AMERYKAŃSKI GOTYK (DONALD ANTRIM: 'GŁOSUJ NA PANA ROBINSONA I LEPSZY ŚWIAT!')
A
A
A
„Miasto, stiukoworóżowe, białe jak brzuch ryby, przybrane glicyniami, pełne kołyszących się palm, miasto o zapachu gnijących owoców roztrzaskanych u podnóża drzew: mango, papai, przepysznej mandarynki; wyobraźcie sobie to miasto, jak bielejąc, wynurza się z koralowych ławic i przecina powierzchnię morskiej kąpieli – zatopionego świata ryb. Tak moja żona, Meredith, nazywa ocean. Jej ojciec był poławiaczem ostryg. Dziś to, rzecz jasna, wymarłe zajęcie, jak tyle innych, które niegdyś żywiły ten kraj. Kiedy tak wyglądam przez lufcik, widzę, jak rodzina Meredith przegrzebuje plażę. Pochyleni ryją w mokrych wydmach plastikowymi dziecięcymi łopatkami: żółtymi, czerwonymi, niebieskimi. Żółta – wiem o tym – należy do matki Meredith. Mam ochotę zawołać Helen, pomachać jej i się przywitać, ale wiem, że nigdy nie spojrzy w moją stronę po tych okropnościach, jakie spotkały w mojej piwnicy kasztanowłosą Sarę Miller na początku zeszłego tygodnia. Istna tragedia” (s. 7) – retrospektywna, przesycona duchem groteski opowieść snuta przez nauczyciela Pete’a Robinsona stopniowo wprowadza nas w rzeczywistość świata przedstawionego, jakim jest lokacja położona (najprawdopodobniej) w subtropikalnych rejonach Ameryki. Rzeczywistość fantasmagoryczną, naznaczoną piętnem spełnionej (a może jednak wciąż spełniającej się?) apokalipsy.
Owo wrażenie potęguje także obecność wodnego żywiołu reprezentowanego między innymi przez intensywne opady deszczu. „To widok ze snów, wodna kraina znana mi, a jednocześnie nieznana, dom, ale nie dom, kraina wydźwignięta z głębiny i przywodząca na myśl intuicje utraty, pożądania, mojego własnego coraz silniejszego przeczucia śmierci przez utonięcie” (s. 12) – konstatuje narrator zwracając uwagę na rozproszoną w książce akwatyczną symbolikę, którą – w konwencji pół żartem, pół serio – przywołują także zatkane przez wybijającą kanalizację zlewozmywaki, stające się istnym utrapieniem dla członków tej mikrospołeczności. Co więcej, to właśnie tutaj (w ramach działalności rotariańskiego klubu) prężnie rozwija się przedziwny kult afirmujący „animistyczny konstrukt persony wyrażany w postaci wcielonego archetypu” (s. 115), którym w przypadku żony protagonisty okazuje się latimeria.
W międzyczasie rezydenci tego osobliwego zakątka spędzają czas na budowaniu zasieków wokół własnych domów – wykorzystując do tego tłuczone szkło, bambusowe kolce, fosę z wężami czy ukrytą w nasturcjach sieć aktywowanych elektronicznie bomb odłamkowych – jak również rywalizując ze sobą o kontrolę nad Parkiem Żółwiowej Sadzawki, w którym feralni przechodnie mogą z łatwością zginąć za sprawą skrzętnie poukrywanych min, skądinąd cyklicznie detonowanych za pomocą duplikatów książek produkowanych w miejscowych bibliotekach. Gdy podatnicy zadecydowali o zaprzestaniu finansowania systemu edukacji, wszystkie szkoły zamknięto – jedną z placówek przekształcono w fabrykę przerabiającą oceaniczne korale na kolczyki i wisiorki-talizmany.
Aktualnie członkom rady i ciału pedagogicznemu sen z powiek spędza brak porozumienia w kwestii umiejscowienia oddziałów przedszkolnych i wczesnoszkolnych. I wtedy z inicjatywą wychodzi Pete Robinson, postanawiający otworzyć edukacyjną placówkę we własnym domu. Na tym jednak nie koniec: tytułowy bohater zamierza także zawalczyć o lepsze jutro dla młodego pokolenia, startując w wyborach na burmistrza. W tym miejscu warto wspomnieć, że poprzedni urzędnik piastujący to stanowisko – Jim Kunkel – delikatnie mówiąc, nieco się skompromitował, organizując brzemienną w tragiczne skutki pokazówkę z odpaleniem (na chybił trafił) pocisków ze stingera do sadzawki w Ogrodzie Botanicznym. Okryty niesławą mężczyzna ostatecznie został skazany na śmierć, zaś kwestię zaaranżowania jego widowiskowej kaźni wziął na siebie Robinson, prywatnie ekspert w temacie tortur („Inkwizycja to archetypiczny przypadek niesekularnego terroryzmu – stanowi wzorzec dla zinstytucjonalizowanych okrucieństw, które praktykowano w historii nowożytnej” – przypomina narrator [s. 61]), który w piwnicy skrupulatnie buduje makietę lochu w skali 1:32. Zgodnie z ostatnią wolą straceńca rezolutny nauczyciel podejmuje się próby pochowania rozczłonkowanego ciała Kunkela (fragmentarycznie ulokowanego w zamrażarce protagonisty), poczynając od jego stopy, którą Robinson planuje pogrzebać w Parku Żółwiowej Sadzawki. Ponury rytuał ma bowiem w symboliczny sposób namaścić Pete’a na jedynego słusznego następcę burmistrza, który słusznie onegdaj zauważył, że „wszyscy tu jesteśmy mordercami” (s. 67).
Ukazujące się pod szyldem krakowskiej oficyny Karakter „Głosuj na pana Robinsona i lepszy świat!” to pierwsze polskie wydanie słynnej, debiutującej w 1993 roku powieści Donalda Antrima, prozaika i publicysty „The New Yorkera”. Jeden z ciekawszych amerykańskich postmodernistów z biglem, ironicznym humorem, ale także z odpowiednią dozą chłodnej refleksji daje nam wgląd w codzienne życie zamkniętej społeczności, która pod fasadą szczytnych haseł („Zamierzamy oferować najwyższej jakości kształcenie po przystępnych stawkach. To oznacza szczególny nacisk na jednostkowe potrzeby każdego dziecka w przyjaznej, tradycyjnej, rodzinnej atmosferze” – przekonuje Robinson swoich interlokutorów w ramach składanych przez siebie wizyt rekrutacyjnych [s.127]), intelektualnego wyrafinowania oraz duchowego rozwoju ukrywa mniej przyjazne oblicze, naznaczone piętnem egoizmu, samozadowolenia, hipokryzji, uniformizacji i braku zaufania.
Żywiąc przeświadczenie o okrucieństwie zachodniej kultury, protagonista powieści Antrima stara się pokazać najmłodszym, jak własnymi siłami tworzyć rzeczywistość lepszą od tej, którą otrzymali w spadku po swoich rodzicach. Jednak sam Robinson, operujący frazesami pokroju „szkoła to miejsce prowadzenia trzeźwych dociekań na temat mechanizmów działania świata i umysłu” (s. 129), okazuje się częścią problemu, dając swoim podopiecznym pamiętną lekcję o skłonności człowieka do (czasem wprost bezinteresownego lub bezwiednego) czynienia zła, o czym może zaświadczyć nieco makabryczny finał tej historii, jak i wieńczące książkę zatrważające słowa tytułowej postaci.
Literacka parabola twórcy „The Afterlife” powinna zjednać sobie czytelników ceniących dowcipne, chwilami mocne i zaskakujące dialogi, jak również rasowe antyutopie podbudowane (post)apokaliptycznymi akcentami. Antrim w „Głosuj na pana Robinsona i lepszy świat!” kreuje szalenie sugestywną, chwilami surrealistyczno-koszmarną rzeczywistość, będącą jednak nie aż tak bardzo krzywym zwierciadłem odbijającym obraz – także naszej – współczesności. Bo chociaż pierwsza opublikowana powieść Amerykanina liczy już sobie ponad ćwierć wieku, nic a nic nie straciła na swojej aktualności.
Owo wrażenie potęguje także obecność wodnego żywiołu reprezentowanego między innymi przez intensywne opady deszczu. „To widok ze snów, wodna kraina znana mi, a jednocześnie nieznana, dom, ale nie dom, kraina wydźwignięta z głębiny i przywodząca na myśl intuicje utraty, pożądania, mojego własnego coraz silniejszego przeczucia śmierci przez utonięcie” (s. 12) – konstatuje narrator zwracając uwagę na rozproszoną w książce akwatyczną symbolikę, którą – w konwencji pół żartem, pół serio – przywołują także zatkane przez wybijającą kanalizację zlewozmywaki, stające się istnym utrapieniem dla członków tej mikrospołeczności. Co więcej, to właśnie tutaj (w ramach działalności rotariańskiego klubu) prężnie rozwija się przedziwny kult afirmujący „animistyczny konstrukt persony wyrażany w postaci wcielonego archetypu” (s. 115), którym w przypadku żony protagonisty okazuje się latimeria.
W międzyczasie rezydenci tego osobliwego zakątka spędzają czas na budowaniu zasieków wokół własnych domów – wykorzystując do tego tłuczone szkło, bambusowe kolce, fosę z wężami czy ukrytą w nasturcjach sieć aktywowanych elektronicznie bomb odłamkowych – jak również rywalizując ze sobą o kontrolę nad Parkiem Żółwiowej Sadzawki, w którym feralni przechodnie mogą z łatwością zginąć za sprawą skrzętnie poukrywanych min, skądinąd cyklicznie detonowanych za pomocą duplikatów książek produkowanych w miejscowych bibliotekach. Gdy podatnicy zadecydowali o zaprzestaniu finansowania systemu edukacji, wszystkie szkoły zamknięto – jedną z placówek przekształcono w fabrykę przerabiającą oceaniczne korale na kolczyki i wisiorki-talizmany.
Aktualnie członkom rady i ciału pedagogicznemu sen z powiek spędza brak porozumienia w kwestii umiejscowienia oddziałów przedszkolnych i wczesnoszkolnych. I wtedy z inicjatywą wychodzi Pete Robinson, postanawiający otworzyć edukacyjną placówkę we własnym domu. Na tym jednak nie koniec: tytułowy bohater zamierza także zawalczyć o lepsze jutro dla młodego pokolenia, startując w wyborach na burmistrza. W tym miejscu warto wspomnieć, że poprzedni urzędnik piastujący to stanowisko – Jim Kunkel – delikatnie mówiąc, nieco się skompromitował, organizując brzemienną w tragiczne skutki pokazówkę z odpaleniem (na chybił trafił) pocisków ze stingera do sadzawki w Ogrodzie Botanicznym. Okryty niesławą mężczyzna ostatecznie został skazany na śmierć, zaś kwestię zaaranżowania jego widowiskowej kaźni wziął na siebie Robinson, prywatnie ekspert w temacie tortur („Inkwizycja to archetypiczny przypadek niesekularnego terroryzmu – stanowi wzorzec dla zinstytucjonalizowanych okrucieństw, które praktykowano w historii nowożytnej” – przypomina narrator [s. 61]), który w piwnicy skrupulatnie buduje makietę lochu w skali 1:32. Zgodnie z ostatnią wolą straceńca rezolutny nauczyciel podejmuje się próby pochowania rozczłonkowanego ciała Kunkela (fragmentarycznie ulokowanego w zamrażarce protagonisty), poczynając od jego stopy, którą Robinson planuje pogrzebać w Parku Żółwiowej Sadzawki. Ponury rytuał ma bowiem w symboliczny sposób namaścić Pete’a na jedynego słusznego następcę burmistrza, który słusznie onegdaj zauważył, że „wszyscy tu jesteśmy mordercami” (s. 67).
Ukazujące się pod szyldem krakowskiej oficyny Karakter „Głosuj na pana Robinsona i lepszy świat!” to pierwsze polskie wydanie słynnej, debiutującej w 1993 roku powieści Donalda Antrima, prozaika i publicysty „The New Yorkera”. Jeden z ciekawszych amerykańskich postmodernistów z biglem, ironicznym humorem, ale także z odpowiednią dozą chłodnej refleksji daje nam wgląd w codzienne życie zamkniętej społeczności, która pod fasadą szczytnych haseł („Zamierzamy oferować najwyższej jakości kształcenie po przystępnych stawkach. To oznacza szczególny nacisk na jednostkowe potrzeby każdego dziecka w przyjaznej, tradycyjnej, rodzinnej atmosferze” – przekonuje Robinson swoich interlokutorów w ramach składanych przez siebie wizyt rekrutacyjnych [s.127]), intelektualnego wyrafinowania oraz duchowego rozwoju ukrywa mniej przyjazne oblicze, naznaczone piętnem egoizmu, samozadowolenia, hipokryzji, uniformizacji i braku zaufania.
Żywiąc przeświadczenie o okrucieństwie zachodniej kultury, protagonista powieści Antrima stara się pokazać najmłodszym, jak własnymi siłami tworzyć rzeczywistość lepszą od tej, którą otrzymali w spadku po swoich rodzicach. Jednak sam Robinson, operujący frazesami pokroju „szkoła to miejsce prowadzenia trzeźwych dociekań na temat mechanizmów działania świata i umysłu” (s. 129), okazuje się częścią problemu, dając swoim podopiecznym pamiętną lekcję o skłonności człowieka do (czasem wprost bezinteresownego lub bezwiednego) czynienia zła, o czym może zaświadczyć nieco makabryczny finał tej historii, jak i wieńczące książkę zatrważające słowa tytułowej postaci.
Literacka parabola twórcy „The Afterlife” powinna zjednać sobie czytelników ceniących dowcipne, chwilami mocne i zaskakujące dialogi, jak również rasowe antyutopie podbudowane (post)apokaliptycznymi akcentami. Antrim w „Głosuj na pana Robinsona i lepszy świat!” kreuje szalenie sugestywną, chwilami surrealistyczno-koszmarną rzeczywistość, będącą jednak nie aż tak bardzo krzywym zwierciadłem odbijającym obraz – także naszej – współczesności. Bo chociaż pierwsza opublikowana powieść Amerykanina liczy już sobie ponad ćwierć wieku, nic a nic nie straciła na swojej aktualności.
Donald Antrim: „Głosuj na pana Robinsona i lepszy świat!”. Przeł. Mikołaj Denderski. Wydawnictwo Karakter. Kraków 2019 [Karakter: seria literacka].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |