
JAK MÓWIĆ O ŚREDNICH MIASTACH? (LESZEK ENGELKING: 'BYTOM W LITERATURZE')
A
A
A
Mógłbym zacząć od banalnego stwierdzenia: „Bytom ma długą i ciekawą historię, oraz pokaźny kapitał kulturowy, które niestety w ostatnich latach…”. Ale nie, wolę nie. Dlaczego? Bo o Bytomiu mówi się ostatnio prawie tylko i wyłącznie w taki właśnie sposób – jako o mieście zmarnowanych szans oraz społecznego, ekonomicznego i kulturalnego regresu.
A jak mówi o nim w swojej najnowszej książce – „Bytom w literaturze” – Leszek Engelking? Przede wszystkim – nie tak, czyli nie łączy swoich rozważań z narracją o upadku. Specjalnie nie dostrzega – i powiem jasno: na całe szczęście! – całego tego mizernego tła współczesności. Zabiera za to czytelników na spacer historycznymi ulicami miasta i snuje pozornie nieuporządkowaną opowieść o ich obrazie w wierszach i powieściach. To rodzaj – jak sam to ujmuje – turystyki literackiej.
Ma przy autor tym pełną świadomość faktu, że „Bytom – gród o długiej, bogatej i złożonej historii (…) mający (…) ścisły kontakt z różnymi kulturami, aparatami państwowymi i językami (a także dialektami) – nie doczekał się niestety zbyt wielu reprezentacji literackich” (s. 14-15) i że daleko mu pod tym względem do innych europejskich miast. Bytom nie będzie Warszawą, Krakowem czy Gdańskiem, ba! – nie będzie nawet Gliwicami. I to słuszne przeświadczenie niezwykle tej książce pomaga – Engelking nie stara się malować miasta innym niż jest.
Bo chociaż (co też powtarza się do znudzenia) Bytom został lokowany o kilka lat wcześniej niż Kraków, to próżno wyczekiwać na ulicach jego Starego Miasta choć jednej dziesiątej tej liczby turystów, która odwiedza dawną stolicę Polski. Powiem więcej, brutalnie może, ale szczerze: nikt tego miasta nie odwiedza specjalnie, w celach krajoznawczych.
Nie jest też tak, że o Bytomiu nie pisano wcale. Przeciwnie. Lokalne ośrodki wspierające kulturę i miejscowi ludzie pióra dbają o dziedzictwo – powstają książki historyczne, opracowania o ważnych zabytkach, albumy ze starymi fotografiami i pocztówkami, leksykony oraz antologie. Jest też „Historia Bytomia” Jana Drabiny, podstawowe i przystępne opracowanie będące źródłem wiedzy o dziejach miasta. Ale nikt wcześniej nie próbował skonstruować takiej narracji o tym mieście, jak zrobił to autor „Bytomia w literaturze”.
O czym pisze Enegelking? O tekstach już dobrze znanych: o barokowym XVII-wiecznym poemacie „Officina feraria…” autorstwa Walentego Roździeńskiego, o „Starym kościele miechowskim” (1847) „górnośląskiego Homera”, czyli księdza Norberta Bonczyka, ale i o mniej znanych, ale za to pewnie ciekawszych książkach: „Zaplutym karle reakcji” (1982) żołnierza Armii Krajowej Piotra Woźniaka, „Szale zamysłów” (1994) Jerzego Przeździeckiego, powieści „Finis Silesiae” (2004) Henryka Wańki, „Powieści, mieście, aniołach” (2004) Magdaleny Goik czy „Między snem a jawą” (2005) Stefani Jagielnickiej-Kamienieckiej, a zatem pozycjach nowszych. Jest i „Lajerman” Aleksandra Nawareckiego, poezja Grzegorza Olszańskiego (jednego z najważniejszych poetów identyfikujących się z Bytomiem), oraz – to już lokalnie – twórczość Marcina Hałasia czy młodego Pawła Kobylewskiego i grupy poetyckiej Obok Sceny.
Relatywnie sporo miejsca zajmują analizy literackich obrazów placu Rokoko, czyli placu Wojska Polskiego. Słusznie uwagę poświęca Engelking miastu Lwów, które w drugiej połowie lat czterdziestych – wraz z repatriantami (ekspatriantami?) ze Wschodu – wrosło w tkankę Bytomia. I wrosło nie tylko miejską biedotą, ale też sporą grupą inteligencji, która zasiliła Operę Śląską, (gliwicką) Politechnikę Śląską czy (ważny skądinąd ośrodek sportowy) Polonię Bytom. Nostalgiczna postpamięć potomków przesiedleńców jakby zamazywała granice Lwów/Bytom, nakładała krajobraz jednego miasta na drugie. I choć od przeprowadzki minęło ponad siedemdziesiąt lat, to takie spojrzenie na Bytom wciąż jest aktualne, wciąż jest dla niektórych sposobem na (literackie) życie. Cokolwiek o tym nie sądzić, to fakt kulturowy ciekawy (choć charakterystyczny dla wielu miast na zachodzie Polski) i na tyle ważny, że należy o nim pamiętać.
Pozwolę sobie na krótką dygresję. Moim zdaniem najciekawsze, z oczywistych przyczyn – bo pozbawione literackiej reprezentacji – nieobecne w książce, są czasy najdawniejsze. Wzgórze Małgorzatki (miejsce raczej zapomniane – niewielu mieszkańców ma świadomość jego istnienia) stanowiło ośrodek kultu religijnego jeszcze w czasach przedchrześcijańskich i tam właśnie umiejscowiony był pierwszy gród obronny. Nie miejsce to pewnie na zgłaszanie pretensji wobec pisarzy, uważam jednak, że to materiał na dobrą opowieść.
Jako że w książce znajdziemy też fotografie miasta, to „Bytom w literaturze” staje się jak gdyby spacerem po kilku ulicach, przez różne historie i parę teorii (o tym za chwilę), a zatem swoistą turystyką literacką (tyle że dla miejscowych). To faktycznie materiał na scenariusz lekcji lub edukacyjnej wyprawy miejskiej.
Kto będzie czytelnikiem „Bytomia w literaturze”? Wąskie grono ludzi związanych z miastem, działacze kulturalni, badacze historii i kultury regionu, może uczniowie szkół średnich i kilku przypadkowych odbiorców. To będzie nieliczne grono, ale może za to niezbyt wąskie. Co mam na myśli? Engelking napisał akademicką wprawdzie książkę, ale w taki sposób, że przywołanie geopoetyki Elżbiety Rybickiej, uwag o mimetyzmie Briana McHale’a, teorii autobiografii Philippe’a Lejeune’a czy refleksji o melancholii Marka Bieńczyka jest bardzo przystępne dla czytelnika spoza literaturoznawczego świata i podane wraz z czytelną egzemplifikacją. To wpisuje się w popularyzatorski charakter tej książki.
Nie jest to opracowanie pozbawione wad, ale weźmy pod uwagę, jak niełatwym zadaniem było jego napisanie – przede wszystkim ze względu na niezbyt obfity i zasadniczo nienajlepszy w swoim ogóle materiał literacki oraz fakt, że Bytom to po prostu jedno z wielu „średnich miast”, którego sytuacji nie ratuje barwna kultura i długa historia.
Bo właśnie myśląc o Bytomiu współczesnym, przypominam sobie piosenkę Jeremiego Przybory (a odświeżoną przed paru laty przez Grzegorza Turnaua) „Średnie miasta”. Współczesny Bytom jest trochę takim właśnie „średnim miastem”, „gdzie żaden dom / nad inne nie wyrasta / (…) [gdzie] mężczyzna czy niewiasta / nie zwykli są / sąsiadów swych przerastać” (Przybora 2009: 413).
Odpowiadając zatem na tytułowe pytanie – „jak mówić o średnich miastach?” – odpowiadam: tak, jak zrobił to Leszek Engelking. Bez pretensji i bez narzekań, erudycyjnie i w konwencji topograficzno-tematycznego spaceru ulicami Bytomia. Nie zmieni omawiana książka postrzegania tego śląskiego miasta (bo pewnie i nie taki był jej cel), ale wspaniale, że powstała.
LITERATURA:
Przybora J.: „Piosenki prawie wszystkie. Warszawa 2009.
A jak mówi o nim w swojej najnowszej książce – „Bytom w literaturze” – Leszek Engelking? Przede wszystkim – nie tak, czyli nie łączy swoich rozważań z narracją o upadku. Specjalnie nie dostrzega – i powiem jasno: na całe szczęście! – całego tego mizernego tła współczesności. Zabiera za to czytelników na spacer historycznymi ulicami miasta i snuje pozornie nieuporządkowaną opowieść o ich obrazie w wierszach i powieściach. To rodzaj – jak sam to ujmuje – turystyki literackiej.
Ma przy autor tym pełną świadomość faktu, że „Bytom – gród o długiej, bogatej i złożonej historii (…) mający (…) ścisły kontakt z różnymi kulturami, aparatami państwowymi i językami (a także dialektami) – nie doczekał się niestety zbyt wielu reprezentacji literackich” (s. 14-15) i że daleko mu pod tym względem do innych europejskich miast. Bytom nie będzie Warszawą, Krakowem czy Gdańskiem, ba! – nie będzie nawet Gliwicami. I to słuszne przeświadczenie niezwykle tej książce pomaga – Engelking nie stara się malować miasta innym niż jest.
Bo chociaż (co też powtarza się do znudzenia) Bytom został lokowany o kilka lat wcześniej niż Kraków, to próżno wyczekiwać na ulicach jego Starego Miasta choć jednej dziesiątej tej liczby turystów, która odwiedza dawną stolicę Polski. Powiem więcej, brutalnie może, ale szczerze: nikt tego miasta nie odwiedza specjalnie, w celach krajoznawczych.
Nie jest też tak, że o Bytomiu nie pisano wcale. Przeciwnie. Lokalne ośrodki wspierające kulturę i miejscowi ludzie pióra dbają o dziedzictwo – powstają książki historyczne, opracowania o ważnych zabytkach, albumy ze starymi fotografiami i pocztówkami, leksykony oraz antologie. Jest też „Historia Bytomia” Jana Drabiny, podstawowe i przystępne opracowanie będące źródłem wiedzy o dziejach miasta. Ale nikt wcześniej nie próbował skonstruować takiej narracji o tym mieście, jak zrobił to autor „Bytomia w literaturze”.
O czym pisze Enegelking? O tekstach już dobrze znanych: o barokowym XVII-wiecznym poemacie „Officina feraria…” autorstwa Walentego Roździeńskiego, o „Starym kościele miechowskim” (1847) „górnośląskiego Homera”, czyli księdza Norberta Bonczyka, ale i o mniej znanych, ale za to pewnie ciekawszych książkach: „Zaplutym karle reakcji” (1982) żołnierza Armii Krajowej Piotra Woźniaka, „Szale zamysłów” (1994) Jerzego Przeździeckiego, powieści „Finis Silesiae” (2004) Henryka Wańki, „Powieści, mieście, aniołach” (2004) Magdaleny Goik czy „Między snem a jawą” (2005) Stefani Jagielnickiej-Kamienieckiej, a zatem pozycjach nowszych. Jest i „Lajerman” Aleksandra Nawareckiego, poezja Grzegorza Olszańskiego (jednego z najważniejszych poetów identyfikujących się z Bytomiem), oraz – to już lokalnie – twórczość Marcina Hałasia czy młodego Pawła Kobylewskiego i grupy poetyckiej Obok Sceny.
Relatywnie sporo miejsca zajmują analizy literackich obrazów placu Rokoko, czyli placu Wojska Polskiego. Słusznie uwagę poświęca Engelking miastu Lwów, które w drugiej połowie lat czterdziestych – wraz z repatriantami (ekspatriantami?) ze Wschodu – wrosło w tkankę Bytomia. I wrosło nie tylko miejską biedotą, ale też sporą grupą inteligencji, która zasiliła Operę Śląską, (gliwicką) Politechnikę Śląską czy (ważny skądinąd ośrodek sportowy) Polonię Bytom. Nostalgiczna postpamięć potomków przesiedleńców jakby zamazywała granice Lwów/Bytom, nakładała krajobraz jednego miasta na drugie. I choć od przeprowadzki minęło ponad siedemdziesiąt lat, to takie spojrzenie na Bytom wciąż jest aktualne, wciąż jest dla niektórych sposobem na (literackie) życie. Cokolwiek o tym nie sądzić, to fakt kulturowy ciekawy (choć charakterystyczny dla wielu miast na zachodzie Polski) i na tyle ważny, że należy o nim pamiętać.
Pozwolę sobie na krótką dygresję. Moim zdaniem najciekawsze, z oczywistych przyczyn – bo pozbawione literackiej reprezentacji – nieobecne w książce, są czasy najdawniejsze. Wzgórze Małgorzatki (miejsce raczej zapomniane – niewielu mieszkańców ma świadomość jego istnienia) stanowiło ośrodek kultu religijnego jeszcze w czasach przedchrześcijańskich i tam właśnie umiejscowiony był pierwszy gród obronny. Nie miejsce to pewnie na zgłaszanie pretensji wobec pisarzy, uważam jednak, że to materiał na dobrą opowieść.
Jako że w książce znajdziemy też fotografie miasta, to „Bytom w literaturze” staje się jak gdyby spacerem po kilku ulicach, przez różne historie i parę teorii (o tym za chwilę), a zatem swoistą turystyką literacką (tyle że dla miejscowych). To faktycznie materiał na scenariusz lekcji lub edukacyjnej wyprawy miejskiej.
Kto będzie czytelnikiem „Bytomia w literaturze”? Wąskie grono ludzi związanych z miastem, działacze kulturalni, badacze historii i kultury regionu, może uczniowie szkół średnich i kilku przypadkowych odbiorców. To będzie nieliczne grono, ale może za to niezbyt wąskie. Co mam na myśli? Engelking napisał akademicką wprawdzie książkę, ale w taki sposób, że przywołanie geopoetyki Elżbiety Rybickiej, uwag o mimetyzmie Briana McHale’a, teorii autobiografii Philippe’a Lejeune’a czy refleksji o melancholii Marka Bieńczyka jest bardzo przystępne dla czytelnika spoza literaturoznawczego świata i podane wraz z czytelną egzemplifikacją. To wpisuje się w popularyzatorski charakter tej książki.
Nie jest to opracowanie pozbawione wad, ale weźmy pod uwagę, jak niełatwym zadaniem było jego napisanie – przede wszystkim ze względu na niezbyt obfity i zasadniczo nienajlepszy w swoim ogóle materiał literacki oraz fakt, że Bytom to po prostu jedno z wielu „średnich miast”, którego sytuacji nie ratuje barwna kultura i długa historia.
Bo właśnie myśląc o Bytomiu współczesnym, przypominam sobie piosenkę Jeremiego Przybory (a odświeżoną przed paru laty przez Grzegorza Turnaua) „Średnie miasta”. Współczesny Bytom jest trochę takim właśnie „średnim miastem”, „gdzie żaden dom / nad inne nie wyrasta / (…) [gdzie] mężczyzna czy niewiasta / nie zwykli są / sąsiadów swych przerastać” (Przybora 2009: 413).
Odpowiadając zatem na tytułowe pytanie – „jak mówić o średnich miastach?” – odpowiadam: tak, jak zrobił to Leszek Engelking. Bez pretensji i bez narzekań, erudycyjnie i w konwencji topograficzno-tematycznego spaceru ulicami Bytomia. Nie zmieni omawiana książka postrzegania tego śląskiego miasta (bo pewnie i nie taki był jej cel), ale wspaniale, że powstała.
LITERATURA:
Przybora J.: „Piosenki prawie wszystkie. Warszawa 2009.
Leszek Engelking: „Bytom w literaturze. Dzieła, miejsce, zakorzenienie, tożsamość, mit”. Muzeum Górnośląskie. Bytom 2018.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |