OSTRY POKER W NOWYM JORKU - O PITTSBURGHU NIE WSPOMINAJĄC (TEENAGE MUTANT NINJA TURTLES: BODYCOUNT)
A
A
A
Najbardziej agresywny z wojowniczych żółwi ninja, bezkompromisowy łamignat gustujący w kijach do gier zespołowych oraz twarda heroina uciekająca przed zemstą mafii – debiutujący w 1996 roku czteroodcinkowy „Bodycount” duetu Eastman/Bisley to stustronicowa, równie psychodeliczna, co groteskowa rozwałka będąca pokręconym listem miłosnym do twórczości hongkońskiego mistrza kina akcji, Johna Woo.
Kevin Eastman – amerykański scenarzysta, grafik i współautor (obok Petera Lairda) legendarnej już, oryginalnie skierowanej do dorosłego czytelnika serii o krwawych przygodach czterech antropomorficznych gadów oraz ich mistrza, szczura Splintera – stworzył razem z cenionym brytyjskim rysownikiem Simonem Bisleyem („Lobo”, „Sláine”) dzieło, które – zgodnie z założeniem – miało być najdłuższą strzelaniną w historii komiksu.
Niniejsze zadanie kreatywne duo zrealizowało w stu procentach, rozpoczynając swoją opowieść na Lower East Side, gdzie w jednym z lokali „przedstawiciele miejscowych elit dyskutują o polityce” (czytaj: okładają się pięściami). W sam środek kipiszu trafia atrakcyjna Midnight, której tropem podąża bezwzględny zabójca Johnny Woo-Woo, długowłosy człowiek z blizną i cybernetyczną dłonią. Casey Jones, aktywnie uczestniczący we wspomnianej już wymianie zdań z przedstawicielem kolorytu lokalnego, pomaga bohaterce wymknąć się z obracanego w perzynę lokalu. I gdy sytuacja wydaje się patowa – uciekająca para trafia bowiem do ślepego zaułka – z nieba (a właściwie: z dachu) przybywa pomoc w osobie Raphaela.
Pościgi, eksplozje, grad kul wystrzeliwanych z szybkostrzelnych giwer (w których rozsmakował się nawet nadmieniony żółw) oraz wszechobecna masakra w duchu exploitation to kluczowe elementy tej – umówmy się – bardzo pretekstowej fabuły, zabierającej czytelnika w morderczą podróż z Nowego Jorku do Pittsburgha. Zaprawiona czarnym humorem opowiastka zapewne skusi nie tylko (dorosłych!) fanów marki „Teenage Mutant Ninja Turtles”, ale i miłośników prac Bisleya, przygotowującego na potrzeby niniejszego projektu przerysowane, szalenie ekspresyjne ilustracje. Elegancka, twardookładowa, wydana na dobrym papierze polska edycja miniserii „Bodycount” to komiksowa jazda bez trzymanki, skierowana jednak do najbardziej zagorzałych fanów wojowniczych żółwi (w tym przypadku – Raphaela) oraz dzielnego łamignata w masce hokejowej.
Kevin Eastman – amerykański scenarzysta, grafik i współautor (obok Petera Lairda) legendarnej już, oryginalnie skierowanej do dorosłego czytelnika serii o krwawych przygodach czterech antropomorficznych gadów oraz ich mistrza, szczura Splintera – stworzył razem z cenionym brytyjskim rysownikiem Simonem Bisleyem („Lobo”, „Sláine”) dzieło, które – zgodnie z założeniem – miało być najdłuższą strzelaniną w historii komiksu.
Niniejsze zadanie kreatywne duo zrealizowało w stu procentach, rozpoczynając swoją opowieść na Lower East Side, gdzie w jednym z lokali „przedstawiciele miejscowych elit dyskutują o polityce” (czytaj: okładają się pięściami). W sam środek kipiszu trafia atrakcyjna Midnight, której tropem podąża bezwzględny zabójca Johnny Woo-Woo, długowłosy człowiek z blizną i cybernetyczną dłonią. Casey Jones, aktywnie uczestniczący we wspomnianej już wymianie zdań z przedstawicielem kolorytu lokalnego, pomaga bohaterce wymknąć się z obracanego w perzynę lokalu. I gdy sytuacja wydaje się patowa – uciekająca para trafia bowiem do ślepego zaułka – z nieba (a właściwie: z dachu) przybywa pomoc w osobie Raphaela.
Pościgi, eksplozje, grad kul wystrzeliwanych z szybkostrzelnych giwer (w których rozsmakował się nawet nadmieniony żółw) oraz wszechobecna masakra w duchu exploitation to kluczowe elementy tej – umówmy się – bardzo pretekstowej fabuły, zabierającej czytelnika w morderczą podróż z Nowego Jorku do Pittsburgha. Zaprawiona czarnym humorem opowiastka zapewne skusi nie tylko (dorosłych!) fanów marki „Teenage Mutant Ninja Turtles”, ale i miłośników prac Bisleya, przygotowującego na potrzeby niniejszego projektu przerysowane, szalenie ekspresyjne ilustracje. Elegancka, twardookładowa, wydana na dobrym papierze polska edycja miniserii „Bodycount” to komiksowa jazda bez trzymanki, skierowana jednak do najbardziej zagorzałych fanów wojowniczych żółwi (w tym przypadku – Raphaela) oraz dzielnego łamignata w masce hokejowej.
Kevin Eastman, Simon Bisley: „Teenage Mutant Ninja Turtles: Bodycount”. Tłumaczenie: Bartłomiej Burtea. Wydawnictwo Non Stop Comics. Katowice 2019.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |