Rasha Habbal, Filip Kaźmierczak,
WIERSZE
A
A
A
Część I: List od wyrwanego drzewa
zgroza
wiem że się mnie boicie
jak albinosa
jak trędowatej
jak wszy prześlizgującej się między poduszkami
tulącymi się przez sen
trzęsiecie się ze zgrozy przed zarażeniem?
z moich ran sączy się wasz śmiech
wiem że was przez to swędzi
uciekajcie
to pierwsze oznaki zadawania się ze mną
na drzwiach izolatki
zasadzam słońce i księżyc
w jednej doniczce
zaciągam zasłony
i wyciągam obsceniczne fantazje i książki
czuję zapach benzyny
polanej na zasuwę drzwi
krzyk zapałki
który tym razem wydaje się głośny
jakby ktoś z nich ugryzł jabłko nad moim uchem
piszę ostatni wers
chodźcie do mnie...
płonę a moje diabły pozostaną z wami
tak oto
odchodzę do boga z uniewinnieniem w ręku
Część II: Listy od wychodzących ze mnie kobiet
metr nocy
(1)
otwarte okno wciąga
metr nocy
i twoją twarz
(2)
otwarte
okno
obnaża cię
obnaża mnie
przed powietrzem
(3)
to powietrze
to samo
ukradło ci dzieci
które wyliczałeś mi powoli
ukradło mi dzieci
które wyliczałam ci powoli
w tym wyglądającym przez okno metrze nocy
całe plemię dzieci maluje smutek wieczoru na biało
(4)
chodzimy drogami które nie przecinają się za dnia
a nocą kiedy zmęczą się nieznajomi
kieruję się w stronę twojej drogi ku mnie
nie mając na sobie nic co przykryje nasze pożądanie
Mokra kreda
Moje palce były rankiem bardzo krótkie
niczym kreda
która całą noc wypisywała na ścianach twojego domu
długie wiersze miłosne
i wiele milczenia
i ogromne przekleństwo
które przypadkiem brzmiało
kocham cię
...
Tam
w podwórzu za domem
jest mała kałuża
Tam
gdzie nikt nas nie widzi
uprawiamy
miłość
na stojąco
i
na boso
...
Martwy kwiat
wypadł z dziobu ptaka
i zaplątał mi się we włosy
kiedy zaplątałam się w twoje usta
...
Mała ryba
wyskoczyła z twoich ust
wiele ryb
popłynęło za nią
i tylko ja jedna
utonęłam
...
Tam
w małej kałuży
stałam mokra
moja pierś drżała
w twojej dłoni
a deszcz
uderzał o blachę
bezdźwięcznie
Niemcy
2016
powiedziałam mu chciałabym
(1)
powiedziałam mu chciałabym...
i nie zamknęłam drzwi zdania
nocą
wyrzuciłam przez okno
wielki palec zawodu
i jak moja babcia wcisnęłam świt
w stanik
żeby się nie zgubił
prześlizgnął się między moimi piersiami
domknął zdanie
i odszedł
(2)
nocą
strzepnęłam palce żalu z mojego ciała
nocą
spytałam cię gdzie ukrywasz
wielki palec zawodu?
nocą
szukałam noża który przetnie dystans
i nie zatrzyma się na węzełku
nocą
nocą
jak każdej nocy
zaczynasz zbierać węzełki
jeden po drugim
nocą
stawiam na to że ciemność
zdolna jest wzruszyć kłódkę mojego naszyjnika
i twojego języka
deszcz
pada deszcz
powoli siąpi deszcz
jak kobieta która po opłaconej godzinie miłości
wyszła nie odwracając się do miłości
wyszła powoli
pada deszcz
powoli siąpi deszcz
niczym kobieta czekająca na mężczyznę który się zgubił
zastawiła na niego pułapki o smaku miłości
czekała cierpliwie
pada deszcz
pospiesznie leje deszcz
niczym kobieta którą miłość wzięła z zaskoczenia
i uciekła zanim ta zdążyła się obudzić
uciekła pospiesznie
kapelusz na pogrzeb
(1)
wyglądasz tak podle
kiedy myślisz że tylko ty
wiesz co jest słuszne
podniesionym głosem
zapraszasz mnie do środka
na słodycze
które upiekła jakaś kobieta
myślała o miłości piekąc je
i płakała z powodu jej bezduszności
wsadzę palec
w lukier
a kiedy go zliżę
będzie bardzo słony
niczym jej łzy
którymi nikt nie zaprząta sobie głowy
(2)
nikt nie wie
o czym myśli zazdrosna kobieta
kobiety myślą o rzeczach delikatnych
jak
trucizna dodana ukradkiem
do kompotu
końcówka zerwanego kabla
w wannie
wąż w łóżku
gaz rozweselający
i kula w potylicę
kobiety myślą w milczeniu
kiedy malują paznokcie
planują twoją śmierć
z pełną elegancją
a kapelusz z czarną koronką
wybrany na pogrzeb
już czeka na półce
dwie kobiety
jak jakiekolwiek dwie kobiety rozsiewamy
skórę na soli myśli
nasze drzewa wyrosły nagie
a nasze koty bez marca
przeganiamy ptaki głupoty
miotłą opętaną pewnością
chodź...
kupimy kredki
dorysujemy brakujące elementy tej sceny
wyciągniętą w naszą stronę dłoń
pocałunki na szyjach
za nimi zamknięte drzwi
i kółko wokół głupoty myśli
chodź...
narysujemy łóżko bez rogów
bez poduszek
z jabłkiem u dołu
zapomniałyśmy o nim kiedy zasnął nasz spryt
chodź...
pobrudźmy myśli pomarańczem
a z pewnością spłyną sokami lubieżności
Przełożył Filip Kaźmierczak
zgroza
wiem że się mnie boicie
jak albinosa
jak trędowatej
jak wszy prześlizgującej się między poduszkami
tulącymi się przez sen
trzęsiecie się ze zgrozy przed zarażeniem?
z moich ran sączy się wasz śmiech
wiem że was przez to swędzi
uciekajcie
to pierwsze oznaki zadawania się ze mną
na drzwiach izolatki
zasadzam słońce i księżyc
w jednej doniczce
zaciągam zasłony
i wyciągam obsceniczne fantazje i książki
czuję zapach benzyny
polanej na zasuwę drzwi
krzyk zapałki
który tym razem wydaje się głośny
jakby ktoś z nich ugryzł jabłko nad moim uchem
piszę ostatni wers
chodźcie do mnie...
płonę a moje diabły pozostaną z wami
tak oto
odchodzę do boga z uniewinnieniem w ręku
Część II: Listy od wychodzących ze mnie kobiet
metr nocy
(1)
otwarte okno wciąga
metr nocy
i twoją twarz
(2)
otwarte
okno
obnaża cię
obnaża mnie
przed powietrzem
(3)
to powietrze
to samo
ukradło ci dzieci
które wyliczałeś mi powoli
ukradło mi dzieci
które wyliczałam ci powoli
w tym wyglądającym przez okno metrze nocy
całe plemię dzieci maluje smutek wieczoru na biało
(4)
chodzimy drogami które nie przecinają się za dnia
a nocą kiedy zmęczą się nieznajomi
kieruję się w stronę twojej drogi ku mnie
nie mając na sobie nic co przykryje nasze pożądanie
Mokra kreda
Moje palce były rankiem bardzo krótkie
niczym kreda
która całą noc wypisywała na ścianach twojego domu
długie wiersze miłosne
i wiele milczenia
i ogromne przekleństwo
które przypadkiem brzmiało
kocham cię
...
Tam
w podwórzu za domem
jest mała kałuża
Tam
gdzie nikt nas nie widzi
uprawiamy
miłość
na stojąco
i
na boso
...
Martwy kwiat
wypadł z dziobu ptaka
i zaplątał mi się we włosy
kiedy zaplątałam się w twoje usta
...
Mała ryba
wyskoczyła z twoich ust
wiele ryb
popłynęło za nią
i tylko ja jedna
utonęłam
...
Tam
w małej kałuży
stałam mokra
moja pierś drżała
w twojej dłoni
a deszcz
uderzał o blachę
bezdźwięcznie
Niemcy
2016
powiedziałam mu chciałabym
(1)
powiedziałam mu chciałabym...
i nie zamknęłam drzwi zdania
nocą
wyrzuciłam przez okno
wielki palec zawodu
i jak moja babcia wcisnęłam świt
w stanik
żeby się nie zgubił
prześlizgnął się między moimi piersiami
domknął zdanie
i odszedł
(2)
nocą
strzepnęłam palce żalu z mojego ciała
nocą
spytałam cię gdzie ukrywasz
wielki palec zawodu?
nocą
szukałam noża który przetnie dystans
i nie zatrzyma się na węzełku
nocą
nocą
jak każdej nocy
zaczynasz zbierać węzełki
jeden po drugim
nocą
stawiam na to że ciemność
zdolna jest wzruszyć kłódkę mojego naszyjnika
i twojego języka
deszcz
pada deszcz
powoli siąpi deszcz
jak kobieta która po opłaconej godzinie miłości
wyszła nie odwracając się do miłości
wyszła powoli
pada deszcz
powoli siąpi deszcz
niczym kobieta czekająca na mężczyznę który się zgubił
zastawiła na niego pułapki o smaku miłości
czekała cierpliwie
pada deszcz
pospiesznie leje deszcz
niczym kobieta którą miłość wzięła z zaskoczenia
i uciekła zanim ta zdążyła się obudzić
uciekła pospiesznie
kapelusz na pogrzeb
(1)
wyglądasz tak podle
kiedy myślisz że tylko ty
wiesz co jest słuszne
podniesionym głosem
zapraszasz mnie do środka
na słodycze
które upiekła jakaś kobieta
myślała o miłości piekąc je
i płakała z powodu jej bezduszności
wsadzę palec
w lukier
a kiedy go zliżę
będzie bardzo słony
niczym jej łzy
którymi nikt nie zaprząta sobie głowy
(2)
nikt nie wie
o czym myśli zazdrosna kobieta
kobiety myślą o rzeczach delikatnych
jak
trucizna dodana ukradkiem
do kompotu
końcówka zerwanego kabla
w wannie
wąż w łóżku
gaz rozweselający
i kula w potylicę
kobiety myślą w milczeniu
kiedy malują paznokcie
planują twoją śmierć
z pełną elegancją
a kapelusz z czarną koronką
wybrany na pogrzeb
już czeka na półce
dwie kobiety
jak jakiekolwiek dwie kobiety rozsiewamy
skórę na soli myśli
nasze drzewa wyrosły nagie
a nasze koty bez marca
przeganiamy ptaki głupoty
miotłą opętaną pewnością
chodź...
kupimy kredki
dorysujemy brakujące elementy tej sceny
wyciągniętą w naszą stronę dłoń
pocałunki na szyjach
za nimi zamknięte drzwi
i kółko wokół głupoty myśli
chodź...
narysujemy łóżko bez rogów
bez poduszek
z jabłkiem u dołu
zapomniałyśmy o nim kiedy zasnął nasz spryt
chodź...
pobrudźmy myśli pomarańczem
a z pewnością spłyną sokami lubieżności
Przełożył Filip Kaźmierczak
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |