
Marta Bieganowska-Molendowska,
ZALETY NOWEJ DIETY (PSIE SUCHARKI. WSZYSTKO, CO POWIEDZIAŁBY TWÓJ PIES, GDYBY UMIAŁ MÓWIĆ)
A
A
A
Facebookowego profilu „Psie sucharki” i jego instagramowego brata – hasztagpsiesucharki – żadnemu miłośnikowi najrozkoszniejszych z ziemskich istot przedstawiać nie trzeba. Te rysowane prostą kreską krótkie, czarno-białe komiksy stanowią wspaniałą apoteozę człowieczo-pieskiego życia, punktując zarówno blaski, jak i cienie tej niezwykłej relacji. Zebranie w formie książkowej dotychczasowych rysunków, uzupełnienie ich zarówno o nowe pomysły, jak i o elementy eseistyczne okazało się strzałem w dziesiątkę.
„Psie sucharki” powstały jako zabawna rejestracja przygód adoptowanego psa autorki, nieodżałowanego Kapsla, i jego podwórkowych kumpli, by z czasem awansować do roli dość ważnego głosu w dyskursie społecznym o opiece i ochronie zwierząt. Rysunki Marii Apoleiki bowiem nie zawsze są komiczne (choć większość jest rozbrajająco śmieszna!), a coraz więcej z nich ma walor edukacyjny – całkiem eksplicytnie, jak w rozdziałach „Ohydna higiena i chorerne zdrowie”, „Jedzenie jedzeń” czy „Spacerowe sprawy”, ale i bardziej dyskretnie, zgrabnie uświadamiając czytelnikowi pod płaszczykiem (wcale nie suchego) humoru, jak należy traktować „istotę milszą, subtelniejszą i zabawniejszą, niż większość ludzi” (s. 9). Ta cecha sprawia, że „Psie sucharki” stanowić będą świetną propozycję dla tych, którzy jeszcze nie są pewni, czy podołają opiece nad czworonożnym przyjacielem. Apoleika mówi, jak jest: z psem trzeba spacerować, poświęcać mu czas i uwagę, karmić roztropnie, poddawać kontroli weterynaryjnej, a przede wszystkim – kochać.
Doświadczony opiekun uzna „Psie sucharki” za zbiór oczywistości. Choć brzmi to może jak wada publikacji, jest tak naprawdę jej ogromną siłą. Nie da się bowiem przejść przez jej lekturę bez ani jednego uśmiechu (na zasadzie: „Mój Reksio też tak ma!”) czy łzy wzruszenia, uzmysłowiwszy sobie, że naprawdę jesteśmy centrum czyjegoś wszechświata (gdy pani mówi do pieska: „Ale miałam ciężki dzień”, piesek odpowiada: „Ty? Ty przynajmniej cały dzień spędziłaś z Tobą, a ja całkiem bez Ciebie” [s. 298]). Wiele z tego, o czym autorka wspomina w częściach eseistycznych książki, często pozostaje także w sferze nie do końca uświadomionej, nawet dla najbardziej wytrawnych opiekunów, czy też takich, którzy lubią szczycić się tym, że „w domu od zawsze były psy”. Apoleika proponuje inne od tradycyjnego podejście do psio-ludzkiej relacji, odwracając w niej proporcję (na pytanie: „Pan jest właścicielem tego psa?”, pies odpowiada: „Ja jestem właścicielem. Ten z tyłu to tylko opiekun” [s. 291]), podkreślając w każdym prawie rysunku ogrom odpowiedzialności, jaki wiąże się z opieką nad psem, oraz to, co można za to dostać w zamian.
Wszystkich zalet „Psich sucharków” nie sposób wymienić (co upodabnia je do czworonożnych bohaterów książki), dlatego też skupię się na tym, co najbardziej zwraca uwagę – tak w komiksie, jak i w częściach literackich, a mianowicie języku. Rysunki charakteryzuje luźne podejście do zasad poprawności językowej – zwłaszcza w partiach dialogowych psów – co czyni je nad wyraz zabawnymi, zwłaszcza w zestawieniu z pomieszaniem rejestrów stylistycznych (w książce spotykamy bowiem psy mówiące „Nie lubiem ciem”, jak i te, które syczą przez zęby „Nie bawisz mnie, żenado ludzka” [s. 159]). W książkowej wersji komiksu Apoleika rozwija też to, co było silną stroną internetowych „Psich sucharków”, dając wyraz swej niezwykłej wyobraźni słowotwórczej (por. znany rysunek opisujący antynomie w psiej prezencji: „Wyżeł / niżeł; Dłużeł / króceł; Grubeł / chudeł” [s. 23]), dzięki której raz po raz w lekturze natknąć się można na wybitnie adekwatne neologizmy, takie jak „wstrętoza” (o psim szamponie), „masłador” (o spasłym labradorze), czy „osoby kynosceptyczne” (wiadomo, o kim).
Lektura „Psich sucharków” jest lekka i przyjemna, a zarazem trudna i wymagająca. Pod osłoną rysunkowych żarcików autorka dotyka tego, co w relacji ze zwierzęciem istotne, nie boi się poruszać poważnych tematów. Nie sposób przecenić wartość tej publikacji. Z nią po prostu należy się zapoznać – szczególnie, jeśli chcecie zgłębiać tajemnice psio-ludzkiej więzi i stawać się dla swojego czworonoga lepszym towarzyszem.
„Psie sucharki” powstały jako zabawna rejestracja przygód adoptowanego psa autorki, nieodżałowanego Kapsla, i jego podwórkowych kumpli, by z czasem awansować do roli dość ważnego głosu w dyskursie społecznym o opiece i ochronie zwierząt. Rysunki Marii Apoleiki bowiem nie zawsze są komiczne (choć większość jest rozbrajająco śmieszna!), a coraz więcej z nich ma walor edukacyjny – całkiem eksplicytnie, jak w rozdziałach „Ohydna higiena i chorerne zdrowie”, „Jedzenie jedzeń” czy „Spacerowe sprawy”, ale i bardziej dyskretnie, zgrabnie uświadamiając czytelnikowi pod płaszczykiem (wcale nie suchego) humoru, jak należy traktować „istotę milszą, subtelniejszą i zabawniejszą, niż większość ludzi” (s. 9). Ta cecha sprawia, że „Psie sucharki” stanowić będą świetną propozycję dla tych, którzy jeszcze nie są pewni, czy podołają opiece nad czworonożnym przyjacielem. Apoleika mówi, jak jest: z psem trzeba spacerować, poświęcać mu czas i uwagę, karmić roztropnie, poddawać kontroli weterynaryjnej, a przede wszystkim – kochać.
Doświadczony opiekun uzna „Psie sucharki” za zbiór oczywistości. Choć brzmi to może jak wada publikacji, jest tak naprawdę jej ogromną siłą. Nie da się bowiem przejść przez jej lekturę bez ani jednego uśmiechu (na zasadzie: „Mój Reksio też tak ma!”) czy łzy wzruszenia, uzmysłowiwszy sobie, że naprawdę jesteśmy centrum czyjegoś wszechświata (gdy pani mówi do pieska: „Ale miałam ciężki dzień”, piesek odpowiada: „Ty? Ty przynajmniej cały dzień spędziłaś z Tobą, a ja całkiem bez Ciebie” [s. 298]). Wiele z tego, o czym autorka wspomina w częściach eseistycznych książki, często pozostaje także w sferze nie do końca uświadomionej, nawet dla najbardziej wytrawnych opiekunów, czy też takich, którzy lubią szczycić się tym, że „w domu od zawsze były psy”. Apoleika proponuje inne od tradycyjnego podejście do psio-ludzkiej relacji, odwracając w niej proporcję (na pytanie: „Pan jest właścicielem tego psa?”, pies odpowiada: „Ja jestem właścicielem. Ten z tyłu to tylko opiekun” [s. 291]), podkreślając w każdym prawie rysunku ogrom odpowiedzialności, jaki wiąże się z opieką nad psem, oraz to, co można za to dostać w zamian.
Wszystkich zalet „Psich sucharków” nie sposób wymienić (co upodabnia je do czworonożnych bohaterów książki), dlatego też skupię się na tym, co najbardziej zwraca uwagę – tak w komiksie, jak i w częściach literackich, a mianowicie języku. Rysunki charakteryzuje luźne podejście do zasad poprawności językowej – zwłaszcza w partiach dialogowych psów – co czyni je nad wyraz zabawnymi, zwłaszcza w zestawieniu z pomieszaniem rejestrów stylistycznych (w książce spotykamy bowiem psy mówiące „Nie lubiem ciem”, jak i te, które syczą przez zęby „Nie bawisz mnie, żenado ludzka” [s. 159]). W książkowej wersji komiksu Apoleika rozwija też to, co było silną stroną internetowych „Psich sucharków”, dając wyraz swej niezwykłej wyobraźni słowotwórczej (por. znany rysunek opisujący antynomie w psiej prezencji: „Wyżeł / niżeł; Dłużeł / króceł; Grubeł / chudeł” [s. 23]), dzięki której raz po raz w lekturze natknąć się można na wybitnie adekwatne neologizmy, takie jak „wstrętoza” (o psim szamponie), „masłador” (o spasłym labradorze), czy „osoby kynosceptyczne” (wiadomo, o kim).
Lektura „Psich sucharków” jest lekka i przyjemna, a zarazem trudna i wymagająca. Pod osłoną rysunkowych żarcików autorka dotyka tego, co w relacji ze zwierzęciem istotne, nie boi się poruszać poważnych tematów. Nie sposób przecenić wartość tej publikacji. Z nią po prostu należy się zapoznać – szczególnie, jeśli chcecie zgłębiać tajemnice psio-ludzkiej więzi i stawać się dla swojego czworonoga lepszym towarzyszem.
Maria Apoleika: „Psie sucharki. Wszystko, co powiedziałby twój pies, gdyby umiał mówić”. Wydawnictwo Znak. Kraków 2019.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |