ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 kwietnia 7 (391) / 2020

Mirella Siedlaczek-Mikoda,

KIEDY KRYTYK MÓWI: SPRAWDZAM (DARIUSZ NOWACKI: 'KOBIETY DO CZYTANIA. SZKICE O PROZIE')

A A A
Przede wszystkim muszę podziękować Dariuszowi Nowackiemu, że przeczytał za mnie powieści Blanki Lipińskiej i Małgorzaty Kalicińskiej. Przeczytał oraz zanalizował, co nie jest takie proste, w szczególności jeśli nie chcemy poprzestać na banałach, podobnych do tych, z których utkana jest taka proza. Czytelniczka, która zabrała głos w social mediach na jednej z tzw. grup czytelniczych, wypowiedziała się zdecydowanie, że pod szyldem „literatura kobieca” przemyca się ubogie treści i po prostu gnioty, inna zaś stwierdziła, że książki mianowane taką literaturą uwłaczają kobietom. To ostre sądy i – podkreślam – nie należy ich utożsamiać z autorem omawianej książki, ale pokazują, że same odbiorczynie czują się nabijane w butelkę.

Zadałam sobie pytanie, dlaczego jak ognia unikam tzw literatury kobiecej, osądzam książki po okładce, chociaż wcale nie czytam jedynie Prousta na przemian z Tołstojem lub innym Mannem. Lubię kryminały, a i im wiele można zarzucić, jednak prędzej sięgnę po kryminał niż książkę z kobietą o rozwianych włosach, lawendą, kubkiem kawy na okładce. Gdy na ostatniej stronie okładki przeczytam, że bohaterka zawiodła się na mężczyźnie/straciła pracę/odziedziczyła dom po słabo znanej/ukochanej babci, to odłożę książkę prędzej niż zdążysz powiedzieć: „Małgorzata Kalicińska”. Właściwie obwiniam ją o ten absmak, który mnie ogarnia. Przeczytałam pierwszą część rozlewiskowej sagi i wystarczy. A Nowacki przeczytał, powiedział: SPRAWDZAM. I co mu wyszło? Ano, że czasem z szlachetnego zamysłu odczarowania trudnego tematu wychodzi niestrawna zupa, w której pływają kawałki komiczne w niezamierzony sposób lub wręcz przeczące same sobie czy uwłaczające inteligencji czytelniczek.

Zbiór tekstów „Kobiety do czytania” powstał jako odpowiedź na cykl szkiców „Ukosem”, których bohaterami byli autorzy książek z początku pierwszej dekady dwudziestego pierwszego wieku, wtedy gdy odkrywaliśmy Szczepana Twardocha czy czytaliśmy będącego chyba w najlepszej formie Michała Witkowskiego. Tym razem, w innej rzeczywistości medialnej i popkulturowej, krytyk wkracza na bardziej grząski, jak mam wrażenie, teren – pisania o literaturze pisanej przez kobiety bez odcienia protekcjonalizmu oraz unikając zarzutu o mizoginizm. Autor tłumaczy się z intencji we wstępnym rozdziale i nie zamierzam w tym miejscu powtarzać jego argumentacji, aby nie pozbawiać czytelnika przyjemności lektury. Gdyż przyjemność czytania tekstów Nowackiego pozostaje niezmienna. Szkice, z których jedynie dwa były już wcześniej publikowane w tej formie, a pozostałe opierają się na recenzjach lub notach o książkach zamieszczonych wcześniej w prasie, ale zostały uzupełnione, podporządkowano takim motywom jak seks/archetyp kochanka, kobieca wersja historii, przemoc, aborcja, śmierć. Zaczyna się od gorącego tematu – produktu „365 dni” i jego nomen omen prokreacji. Samo zaś dzieło nie wyprze się pokrewieństwa z niejakim Greyem niewolącym Anastasię. Swoją drogą nie czytałam, a wiem podejrzanie dużo. Ot, znak czasu – absorbujemy nawet to, co niby nas nie dotyczy. O powieściach Blanki Lipińskiej zrobiło się ponownie głośno z uwagi na premierę adaptacji filmowej, rozgorzała dyskusja na temat cienkiej granicy między przemocą a zgodą. Niewątpliwie autorka zmonetaryzowała sukces na rzadko spotykaną skalę, trafiła nie tyle pod strzechy, ale do torebek, na nocne stoliki. Nowacki nie czyta tej powieści, którą łatwo jak się wydaje obśmiać, z paternalistycznej pozycji krytyka, który teraz objaśni czytelniczkom, dlaczego to, co wybrały w księgarni czy bibliotece, jest złą literaturą.

Nowacki rozlicza autorki, jak i ich wydawców, pochopnie i bezpodstawnie szarżujących na okładkach zapowiedziami kolejnych przełomów, z deklaracji – prawdziwie kobieca historia, po raz pierwszy na polskim rynku, herstoria – aby posłużyć się jedną z etykiet, którą analizuje. Właśnie w szkicu dotyczącym herstorii, w którym opisuje powieść „Nieczułość” Martyny Bundy, jak i „Górę Tajget” Anny Dziewit-Meller, obnaża pozorność opisu historii z kobiecego punktu widzenia i raczej bezlitośnie punktuje szereg nielogiczności, które jak przyznaje sam autor, skłaniają do zaczepek ze strony krytyka – „czy chodzi o świadome, herstorycznie motywowane lekceważenie historii, czy raczej o zwykłą ignorancję, która przecież nie ma płci (zawsze jest unisex)?” (s. 156). Nie poruszamy się już w obrębie rozróżnień na literaturę wysoką i niską – popularną czy artystyczną, lecz jesteśmy zanurzeni w rzeczywistości obietnic, reklamy, etykiet czy ratingów, w której niewielu z nas daje radę oprzeć się pokusie sprawdzenia ocen wystawionych przez innych czytelników, odbiorców; algorytmy proponują nam kolejne filmy do obejrzenia i w ten sposób pozostajemy w bezpiecznym kręgu dokonanych wyborów, w strefie komfortu jako czytelniczki określonej pisarki i sprzedawanej przez nią opowieści. Kupujemy też otoczkę – awangardowej, feministycznej lub ciepłej kobiety.

Jeśli kojarzycie krytykę literacką z nudnymi wywodami, zapełnionymi wielosylabowymi nazwami i nigdy, przenigdy nie wybralibyście szkiców krytycznoliterackich jako lektury do poduszki, pora zrewidować powyższy osąd. Sięgnijcie po „Kobiety do czytania”, a może dokonacie bardziej trafnych wyborów księgarsko-bibliotecznych. To nie papka w stylu notek w kobiecych magazynach, sprzedających literaturę łatwą i przyjemną, bo ważne jest, żeby czytać w ogóle, czytać w autobusie i w poczekalni. Zbiór szkiców Dariusza Nowackiego przypomina, że za każdym razem, gdy sięgamy po powieść lub zbiór opowiadań, zawieramy pakt z pisarzem/pisarką: wchodzimy w stworzony świat, akceptujemy reguły albo – pisząc językiem romansów – pozwalamy się uwodzić. Czasem tak skutecznie, że nie zauważamy płycizn lub błędów logicznych. Po przeczytaniu powyższych zdań rodzi się konkluzja, że krytyk dobrał przykłady w taki sposób, aby obnażyć słabość tak zwanej literatury kobiecej, jednak jest to przedwczesne i niesprawiedliwe podsumowanie. Szczególnie jeśli pokusić się o niemal równoległa lekturę z wspomnianym wcześniej „Ukosem”. „Kobiety do czytania” zdają mi się książką bardziej kompletną i ciekawszą od „Ukosem”, które w większym stopniu było zbiorem tekstów do czytania odrębnie, tutaj mamy więcej wspólnych mianowników, a gdy przecina się tort literatury, widać więcej warstw, które nie rozpadają się pod naporem widelczyka, ale pozwalają delektować się smakiem całości.
Dariusz Nowacki: „Kobiety do czytania. Szkice o prozie”. Stowarzyszenie Inicjatyw Wydawniczych. Wydawnictwo Naukowe „Śląsk”. Katowice 2019 [seria: Biblioteka „Opcji”, t. 31].