ODNALEZIONE KLUCZE DO MORCINKA? (MAREK MIKOŁAJEC: 'WSPÓLNOTA I LITERATURA. STUDIA O PROZIE GUSTAWA MORCINKA')
A
A
A
Z okazji 50-lecia śmierci autora „Czarnej Julki” w 2013 roku w Centrum Informacji Naukowej i Bibliotece Akademickiej w Katowicach odbyło się seminarium pod znamiennym tytułem „Półwiecze bez Morcinka. Rewizje”. Zaproszenie brzmiało intrygująco: „Dziś Morcinek wygląda jak postać z innej epoki, do której nie potrafimy się już właściwie odnieść. Zamiast odczytywać ten fakt jako dowód na [jego] przestarzałość (…), powinniśmy być może jednak zaryzykować przeciwne przypuszczenie. (…) Co, jeśli fakt, że doświadczamy pisarstwa Morcinka jako (…) oderwanego od naszych ponowoczesnych problemów, oznacza (…), że to nasz czas jest »z innej beczki«, że znika z niego pewien wymiar historyczny? Dokonać rewizji jego twórczości to zobaczyć też, (…) co stanowi pulę straconych szans, które warto wydobyć na światło dzienne w odświeżonej lekturze”.
Pozwoliłam sobie na tak obszerny cytat, gdyż powraca on w książce współorganizatora tamtego spotkania, Marka Mikołajca, poświęconej prozie autora „Judasza z Monte Sicuro”. Celowo nie wybrałam „Łyska z pokładu Idy” ani „Wyrąbanego chodnika”, ponieważ tytuły te – ściśle zrośnięte z nazwiskiem bohatera omawianej pracy – utwierdzają nas w przekonaniu, że znamy go i oswoiliśmy niczym górnicy tytułowego konia. Tymczasem badacz słusznie pyta: „kto dziś poza Śląskiem i uniwersytetem czyta powieści Morcinka?” (s. 11). A przecież przez dekady skoczowski pisarz objaśniał ów region reszcie Polski, lub raczej uformował wyobrażenie o nim, przetwarzając „górnośląską obcość w możliwą do zaakceptowania reprezentację” (s. 12). Mikołajcowi chodzi zatem o odkrycie, z jednej strony, jego słabiej kojarzonych utworów i zawartych w nich kłopotliwych motywów, z drugiej zaś – nieprawomyślności i pęknięć w powieściach tendencyjnych, tych, które nadal ciążą nad recepcją jego twórczości (łącznie z odium totumfackiego, proklamującego przemianowanie Katowic na Stalinogród). Zadanie to karkołomne, wszak Morcinkowa „próba kontestacji narzuconych polityk i estetyk jest subtelna” (s. 83, przypis). Niemniej młodemu literaturoznawcy przyświeca przeświadczenie, że „gdy do głosu dochodzi jego pełna fajerwerków wyobraźnia osadzona w kolorycie lokalnym, zapomnieć można o słabościach” (s. 39) wynikających z aspektu ideologicznego.
Że jest co roztrząsać, świadczy sama objętość monografii (ponad 400 stron formatu B5), a także diapazon poruszonych w niej tematów. Tom dzieli się na części: „O literaturze jako listach do przyjaciół i wrogów – prozopopeje cudzej mowy”, „Wspólnota uwikłana. Urządzenia i afekty”, „Morcinek całkiem inny”, „Pisarz/narrator/grabarz”, „Obsesje”, „Genius loci. W stronę komparatystyki i regionalnego uniwersalizmu” oraz „Zamiast zakończenia”; dodatkowo każda złożona jest z szeregu rozdziałów i podrozdziałów. Ta struktura potwierdza użyte w podtytule słowo „studia”, ponieważ bardziej niż z linearnym wywodem mamy do czynienia z kubistycznym spojrzeniem na pewne kluczowe wątki. Kubistycznym, bo Mikołajec rozczłonkowuje twórczość pisarza na mikrozagadnienia, które zestawia obok siebie i w rozmaitych kontekstach, by nawzajem się oświetlały i weszły w nieoczywiste związki. Podobnie jak kubistami, zdaje się nim kierować sprzeciw wobec tradycyjnego ujęcia zjawisk (tu: fenomenu Morcinka) i dążenie do nowego sposobu ich przedstawienia. Z kolei epitetem „kluczowe” posłużyłam się jako aluzją do tytułu niniejszego omówienia oraz do jednej z książek bohatera publikacji, „Zagubionych kluczy”, zazwyczaj bowiem do jego spuścizny podchodzi się z kilkoma wytrychami interpretacyjnymi.
Nie znaczy to, by ogół badaczy prześlepiał zagęszczenia konsternujących miejsc: od Krystyny Heskiej-Kwaśniewicz po Krzysztofa Kłosińskiego sygnalizują oni rysy na uładzonym wizerunku pisarza. Mikołajec jednak stara się ukazać ich panoramę, dlatego trudno omówić jego monografię tak, by wyabstrahować główne wątki. Niezależnie od autorskiego uporządkowania można ją podzielić na połowy, gdyż zbliżoną objętość zajmują dwie jej partie obrazujące janusowe oblicze Morcinka. Podział ten pokrywa się w jakimś stopniu z odwiecznym dylematem między publicznym a prywatnym – między społeczno-dydaktyczną misją literatury i powinnościami twórcy wobec tzw. chwili dziejowej (model zaangażowany) a artystyczno-ideową suwerennością (model autonomiczny).
W części dotyczącej wspólnoty pochodzący z Żor literaturoznawca przygląda się górniczo-powstańczej prozie swego bohatera przez pryzmat jej socjotechnicznego wykorzystania do formowania tożsamości zbiorowej zgodnie z polityką kulturalną rządów – co ciekawe – zarówno sanacyjnych, jak i PRL-owskich. „Gdy zarzuca mu się brak zmysłu krytycznego, to możliwe, że to dzięki umiejętności adaptacji do koniunkturalnych i dziejowych potrzeb państwowych oraz związanej z nimi propagandy” (s. 153). Ale przecież o poczytności książek Morcinka nie decydowało ich promowanie przez władze, lecz talent epicki, wirtuozowskie stosowanie chwytów literatury popularnej, nadanie godności realiom pracy i językowi bohaterów ludowych, a zarazem podejrzanych z perspektywy „centrum” Ślązaków. Dzięki temu szerokie rzesze, zwłaszcza mieszkańców opisywanego regionu, rozpoznawały w owych powieściach własny świat i łatwo identyfikowały się z ich warstwą etyczno-wychowawczą.
Mikołajec nie zamierza wybielać pisarza, natomiast analizuje polityczny wymiar jego twórczości, operując zaczerpniętymi od Louisa Althussera i Michela Foucaulta kategoriami aparatów (urządzeń) ideologicznych oraz psycho- i biopolityki. Rozważa, w jaki sposób Morcinek, włączywszy się w program „unaradawiania” Ślązaków, legitymizował polską rację stanu na tym terenie, a więc i stojącą za nią władzę. Konkretnie zaś rozpatruje symboliczne modelowanie świadomości przez narrację, która funduje wspólnotę, oraz przyczyny jej siły perswazyjnej. Należą do nich mity założycielskie, głównie romantyczne klisze – wizja ojczyzny (vel Macierzy) jako ziemi obiecanej, zapośredniczenie miłości ku niej w miłości protagonisty do kobiety, heroizacja górniczych bohaterów czy wreszcie splot polityki i religii: „»Wyrąbany chodnik« to powieść na tyle uwikłana w konflikty na pograniczu polsko-niemieckim, że nawet Syn Boży (…) w pierwszej kolejności zostaje zagarnięty do narodowej sprawy” (s. 126-127).
Podstawą wydaje się tutaj nacechowany aksjologicznie antagonizm etniczny; jak przyznaje Mikołajec: „Tak to już z Morcinkiem jest, że na kartach jego książek trudno znaleźć porządnych Niemców i Czechów” (s. 49-50). Jednak badacz nie poprzestaje na owej rozbrajającej konstatacji, tylko – w tym i innych wypadkach – pokazuje, dlaczego „tak jest” oraz co z tego wynika. A przede wszystkim uwypukla paradoksy istniejące również w tendencyjnej twórczości skoczowianina, nim jeszcze po 1953 roku zaczęły powstawać jego niezbyt prawomyślne, „dziwne” książki. Morcinek bowiem nie zawsze podporządkowuje się kliszom, bywa krytyczny, obnaża demagogię i rywalizację o wpływy. Oto wyidealizowana Polska przynosi Ślązakom wyzysk, a dominujące w niej postawy kłócą się z ich przyzwyczajeniem do Ordnungu w pracy. Oto system edukacji jawi się jako opresywny wobec ludu używającego narzecza – języka drugiego sortu. Oto dylematy moralne bohaterów okazują się dramatyczne, nie ilustrują jedynie odgórnej tezy. Oto „Maszerować!” jest utworem dla młodzieży afirmującym politykę sanacji w stosunku do Zaolzia w 1938 roku, podczas gdy w ogłoszonym równolegle artykule pisarz oskarża państwową administrację na tym zaanektowanym kawałku Śląska Cieszyńskiego o nadużycia także wobec polskich autochtonów. W swoich studiach Mikołajec, w duchu Giorgia Agambena, zmierza do „profanacji” urządzeń ideologicznych, czyli spojrzenia na nie z dystansu, uwidocznienia ich umowności, a nawet ich (rewolucyjnego?) odwrócenia.
Z odwróceniem niewątpliwie mamy do czynienia w drugiej połowie tomu, którą w całości można by objąć tytułem pierwszej z owych „odmiennych” części – „Morcinek całkiem inny”. Autor „Ondraszka” usiłował wyrwać się z narzuconych mu (choć i wybranych przez siebie) ról i oczekiwań, niemniej gdy monografista pyta retorycznie: „Czy opętanie Morcinka przez demony narodu, historycznych legend, polityki i religii da się egzorcyzmować? Co wtedy zostanie?” (s. 154) – trzeba to odebrać jako przestrogę. Poza owymi kolektywnymi ideami czai się bowiem czereda innych demonów, fantazji, niekiedy wręcz obsesji, mrocznych tematów typu makabra, śmierć, absurd, erotyzm.
Temu ostatniemu poświęcony jest osobny rozdział, a wspierające wywody Mikołajca liczne i obszerne cytaty (takie zresztą występują w całej książce) przyprawiają o konfuzję. Mniejsza już o wzmianki o piersiach 11-letniej tytułowej bohaterki „Czarnej Julki”, ale „[o]pisy autora »Odkrytych skarbów« są okrutne i naturalistyczne, trącą psychopatologią czy może właśnie pogardą dla kobiet będących obiektami pożądania” (s. 278). Naturalizm najsilniej dochodzi do głosu w przypadku klas niższych, których seksualność ma charakter zwierzęcego instynktu zaspokajanego bez wstydu w byle jakich warunkach. Co się tyczy pogardy, w omawianej prozie wprost roi się od panien z dziećmi, albo raczej bez dzieci, bo konsekwencją przygodnych zbliżeń są na ogół aborcje, ewentualnie samobójstwa poddanych ostracyzmowi „zowitek”. Jedynie kobiety uosabiające dla pisarza jego własną matkę ulegają apoteozie, te w wieku prokreacyjnym zostają pognębione, a szczególnie wyklęte są pozbawione cnoty „szupy” (w cieszyńskim narzeczu: łupiny). Co niebagatelne, Mikołajec – wskazując na pomocność narzędzi psychoanalitycznych – podłoże owych niepokojących fantazmatów upatruje w problemach seksualnych autora oraz w kompleksie matki (symboliczny epizod biograficzny związany z fotografią nagiej dziewczyny).
Do wstrząsających motywów – nadspodziewanie częstych w późnych tekstach Morcinka – należy również trauma obozowa, która naznacza nie tylko wspomnieniowe „Listy spod morwy”. Skoczowski prozaik epatuje czytelników apokaliptyczną drastycznością, „swymi obsesjami zdaje się właśnie na wzór mnicha z szarych kości i czaszek oraz ludzkich kukieł odtwarzać ponury kształt własnych myśli” (s. 324). Badacz wydobywa z analizowanych utworów różne wojenne wątki (wynaturzenia seksualne kapo i esesmanów, bestialstwo uzasadnione w ramach odwetu, zawodność klasyfikacji ofiar i oprawców, a nawet „naszych” i „wrogów”), by na tym tle jako najpotworniejszy w oczach pisarza ukazać sadyzm wobec zwierząt. Jego szokująco dosadne przedstawienia służą wywołaniu współczucia w stosunku do istot, które, po pierwsze – w przeciwieństwie do ludzi – zawsze są niewinne, po drugie, stanowią łącznik z przedwojennym światem czystych uczuć i wartości etycznych.
Właśnie szukanie jakichś wartości, racji bytu dla człowieka zarażonego śmiercią, traktuje Mikołajec jako motyw przewodni późnej twórczości Morcinka. Remedium na upiorne doświadczenie obozu staje się projekt paradoksalnego chrześcijańsko-proletariackiego buntu w imię sprawiedliwości, przeciwko krzywdzie – nie „ludzkiej”, lecz jednostkowego człowieka, osadzonego w przestrzeni lokalnej i oddanego konkretnej, mozolnej pracy. Autor monografii pokazuje, jak nasycającym „robotę” pierwiastkiem sacrum – czy szerzej: chrześcijańskim humanizmem – pisarz koryguje marksistowską ideologię i rozsadza ramy socrealizmu. Przy okazji otrzymujemy appendix do pierwszej części studiów: nawet bohaterowie powieści „zgodnych z linią Partii” zachowują rezerwę wobec propagandowej mowy-trawy i doktrynerstwa.
Wszakże do bodaj najpełniejszego zakwestionowania krzewionych dawniej idei – ba, do bezkompromisowego życiowego obrachunku – dochodzi w jednej z ostatnich książek skoczowianina, „Siedmiu zegarkach kopidoła Joachima Rybki”. Znajdziemy tam kpinę z religijnie uświęconej mobilizacji wojskowej oraz mit wielojęzycznej komunikacji w c.k. Austrii i fantastyczną „republikę marzeń” w opozycji do nacjonalizmów. Na tym przykładzie Mikołajec pogłębia też problem Morcinkowego ujęcia misji literatury. W swoim wyznaniu tytułowy grabarz, również noszący piętno obozu, próbuje uporządkować chaos, przekroczyć bezlitosną Historię i przemóc zwątpienie. Analizując pograniczny status Rybki jako bohatera i narratora, badacz konkluduje, że kopidół jest „figur[ą] mędrca, który znosi różnicę pomiędzy świętym a świeckim, (…) gdyż w obliczu śmierci, będącej przy okazji także gwarantem zatrudnienia zarówno dla grabarza, jak i pisarza (uwieczniającego to, co odchodzi), różnica i wszelkie granice zanikają, pozostaje tylko opowieść o wyobrażonym, przeżytym, minionym życiu” (s. 261). Trzeba podkreślić, że „Siedem zegarków…” stanowi jeden z naczelnych przedmiotów zainteresowania monografisty w drugiej części pracy, uważa je on za summa vitae Morcinka i jest nimi jawnie zafascynowany. Zaznacza ponadto, że ze względu na wnikliwość refleksji filozoficzno-historycznej oraz rozpiętość stylistyczną i tematyczną ta swoista powieść pikarejska nie zmieniła się dla dzisiejszego odbiorcy w ramotkę.
Innym tekstem osnutym wokół poszukiwań legitymizacji istnienia i sensu – ale też nowego pojęcia wspólnoty – są „Listy z Rzymu”, które Mikołajec poddaje komparatystycznej lekturze razem z esejami Zbigniewa Kadłubka z 2008 roku pod identycznym tytułem. Jedna z głównych kolebek cywilizacji europejskiej skłania obu autorów do refleksji nie tylko nad tak ogromną, lecz również nad znacznie mniejszą wspólnotą – w ich przypadku nad Śląskiem. Zwłaszcza iż „nie da się [o nim] powiedzieć, jak o Rzymie, że pozostaje on miejscem, w którym każdy człowiek znajdzie swój drugi dom, dom ducha. By takim go uznać, potrzebne jest uwznioślenie prowincjonalności śląskiej w stolicy humanizmu” (s. 353), co Kadłubek czyni m.in. przez użycie w swej książce śląskiego etnolektu.
Czy Morcinek także proponuje alternatywny model wspólnoty? W rozdziale teoretycznym pod wszystko mówiącym tytułem „Koniec wielkiej historii literatury narodowej. Od narracji nacjocentrycznej do regionalnego uniwersalizmu” autor monografii przypomina o odmienności śląskiej historii od oficjalnej historii Polski (obszaru dawnej Kongresówki), a zarazem o zagrożeniu ksenofobią, szowinizmem, dyskryminacją obcych, jakie pociąga za sobą umacnianie więzi wspólnotowych. Następnie badacz interpretuje powieść „Ondraszek” jako wizję „ponadnarodowej emancypacji, buntu indywidualnego, rozszerzającego się na całą wspólnotę” (s. 366); opory może jednak budzić zwornik owej wspólnotowości. Zostaje on jeszcze wyeksponowany na przykładzie utworów zaolziańskiego poety Pawła Kubisza oraz „Pierwszej polki” Horsta Bienka, również podejmujących temat wzgardzenia i uciemiężenia ludu, które prowokujące do wzmiankowanego już buntu w imię sprawiedliwości. Zdaniem Mikołajca inspiracje całej trójki „ciążą w stronę społecznej formy rozumienia oraz pamięci bliskiej klasowości i wyobcowaniu. Tym samym twórczość wykorzystuje agregaty gniewu wspólnotowego. Ta idea urasta do zasady górnośląskiego locus. Śląską ziemię, człowieka wypełnia niemy gniew” (s. 388). Niemniej, chociaż badacz wskazuje na biblijną genezę niezgody na niesprawiedliwość oraz na współczesne przekraczanie animozji narodowych w stronę szacunku dla genius loci, rzeczony bunt (rewolucja?) zasadzający się na gniewie budzi niepokój. Z tej perspektywy niejasne jest też stwierdzenie: „Dramatyczna historia to jedno, a genius loci to co innego” (s. 207), gdyż oba zdają się nierozerwalnie ze sobą związane.
Warto poświęcić chwilę owemu projektowi wspólnoty, który snuje nie tyle Morcinek, ile autor studiów – projektowi postponowania wielkiej narracji narodowej na rzecz regionalizmu, określonej przynależności, nietożsamej wszakże z partykularyzmem. „Współczesna geopoetyka regionalna generuje intelektualną medytację o miejscu przedpolitycznym, w którym uwikłanie w nowoczesne ideologie ulega zminimalizowaniu. Wspólnota opiera się na konkrecie bycia tu i teraz oraz uczuciowym byciu w przestrzeni i czasie” (s. 127). Badacz ma świadomość utopijności takiej koncepcji; utopijności, którą jednak sama dostrzegam w nieco innych punktach – w przekonaniu o uniwersalizmie lokalności i w pewnym brązowieniu regionu, z którym literaturoznawca mocno się identyfikuje. Jeśli pisze o Morcinku: „Mierzy się on z mitycznym centrum, reprezentowanym przez polskość, ale sam ma silnie zaakcentowaną odrębność oraz jasno zdeklarowany axis mundi. Jest nim projekt Śląska jako wspólnoty w działaniu, w konfrontacji, w trakcie formowania” (s. 28), to tymi samymi słowami można scharakteryzować i jego. Czytelnikom pozostawiam rekonstrukcję zapatrywań Mikołajca z fragmentów rozsianych w książce; mnie osobiście zastanawia postulat: „Nie można też pozwolić na sytuację, w której podmiot nie zna swojego miejsca w świecie, lokalnej historii, jest zakładnikiem tolerancji, poprawności” (s. 172). Dlaczego te dwie kategorie (tzw. political correctness?) miałyby pozostawać w sprzeczności ze znajomością dziejów regionu? Czy raczej właśnie nie korespondują one z dowartościowaniem mniejszości wykluczonych z dyskursu albo, przykładowo, z afirmacją wielokulturowości Śląska?
Skoro zatrzymałam się przy miejscu problematycznym, wypada z obowiązku napomknąć o innych, parę razy natrafimy bowiem na ryzykowne skróty myślowe i daleko idące wnioski. Choćby zawartą w „Górniczym zakonie” ocenę decyzji Rady Ambasadorów (o przydzieleniu Czechosłowacji lepiej rozwiniętej gospodarczo części Cieszyńskiego) jako realizacji życzenia czeskich potentatów badacz kwituje opinią: „Interpretacja tamtych wydarzeń jest podporządkowana doktrynie materializmu dialektycznego” (s. 206), aczkolwiek powieściowe wyjaśnienie pozostaje w zgodzie z twierdzeniami współczesnych historyków. Z kolei o humanizmie w pisarstwie Morcinka Mikołajec nadmienia, że występuje w dwóch wariantach: „pozytywny[m], który wyraża nasilona etyka, troska o człowieka i czynienie go miarą wszech rzeczy, oraz negatywny[m] – dający[m] pierwszeństwo państwowej ideologii, a także wzmacnianiu negatywnych afektów w czytelniku” (s. 36). Chyba w żadnym źródle nie znajdziemy owego „negatywnego” rozumienia humanizmu, wydaje się ono pojęciowym nadużyciem.
Zastrzeżenia mogą też u kogoś budzić sygnalizowane przeskoki między tematami i tok asocjacyjny, obecny nawet w obrębie podrozdziałów (zob. np. „Regionalizm” [s. 94-105]), jak również obfitość kontekstów. O ile te teoretyczne trzeba uznać za dosyć spójne (m.in. Agamben, Eric Hobsbawm, Althusser, Carlos Paris, Walter Benjamin, Zygmunt Bauman, Peter Sloterdijk), o tyle rozpiętość innych jest istotnie znaczna. Przykładowo w rozdziale „Szkoła jako kuźnia nacjonalizmów” autor cytuje Jean-Jacques Rousseau, „Pamiętnik Stefana Czarnieckiego” Witolda Gombrowicza i spory passus „Na Zachodzie bez zmian”, ponadto przytacza „Katechizm polskiego dziecka” Władysława Bełzy oraz szczegółowe informacje o organizacji polskiego szkolnictwa w międzywojniu, a w rozdziale dotyczącym wspólnoty i utopii, dokonując przeglądu paranteli religii z polityką, przywołuje urywki m.in. z Księgi Psalmów, „Podróży Guliwera” i „Przedwiośnia”. Na obiekcje co do zagęszczenia owych nawiązań i skojarzeń można odpowiedzieć, że budują one tło, na którym Mikołajec osadza utwory Morcinka w otoczeniu historycznym i literackim. Sam zresztą w zakończeniu (skądinąd przejrzyście streszczającym wszystkie rozdziały) uprzedza potencjalne zarzuty: „Zestawiając powieści Morcinka z innymi utworami, (…) chcę zobaczyć dany temat, proces w szerszym planie i w innej perspektywie. Zwiększa się w ten sposób zakres krytyczny mojego przedsięwzięcia (…)” (s. 399).
Ewentualne wrażenie zagubienia wynikałoby z chęci szukania ciągłości w tym, co z założenia ma być szeregiem zbliżeń na rozmaite zagadnienia i co nazwałam kubistycznym oglądem. Mieczysław Porębski (1980: 45) tak charakteryzuje strategię wczesnego Picassa: „gubić granice, zagęszczać podziały, wypełniać nimi rozporządzalną przestrzeń i – zostawiać, kiedy sama idea kompletności takich fragmentarycznych rozwiązań będzie dostatecznie już wyraźna”. Jaka idea wyłania się ze „Wspólnoty i literatury”? Taka, że tytułowe pojęcia wchodzą w relacje bardziej skomplikowane, niż można by mniemać. Z jednej strony bowiem Morcinek opiera się na wspólnotowości i pragnie tożsamość zbiorową krystalizować i utwierdzać, z drugiej – takie posłannictwo zawęża twórczą autonomię oraz możliwe bogactwo i ponadczasowość literatury, które rodzą się z transgresji i osamotnienia. Niemniej badacz, analizując zarówno ideologie, jak i idiosynkrazje przenikające prozę skoczowskiego pisarza, dowodzi, że tak czy owak transcenduje ona ograniczenia swojej epoki. W tym świetle omawiana monografia stanowi cenny wkład w „morcinkologię”. Nawiązując do również odkrywczej, acz zmierzającej w innym kierunku książki Lucyny Sadzikowskiej „Szukanie kluczy. O literaturze poobozowej Gustawa Morcinka” z 2017 roku, powiedziałabym, że Mikołajec niewątpliwie trochę tych kluczy znalazł. Jednak wręcza nam je, byśmy ich sami użyli, w dodatku każdy z nich otwiera inne drzwi, za którymi – jak pokazują jego kontekstowe interpretacje – kryją się potencjalnie nieskończone korytarze. Ja natomiast muszę już zakończyć i posłużę się w tym celu klamrą: skoro zaczęłam od sesji sprzed sześciu lat, warto też nadmienić o ubiegłorocznym seminarium pod hasłem „Nieoczekiwane powroty Gustawa Morcinka”. „Wspólnotę i literaturę” bezdyskusyjnie można uznać za wehikuł takiego powrotu.
LITERATURA:
Porębski M.: „Kubizm. Wprowadzenie do sztuki XX wieku”. Warszawa 1980.
Pozwoliłam sobie na tak obszerny cytat, gdyż powraca on w książce współorganizatora tamtego spotkania, Marka Mikołajca, poświęconej prozie autora „Judasza z Monte Sicuro”. Celowo nie wybrałam „Łyska z pokładu Idy” ani „Wyrąbanego chodnika”, ponieważ tytuły te – ściśle zrośnięte z nazwiskiem bohatera omawianej pracy – utwierdzają nas w przekonaniu, że znamy go i oswoiliśmy niczym górnicy tytułowego konia. Tymczasem badacz słusznie pyta: „kto dziś poza Śląskiem i uniwersytetem czyta powieści Morcinka?” (s. 11). A przecież przez dekady skoczowski pisarz objaśniał ów region reszcie Polski, lub raczej uformował wyobrażenie o nim, przetwarzając „górnośląską obcość w możliwą do zaakceptowania reprezentację” (s. 12). Mikołajcowi chodzi zatem o odkrycie, z jednej strony, jego słabiej kojarzonych utworów i zawartych w nich kłopotliwych motywów, z drugiej zaś – nieprawomyślności i pęknięć w powieściach tendencyjnych, tych, które nadal ciążą nad recepcją jego twórczości (łącznie z odium totumfackiego, proklamującego przemianowanie Katowic na Stalinogród). Zadanie to karkołomne, wszak Morcinkowa „próba kontestacji narzuconych polityk i estetyk jest subtelna” (s. 83, przypis). Niemniej młodemu literaturoznawcy przyświeca przeświadczenie, że „gdy do głosu dochodzi jego pełna fajerwerków wyobraźnia osadzona w kolorycie lokalnym, zapomnieć można o słabościach” (s. 39) wynikających z aspektu ideologicznego.
Że jest co roztrząsać, świadczy sama objętość monografii (ponad 400 stron formatu B5), a także diapazon poruszonych w niej tematów. Tom dzieli się na części: „O literaturze jako listach do przyjaciół i wrogów – prozopopeje cudzej mowy”, „Wspólnota uwikłana. Urządzenia i afekty”, „Morcinek całkiem inny”, „Pisarz/narrator/grabarz”, „Obsesje”, „Genius loci. W stronę komparatystyki i regionalnego uniwersalizmu” oraz „Zamiast zakończenia”; dodatkowo każda złożona jest z szeregu rozdziałów i podrozdziałów. Ta struktura potwierdza użyte w podtytule słowo „studia”, ponieważ bardziej niż z linearnym wywodem mamy do czynienia z kubistycznym spojrzeniem na pewne kluczowe wątki. Kubistycznym, bo Mikołajec rozczłonkowuje twórczość pisarza na mikrozagadnienia, które zestawia obok siebie i w rozmaitych kontekstach, by nawzajem się oświetlały i weszły w nieoczywiste związki. Podobnie jak kubistami, zdaje się nim kierować sprzeciw wobec tradycyjnego ujęcia zjawisk (tu: fenomenu Morcinka) i dążenie do nowego sposobu ich przedstawienia. Z kolei epitetem „kluczowe” posłużyłam się jako aluzją do tytułu niniejszego omówienia oraz do jednej z książek bohatera publikacji, „Zagubionych kluczy”, zazwyczaj bowiem do jego spuścizny podchodzi się z kilkoma wytrychami interpretacyjnymi.
Nie znaczy to, by ogół badaczy prześlepiał zagęszczenia konsternujących miejsc: od Krystyny Heskiej-Kwaśniewicz po Krzysztofa Kłosińskiego sygnalizują oni rysy na uładzonym wizerunku pisarza. Mikołajec jednak stara się ukazać ich panoramę, dlatego trudno omówić jego monografię tak, by wyabstrahować główne wątki. Niezależnie od autorskiego uporządkowania można ją podzielić na połowy, gdyż zbliżoną objętość zajmują dwie jej partie obrazujące janusowe oblicze Morcinka. Podział ten pokrywa się w jakimś stopniu z odwiecznym dylematem między publicznym a prywatnym – między społeczno-dydaktyczną misją literatury i powinnościami twórcy wobec tzw. chwili dziejowej (model zaangażowany) a artystyczno-ideową suwerennością (model autonomiczny).
W części dotyczącej wspólnoty pochodzący z Żor literaturoznawca przygląda się górniczo-powstańczej prozie swego bohatera przez pryzmat jej socjotechnicznego wykorzystania do formowania tożsamości zbiorowej zgodnie z polityką kulturalną rządów – co ciekawe – zarówno sanacyjnych, jak i PRL-owskich. „Gdy zarzuca mu się brak zmysłu krytycznego, to możliwe, że to dzięki umiejętności adaptacji do koniunkturalnych i dziejowych potrzeb państwowych oraz związanej z nimi propagandy” (s. 153). Ale przecież o poczytności książek Morcinka nie decydowało ich promowanie przez władze, lecz talent epicki, wirtuozowskie stosowanie chwytów literatury popularnej, nadanie godności realiom pracy i językowi bohaterów ludowych, a zarazem podejrzanych z perspektywy „centrum” Ślązaków. Dzięki temu szerokie rzesze, zwłaszcza mieszkańców opisywanego regionu, rozpoznawały w owych powieściach własny świat i łatwo identyfikowały się z ich warstwą etyczno-wychowawczą.
Mikołajec nie zamierza wybielać pisarza, natomiast analizuje polityczny wymiar jego twórczości, operując zaczerpniętymi od Louisa Althussera i Michela Foucaulta kategoriami aparatów (urządzeń) ideologicznych oraz psycho- i biopolityki. Rozważa, w jaki sposób Morcinek, włączywszy się w program „unaradawiania” Ślązaków, legitymizował polską rację stanu na tym terenie, a więc i stojącą za nią władzę. Konkretnie zaś rozpatruje symboliczne modelowanie świadomości przez narrację, która funduje wspólnotę, oraz przyczyny jej siły perswazyjnej. Należą do nich mity założycielskie, głównie romantyczne klisze – wizja ojczyzny (vel Macierzy) jako ziemi obiecanej, zapośredniczenie miłości ku niej w miłości protagonisty do kobiety, heroizacja górniczych bohaterów czy wreszcie splot polityki i religii: „»Wyrąbany chodnik« to powieść na tyle uwikłana w konflikty na pograniczu polsko-niemieckim, że nawet Syn Boży (…) w pierwszej kolejności zostaje zagarnięty do narodowej sprawy” (s. 126-127).
Podstawą wydaje się tutaj nacechowany aksjologicznie antagonizm etniczny; jak przyznaje Mikołajec: „Tak to już z Morcinkiem jest, że na kartach jego książek trudno znaleźć porządnych Niemców i Czechów” (s. 49-50). Jednak badacz nie poprzestaje na owej rozbrajającej konstatacji, tylko – w tym i innych wypadkach – pokazuje, dlaczego „tak jest” oraz co z tego wynika. A przede wszystkim uwypukla paradoksy istniejące również w tendencyjnej twórczości skoczowianina, nim jeszcze po 1953 roku zaczęły powstawać jego niezbyt prawomyślne, „dziwne” książki. Morcinek bowiem nie zawsze podporządkowuje się kliszom, bywa krytyczny, obnaża demagogię i rywalizację o wpływy. Oto wyidealizowana Polska przynosi Ślązakom wyzysk, a dominujące w niej postawy kłócą się z ich przyzwyczajeniem do Ordnungu w pracy. Oto system edukacji jawi się jako opresywny wobec ludu używającego narzecza – języka drugiego sortu. Oto dylematy moralne bohaterów okazują się dramatyczne, nie ilustrują jedynie odgórnej tezy. Oto „Maszerować!” jest utworem dla młodzieży afirmującym politykę sanacji w stosunku do Zaolzia w 1938 roku, podczas gdy w ogłoszonym równolegle artykule pisarz oskarża państwową administrację na tym zaanektowanym kawałku Śląska Cieszyńskiego o nadużycia także wobec polskich autochtonów. W swoich studiach Mikołajec, w duchu Giorgia Agambena, zmierza do „profanacji” urządzeń ideologicznych, czyli spojrzenia na nie z dystansu, uwidocznienia ich umowności, a nawet ich (rewolucyjnego?) odwrócenia.
Z odwróceniem niewątpliwie mamy do czynienia w drugiej połowie tomu, którą w całości można by objąć tytułem pierwszej z owych „odmiennych” części – „Morcinek całkiem inny”. Autor „Ondraszka” usiłował wyrwać się z narzuconych mu (choć i wybranych przez siebie) ról i oczekiwań, niemniej gdy monografista pyta retorycznie: „Czy opętanie Morcinka przez demony narodu, historycznych legend, polityki i religii da się egzorcyzmować? Co wtedy zostanie?” (s. 154) – trzeba to odebrać jako przestrogę. Poza owymi kolektywnymi ideami czai się bowiem czereda innych demonów, fantazji, niekiedy wręcz obsesji, mrocznych tematów typu makabra, śmierć, absurd, erotyzm.
Temu ostatniemu poświęcony jest osobny rozdział, a wspierające wywody Mikołajca liczne i obszerne cytaty (takie zresztą występują w całej książce) przyprawiają o konfuzję. Mniejsza już o wzmianki o piersiach 11-letniej tytułowej bohaterki „Czarnej Julki”, ale „[o]pisy autora »Odkrytych skarbów« są okrutne i naturalistyczne, trącą psychopatologią czy może właśnie pogardą dla kobiet będących obiektami pożądania” (s. 278). Naturalizm najsilniej dochodzi do głosu w przypadku klas niższych, których seksualność ma charakter zwierzęcego instynktu zaspokajanego bez wstydu w byle jakich warunkach. Co się tyczy pogardy, w omawianej prozie wprost roi się od panien z dziećmi, albo raczej bez dzieci, bo konsekwencją przygodnych zbliżeń są na ogół aborcje, ewentualnie samobójstwa poddanych ostracyzmowi „zowitek”. Jedynie kobiety uosabiające dla pisarza jego własną matkę ulegają apoteozie, te w wieku prokreacyjnym zostają pognębione, a szczególnie wyklęte są pozbawione cnoty „szupy” (w cieszyńskim narzeczu: łupiny). Co niebagatelne, Mikołajec – wskazując na pomocność narzędzi psychoanalitycznych – podłoże owych niepokojących fantazmatów upatruje w problemach seksualnych autora oraz w kompleksie matki (symboliczny epizod biograficzny związany z fotografią nagiej dziewczyny).
Do wstrząsających motywów – nadspodziewanie częstych w późnych tekstach Morcinka – należy również trauma obozowa, która naznacza nie tylko wspomnieniowe „Listy spod morwy”. Skoczowski prozaik epatuje czytelników apokaliptyczną drastycznością, „swymi obsesjami zdaje się właśnie na wzór mnicha z szarych kości i czaszek oraz ludzkich kukieł odtwarzać ponury kształt własnych myśli” (s. 324). Badacz wydobywa z analizowanych utworów różne wojenne wątki (wynaturzenia seksualne kapo i esesmanów, bestialstwo uzasadnione w ramach odwetu, zawodność klasyfikacji ofiar i oprawców, a nawet „naszych” i „wrogów”), by na tym tle jako najpotworniejszy w oczach pisarza ukazać sadyzm wobec zwierząt. Jego szokująco dosadne przedstawienia służą wywołaniu współczucia w stosunku do istot, które, po pierwsze – w przeciwieństwie do ludzi – zawsze są niewinne, po drugie, stanowią łącznik z przedwojennym światem czystych uczuć i wartości etycznych.
Właśnie szukanie jakichś wartości, racji bytu dla człowieka zarażonego śmiercią, traktuje Mikołajec jako motyw przewodni późnej twórczości Morcinka. Remedium na upiorne doświadczenie obozu staje się projekt paradoksalnego chrześcijańsko-proletariackiego buntu w imię sprawiedliwości, przeciwko krzywdzie – nie „ludzkiej”, lecz jednostkowego człowieka, osadzonego w przestrzeni lokalnej i oddanego konkretnej, mozolnej pracy. Autor monografii pokazuje, jak nasycającym „robotę” pierwiastkiem sacrum – czy szerzej: chrześcijańskim humanizmem – pisarz koryguje marksistowską ideologię i rozsadza ramy socrealizmu. Przy okazji otrzymujemy appendix do pierwszej części studiów: nawet bohaterowie powieści „zgodnych z linią Partii” zachowują rezerwę wobec propagandowej mowy-trawy i doktrynerstwa.
Wszakże do bodaj najpełniejszego zakwestionowania krzewionych dawniej idei – ba, do bezkompromisowego życiowego obrachunku – dochodzi w jednej z ostatnich książek skoczowianina, „Siedmiu zegarkach kopidoła Joachima Rybki”. Znajdziemy tam kpinę z religijnie uświęconej mobilizacji wojskowej oraz mit wielojęzycznej komunikacji w c.k. Austrii i fantastyczną „republikę marzeń” w opozycji do nacjonalizmów. Na tym przykładzie Mikołajec pogłębia też problem Morcinkowego ujęcia misji literatury. W swoim wyznaniu tytułowy grabarz, również noszący piętno obozu, próbuje uporządkować chaos, przekroczyć bezlitosną Historię i przemóc zwątpienie. Analizując pograniczny status Rybki jako bohatera i narratora, badacz konkluduje, że kopidół jest „figur[ą] mędrca, który znosi różnicę pomiędzy świętym a świeckim, (…) gdyż w obliczu śmierci, będącej przy okazji także gwarantem zatrudnienia zarówno dla grabarza, jak i pisarza (uwieczniającego to, co odchodzi), różnica i wszelkie granice zanikają, pozostaje tylko opowieść o wyobrażonym, przeżytym, minionym życiu” (s. 261). Trzeba podkreślić, że „Siedem zegarków…” stanowi jeden z naczelnych przedmiotów zainteresowania monografisty w drugiej części pracy, uważa je on za summa vitae Morcinka i jest nimi jawnie zafascynowany. Zaznacza ponadto, że ze względu na wnikliwość refleksji filozoficzno-historycznej oraz rozpiętość stylistyczną i tematyczną ta swoista powieść pikarejska nie zmieniła się dla dzisiejszego odbiorcy w ramotkę.
Innym tekstem osnutym wokół poszukiwań legitymizacji istnienia i sensu – ale też nowego pojęcia wspólnoty – są „Listy z Rzymu”, które Mikołajec poddaje komparatystycznej lekturze razem z esejami Zbigniewa Kadłubka z 2008 roku pod identycznym tytułem. Jedna z głównych kolebek cywilizacji europejskiej skłania obu autorów do refleksji nie tylko nad tak ogromną, lecz również nad znacznie mniejszą wspólnotą – w ich przypadku nad Śląskiem. Zwłaszcza iż „nie da się [o nim] powiedzieć, jak o Rzymie, że pozostaje on miejscem, w którym każdy człowiek znajdzie swój drugi dom, dom ducha. By takim go uznać, potrzebne jest uwznioślenie prowincjonalności śląskiej w stolicy humanizmu” (s. 353), co Kadłubek czyni m.in. przez użycie w swej książce śląskiego etnolektu.
Czy Morcinek także proponuje alternatywny model wspólnoty? W rozdziale teoretycznym pod wszystko mówiącym tytułem „Koniec wielkiej historii literatury narodowej. Od narracji nacjocentrycznej do regionalnego uniwersalizmu” autor monografii przypomina o odmienności śląskiej historii od oficjalnej historii Polski (obszaru dawnej Kongresówki), a zarazem o zagrożeniu ksenofobią, szowinizmem, dyskryminacją obcych, jakie pociąga za sobą umacnianie więzi wspólnotowych. Następnie badacz interpretuje powieść „Ondraszek” jako wizję „ponadnarodowej emancypacji, buntu indywidualnego, rozszerzającego się na całą wspólnotę” (s. 366); opory może jednak budzić zwornik owej wspólnotowości. Zostaje on jeszcze wyeksponowany na przykładzie utworów zaolziańskiego poety Pawła Kubisza oraz „Pierwszej polki” Horsta Bienka, również podejmujących temat wzgardzenia i uciemiężenia ludu, które prowokujące do wzmiankowanego już buntu w imię sprawiedliwości. Zdaniem Mikołajca inspiracje całej trójki „ciążą w stronę społecznej formy rozumienia oraz pamięci bliskiej klasowości i wyobcowaniu. Tym samym twórczość wykorzystuje agregaty gniewu wspólnotowego. Ta idea urasta do zasady górnośląskiego locus. Śląską ziemię, człowieka wypełnia niemy gniew” (s. 388). Niemniej, chociaż badacz wskazuje na biblijną genezę niezgody na niesprawiedliwość oraz na współczesne przekraczanie animozji narodowych w stronę szacunku dla genius loci, rzeczony bunt (rewolucja?) zasadzający się na gniewie budzi niepokój. Z tej perspektywy niejasne jest też stwierdzenie: „Dramatyczna historia to jedno, a genius loci to co innego” (s. 207), gdyż oba zdają się nierozerwalnie ze sobą związane.
Warto poświęcić chwilę owemu projektowi wspólnoty, który snuje nie tyle Morcinek, ile autor studiów – projektowi postponowania wielkiej narracji narodowej na rzecz regionalizmu, określonej przynależności, nietożsamej wszakże z partykularyzmem. „Współczesna geopoetyka regionalna generuje intelektualną medytację o miejscu przedpolitycznym, w którym uwikłanie w nowoczesne ideologie ulega zminimalizowaniu. Wspólnota opiera się na konkrecie bycia tu i teraz oraz uczuciowym byciu w przestrzeni i czasie” (s. 127). Badacz ma świadomość utopijności takiej koncepcji; utopijności, którą jednak sama dostrzegam w nieco innych punktach – w przekonaniu o uniwersalizmie lokalności i w pewnym brązowieniu regionu, z którym literaturoznawca mocno się identyfikuje. Jeśli pisze o Morcinku: „Mierzy się on z mitycznym centrum, reprezentowanym przez polskość, ale sam ma silnie zaakcentowaną odrębność oraz jasno zdeklarowany axis mundi. Jest nim projekt Śląska jako wspólnoty w działaniu, w konfrontacji, w trakcie formowania” (s. 28), to tymi samymi słowami można scharakteryzować i jego. Czytelnikom pozostawiam rekonstrukcję zapatrywań Mikołajca z fragmentów rozsianych w książce; mnie osobiście zastanawia postulat: „Nie można też pozwolić na sytuację, w której podmiot nie zna swojego miejsca w świecie, lokalnej historii, jest zakładnikiem tolerancji, poprawności” (s. 172). Dlaczego te dwie kategorie (tzw. political correctness?) miałyby pozostawać w sprzeczności ze znajomością dziejów regionu? Czy raczej właśnie nie korespondują one z dowartościowaniem mniejszości wykluczonych z dyskursu albo, przykładowo, z afirmacją wielokulturowości Śląska?
Skoro zatrzymałam się przy miejscu problematycznym, wypada z obowiązku napomknąć o innych, parę razy natrafimy bowiem na ryzykowne skróty myślowe i daleko idące wnioski. Choćby zawartą w „Górniczym zakonie” ocenę decyzji Rady Ambasadorów (o przydzieleniu Czechosłowacji lepiej rozwiniętej gospodarczo części Cieszyńskiego) jako realizacji życzenia czeskich potentatów badacz kwituje opinią: „Interpretacja tamtych wydarzeń jest podporządkowana doktrynie materializmu dialektycznego” (s. 206), aczkolwiek powieściowe wyjaśnienie pozostaje w zgodzie z twierdzeniami współczesnych historyków. Z kolei o humanizmie w pisarstwie Morcinka Mikołajec nadmienia, że występuje w dwóch wariantach: „pozytywny[m], który wyraża nasilona etyka, troska o człowieka i czynienie go miarą wszech rzeczy, oraz negatywny[m] – dający[m] pierwszeństwo państwowej ideologii, a także wzmacnianiu negatywnych afektów w czytelniku” (s. 36). Chyba w żadnym źródle nie znajdziemy owego „negatywnego” rozumienia humanizmu, wydaje się ono pojęciowym nadużyciem.
Zastrzeżenia mogą też u kogoś budzić sygnalizowane przeskoki między tematami i tok asocjacyjny, obecny nawet w obrębie podrozdziałów (zob. np. „Regionalizm” [s. 94-105]), jak również obfitość kontekstów. O ile te teoretyczne trzeba uznać za dosyć spójne (m.in. Agamben, Eric Hobsbawm, Althusser, Carlos Paris, Walter Benjamin, Zygmunt Bauman, Peter Sloterdijk), o tyle rozpiętość innych jest istotnie znaczna. Przykładowo w rozdziale „Szkoła jako kuźnia nacjonalizmów” autor cytuje Jean-Jacques Rousseau, „Pamiętnik Stefana Czarnieckiego” Witolda Gombrowicza i spory passus „Na Zachodzie bez zmian”, ponadto przytacza „Katechizm polskiego dziecka” Władysława Bełzy oraz szczegółowe informacje o organizacji polskiego szkolnictwa w międzywojniu, a w rozdziale dotyczącym wspólnoty i utopii, dokonując przeglądu paranteli religii z polityką, przywołuje urywki m.in. z Księgi Psalmów, „Podróży Guliwera” i „Przedwiośnia”. Na obiekcje co do zagęszczenia owych nawiązań i skojarzeń można odpowiedzieć, że budują one tło, na którym Mikołajec osadza utwory Morcinka w otoczeniu historycznym i literackim. Sam zresztą w zakończeniu (skądinąd przejrzyście streszczającym wszystkie rozdziały) uprzedza potencjalne zarzuty: „Zestawiając powieści Morcinka z innymi utworami, (…) chcę zobaczyć dany temat, proces w szerszym planie i w innej perspektywie. Zwiększa się w ten sposób zakres krytyczny mojego przedsięwzięcia (…)” (s. 399).
Ewentualne wrażenie zagubienia wynikałoby z chęci szukania ciągłości w tym, co z założenia ma być szeregiem zbliżeń na rozmaite zagadnienia i co nazwałam kubistycznym oglądem. Mieczysław Porębski (1980: 45) tak charakteryzuje strategię wczesnego Picassa: „gubić granice, zagęszczać podziały, wypełniać nimi rozporządzalną przestrzeń i – zostawiać, kiedy sama idea kompletności takich fragmentarycznych rozwiązań będzie dostatecznie już wyraźna”. Jaka idea wyłania się ze „Wspólnoty i literatury”? Taka, że tytułowe pojęcia wchodzą w relacje bardziej skomplikowane, niż można by mniemać. Z jednej strony bowiem Morcinek opiera się na wspólnotowości i pragnie tożsamość zbiorową krystalizować i utwierdzać, z drugiej – takie posłannictwo zawęża twórczą autonomię oraz możliwe bogactwo i ponadczasowość literatury, które rodzą się z transgresji i osamotnienia. Niemniej badacz, analizując zarówno ideologie, jak i idiosynkrazje przenikające prozę skoczowskiego pisarza, dowodzi, że tak czy owak transcenduje ona ograniczenia swojej epoki. W tym świetle omawiana monografia stanowi cenny wkład w „morcinkologię”. Nawiązując do również odkrywczej, acz zmierzającej w innym kierunku książki Lucyny Sadzikowskiej „Szukanie kluczy. O literaturze poobozowej Gustawa Morcinka” z 2017 roku, powiedziałabym, że Mikołajec niewątpliwie trochę tych kluczy znalazł. Jednak wręcza nam je, byśmy ich sami użyli, w dodatku każdy z nich otwiera inne drzwi, za którymi – jak pokazują jego kontekstowe interpretacje – kryją się potencjalnie nieskończone korytarze. Ja natomiast muszę już zakończyć i posłużę się w tym celu klamrą: skoro zaczęłam od sesji sprzed sześciu lat, warto też nadmienić o ubiegłorocznym seminarium pod hasłem „Nieoczekiwane powroty Gustawa Morcinka”. „Wspólnotę i literaturę” bezdyskusyjnie można uznać za wehikuł takiego powrotu.
LITERATURA:
Porębski M.: „Kubizm. Wprowadzenie do sztuki XX wieku”. Warszawa 1980.
Marek Mikołajec: „Wspólnota i literatura. Studia o prozie Gustawa Morcinka”. Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego. Katowice 2019.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |