MIĘDZY PAMIĘCIĄ A TOŻSAMOŚCIĄ (PAULINA JÓŹWIK: 'STRUPKI')
A
A
A
Apolonia Maj, narratorka „Strupków”, debiutanckiej powieści Pauliny Jóźwik, może się wydawać spełnioną młodą kobietą – przynajmniej postronnym osobom. Ona sama mówi, że żyje życiem niczym ze sloganu, życiem godnym pozazdroszczenia – realizuje się zawodowo, rozwija pasje. Jednak wie też, że to zaledwie „naskórek zbudowany z pozorów szczęścia”. Stara się odciąć od poprzednich rozdziałów własnej biografii. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że ucieczka przed tym, co było (czyli zarazem przed sobą – zakładając, że to przede wszystkim przeszłość kształtuje człowieka), jest niemożliwa. „Przeszłość (…) dopadała mnie w każdym możliwym miejscu i pozbawiała schronienia przed tożsamością” – skarży się Pola na pierwszej stronie powieści. Co się stanie, kiedy z trudną przeszłością trzeba będzie się wreszcie skonfrontować?
To właśnie przytrafia się Poli. W obliczu śmierci ukochanej babki musi wrócić do rodzinnej wsi, na której dorastała. Jej dzieciństwo nie było łatwe – rodzice dorabiali się na Zachodzie, czyniąc Polę i jej starszą siostrę Irenę „eurosierotami”. Marzenia o powrocie do kraju i lepszej egzystencji nie doczekały się realizacji. Matka zginęła w wypadku samochodowym (za tę śmierć Pola mogła czuć się częściowo odpowiedzialna), ojciec złamał obietnicę powrotu i zaczął sobie układać życie w Niemczech. Tymczasem babka Hanna zastąpiła dziewczynkom rodziców. Dla Poli to właśnie ona pozostaje swoistym punktem odniesienia jako osoba która ją ukształtowała („bez babki nie byłabym sobą” – przyznaje). Postępująca choroba Hanny sprawiła, że w Poli narastał strach przed utratą – nie tylko ukochanej osoby, ale i samej siebie. W rezultacie świadomie odcięła się ona od świata wsi („Znowu uciekałam. Wypisałam się z tutejszego życia. Alzheimer wymazał mnie z pamięci babki, która podtrzymywała moje istnienie”). Teraz – w obliczu śmierci Hanny – Pola, pełna wstydu i poczucia winy (bo przecież za mało tu bywała, za mało pytała i słuchała, pozostawiła opiekę nad babką starszej siostrze), musi wrócić do tajemniczej krainy dzieciństwa, do wspomnień: „Wchodzę w pamięć jak w pokutę. Szukam, łączę strzępy i buduję z nich opowieść”.
Ta trudna podróż przez meandry pamięci stanowi dla Poli próbę ocalenia – i babki Hanny, i jej najbliższych, i wreszcie samej siebie. Bohaterka ma świadomość, że żyć to znaczy pamiętać (a zatem i ocalić od zapomnienia). Kiedy traci się pamięć, traci się zarazem siebie. W „Strupkach” to proces, który nie dotyczy tylko osoby chorej, ale także osób z jej otoczenia: „Ubywanie pamięci to ubywanie życia. Ta choroba przenosi się na innych. To niepamiętanie zamienia się w perz wokół szyi, który odcina dopływ świata. Babka straciła pamięć, a wtedy w moim życiorysie powstały luki, których już nigdy nie uzupełnię. Nikt mi nie powiedział, że pamięć może zniknąć w człowieku całkowicie, że nic nie pozostanie. Że można zapomnieć, kim się jest. Że śmierć to nie koniec życia, ale jego część”. Inaczej mówiąc, najbliżsi chorego wraz z jego postępującą „niepamięcią” również gubią część własnej tożsamości. Narratorka mówi: „Babka umierała długo. Jej pamięć z każdym kolejnym dniem wypalała się jak las. W końcu pozostały kikuty pojedynczych drzew, niemożliwe do rozpoznania. Utraciła tożsamość. A wraz z nią wszystkie rodzinne historie, które przez lata dawały mi poczucie bezpieczeństwa”. Śmierć babki sprawia, że świat Poli – nagle pełen białych plam – łatwo może ulec destrukcji. Gorączkowo usiłuje ona wypełnić owe luki, zbliżyć się do znanej i nieznanej zarazem kobiety, którą przecież kochała. Ona sama ma świadomość nietrwałości własnej pamięci: „Rozdrapuję wspomnienia. Rozrysowuję obraz babki przed chorobą. Wyznaczam kontury tego, kim była. To, co wypływa, kłuje mnie jak okruchy tkwiące w zakamarkach pościeli. Moszczę się w tej kolejnej warstwie bólu. Wyrzucam sobie, że tak mało o niej pamiętam. Za chwilę błagam o to, żeby zapomnieć. Odbitka pamięci blednie coraz szybciej. Pozostaje jedno zdanie, powtarzający się sen, wspomnienie wywołane zapachem. W końcu tylko to ostre ściśnięcie w dołku, kiedy próbuję ją sobie przypomnieć taką, jaka naprawdę była”.
Wypełnianie białych plam sprowadza się tu nie tylko do przypominania sobie poszczególnych zdarzeń, obrazów czy opowieści, ale także do odgrzebywania rodzinnych tajemnic. Nad tą historią unosi się duch Stefana, mężczyzny, który przeszedł do historii jako „zaginiony brat”. Pewnego dnia wyjechał z rodzinnej wsi, aby już nie powrócić. Zmarł w samotności. Okazał się „nadpaloną gałązką na rodzinnym drzewie. Imieniem w kształcie znaku zapytania”. Polę fascynuje tajemnica związana ze zniknięciem Stefana. Ów nieznany cioteczny dziadek staje się dla niej ważny jako ktoś, kto miał odwagę żyć po swojemu i dał temu wyraz, uciekając (tak przynajmniej widzi tę kwestię narratorka). Zresztą ich losy pozostają zbieżne – również Pola w pewnym momencie swego życia uciekła. Co więcej – dawniej Stefan wybrał ucieczkę z podobnego powodu.
Tytułowe strupki – uformowane z zakrzepłej krwi ślady po wielkich i małych zranieniach – w tej powieści oczywiście mają charakter symboliczny. To swoiste naznaczenie, zniekształcenie ciała (a zatem i osoby), pamiątka po ranach, ale i winach. Można lekceważyć strupki, ale w końcu przyjdzie je rozdrapać – i to właśnie robi bohaterka (owo metaforyczne rozdrapywanie powraca w powieści kilkakrotnie. Pola rozdrapuje wspomnienia, a wcześniej jej sumienie rozdrapuje przywołany na początku tego szkicu naskórek pozorów). Rozdrapywanie jest bolesne, ale ostatecznie może przynieść ukojenie. Narratorka po śmierci babki zaczyna lepiej rozumieć siebie, swoich bliskich, znajduje własne miejsce w historii rodzinnej. Ona i Irena mogą zacząć żyć na nowo – nie bez przyczyny w ostatniej scenie powieści pojawia się nieskalane lustro, w którym siostry mogą się wspólnie przejrzeć.
Paulina Jóźwik przedstawia złożoną historię, w której metaforyczne rozdrapywanie ran stanowi niełatwą walkę (również ze sobą) o przyjęcie własnej tożsamości, ugruntowanie i zachowanie jej. Głównym motywem w tym kontekście pozostaje frustrujący ciężar (nie)pamięci. Hanna zapomina, trawiona chorobą. Apolonia nie pamięta (zresztą wspomnienia babki nie zawsze bezpośrednio jej dotyczą, a zatem trudniej się ich „nauczyć”, a także przeniknąć skrzętnie skrywane rodzinne tajemnice). Obie walczą, aby zapamiętać. Bardzo ciekawe to ujęcie – bo właśnie na tej płaszczyźnie, gdzieś między pamiętaniem a zapominaniem, zmarła babka i żyjąca wnuczka mogą się spotkać.
Dobra to proza – psychologicznie wiarygodna, gruntownie przemyślana. Paulina Jóźwik panuje nad materią tekstu. Otwiera swoją debiutancką książkę zdaniem: „Nie znam Boga ani ludzi, ale wiem, że są tacy, co żyją i umierają po cichu”, i tej ciszy zdaje się trzymać na gruncie narracji. Opowiada subtelnie, z urzekającą elegancją, nie ma w tym ani odrobiny nachalności. „Strupki” to piękna powieść o (nie)pamięci – nomen omen, godna zapamiętania.
To właśnie przytrafia się Poli. W obliczu śmierci ukochanej babki musi wrócić do rodzinnej wsi, na której dorastała. Jej dzieciństwo nie było łatwe – rodzice dorabiali się na Zachodzie, czyniąc Polę i jej starszą siostrę Irenę „eurosierotami”. Marzenia o powrocie do kraju i lepszej egzystencji nie doczekały się realizacji. Matka zginęła w wypadku samochodowym (za tę śmierć Pola mogła czuć się częściowo odpowiedzialna), ojciec złamał obietnicę powrotu i zaczął sobie układać życie w Niemczech. Tymczasem babka Hanna zastąpiła dziewczynkom rodziców. Dla Poli to właśnie ona pozostaje swoistym punktem odniesienia jako osoba która ją ukształtowała („bez babki nie byłabym sobą” – przyznaje). Postępująca choroba Hanny sprawiła, że w Poli narastał strach przed utratą – nie tylko ukochanej osoby, ale i samej siebie. W rezultacie świadomie odcięła się ona od świata wsi („Znowu uciekałam. Wypisałam się z tutejszego życia. Alzheimer wymazał mnie z pamięci babki, która podtrzymywała moje istnienie”). Teraz – w obliczu śmierci Hanny – Pola, pełna wstydu i poczucia winy (bo przecież za mało tu bywała, za mało pytała i słuchała, pozostawiła opiekę nad babką starszej siostrze), musi wrócić do tajemniczej krainy dzieciństwa, do wspomnień: „Wchodzę w pamięć jak w pokutę. Szukam, łączę strzępy i buduję z nich opowieść”.
Ta trudna podróż przez meandry pamięci stanowi dla Poli próbę ocalenia – i babki Hanny, i jej najbliższych, i wreszcie samej siebie. Bohaterka ma świadomość, że żyć to znaczy pamiętać (a zatem i ocalić od zapomnienia). Kiedy traci się pamięć, traci się zarazem siebie. W „Strupkach” to proces, który nie dotyczy tylko osoby chorej, ale także osób z jej otoczenia: „Ubywanie pamięci to ubywanie życia. Ta choroba przenosi się na innych. To niepamiętanie zamienia się w perz wokół szyi, który odcina dopływ świata. Babka straciła pamięć, a wtedy w moim życiorysie powstały luki, których już nigdy nie uzupełnię. Nikt mi nie powiedział, że pamięć może zniknąć w człowieku całkowicie, że nic nie pozostanie. Że można zapomnieć, kim się jest. Że śmierć to nie koniec życia, ale jego część”. Inaczej mówiąc, najbliżsi chorego wraz z jego postępującą „niepamięcią” również gubią część własnej tożsamości. Narratorka mówi: „Babka umierała długo. Jej pamięć z każdym kolejnym dniem wypalała się jak las. W końcu pozostały kikuty pojedynczych drzew, niemożliwe do rozpoznania. Utraciła tożsamość. A wraz z nią wszystkie rodzinne historie, które przez lata dawały mi poczucie bezpieczeństwa”. Śmierć babki sprawia, że świat Poli – nagle pełen białych plam – łatwo może ulec destrukcji. Gorączkowo usiłuje ona wypełnić owe luki, zbliżyć się do znanej i nieznanej zarazem kobiety, którą przecież kochała. Ona sama ma świadomość nietrwałości własnej pamięci: „Rozdrapuję wspomnienia. Rozrysowuję obraz babki przed chorobą. Wyznaczam kontury tego, kim była. To, co wypływa, kłuje mnie jak okruchy tkwiące w zakamarkach pościeli. Moszczę się w tej kolejnej warstwie bólu. Wyrzucam sobie, że tak mało o niej pamiętam. Za chwilę błagam o to, żeby zapomnieć. Odbitka pamięci blednie coraz szybciej. Pozostaje jedno zdanie, powtarzający się sen, wspomnienie wywołane zapachem. W końcu tylko to ostre ściśnięcie w dołku, kiedy próbuję ją sobie przypomnieć taką, jaka naprawdę była”.
Wypełnianie białych plam sprowadza się tu nie tylko do przypominania sobie poszczególnych zdarzeń, obrazów czy opowieści, ale także do odgrzebywania rodzinnych tajemnic. Nad tą historią unosi się duch Stefana, mężczyzny, który przeszedł do historii jako „zaginiony brat”. Pewnego dnia wyjechał z rodzinnej wsi, aby już nie powrócić. Zmarł w samotności. Okazał się „nadpaloną gałązką na rodzinnym drzewie. Imieniem w kształcie znaku zapytania”. Polę fascynuje tajemnica związana ze zniknięciem Stefana. Ów nieznany cioteczny dziadek staje się dla niej ważny jako ktoś, kto miał odwagę żyć po swojemu i dał temu wyraz, uciekając (tak przynajmniej widzi tę kwestię narratorka). Zresztą ich losy pozostają zbieżne – również Pola w pewnym momencie swego życia uciekła. Co więcej – dawniej Stefan wybrał ucieczkę z podobnego powodu.
Tytułowe strupki – uformowane z zakrzepłej krwi ślady po wielkich i małych zranieniach – w tej powieści oczywiście mają charakter symboliczny. To swoiste naznaczenie, zniekształcenie ciała (a zatem i osoby), pamiątka po ranach, ale i winach. Można lekceważyć strupki, ale w końcu przyjdzie je rozdrapać – i to właśnie robi bohaterka (owo metaforyczne rozdrapywanie powraca w powieści kilkakrotnie. Pola rozdrapuje wspomnienia, a wcześniej jej sumienie rozdrapuje przywołany na początku tego szkicu naskórek pozorów). Rozdrapywanie jest bolesne, ale ostatecznie może przynieść ukojenie. Narratorka po śmierci babki zaczyna lepiej rozumieć siebie, swoich bliskich, znajduje własne miejsce w historii rodzinnej. Ona i Irena mogą zacząć żyć na nowo – nie bez przyczyny w ostatniej scenie powieści pojawia się nieskalane lustro, w którym siostry mogą się wspólnie przejrzeć.
Paulina Jóźwik przedstawia złożoną historię, w której metaforyczne rozdrapywanie ran stanowi niełatwą walkę (również ze sobą) o przyjęcie własnej tożsamości, ugruntowanie i zachowanie jej. Głównym motywem w tym kontekście pozostaje frustrujący ciężar (nie)pamięci. Hanna zapomina, trawiona chorobą. Apolonia nie pamięta (zresztą wspomnienia babki nie zawsze bezpośrednio jej dotyczą, a zatem trudniej się ich „nauczyć”, a także przeniknąć skrzętnie skrywane rodzinne tajemnice). Obie walczą, aby zapamiętać. Bardzo ciekawe to ujęcie – bo właśnie na tej płaszczyźnie, gdzieś między pamiętaniem a zapominaniem, zmarła babka i żyjąca wnuczka mogą się spotkać.
Dobra to proza – psychologicznie wiarygodna, gruntownie przemyślana. Paulina Jóźwik panuje nad materią tekstu. Otwiera swoją debiutancką książkę zdaniem: „Nie znam Boga ani ludzi, ale wiem, że są tacy, co żyją i umierają po cichu”, i tej ciszy zdaje się trzymać na gruncie narracji. Opowiada subtelnie, z urzekającą elegancją, nie ma w tym ani odrobiny nachalności. „Strupki” to piękna powieść o (nie)pamięci – nomen omen, godna zapamiętania.
Paulina Jóźwik: „Strupki”. Wydawnictwo Znak Literanova. Kraków 2019 [seria: proza.pl].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |