkolwiek periodyku ukazującym się np. w Królestwie Polskim w drugiej połowie XIX wieku.
Poznanie sporów o prawo autorskie umożliwia między innymi ostatnia publikacja Teresy Święćkowskiej „Kochani krwiopijce. Własność literacka i prawo autorskie w XIX-wiecznej Polsce”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Universitas. Od razu należy zastrzec, że podtytuł publikacji na pierwszy rzut oka może okazać się mylący, ponieważ sugeruje, że twórczyni będzie skupiać się przede wszystkim na analizie własności literackiej w Polsce – a tak nie jest. Pierwsza część książki to panoramiczne ujęcie historii dyskursu prawa w kontekście międzynarodowym: perspektywa czasowa obejmuje same początki ochrony dóbr niematerialnych, natomiast perspektywa terytorialna – Wielką Brytanię, Francję oraz Niemcy, które (oczywiście) byłyby najważniejszymi ośrodkami myśli prawnoautorskiej, promieniującymi na wszystkie pozostałe systemy i kultury prawne. W związku z powyższym Święćkowska skupia się na problemach polskich dopiero w drugiej części „Kochanych krwiopijców”, po nakreśleniu możliwie najszerszego kontekstu międzynarodowego.
Gdyby próbować scharakteryzować ducha omawianej publikacji, to wydaje się, że nie od rzeczy byłoby określenie jej jako publikacji utrzymanej w duchu agonistycznym. Czytelnik, biorąc do ręki „Kochanych krwiopijców”, staje na krawędzi pola walki: na początku obserwuje dość spokojną batalię o własność literacką z bezpiecznego oddalenia XVI-XVII wieku, by z każdą kolejną stroną przybliżać się do XIX-wiecznego „kotła”, w którym walczą różne frakcje. Narracja Święćkowskiej o kształtowaniu się dyskursu prawnoautorskiego jest bowiem narracją sporów: poczynając od czasów przedkapitalistycznych, twórczyni zestawiła zdarzenia, wypowiedzi, procesy sądowe pokazujące, jak rozwijała się walka o dobra niematerialne pomiędzy różnymi grupami interesu, takimi jak władcy, drukarze, wydawcy, księgarze i sami autorzy. Aby nie pozostać gołosłowną w tym względzie – Święćkowska pisze na przykład tak: „Na taki krok nie byłoby stać zwykłego drukarza – na wojnę z londyńskimi wydawcami zdecydował się prominentny edynburski wydawca, określany przez jednych piratem czy Robin Hoodem literatury, a przez innych dalekowzrocznym przedsiębiorcą, który dostrzegał nowe lukratywne otwarcie w handlu księgarskim i nie zawahał się z niego skorzystać, z pożytkiem dla rozwoju tego handlu” (s. 75).
Przytoczony fragment dotyczy sporu sądowego, jaki miał miejsce w Anglii w latach 60. oraz 70. XVIII wieku pomiędzy Alexandrem Donaldsonem (reprezentującym szkockich wydawców) a Thomasem Becketem (reprezentującym londyńskich wydawców) – autorka „Kochanych krwiopijców” poświęciła sporo miejsca w publikacji na omówienie tej walki pomiędzy wydawcami, która przyczyniła się do wydania bezprecedensowego orzeczenia i stanowiła kamień milowy w rozwoju ochrony praw autorskich.
Takich rekonstrukcji sporów pojawia się w książce Święćkowskiej całkiem sporo: czytelnicy znajdujący upodobanie w pitawalach mogą poznać szczegóły zarówno zagranicznych batalii sądowych, jak i z naszego rodzimego podwórka; w tym drugim przypadku na uwagę zasługuje w szczególności omówienie pierwszego polskiego procesu sądowego z 1866 roku, w którym starły się redakcje warszawskich czasopism „Gazety Polskiej” i „Kłosów” (zob. s. 169–177), czy też proces sądowy z udziałem Gabrieli Zapolskiej, który dotyczył zarzutu o plagiat w recenzji „Akwarel” pióra Jana Popławskiego z 1885 roku (s. 267–273).
Nie oznacza to oczywiście, że „Kochani krwiopijce” to jedynie kronika sporów sądowych – Święćkowska w równie dużym stopniu koncentruje się na sporach czysto intelektualnych związanych z własnością literacką, które toczyły się głównie na łamach czasopism, jak i na międzynarodowych negocjacjach wiążących modeli prawnoautorskich, które zaowocowały przyjęciem szeregu aktów prawnych, takich jak chociażby obowiązująca do dzisiaj „Konwencja berneńska o ochronie dzieł literackich i artystycznych” z dnia 9 września 1886.
Bogaty materiał faktograficzny, zebrany i poddany analizie przez Święćkowską, w dużej mierze potwierdza tezę o rozdźwięku pomiędzy szczytnymi ideami prawa autorskiego, jakimi były wypełnione szpalty rozmaitych periodyków, a jego realną funkcją społeczno-gospodarczą, polegającą przede wszystkim na zabezpieczeniu interesów własnościowych. Jak pisał Konrad Gliściński o procesie maskowania interesów korporacyjnych interesami twórców: „Włączenie w system wydawniczy interesu autorów było rozwiązaniem w duchu wzmacniającego się indywidualizmu i kształtującego się kapitalizmu. Oto autorowi – twórcy dzieła – przysługują naturalne prawa wyłączne dla niego. Prawa, którymi może swobodnie dysponować i które może przenosić na inne podmioty – wydawców. Jak się okazuje, dużo łatwiej i z lepszym skutkiem jest uargumentować potrzebę rozciągania monopolu eksploatacyjnego interesem (biednych) twórców niż chęcią zabezpieczenia interesu konkurujących ze sobą przedsiębiorców” (www.wolnelektury.pl).
„Kochani krwiopijce” to w dużej mierze właśnie dekonstrukcja abstrakcyjnej idei „twórczości”, „autora”, „godności literata” na rzecz przyjrzenia się realnym procesom, jakie zachodziły na kanwie sporów o własność literacką, oraz ich realnym przyczynom. Co wrażliwszym czytelnikom – zwłaszcza darzących wielką estymą wieszczów narodowych – skutki tej dekonstrukcji mogą wydać się nawet szokujące. Święćkowska opisała między innymi historię nielegalnego przedruku „Konrada Wallenroda” przez studentów krakowskich pod koniec lat 20. XIX wieku, którzy niesieni duchem patriotyzmu nie myśleli o jakichkolwiek zgodach czy zezwoleniach. Mieczysław Darowski, główny inicjator akcji, zawiadomił o tym działaniu samego Adama Mickiewicza, co spotkało się z następującą, mało patriotyczną reakcją wieszcza: „Młodzieńcze! Jesteś prawnikiem a postąpiłeś bezprawnie. Przedrukiem swoim skrzywdziłeś autora, którego prawa do jego własności powinieneś był szanować. Nie pozostaje ci nic innego jak ściągnąć z obiegu sprzedane egzemplarze i w ten sposób dać mi należne zadość uczynienie” (s. 166) (żeby dodać jeszcze większej pikanterii, należy wspomnieć, że krakowscy studenci nie złamali prawa, bo prawa autorskiego w Krakowie nie było).
Przyglądanie się XIX-wiecznym relacjom literackim przez pryzmat dyskusji nad własnością literacką bez wątpienia wnosi istotny wkład do naszej wiedzy na temat funkcjonowania literatury w tamtym okresie, a w szczególności na temat jej uwarunkowań prawnych, społecznych, gospodarczych. Jak pokazuje przytoczony passus Mickiewicza, obieg twórczości w czasach romantyzmu i pozytywizmu był coraz silniej krępowany normami prawnymi, natomiast sami autorzy w związku z profesjonalizacją zawodu pisarza również w coraz większym stopniu podejmowali decyzje literackie, kierując się nie tylko względami sztuki, ale również kategoriami biznesowymi. W tym względzie szczególnie znamienny jest przypadek Józefa Ignacego Kraszewskiego, któremu Święćkowska poświęciła cały rozdział „Kochanych krwiopijców”, jako temu twórcy, który karierę rozpoczynał jako „ziemianin, oburzający się posądzaniem go o zarobkowanie literaturą, a kończyło jako zawodowy autor, którego główne źródło dochodów pochodziło z pracy piórem, do czego przyznawał się nie bez dumy”(s. 307).
Święćkowska stworzyła ważną, interdyscyplinarną książkę, która z jednej strony przekracza granicę zwykłej historii prawa, z drugiej natomiast – przekracza granicę historii kultury czy węziej: literatury, tworząc nową, komplementarną jakość. Z pewnością można i trzeba docenić wysiłek badaczki w zbieraniu, klasyfikowaniu oraz porządkowaniu materiału faktograficznego, o czym była już mowa powyżej.
W trakcie lektury może jednak powstawać wrażenie, że przy tym nagromadzonym bogactwie aktów prawnych, relacji sądowych, artykułów w prasie, korespondencji literackich czasem pojawia się trochę za mało komentarza odautorskiego, który nadawałby jeszcze większy sznyt intelektualny całości – Święćkowska często bowiem relacjonuje wydarzenia czy pogląd jak niezależna reporterka z pola walki, nie zajmując stanowiska w przedmiocie tego, co „widzi i opisuje”. Można mieć również zastrzeżenia co do rozłożenia akcentów w niektórych kwestiach poruszonych w książce – dotyczy to w szczególności omówienia przełomowej konwencji berneńskiej oraz jej znaczenia, jak również nowoczesnych aktów prawa autorskiego, które zaczęły pojawiać się w szczególności na ziemiach polskich na przełomie XIX i XX wieku.
Reasumując: „Kochani krwiopijce. Własność literacka i prawo autorskie w XIX-wiecznej Polsce” to bez wątpienia pozycja godna uwagi, która przenosi czytelników na pole walki pomiędzy drukarzami a wydawcami, wydawcami a autorami, autorami a plagiatorami, pokazując historię oraz źródła wielu problemów, z jakimi borykamy się i dzisiaj.
LITERATURA:
Gliściński K.: „Wszystkie prawa zastrzeżone. Historia sporów o autorskie prawa majątkowe, 1469—1928”. https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/gliscinski-dyskursy-prawa-autorskiego.html#footnote-idm140710453522544.
Kubryńska S.: „Przeczytajcie proszę”. https://kubrynska.com/2018/12/29/przeczytajcie-prosze/?fbclid=IwAR04HULrNyLuBGOEkbMkJxm3t-PkNjjTg5COEiRFRKlpdNj7ZR0wkHMG0F4.
Abstrahując od oceny samej autorki i wartościowania jej twórczości, jak również nie wdając się w analizy, na ile przed podobnymi sytuacjami chroni zwykła konsultacja umowy wydawniczej z prawnikiem (a takie komentarze w miejsce współczucia pojawiały się na specjalistycznych forach) – lektura zapisków Kubryńskiej z 2018 roku jest niezwykle symptomatyczna w kontekście prawie profetycznych twierdzeń z artykułu lwowskiego „Tygodnia Literackiego, Artystycznego, Naukowego i Społecznego” z roku 1878: „kto zaś cokolwiek obeznany jest z handlem księgarskim, i wie, jaką olbrzymią przewagę w tym handlu mają wielkie firmy i jak wszyscy księgarze są zależni od tych królików księgarskich, ten przyjdzie łatwo do wniosku, że wieczyste prawa autorów przejdą w krótkim czasie w ręce kilku wielkich firm nakładowych, które stanowczy monopol uzyskają. Wszelka konkurencja zniknie, a bez konkurencyi społeczeństwo będzie musiało płacić za książki tyle, ile się spodoba brać panom nakładcom, i to za takie książki, jakie panowie nakładcy zechcą wydawać” (s. 212).
Anonimowy twórca powyższych słów, zabierając głos w dyskusji nad modelem prawa autorskiego już w drugiej połowie XIX wieku, przewidywał, że tzw. własność literacka, czyli prawa do twórczości, paradoksalnie okaże się taką samą fikcją, jak utwory, które ma chronić – skoro bowiem wszelkie prawa skupią w swoim ręku korporacje księgarskie, to jaka z tego ma być korzyść dla społeczeństwa i autorów, zwłaszcza w kontekście potencjalnych zagrożeń? Oczywiście, podobne głosy sprzeciwu wobec samej koncepcji własności literackiej nie mogły już powstrzymać wzbierającego nurtu regulacji prawnoautorskich, jakie zaczęły pojawiać się wraz z dojrzewaniem kapitalizmu od XVIII wieku. Jednak takie wypowiedzi warto odnotowywać, by pokazać, że wewnętrzne sprzeczności, kluczowe nieuzgodnienia oraz inne problemy prawa autorskiego nie są wynalazkiem naszych czasów, lecz tkwią immanentnie w samym dyskursie prawnoautorskim od początku jego istnienia. I że wypowiedź Kubryńskiej – choć opatrzona datą 29 grudnia 2018 roku – zapewne byłaby bez problemu zrozumiana, gdyby została zamieszczona w którymkolwiek periodyku ukazującym się np. w Królestwie Polskim w drugiej połowie XIX wieku.
Poznanie sporów o prawo autorskie umożliwia między innymi ostatnia publikacja Teresy Święćkowskiej „Kochani krwiopijce. Własność literacka i prawo autorskie w XIX-wiecznej Polsce”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Universitas. Od razu należy zastrzec, że podtytuł publikacji na pierwszy rzut oka może okazać się mylący, ponieważ sugeruje, że twórczyni będzie skupiać się przede wszystkim na analizie własności literackiej w Polsce – a tak nie jest. Pierwsza część książki to panoramiczne ujęcie historii dyskursu prawa w kontekście międzynarodowym: perspektywa czasowa obejmuje same początki ochrony dóbr niematerialnych, natomiast perspektywa terytorialna – Wielką Brytanię, Francję oraz Niemcy, które (oczywiście) byłyby najważniejszymi ośrodkami myśli prawnoautorskiej, promieniującymi na wszystkie pozostałe systemy i kultury prawne. W związku z powyższym Święćkowska skupia się na problemach polskich dopiero w drugiej części „Kochanych krwiopijców”, po nakreśleniu możliwie najszerszego kontekstu międzynarodowego.
Gdyby próbować scharakteryzować ducha omawianej publikacji, to wydaje się, że nie od rzeczy byłoby określenie jej jako publikacji utrzymanej w duchu agonistycznym. Czytelnik, biorąc do ręki „Kochanych krwiopijców”, staje na krawędzi pola walki: na początku obserwuje dość spokojną batalię o własność literacką z bezpiecznego oddalenia XVI-XVII wieku, by z każdą kolejną stroną przybliżać się do XIX-wiecznego „kotła”, w którym walczą różne frakcje. Narracja Święćkowskiej o kształtowaniu się dyskursu prawnoautorskiego jest bowiem narracją sporów: poczynając od czasów przedkapitalistycznych, twórczyni zestawiła zdarzenia, wypowiedzi, procesy sądowe pokazujące, jak rozwijała się walka o dobra niematerialne pomiędzy różnymi grupami interesu, takimi jak władcy, drukarze, wydawcy, księgarze i sami autorzy. Aby nie pozostać gołosłowną w tym względzie – Święćkowska pisze na przykład tak: „Na taki krok nie byłoby stać zwykłego drukarza – na wojnę z londyńskimi wydawcami zdecydował się prominentny edynburski wydawca, określany przez jednych piratem czy Robin Hoodem literatury, a przez innych dalekowzrocznym przedsiębiorcą, który dostrzegał nowe lukratywne otwarcie w handlu księgarskim i nie zawahał się z niego skorzystać, z pożytkiem dla rozwoju tego handlu” (s. 75).
Przytoczony fragment dotyczy sporu sądowego, jaki miał miejsce w Anglii w latach 60. oraz 70. XVIII wieku pomiędzy Alexandrem Donaldsonem (reprezentującym szkockich wydawców) a Thomasem Becketem (reprezentującym londyńskich wydawców) – autorka „Kochanych krwiopijców” poświęciła sporo miejsca w publikacji na omówienie tej walki pomiędzy wydawcami, która przyczyniła się do wydania bezprecedensowego orzeczenia i stanowiła kamień milowy w rozwoju ochrony praw autorskich.
Takich rekonstrukcji sporów pojawia się w książce Święćkowskiej całkiem sporo: czytelnicy znajdujący upodobanie w pitawalach mogą poznać szczegóły zarówno zagranicznych batalii sądowych, jak i z naszego rodzimego podwórka; w tym drugim przypadku na uwagę zasługuje w szczególności omówienie pierwszego polskiego procesu sądowego z 1866 roku, w którym starły się redakcje warszawskich czasopism „Gazety Polskiej” i „Kłosów” (zob. s. 169–177), czy też proces sądowy z udziałem Gabrieli Zapolskiej, który dotyczył zarzutu o plagiat w recenzji „Akwarel” pióra Jana Popławskiego z 1885 roku (s. 267–273).
Nie oznacza to oczywiście, że „Kochani krwiopijce” to jedynie kronika sporów sądowych – Święćkowska w równie dużym stopniu koncentruje się na sporach czysto intelektualnych związanych z własnością literacką, które toczyły się głównie na łamach czasopism, jak i na międzynarodowych negocjacjach wiążących modeli prawnoautorskich, które zaowocowały przyjęciem szeregu aktów prawnych, takich jak chociażby obowiązująca do dzisiaj „Konwencja berneńska o ochronie dzieł literackich i artystycznych” z dnia 9 września 1886.
Bogaty materiał faktograficzny, zebrany i poddany analizie przez Święćkowską, w dużej mierze potwierdza tezę o rozdźwięku pomiędzy szczytnymi ideami prawa autorskiego, jakimi były wypełnione szpalty rozmaitych periodyków, a jego realną funkcją społeczno-gospodarczą, polegającą przede wszystkim na zabezpieczeniu interesów własnościowych. Jak pisał Konrad Gliściński o procesie maskowania interesów korporacyjnych interesami twórców: „Włączenie w system wydawniczy interesu autorów było rozwiązaniem w duchu wzmacniającego się indywidualizmu i kształtującego się kapitalizmu. Oto autorowi – twórcy dzieła – przysługują naturalne prawa wyłączne dla niego. Prawa, którymi może swobodnie dysponować i które może przenosić na inne podmioty – wydawców. Jak się okazuje, dużo łatwiej i z lepszym skutkiem jest uargumentować potrzebę rozciągania monopolu eksploatacyjnego interesem (biednych) twórców niż chęcią zabezpieczenia interesu konkurujących ze sobą przedsiębiorców” (www.wolnelektury.pl).
„Kochani krwiopijce” to w dużej mierze właśnie dekonstrukcja abstrakcyjnej idei „twórczości”, „autora”, „godności literata” na rzecz przyjrzenia się realnym procesom, jakie zachodziły na kanwie sporów o własność literacką, oraz ich realnym przyczynom. Co wrażliwszym czytelnikom – zwłaszcza darzących wielką estymą wieszczów narodowych – skutki tej dekonstrukcji mogą wydać się nawet szokujące. Święćkowska opisała między innymi historię nielegalnego przedruku „Konrada Wallenroda” przez studentów krakowskich pod koniec lat 20. XIX wieku, którzy niesieni duchem patriotyzmu nie myśleli o jakichkolwiek zgodach czy zezwoleniach. Mieczysław Darowski, główny inicjator akcji, zawiadomił o tym działaniu samego Adama Mickiewicza, co spotkało się z następującą, mało patriotyczną reakcją wieszcza: „Młodzieńcze! Jesteś prawnikiem a postąpiłeś bezprawnie. Przedrukiem swoim skrzywdziłeś autora, którego prawa do jego własności powinieneś był szanować. Nie pozostaje ci nic innego jak ściągnąć z obiegu sprzedane egzemplarze i w ten sposób dać mi należne zadość uczynienie” (s. 166) (żeby dodać jeszcze większej pikanterii, należy wspomnieć, że krakowscy studenci nie złamali prawa, bo prawa autorskiego w Krakowie nie było).
Przyglądanie się XIX-wiecznym relacjom literackim przez pryzmat dyskusji nad własnością literacką bez wątpienia wnosi istotny wkład do naszej wiedzy na temat funkcjonowania literatury w tamtym okresie, a w szczególności na temat jej uwarunkowań prawnych, społecznych, gospodarczych. Jak pokazuje przytoczony passus Mickiewicza, obieg twórczości w czasach romantyzmu i pozytywizmu był coraz silniej krępowany normami prawnymi, natomiast sami autorzy w związku z profesjonalizacją zawodu pisarza również w coraz większym stopniu podejmowali decyzje literackie, kierując się nie tylko względami sztuki, ale również kategoriami biznesowymi. W tym względzie szczególnie znamienny jest przypadek Józefa Ignacego Kraszewskiego, któremu Święćkowska poświęciła cały rozdział „Kochanych krwiopijców”, jako temu twórcy, który karierę rozpoczynał jako „ziemianin, oburzający się posądzaniem go o zarobkowanie literaturą, a kończyło jako zawodowy autor, którego główne źródło dochodów pochodziło z pracy piórem, do czego przyznawał się nie bez dumy”(s. 307).
Święćkowska stworzyła ważną, interdyscyplinarną książkę, która z jednej strony przekracza granicę zwykłej historii prawa, z drugiej natomiast – przekracza granicę historii kultury czy węziej: literatury, tworząc nową, komplementarną jakość. Z pewnością można i trzeba docenić wysiłek badaczki w zbieraniu, klasyfikowaniu oraz porządkowaniu materiału faktograficznego, o czym była już mowa powyżej.
W trakcie lektury może jednak powstawać wrażenie, że przy tym nagromadzonym bogactwie aktów prawnych, relacji sądowych, artykułów w prasie, korespondencji literackich czasem pojawia się trochę za mało komentarza odautorskiego, który nadawałby jeszcze większy sznyt intelektualny całości – Święćkowska często bowiem relacjonuje wydarzenia czy pogląd jak niezależna reporterka z pola walki, nie zajmując stanowiska w przedmiocie tego, co „widzi i opisuje”. Można mieć również zastrzeżenia co do rozłożenia akcentów w niektórych kwestiach poruszonych w książce – dotyczy to w szczególności omówienia przełomowej konwencji berneńskiej oraz jej znaczenia, jak również nowoczesnych aktów prawa autorskiego, które zaczęły pojawiać się w szczególności na ziemiach polskich na przełomie XIX i XX wieku.
Reasumując: „Kochani krwiopijce. Własność literacka i prawo autorskie w XIX-wiecznej Polsce” to bez wątpienia pozycja godna uwagi, która przenosi czytelników na pole walki pomiędzy drukarzami a wydawcami, wydawcami a autorami, autorami a plagiatorami, pokazując historię oraz źródła wielu problemów, z jakimi borykamy się i dzisiaj.
LITERATURA:
Gliściński K.: „Wszystkie prawa zastrzeżone. Historia sporów o autorskie prawa majątkowe, 1469—1928”. https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/gliscinski-dyskursy-prawa-autorskiego.html#footnote-idm140710453522544.
Kubryńska S.: „Przeczytajcie proszę”. https://kubrynska.com/2018/12/29/przeczytajcie-prosze/?fbclid=IwAR04HULrNyLuBGOEkbMkJxm3t-PkNjjTg5COEiRFRKlpdNj7ZR0wkHMG0F4.
Teresa Święćkowska: „Kochani krwiopijce. Własność literacka i prawo autorskie w XIX-wiecznej Polsce”. Wydawnictwo Universitas. Kraków 2018.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |