ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lipca 14 (374) / 2019

Maciej Mazur,

'ONA TU TYLKO PRZECHODZIŁA'. O 'RUSAŁCE' MARCELA AYME

A A A
Zapomniane, (nie)odkryte
Dziś chyba nieco zapomniany, choć niesłusznie, Marcel Aymé (1902-1967) – pisarz, scenarzysta filmowy, autor bajek dla dzieci, który dawniej cieszył się dość dużą popularnością. Czerpiąc z najlepszej francuskiej tradycji: Rebelais’go i France’a, stworzył własny, bardzo charakterystyczny styl. Z ironią znakomitego obserwatora opisując głównie losy francuskiego chłopstwa i drobnomieszczaństwa (sam był synem kowala), uwypuklał wady; jego postacie nie tracą jednak znamion indywidualizmu, trudno doszukać się takiej, która całkowicie scalałaby się ze swoją przywarą. Nie ma więc w twórczości tego pisarza jednolitych portretów skąpstwa czy rozrzutności, a każdy niemal bohater, nawet człowiek najbardziej mierny, na swój sposób przeżywa dramat istnienia.

Początkowo uznawano Marcela Aymé za wiejskiego realistę, była to pomyłka, lecz nie tak wielka, jakby z początku mogło się zdawać. Istotnie, drobiazgowe opisy tworzone z dużym znawstwem i dozą nieskrywanej sympatii do wieśniaków z Jury zapewne wymusiły takie opinie, jednakże to nie portrety prostaczków ani nawet znakomity język i mistrzostwo narracyjne były najważniejszymi wyróżnikami stylu pisarza. Zapewne znalazł miejsce we francuskim kanonie ze względu na unikatowe użycie motywów fantastycznych, którymi przeplatał swoje powieści i opowiadania. Wystarczy przyjrzeć się samym tytułom: „Zielona kobyła” (1933, wyd. pol. 1960), „Rusałka” czy, wyjątkowo dziś aktualne, pełne galijskiego humoru, groteskowe opowiadania: „Dekret”, „Sabinki”, „Przechodzimur” i in. (wyd. pol. 1979). Nie bardziej niż nazwanie Aymé „realistą”, czytelnika zmylić mogłoby proste przyporządkowanie pisarza do grona twórców literatury fantastycznej, bowiem owo zaskakująco swobodne przechodzenie przez mury, obecność Rusałki, narodziny zielonej kobyły, są ni mniej, ni więcej elementem, który, podobnie jak katalizator, ma przyspieszyć lub wyzwolić pewne reakcje: uwypuklone zostaje to, co potem podlegnie drobiazgowemu opisowi; przez rozbicie skostniałych struktur znacznie lepiej widać ich budowę: „odsłonięta zostaje hipokryzja, głupota i podłość” (Błońska, s. 186). Sam o swej metodzie Aymé pisał tak: „właśnie w pozornych osłabieniach prawdopodobieństwa mój realizm okazuje się najbardziej czujny… zgodnie z metodą analizy matematycznej, która polega na tym, aby pracując nad liczbą absurdalną, urojoną, wyprowadzić z niej możliwe do przyjęcia równania, wychodzę od wyimaginowanych danych ze spokojnym sumieniem i silną wiarą w prawdziwość rozwiązania, tak iż kończąc nowelę mam prawo (ponieważ cały czas byłem realistą) ignorować absurdy, jakim dałem się ponieść” (cyt. za: Błońska, s. 183).

Właśnie z takim schematem realizmu mamy do czynienia w „Rusałce”. Jest to opowieść o typowej wiejskiej społeczności we francuskiej Jurze. Spotykamy tu dwie, skłócone od trzech pokoleń, rodziny Muselierów i Mindeurów, których łączą więzy krwi. Ich członkowie wprost nie okazują sobie wrogości, toczą cichą batalię. Nienawiść jest nieuzasadniona, dawne spory nie oddziałują już wcale na obecnych członków tych familii, zdaje się, że spór jest właściwie wyobrażony, dawno temu przestał mieć znaczenie realny powód tej scysji, dlatego najmłodsze pokolenie – główny bohater Arsen i jego brat Wiktor Muselier, choć zachowują pozory wrogości, w rzeczywistości stopniowo przestają zważać na istotę tego starego konfliktu. Jedynie syn Mindeurów, chłopak, trzeba przyznać, niezbyt rozgarnięty, którego agresywne zapędy tamuje ojciec, nieustannie krytykując łagodną postawę swoich sióstr: Julii i Germain, stoi na straży trwającej od pokoleń niechęci, intensyfikując ją oraz, w przypadku pięknej Julii, próbując za wszelką cenę rozbić lub nie dopuścić do zacieśniania się jej więzi z Arsenem, któremu śliczna sąsiadka od lat się podoba.

Inni bohaterowie, wydawałoby się niezbędni w tej wiejskiej scenerii: grabarz Reqiem (przezwisko dziedziczone po ojcu), ksiądz, który kalkuluje jak sprawny ekonom, chce bowiem przyciągnąć do kościoła jak najwięcej wiernych, myśląc przy tym w swej fałszywej świętobliwości o polepszeniu dotychczasowych warunków życia, mer Faustyn Voiturier – wolnomyślący, najbogatszy gospodarz, którego córka Róża – przywiędła już od najmłodszych lat dziewczyna o łagodnym usposobieniu i nad wyraz nieefektownej urodzie, jest najlepszą partią w okolicy, oraz para pomocników służących u Muselierów – pracujący na farmie od trzydziestu lat Urban i Belette – dziewczyna z biednej rodziny, niewyedukowana i płochliwa, którą Arsen mozolnie próbuje nauczyć tabliczki mnożenia. Ten skromny obrazek byłby doskonałą scenką rodzajową, aż prosiłoby się o stwierdzenie, że wszystko jest tu na miejscu: nieco kiczowata widokówka z francuskiej prowincji, wymieszany Flaubert z „Bouvarda i Pécucheta” ze szczyptą Balzaka – to wszystko okraszone Rabelais’em. Nawet główny bohater – Arsen, początkowo zaprezentowany jako młodzieniec twardo stąpający po ziemi, ufny w siłę własnych rąk, marzący o lepiej zmechanizowanym rolnictwie i dobrym ożenku, zdolny zlekceważyć ewidentną sympatię Julii, która choć piękna, pochodzi z nienajzamożniejszej rodziny, jest typem aż nadto pospolitym – do czasu...

Posługując się terminologią autora, wypadałoby powiedzieć teraz, że do tego zbioru danych w końcu zostaje dodany nowy współczynnik o abstrakcyjnej wartości, nasza scenka rodzajowa zaczyna się powoli rozlewać w nieskrępowaną impresję: i tak na drodze Arsena, poprzedzana przez wijącą się żmiję, staje postać wiotka i smukła, o twardych, nieco męskich rysach, czarnowłosa, olśniewająca Rusałka, której czoło ozdabia srebrny diadem w kształcie węża – w jego szczękach umocowany jest wielki, owalny rubin niezwykłej czystości, swą wartością przerastający wszystkie kamienie szlachetne na świecie. Arsen, jak można by się spodziewać, pasowałby raczej na jednego z tych śmiałków, który marząc o bogactwie, pokusi się o kradzież rubinu, szczególnie że Rusałka podczas kąpieli zwykle zostawia go na brzegu jeziora razem z suknią. Tymczasem młodego chłopaka powstrzymuje przede wszystkim lęk przed żmijami, które, jeśli tylko dotknąłby kamienia, napadłyby go całymi chmarami. Dowiadujemy się później, jaki jest tok jego myślenia: rubin go kusił, jednak „bogactwo jakie zapewniłoby mu posiadanie klejnotu, tak dalece przekraczało jego ambicje pracowitego wieśniaka, oferowało rodzaj egzystencji tak daleki od jego gustów, tak obcy jego pracy, że pomyślał o nim z wrogością, jak o czymś w rodzaju ograniczenia” (s. 22). Rusałka, wychodząc z wody, jest zdziwiona, że Arsen nie uległ czarowi rubinu, tylko patrzy na nią, na nagą piękność. Z przekąsem powtarza, że od pięćdziesięciu lat nie zdarzyło się coś podobnego, gdyż wszyscy zainteresowani są jedynie diademem.

W tej scenie dzieje się coś niezwykle istotnego, zaczyna ujawniać się rola Rusałki, istoty nieznającej śmierci, która od wielu pokoleń przygląda się ludziom z Jury, gdzie czuje się jak w domu. Mieszkańcy wioski przekonują się o istnieniu tej przedziwnej kobiety i zaczynają marzyć o wielkim bogactwie. Dziewczyna z wężami (jak należałoby przetłumaczyć francuskie vouivre) uświadamia im ich położenie. W powieści ukazany jest szereg fantazmatów. Ksiądz wyobraża sobie „że za sprawą Rusałki we wsi padło czterdzieści sztuk bydła, a ona sama pod osłoną nocy zakradła się do kościoła, aby ukraść cyborium i rozbijać w nim jaja wężów. Jemu jednak udało się ją tam zaskoczyć, zamknąć na klucz i dzięki dzwonom zebrać całą parafię…” (s. 119). Stary pijaczyna Reqiem po zdobyciu rubinu chciałby pięknie się ubrać, zajechać limuzyną pod dom hrabiny, która widząc jego aparycję, sama zaproponowałaby mu rękę córki... Wylewny Reqiem przyznaje się do swych fantazji, opowiada je Arsenowi, a jak pisze Freud: „fantazja stanowi spełnienie życzenia, jest formą poprawienia niesatysfakcjonującej rzeczywistości” (Freud 1974, s. 147). Pospolici mieszkańcy wsi uświadamiają sobie własną kondycję, są rozczarowani. A więc Rusałka nie jest tu w żadnym razie „heroiną wszystkich dramatów” – jest tą drobną różnicą, owym kamyczkiem, który zapoczątkowuje lawinę. Śmiałkowie rozgoryczeni własnym życiem porywają się na kamień, potem giną pokąsni przez żmije, a ich zdeformowane ciała schną na słońcu nieopodal jeziora. Co znamienne, nie ma nikogo naprawdę zainteresowanego wielką wiedzą Rusałki, która pamięta początki formowania się rodzaju ludzkiego: ciekawość (choćby mera Voiturier’a) nie przezwycięża niechęci do przyznania, że istnieją ponadnaturalne siły. Bogactwo przyćmiewa wielki kobiecy wdzięk Rusałki. Jej ciało ważne jest tylko dla Arsena. Paradoksalnie, lęk przed zbyt nagłą zmianą dotychczasowych warunków życia ocalił go od śmierci (próby kradzieży rubinu). Rusałka pozbawiła życia tych marzycieli, którzy nie byli romantykami, nie marzyli bowiem o tej pięknej kobiecie ani nie roili sobie upostaciowionej siły natury, marzyli o bogactwie. Arsen, który chce dojść do czegoś w życiu ciężką pracą, odrzucił pokusę sięgnięcia po rubin. Czyżby nadmierne oddawanie się marzeniom miało oznaczać klęskę?

Główny bohater zmienia swą postawę pod wpływem wydarzeń związanych z Rusałką, zauważa to: „zdawało mu się, że stracił chęć i możliwość życia normalnego, to znaczy, poświęconego pieniądzom i zyskom. Najbardziej niepokojąca była ta jego niekonsekwencja, ponieważ dotąd zawsze działał niezawodnie”. Myśli także o bracie, o tym, że życie w ciepłym otoczeniu domowego zacisza, w tym bezpiecznym kokonie, nazbyt go rozmiękczyło. Marcel Aymé opisał stopniową przemianę bohatera, który przeformułowuje swoje dotychczasowe poglądy. Rusałka była tą dodatkową zmienną, która pozwoliła niektórym jednostkom rozbudzić swe namiętności. Znamienna jest tu jednakże jeszcze jedna cecha pozostałych ludzi. Ksiądz, który próbuje zaciągnąć do kościoła więcej parafian, rozbudzić ich wiarę, ma zamiar zorganizować procesję, by przegonić diablicę. Z czym się jednak spotyka? Z obojętnością większej części ludu. Ta bierność nie jest jednak spowodowana strachem, a jest wynikiem przyzwyczajenia. Wieśniacy, przejęci pracą, żniwami, przyzwyczaili się do obecności Rusałki. Ta zdolność to kolejny paradoks. Po pierwszej fazie zaskoczenia i rozbudzenia, dziewczyna z wężami, właściwie nieinwazyjna, niezdolna stać się ważną częścią życia mieszkańców, przestaje być traktowana jako ciekawostka, nie więcej przykłada się do niej wagi niż do pospolitej rośliny. Rusałka jako istota nadprzyrodzona przeszkadza ateiście-merowi – jej tu nie powinno być; ksiądz stara się wykorzystać obecność diablicy, by wzbudzić lęk w swoich parafianach; Arsen, rozmawia z nią jak z trochę starszą koleżanką – właściwie zapominając o tym, że jest nieśmiertelna: „z westchnieniem ułożyła się na boku i wyciągnęła rękę po czerwony grzybek […]. »Nie jedz tego, na Boga! To trucizna!« , »Och, mnie nic nie może zatruć […] śmierć nigdzie na mnie nie czeka«” (s. 163); czasem jest na nią zły, traktuje ją niemal obcesowo: „»Odsuń tyłek« – powiedział. – »Zasłaniasz mi słońce«” (s. 11). Jest jeszcze kilku śmiałków, którzy chcą się porwać na klejnot… Oto cała społeczność.

Kim w takim razie jest Rusałka? Skąd pochodzi, co jeszcze skrywa jej postać? Trudno orzec. Aymé nie daje gotowych rozwiązań. Sądzę jednak, że próbuje tu zaprezentować jeszcze jedną ciekawą rzecz: Rusałka, żyjąc tyle tysięcy lat, nadal nie jest w stanie pojąć człowieka. To postać, która nieustannie czegoś szuka, próbuje „zbadać” Arsena, posiąść wiedzę na temat tego, co w człowieku jej umyka, co stanowi o jego wyjątkowości. Śmierć, mógłby powiedzieć Aymé, jest mechanizmem różnicującym. Arsen zagadnął Rusałkę: „ty na pewno nie jesteś szczęśliwa. Nie odrzekła ani tak, ani nie. Nie wiedziała. Arsen przyglądał jej się z odrobiną współczucia” (s. 162). Dziewczyny nie obchodzą ani konwenanse, ani kultura. Jej życie nie ma sensu. „Tylko chory mógł widzieć w niej upływający czas. Wszystko było pracą, walką, ścieraniem się rozmaitych pragnień, krzątaniną ludzi i zwierząt, miłością, flakami, kłótniami, bójkami, Rusałka zaś TYLKO TĘDY PRZECHODZIŁA” (s. 151). I tak Arsen powie: „sądzę nawet, że ci, którzy najlepiej umieją myśleć o śmierci, także najlepiej umieją pokierować swoim życiem i ułożyć to, co w nim jest” (s. 162). Rusałka porusza się zatem bez kierunku i choć tyle w niej życia – to może ona właśnie, z tych wszystkich „przyzwyczajonych i obojętnych” ludzi i tych, których pokąsały jej węże, jest najbardziej martwa.

Jedną z najwyrazistszych postaci jest groteskowa Germaine, siostra Julii z rodziny Mindeurów, nimfomanka: „zbudowana jak czołg, centurion, pruski grenadier, z nerońską szyją i ramionami drwala, ale obdarzona także ciężkim i twardym biustem, który napinał stanik i równie nabitym, wspaniałym, zawsze natchnionym zadem, była niszczycielką, pożeraczką, burzą druzgoczącą mężczyzn i chrupiącą niewinnych chłopców” (s. 68). Poza tym czterokrotna rozwódka i istna wampirzyca, wysysająca z mężczyzn wszelkie siły żywotne, oczywiście, by dopełnić portretu, naiwna i raczej łagodna dziewczyna. Jest postacią nie mniej fantastyczną od samej Rusałki, to ucieleśnienie popędu, równowaga dla ciała w tej powieści, w której wielu mężczyzn szaleje jedynie za rubinem. Zwierzęca siła i wieczna ruja, a także przyjemność, jaką czerpie z mówienia o swych zbereźnych myślach, sprawiły że ksiądz przestał ją dopuszczać do spowiedzi, z lubością bowiem i nie ściszając głosu opowiadała o swoich wybrykach. Nieposkromiona, nieopanowana, jest niczym jedna z bogiń płodności. Delikatna Rusałka, przyćmiona przez swój klejnot, wieczna, ale właściwie bierna, byłaby jej przeciwieństwem, choć obie, z różnych powodów, równie skutecznie pożerają mężczyzn.

Wielki talent komiczny, zmysł groteski właściwy Marcelowi Aymé, wybrzmiewają w tej powieści szczególnie w scenie „budowania domu”. Dowiadujemy się, że na francuskiej prowincji bez załatwienia koniecznych pozwoleń można było zbudować mieszkanie na ugorze, pod warunkiem, że zrobi się to w jeden dzień. Doskonały, realistyczny opis zmagań mężczyzn (cieśli, murarza etc.) przełamany zostaje wejściem pożeraczki od jakiegoś czasu przyglądającej się z apetytem ich zroszonym od potu ciałom: „krótko po przybyciu usłyszano głuchy tupot sabotów i na drodze w oślepiającym blasku lamp wyłoniła się Germaine Mindeur. Stanęła jak wryta, ale jej zmrużone oczy już szukały łupu. Pierś i zad poruszały się rytmicznie. Arsen, który wraz z Urbanem przenosił jakiś wielki ciężar, docenił niebezpieczeństwo. Coś go natchnęło, aby powierzyć swój ciężar pożeraczce prosząc, by dostarczyła go cieśli. Wzięła belkę w obie ręce, zręcznie zrównoważyła ciężar i ruszyła pewnym, lecz ostrożnym krokiem. Jej żądze już nieco opadły. Praca fascynowała ją wtedy, gdy wymagała wielkiego wysiłku mięśni” (s. 110). Przyćmiewa Germaine wszystkie inne kobiety w powieści, które prócz Rusałki są przy niej jak mimozy; swymi wielkimi łapskami zdaje się obłapiać samego czytelnika, który pewnie z chęcią uciekłby w objęcia żmijowej dziewczyny.

„Rusałka” to powieść ukazująca, jak zmienne mogą być trajektorie ludzkiego losu. Arsena, przeciętnego, choć dobrze zorganizowanego chłopa syk żmij w ciszy i samotności doprowadzi do Rusałki, czarnowłosej dziewczyny, za sprawą której bohater pozna arcyludzki smak śmierci i zapyta o sens swojej egzystencji. Nie da jej nic w zamian, bo nie może tego uczynić. Nieśmiertelna jurajska bogini, niczym Eliotowska platyna, jest katalizatorem: jej obecność umożliwia wszelkie reakcje, wyzwala fantazmaty, lecz nieważne jak burzliwe one będą, ją, wraz z nieosiągalnym rubinem, pozostawią nietkniętą; pamiętajmy: ona tu tylko PRZECHODZIŁA.

Literatura:

Błońska W.: „Posłowie”. W: „Rusałka”. Przeł. W. Błońska. Kraków 1981.

Freud Z.: „Pisarz a fantazjowanie”. Przeł. M. Leśniewska. W: „Teoria badań literackich za granicą. Antologia. T. 2. Od przełomu antypozytywistycznego do roku 1945. Cz. 1: Orientacje poetocentryczne i kulturocentryczne”. Oprac. S. Skwarczyńska. Karków 1974.
Marcel Aymé: „Rusałka”. Przeł. Wanda Błońska. Wydawnictwo Literackie. Kraków 1981.