
BAŁOWIEN' SUD'BY ALBO KRĘTE ŚCIEŻKI RECEPCJI ('ZAGADKOWY KSAWERY PRUSZYŃSKI')
A
A
A
Zacznę od rzeczy wstydliwej i niepopularnej: otóż przyznaję, że przed lekturą omawianej pozycji niewiele mnie interesowała twórczość autora „Drogi wiodącej przez Narvik”, a i o samym Ksawerym Pruszyńskim pojęcie miałam dosyć nikłe. Gdzieś w pamięci migotał obraz upokorzonego przezeń młodziutkiego Czesława Miłosza i niewiele więcej. Owa reminiscencja, jak to zwykle z nimi bywa, okazała się mocno rozmytą akwarelą: wszak nikt nikogo nie upokorzył, co najwyżej uraził, a tak właściwie to chyba nawet pochwalił… Niebawem wrócę do tej pozornie nielogicznej sceny, jednak najpierw wypadałoby rzec kilka słów o samej książce.
Tom „Zagadkowy Ksawery Pruszyński” stanowi pokłosie konferencji pod tym samym tytułem i z tej perspektywy nie można mu wiele zarzucić, a nawet wypadałoby pochwalić, bowiem z nawiązką realizuje oczekiwania dotyczące merytorycznej zawartości pomieszczonych w nim tekstów, co w tego rodzaju publikacjach nie jest wcale kwestią oczywistą. (Nawiasem mówiąc, ma również udaną okładkę, co jest jeszcze mniej oczywiste). Nazwanie tej książki kompendium wiedzy o twórczości Pruszyńskiego byłoby jednak przesadą, niemniej pomimo skromnych rozmiarów udało się tutaj dzieło autora „W czerwonej Hiszpanii” oświetlić z różnych perspektyw. Poznajemy zatem Pruszyńskiego nie tylko jako reportażystę – choć więcej niż połowa tekstów kładzie nacisk właśnie na ten aspekt jego pisarstwa – ale także autora opowiadań wojennych i przy okazji żołnierza. Nie zabrakło również artykułów ujmujących jego dzieło w szerokim kontekście europejskiej tradycji literackiej, jak choćby zręczne zestawienia z Andrém Malraux (Brigitte Gautier) i George’em Orwellem (Krzysztof Biedrzycki).
Ponadto – i ta część książki zasługuje na specjalną uwagę – znalazło się w niej miejsce na omówienie publicystyki politycznej Pruszyńskiego, a co za tym idzie – na próbę rozwikłania kontrowersyjnego wątku jego postawy ideowej (niejasno wyrażane poglądy, równoczesna współpraca ze środowiskami wyznającymi przeciwstawne wartości, a przede wszystkim przychylność wobec Rosji jeszcze podczas wojny), która stanowi bodaj największą zagadkę „Zagadkowego Ksawerego Pruszyńskiego”. Świadczą o tym liczne wzmianki w niemal każdym tekście oraz różnorodność wniosków, począwszy od zdania Marty Wyki, że „(…) nie warto sprowadzać go do roli kolaborującego urzędnika, co czasem się zdarza. Być może literaci nie zawsze sprawdzają się w rolach dyplomatów” (s. 113), aż po mocne słowa Andrzeja Nowaka, który interpretując „Margrabiego Wielopolskiego”, pisał o „wyjątkowej w swym cynizmie próbie relatywizacji sowieckich zbrodni na Polakach”: „(…) i ta figura retoryczna jest po prostu moralnie odrażająca, Pruszyński starał się »zmiękczyć« pamięć rzeczywistego losu Polaków pod okupacją stalinowską po 17 września 1939 roku sugestią, że w Anglii Churchilla mógł być ten los analogiczny, tylko przez przypadek nie był” (s. 98). Swoją drogą, to chyba właśnie ta kwestia, a nie – jak chcieliby autorzy wstępu – niewyjaśnione okoliczności śmierci, przyćmiła inne zagadki związane z Pruszyńskim.
Pewna sprawa niepokoi mnie jednak bardziej niż niejasne wybory moralne Ksawerego Pruszyńskiego. Mianowicie zastanawiam się, dlaczego po przeczytaniu recenzowanej książki nie zajrzałam do dzieł pisarza. Nie zachęcił mnie do tego nawet taki majstersztyk, jak artykuł – albo raczej, jak chce autor, „wirtualny przypis” – Macieja Urbanowskiego, próbujący rozwikłać zagadkę pewnej dedykacji (natomiast, co znamienne, tekst ów wzbudza zainteresowanie pisarstwem Eugeniusza Małaczewskiego, adresata tejże).
Przyznaję, to mój największy kłopot dotyczący tej publikacji. Sięgając do niej, miałam pewne nadzieje, którym niestety nie wyszła naprzeciw. Być może wynika to z faktu, że inaczej wyobrażam sobie wydobywanie pisarzy z ciemnych, zapomnianych zaułków historii literatury. Jeśli naprawdę chcemy upomnieć się o pisarza, co zwykle jest donkiszoterią, trzeba to robić nie tylko z głową, ale i – Państwo wybaczą górnolotność – z sercem.
Zajrzałam jednak gdzie indziej, żeby zdmuchnąć kurz z zapamiętanego obrazu, łączącego Ksawerego Pruszyńskiego z Czesławem Miłoszem, i znalazłam tam nie tylko rozwiązanie osobistej zagadki, ale również portret autora „W czerwonej Hiszpanii”, którego nieobecność (portretu) w omawianym tomie mocno uwiera. Proszę pozwolić na obszerny cytat:
„Bałowien’ sud’by. Pamiętałem, jak na wieczorze poetyckim Żagarów w Wilnie Pruszyński pochylił się do Jerzego Wyszomirskiego i powiedział tak po rosyjsku – o mnie. Dotknęło mnie to, choć właściwie znaczy to tyle co »pieszczoch losu«, z odcieniem »igraszki losu«. Dwudziestoletni, utalentowany – nic innego może Pruszyński nie chciał powiedzieć, ale ja wtedy nie oczekiwałem, że los będzie się ze mną bawić, jak miał się bawić, i najeżyłem się na trafną przepowiednię. (…) Pruszyńskiego właśnie można by było nazwać »pieszczochem losu«. Miał dobre urodzenie, był utalentowanym publicystą i jego bardzo męska uroda podbijała kobiety. (…) Tak czy owak, ziemiańsko-arystokratyczne pochodzenie było mu pomocne i ustawił się dobrze, bo nie na głupawej prawicy, ale przy konserwatystach z »Czasu« i »Słowa«. Sensacją były jego korespondencje z Czerwonej Hiszpanii. Pojechał akredytowany przy rządzie Franco, ale po drodze zmienił zdanie i został w Hiszpanii lojalistów. Życiorys Pruszyńskiego jest dostatecznie znany i nie muszę go powtarzać. Krajowi służył żołnierskim czynem, walcząc pod Narvikiem i w Normandii, piórem jako autor wojennych opowiadań i znajomością języków jako radca czy attaché ambasady londyńskiej w Kujbyszewie. Życie bujne, rycerskie, romantyczne (sam musiał dziwić się, że aż taka trafiła się jego pokoleniu gratka, choć zdawało się, że czas legii polskich we Włoszech bezpowrotnie minął) i zawsze na ścieżce honoru. W opinii wielu jego towarzyszy broni splamił honor przechodząc w 1945 roku na stronę satelickiej Polski. (…) Opowiadania jego były ładnie pisane, wzruszające i bardzo sentymentalne. Gdyby nie ich patriotyczna łezka, byłby może nie tylko wybitnym publicystą” (Miłosz 1991: 145-147).
Być może w „Zagadkowym Ksawerym Pruszyńskim” zabrakło jedynie tego cytatu, który do twórczości „księcia reportażu” zachęca – przynajmniej kreślącą te słowa.
LITERATURA:
Miłosz C.: „Rok myśliwego”. Kraków 1991.
Tom „Zagadkowy Ksawery Pruszyński” stanowi pokłosie konferencji pod tym samym tytułem i z tej perspektywy nie można mu wiele zarzucić, a nawet wypadałoby pochwalić, bowiem z nawiązką realizuje oczekiwania dotyczące merytorycznej zawartości pomieszczonych w nim tekstów, co w tego rodzaju publikacjach nie jest wcale kwestią oczywistą. (Nawiasem mówiąc, ma również udaną okładkę, co jest jeszcze mniej oczywiste). Nazwanie tej książki kompendium wiedzy o twórczości Pruszyńskiego byłoby jednak przesadą, niemniej pomimo skromnych rozmiarów udało się tutaj dzieło autora „W czerwonej Hiszpanii” oświetlić z różnych perspektyw. Poznajemy zatem Pruszyńskiego nie tylko jako reportażystę – choć więcej niż połowa tekstów kładzie nacisk właśnie na ten aspekt jego pisarstwa – ale także autora opowiadań wojennych i przy okazji żołnierza. Nie zabrakło również artykułów ujmujących jego dzieło w szerokim kontekście europejskiej tradycji literackiej, jak choćby zręczne zestawienia z Andrém Malraux (Brigitte Gautier) i George’em Orwellem (Krzysztof Biedrzycki).
Ponadto – i ta część książki zasługuje na specjalną uwagę – znalazło się w niej miejsce na omówienie publicystyki politycznej Pruszyńskiego, a co za tym idzie – na próbę rozwikłania kontrowersyjnego wątku jego postawy ideowej (niejasno wyrażane poglądy, równoczesna współpraca ze środowiskami wyznającymi przeciwstawne wartości, a przede wszystkim przychylność wobec Rosji jeszcze podczas wojny), która stanowi bodaj największą zagadkę „Zagadkowego Ksawerego Pruszyńskiego”. Świadczą o tym liczne wzmianki w niemal każdym tekście oraz różnorodność wniosków, począwszy od zdania Marty Wyki, że „(…) nie warto sprowadzać go do roli kolaborującego urzędnika, co czasem się zdarza. Być może literaci nie zawsze sprawdzają się w rolach dyplomatów” (s. 113), aż po mocne słowa Andrzeja Nowaka, który interpretując „Margrabiego Wielopolskiego”, pisał o „wyjątkowej w swym cynizmie próbie relatywizacji sowieckich zbrodni na Polakach”: „(…) i ta figura retoryczna jest po prostu moralnie odrażająca, Pruszyński starał się »zmiękczyć« pamięć rzeczywistego losu Polaków pod okupacją stalinowską po 17 września 1939 roku sugestią, że w Anglii Churchilla mógł być ten los analogiczny, tylko przez przypadek nie był” (s. 98). Swoją drogą, to chyba właśnie ta kwestia, a nie – jak chcieliby autorzy wstępu – niewyjaśnione okoliczności śmierci, przyćmiła inne zagadki związane z Pruszyńskim.
Pewna sprawa niepokoi mnie jednak bardziej niż niejasne wybory moralne Ksawerego Pruszyńskiego. Mianowicie zastanawiam się, dlaczego po przeczytaniu recenzowanej książki nie zajrzałam do dzieł pisarza. Nie zachęcił mnie do tego nawet taki majstersztyk, jak artykuł – albo raczej, jak chce autor, „wirtualny przypis” – Macieja Urbanowskiego, próbujący rozwikłać zagadkę pewnej dedykacji (natomiast, co znamienne, tekst ów wzbudza zainteresowanie pisarstwem Eugeniusza Małaczewskiego, adresata tejże).
Przyznaję, to mój największy kłopot dotyczący tej publikacji. Sięgając do niej, miałam pewne nadzieje, którym niestety nie wyszła naprzeciw. Być może wynika to z faktu, że inaczej wyobrażam sobie wydobywanie pisarzy z ciemnych, zapomnianych zaułków historii literatury. Jeśli naprawdę chcemy upomnieć się o pisarza, co zwykle jest donkiszoterią, trzeba to robić nie tylko z głową, ale i – Państwo wybaczą górnolotność – z sercem.
Zajrzałam jednak gdzie indziej, żeby zdmuchnąć kurz z zapamiętanego obrazu, łączącego Ksawerego Pruszyńskiego z Czesławem Miłoszem, i znalazłam tam nie tylko rozwiązanie osobistej zagadki, ale również portret autora „W czerwonej Hiszpanii”, którego nieobecność (portretu) w omawianym tomie mocno uwiera. Proszę pozwolić na obszerny cytat:
„Bałowien’ sud’by. Pamiętałem, jak na wieczorze poetyckim Żagarów w Wilnie Pruszyński pochylił się do Jerzego Wyszomirskiego i powiedział tak po rosyjsku – o mnie. Dotknęło mnie to, choć właściwie znaczy to tyle co »pieszczoch losu«, z odcieniem »igraszki losu«. Dwudziestoletni, utalentowany – nic innego może Pruszyński nie chciał powiedzieć, ale ja wtedy nie oczekiwałem, że los będzie się ze mną bawić, jak miał się bawić, i najeżyłem się na trafną przepowiednię. (…) Pruszyńskiego właśnie można by było nazwać »pieszczochem losu«. Miał dobre urodzenie, był utalentowanym publicystą i jego bardzo męska uroda podbijała kobiety. (…) Tak czy owak, ziemiańsko-arystokratyczne pochodzenie było mu pomocne i ustawił się dobrze, bo nie na głupawej prawicy, ale przy konserwatystach z »Czasu« i »Słowa«. Sensacją były jego korespondencje z Czerwonej Hiszpanii. Pojechał akredytowany przy rządzie Franco, ale po drodze zmienił zdanie i został w Hiszpanii lojalistów. Życiorys Pruszyńskiego jest dostatecznie znany i nie muszę go powtarzać. Krajowi służył żołnierskim czynem, walcząc pod Narvikiem i w Normandii, piórem jako autor wojennych opowiadań i znajomością języków jako radca czy attaché ambasady londyńskiej w Kujbyszewie. Życie bujne, rycerskie, romantyczne (sam musiał dziwić się, że aż taka trafiła się jego pokoleniu gratka, choć zdawało się, że czas legii polskich we Włoszech bezpowrotnie minął) i zawsze na ścieżce honoru. W opinii wielu jego towarzyszy broni splamił honor przechodząc w 1945 roku na stronę satelickiej Polski. (…) Opowiadania jego były ładnie pisane, wzruszające i bardzo sentymentalne. Gdyby nie ich patriotyczna łezka, byłby może nie tylko wybitnym publicystą” (Miłosz 1991: 145-147).
Być może w „Zagadkowym Ksawerym Pruszyńskim” zabrakło jedynie tego cytatu, który do twórczości „księcia reportażu” zachęca – przynajmniej kreślącą te słowa.
LITERATURA:
Miłosz C.: „Rok myśliwego”. Kraków 1991.
„Zagadkowy Ksawery Pruszyński”. Red. Brigitte Gautier, Maciej Urbanowski. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kraków 2019 [seria: Francuski Łącznik].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |