ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 stycznia 1 (385) / 2020

Grzegorz Marcinkowski,

RYTM I ROZPAD (JACEK PODSIADŁO: 'LITANIA I INNE WIERSZE PRZECIW PAŃSTWU')

A A A
Poezja Jacka Podsiadły to jedno z najbardziej frapujących zjawisk we współczesnej literaturze polskiej. Wypracowana przezeń zaskakująca mieszanka konfesyjności i ekstatycznego klasycyzmu zadziwia konsekwencją dokonanych wyborów estetycznych. Miłosz i Barańczak są patronami tej wirtuozerskiej dykcji, w której poszukiwanie obecności i dążenie do epifanii idzie w parze z próbą wypracowania możliwie najszerszej, tekstowej wykładni egzystencji. Daleko przy tym Podsiadle do banału, do łatwego zwierzenia, do pustego prezentyzmu, gdyż każdy dostęp do realności, każda fraza opłacona jest rozpaczą, beznadzieją i poczuciem znikomości. Podsiadło bowiem jest twórcą na wskroś elegijnym, permanentnie oscylującym pomiędzy nieusuwalnością kresu i przekonaniem o powszechnej kruchości a dążnością do jakiejś, na wskroś trudnej, formy afirmacji. Stąd maniakalno–depresyjna rozpiętość tego idiomu, który, nie uciekając się do łatwych grepsów, próbuje wpisać pojedynczość w osobliwą czasowość otwieraną przez wiersz.

„Litania i inne wiersze przeciw państwu” w wyborze i opracowaniu Pawła Próchniaka jest książką niezwykłą, znakomicie oddającą tematyczne i formalne zróżnicowanie poezji Podsiadły, tworzącą jednolitą, ze wszech miar intrygującą wypowiedź artystyczną. Należy ją zestawić z dwoma innymi wpływowymi wyborami, które, każdy na swój sposób, usiłowały wprowadzać czytelnika w bogatą twórczość poety. Każdy z tych wyborów pełnił inną funkcję, inaczej też rysował obraz twórczego rozwoju Podsiadły. Pochodzący z 2002 roku wybór Pawła Marcinkiewicza „I ja pobiegłem w tę mgłę” miał na celu rozprawienie się z mitem Podsiadły – niefrasobliwego wagabundy, trampa i naturszczyka. Wskazując na świadomość twórczą autora „Wychwytu Grahama”, na jego konsekwencję i warsztatową biegłość, do wyeksplikowania głównych motywów, wypełniających te wiersze, dążył do stworzenia swoistego kanonu utworów poety, dla tych, którzy nie mieli cierpliwości przedzierać się przez wydane w Lampie i Iskrze Bożej „Wiersze zebrane”. Selekcja dokonana przez Marcinkiewicza dążyła ponadto do swoistej kondensacji, uwypuklenia tych wątków, które czyniły z Podsiadły artystę twórczo nawiązującego do dokonań poprzedników, odważnie dialogującego z Wielkimi Duchami, dążącego do pojednania, do swoistej zgody na rzeczywistość, okupionego wszakże licznymi antynomiami.

Pochodzący z 2014 roku, wydany przez Biuro Literackie wybór Piotra Śliwińskiego z kolei, przyjmował perspektywę rewizyjną, dążącą do przywrócenia świadomości młodszych czytelników twórcy, sytuującego się na marginesie bieżących, literackich zdarzeń. Miał charakter chronologiczny, idący zgodnie z kolejnością wydawanych tomów; był propozycją dążącą głównie do jak największej reprezentatywności. Śliwiński zmierzał przede wszystkim do ugruntowania możliwie wieloaspektowego obrazu twórcy, nie pozwalając sobie przy tym na znaczące interpretacyjne przesunięcia. Cel Próchniaka zdaje się być inny. Chodzi mu przede wszystkim o uwypuklenie tematycznych i strukturalnych dominant poezji Podsiadły, która z podziwu godną konsekwencją rozgrywa się pomiędzy jednostkowością, rozpadem, miłością i polityką tworząc powikłany, wysmakowany obraz, w którym głównym zwornikiem jest niepodrabialny kontur wiersza. Podsiadło w optyce Próchniaka to twórca jednostkowego buntu, który zaczynając się politycznie, rychło przybiera rozmiary metafizycznej batalii, której stawką jest zachowanie własnej pojedynczości wobec groźby uwiądu i rozproszenia. Ten osobliwy zlepek metafizyki i polityki równoważony jest przez rytm. Podsiadło to wierny uczeń Barańczaka i Brodskiego, eksploatujący rymotwórcze i prozodyczne właściwości języka, sprawiający, że nawet najbardziej dojmująca rozpacz ujęta jest w karby dobrze skonstruowanego wersu.

W posłowiu do swojego wyboru Paweł Próchniak pisze: „Jacek Podsiadło jest poetą rytmów egzystencji – wyłuskanych z miazgi dni i nocy, zestrojonych z muzyczną maestrią słów, z rytmami mowy. Jest też poetą niezgody i nasłuchiwania” (s. 119). Wydaje się właśnie, że w przesmyku pomiędzy niezgodą i nasłuchiwaniem, rozgrywa się językowy dramat poety. Niezgody, która wygrywana jest paradoksalnie przede wszystkim na planie formalnym. Podsiadło bezustannie szuka rytmu, tendencja do regularności pogłębia się wraz z czasem, rozwojem twórczego języka. Jest to niezgoda nastrojona na nadanie bezforemności życia struktury, na afirmację ładu. Na tym polega klasyczna strona buntu Podsiadły, która jednakowoż nie powinna kojarzyć się ze statecznością. Poeta nie jest bowiem zanurzonym w topice śródziemnomorskiej piewcą przedustawnego ładu, wypracowany porządek strofy wspiera się bowiem o dysonanse i zgrzyty. Podsiadło pokazuje jak dalece życie jest pozbawione porządku, jak dalece opiera się wszelkim próbom racjonalizacji. Jest tak, jakby przyrodzona rzeczywistości chaotyczność oburzała artystę, a zarazem nie dała się wygnać poza wiersz. Na tym polega patos gestu oswajania bezładu za pomocą klarownej i starannie wygładzonej strofy. Podsiadło w o wiele większym stopniu niż inni przedstawiciele pokolenia „Brulionu” jest kolekcjonerem pozornie zapoznanych składni. Ciało wydane bezpowrotności jest bowiem nieuchronnie polityczne, jest też nieusuwalnie naznaczone potrzebą jakiegoś, nawet będącego jedynie projekcją, porządku. Dlatego z jednej strony miłość, z drugiej metafizyczna czułość, pozwalają na przeciwstawienie się znikliwości politycznie uwikłanego ciała, a osobliwa, na poły pogańska, nie dająca się interpretować według klucza religijnego metafizyczność Podsiadły idzie w parze z powagą jednostkowego głosu.

W wierszu „Miecz” czytamy: „jestem za tym / żeby było mi wolno być przeciw” (s. 7). Prawo do sprzeciwu dotyczy nade wszystko zdolności mowy do dawania świadectwa poszczególności, do indywidualnego widzenia. W słynnej „Konfesacie” czytamy: „jest we mnie krwi drugi obieg” (s. 17) – drugi obieg krwi świadczy o zestrojeniu ciała z ponadosobowym, muzycznym wymiarem języka, bez ujednolicenia ani fałszywej przynależności. Podsiadło jest tradycjonalistą tylko w takiej mierze, w jakiej wiersz zawsze jest próbą wprowadzenia korekty do czasu, rewindykacji groźby zaniku. Czasowość i muzyczność to obsesje twórcy, u którego wanitatywność zostaje pożeniona z przekonaniem o istnieniu jakiegoś strukturalnego inwariantu. Zarazem obecność śmierci i miłości, dwóch skrajnych tematów, które mniej wprawnych twórców skazywałoby na popadnięcie w kicz, u Podsiadły staje się zarzewiem opartej o nieufność wobec wszelkich powszechników, ontologii. Potwierdzają to licznie reprezentowane w wyborze teksty elegijne jak „Death Blues” czy „Na śmierć Michała Fostowicza”, potwierdza to liczna reprezentacja erotyków, szczególnie tych pochodzących z ostatniego z dotychczas wydanych tomów „Włos Bregueta”. Uważność poety zawsze dotyczy pojedynczego ciała, ciągle wahającego się pomiędzy niezgodą na śmierć a zachwytem. Miłosna powaga łączy się z dramatyzmem, z groźbą zamilknięcia, która podminowuje wszelkie próby artykulacji. Jak stwierdza bohater wiersza „Friedrich Hölderlin pisze a potem drze na strzępy list do Georga Wilhelma Fridricha Hegla”: „Milczenie jest oczywiste / podczas gdy mowa wątpliwa, coraz trudniej otwierać usta” (str.33). Na granicy zamilknięcia otwiera się przestrzeń dla muzycznie zestrojonego słowa – w wyrwie pomiędzy rozkładem a apoteozą.

Warto dać się ponieść rytmowi fraz poety, nawet jeśli są to melodie znane nam skądinąd. „Litania” zachęca do ponownych odkryć, do ciągle ponawianej lektury. Prowadzi też do innych tekstów i zachęca do konstruowania własnych wyborów z bogatej twórczości Podsiadły, jednego z najbardziej osobnych poetów współczesnej polszczyzny.
Jacek Podsiadło: „Litania i inne wiersze przeciw państwu”. Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury, Poznań 2019.