POSMAK GORZKIEGO ŚWIATA (JOSEF SKVORECKY: 'GORZKI ŚWIAT')
A
A
A
1.
Choć tytuł „najbardziej znanego czeskiego pisarza w Polsce” niewątpliwie należy do Bohumila Hrabala i pewnie jeszcze długo nie zostanie mu odebrany, to Josef Škvorecký jest jednym z pisarzy czeskich niezwykle dobrze rozpoznawalnych nad Wisłą. I choć jego twórczość nie jest może aż tak dobrze znana (albo przynajmniej kojarzona), jak dorobek autora „Pociągów pod specjalnym nadzorem”, to Škvorecký nie jest autorem, którego trzeba byłoby komukolwiek przedstawiać.
W ostatnim czasie panuje u nas swoista moda na to, co czeskie: wydaje się coraz więcej książek czeskich autorów, a samych Czechów od lat „wyjaśnia” nam Mariusz Szczygieł (ostatnio także Mariusz Surosz, autor reportażu „Pepiki. Dramatyczne stulecie Czechów”). Z drugiej strony, jakby paradoksalnie i zgoła ironicznie (a przecież paradoksy i ironia to crème de la crème czeskiej literatury, ze Szwejkiem na czele!), od czasu do czasu wciąż odradzają się znane od lat utarte schematy podsumowujące literaturę czeską jednym zdaniem, sprowadzające ją do wąskiego zbioru kilku najbardziej znanych nazwisk (choć coraz rzadsze to sytuacje, na szczęście!). W ostatnich latach, mimo tych odradzających się tu i ówdzie schematów, odrobiliśmy jednak zadanie domowe z czeskiej literatury. Jeszcze na początku XXI wieku Jan Gondowicz w tekście „Cień kafkowskiego świata” – recenzji poświęconej książce „Dwa morderstwa w moim dwoistym życiu” – pisał o Škvoreckim, jako o twórcy „tyleż mądrym, co znanym (choć raczej nie w Polsce)” (Gondowicz: 20). W podobnym czasie Leszek Engelking zauważał: „Przez całe lata nie mogłem pojąć, dlaczego polscy wydawcy nie publikują książek Škvoreckiego” (Engelking: 45).
Wiele się zmieniło. Tamte słowa brzmią dzisiaj jak poszumy dawno minionego, echa do cna wybrzmiałe. Po około dwudziestu latach od tekstów Gondowicza i Engelkinga, Wydawnictwo Czarne opublikowało „Gorzki świat” – zbiór krótkich form prozatorskich Škvoreckiego w tłumaczeniu Jana Stachowskiego oraz Andrzeja S. Jagodzińskiego i w wyborze tego ostatniego. Jak w przedmowie pisze Jagodziński: „W Polsce na szczęście Škvoreckiego nie trzeba już dziś ani szczegółowo przedstawiać, ani też specjalnie reklamować” (s. 7, ebook). Warto jednak tę twórczość prezentować, bo to po prostu dobra, zawsze broniąca się literatura. Jagodziński zwraca również uwagę na renesansowe niemalże podejście do słowa pisanego autora „Przypadków inżyniera dusz ludzkich”. Przypomina o Škvoreckim nie tylko jako powieściopisarzu, ale także eseiście, scenarzyście, publicyście i krytyku literackim, który parał się ponadto pisaniem utworów kryminalnych, science fiction, sztuk teatralnych czy opowiadań. Zdaniem Jagodzińskiego świadectwem szczególnego mistrzostwa Škvoreckiego są (poza powieściami) właśnie krótkie formy prozatorskie. Wybór tekstów, jakie znajdziemy w „Gorzkim świecie”, zdecydowanie i niezwykle mocno, bezdyskusyjnie tę opinię potwierdza.
„Gorzki świat”, opublikowany przez jedno z najbardziej rozpoznawalnych wydawnictw w Polsce, ma więc wielkie szanse, by stać się nie tylko literackim odkryciem nieznanych nam dotąd opowiadań czy powrotem do twórczości uznanego prozaika, ale i kolejnym przyczynkiem do niwelowania zbyt łatwego sprowadzania czeskiego dorobku literackiego wyłącznie do utartych schematów, wytartych fraz, spowszedniałych liczmanów.
2.
Pierwszą część zbioru („Siedmioramienny świecznik”) stanowią teksty „o tematyce żydowskiej” (cytując Jagodzińskiego), pisane na przestrzeni wielu lat (choć głównie w latach 50. ubiegłego wieku), których literackim spoiwem są – jak zauważa Jagodziński w przedmowie – dziecięce wspomnienia autora, a akcja których rozgrywa się w czasach okupacji. To teksty ujmujące w swej prostocie: udowadniające, że w krótkich formach literackich, przez swą oszczędność, zawężenie i eliminację wątków pobocznych, drzemie olbrzymia siła. To jak metaforyczne zaproszenie do ostatniego tańca, gdy z góry wiadomo, że kolejnej piosenki nie będzie i sentymentalna wycieczka po świecie, który minął raz na zawsze. Wędrówka po rzeczywistości, do której nie ma już dostępu i do której klucze posiadała wyłącznie pamięć świadków tego bezpowrotnie minionego świata. Opowiadania klimatem bliskie są literackim miniaturom Michała Głowińskiego. W tekstach Głowińskiego, które znajdziemy choćby w zbiorze „Papuga i ratlerek”, pobrzmiewają tony jakże podobne: wielka uwaga w przyglądaniu się drobiazgom rzeczywistości, zmysł ponadprzeciętnej obserwacji, tego wnikliwego sięgania pod podszewkę świata i wywracania na nice pozornych oczywistości przy zachowaniu literackiej, wysublimowanej prostoty i języka, który nie kaleczy się o żadne zbyteczne słowo, nie wadzi o jakiejkolwiek niepotrzebne fajerwerki. Zbliżony klimat, podobieństwo światów przedstawionych, zbieżność (choćby na dalekim planie) ludzkich losów, przywar i skłonności, a przy tym – równie zbieżne – czytelnicze poczucie obcowania z literaturą najwyższej próby.
3.
Świat wyłaniający się z opowiadań Škvoreckiego jest piękny za sprawą mistrzowskiego słowa, którym został ułożony i za pośrednictwem którego go poznajemy, a jednocześnie wciąż wyczuwamy jego (tytułowy) gorzki posmak. Nie dane jest nam ani na chwilę zapomnieć o tej nucie goryczy, ciemnej plamce, która zasnuwa nawet najbardziej nostalgiczne, osadzone w młodzieńczej przeszłości, sprawy, historie, dylematy. Wielkie i małe sprawy spowite są w opowiadaniach zebranych w części „Siedmioramienny świecznik” smugą może niewyraźnego, ale zawsze obecnego cienia. Odbijają immanentną ciemność, która drzemie w ludziach, ich charakterach, przeznaczeniu, motywacjach. Oto dotykamy samego jądra świata, który „opiera się na obojętności” (jak przeczytać możemy w opowiadaniu Rebeka). Škvorecký widzi te cienie, kreśli tę ciemność za pomocą języka. Podaje przy tym ogólne prawdy w sposób, który nie razi banalnością, nie wyciera się frazesami, nie drażni pustką opatrzonych frazeologizmów. Przez opowiadane historie, poprzez sylwetki bohaterów, przenika chęć podnoszenia spraw fundamentalnych, rudymentarnych pytań o kondycję ludzką i o kondycję świata, o dopuszczenie i niezastopowanie formowania się (na naszych oczach, tuż obok!) zjawisk niepokojących, niesprawiedliwych, w końcu: tragicznych i ostatecznych. Jednym z tematów który szczególnie mocno wybrzmiewa w opowiadaniach zgromadzonych w „Gorzkim świecie” jest ludzka obojętność. Narrator opowiadania „Rebeka” w pewnym momencie stwierdza: „Taki jest ten świat […], oparty na obojętności. Wzrusza nas tylko literatura. Głupia, sentymentalna opowiastka wyciska łzy z oczu, gdy jest wydrukowana, natomiast rzeczywistość, to, co dzieje się tu i teraz, nigdy nie potrafi nas wzruszyć” (s. 84).
To poruszająca konstatacja: przygnębiająca, ale i gorzko prawdziwa.
4.
Bohaterowie opowiadań Škvoreckiego są plastyczni, żywi, ludzcy. Trudzą się, sprzeczają, dopuszczają mniejszych i większych niegodziwości, doświadczają niesprawiedliwości i godzą się na niemoc. Nieraz krzątają się wokół małych, codziennych spraw, roztrząsają drobiazgi, gdy obok, z ponadnormalną siłą, przetacza się wielka historia. Są w tym wszystkim wielce autentyczni, mocno osadzeni w emocjach i rozterkach, jakich doświadcza się również w świecie nie-przedstawionym, w rzeczywistości namacalnej, pozaliterackiej. Ich kondycja jest zbiorową wielu wypadków, jakich doświadczają: niegodziwości czasów wojny, absurdów ocierających się o sprawy ostateczne czasów powojennych. Ich życiorysy, podobnie jak świat, w którym przyszło im żyć, są gorzkie, przełamane, naznaczone, dojmująco przykre. Gorzki jest świat Rebeki, która bezskutecznie próbuje odzyskać rodzinne precjoza, przełamane było życie Kambali, przykra jest normalność jakiej doświadcza Wenus, „przygruba Wenus, [która] śpiewała zapomnianym głosem tę pieśń szybko zapomnianych lat” (s. 284). Nad obojętnością, krzywdą, gorzką powszedniością która stępiła smaki młodzieńczych ambicji, unosi się jednak humor i przekonanie, że można jeszcze wykrzesać z człowieka coś lepszego, jaśniejszego, właściwszego (lub przynajmniej czynić ku temu starania, mieć nadzieję, usprawiedliwiać, gdy trzeba): „Człowiek zawsze powinien coś zrobić, zamiast gapić się, jak drugiemu krzywda się dzieje, i myśleć sobie: »Jak dobrze, że nie on, a nie ja«” (s. 80), „Jednak nie wszyscy byliśmy obojętni. Żaden człowiek nie jest całkiem obojętny. Człowiek tylko zapomina. Czasem jest tylko naiwny. Tylko śmieszny. Tylko bezsilny” (s. 84).
5.
Część druga zbioru to opowiadania czasów powojennych. Jądro ciemności, którego dna europejska cywilizacja – zdawałoby się – dotknęła w czasie II wojny światowej, teraz odkrywa jeszcze głębsze swoje warstwy. Jest zimno, jest ciemno, jest nikczemnie. Poza niebezpieczeństwem bezpośredniego zagrożenia życia bohaterom grozi coś równie zniewalającego – pętającego naszą głowę, spłaszczającego wyobraźnię, odbierającego siłę życia: marazm, nuda, oddanie się bezbarwnej, bezkształtnej egzystencji, która niczego nie obiecuje, ale też niczego nie odbiera. Wyczekiwany, wytęskniony latami pokój przyniósł marazm, zniewolenie głowy i ograniczenia duszy. Dał stabilizację opartą na przemilczeniu, przeczekaniu, przemodelowaniu własnych dążeń. Niezwykle przejmująco brzmią w tym kontekście słowa narratora opowiadania „Świadkowie lutowej nocy”, który nazywa siebie „zepsutym przez wojnę”, ponieważ czas leniwego pokoju, zniwelowania emocji, zduszenia kontrastów jawi mu się cokolwiek okrutnie: „Niech diabli wezmą ten wstrętny, zgniły pokój, gdzie nic się nie dzieje. […] Noc, tłumy, policja, napięcie. Bo to jest życie” (s. 132, 134). Ruch, bunt, ciągłe dążenie do aktywności – to powinno nas napędzać, mobilizować, działanie to życie, bierność jest tego życia tylko mdłą namiastką: „Przeciwko temu, co było, teraz człowiek po prostu musiał się buntować. Bo wszystko mogło być powodem do buntu. Ja właśnie tego potrzebowałem. Przyczyny. Iskry. Okazji. Teraz się zbuntowałem i było mi bardzo dobrze” (s. 143).
„Gorzki świat” to świadectwo czasów trudnych. Przebija jednak przez ten świat przesłanie, którego warto trzymać się w każdych czasach, także (a może przede wszystkim) tych smakujących słodko (bo słodkie łatwo przejść może w mdłe): warto nieustannie poszukiwać w sobie bodźców pobudzających aktywność, warto rozdawać uśmiech i wypatrywać go u innych, warto tworzyć muzykę lub intensywnie jej słuchać i przede wszystkim warto – a nawet koniecznie trzeba – doceniać bliskość drugiego człowieka i tej bliskości pragnąć.
6.
„Gorzki świat” to opowieść zlepiona z kawałków, ale jednocześnie znakomicie ułożona, dopasowana jak zazębiające się elementy układanki, wyrysowująca wspólne linie, które widać w pełni, gdy dokładamy do kolejnego opowiadania następne, niczym puzzle. Zasługa w tym autora, który tworzył w opowiadaniach tak odmiennych pewien wspólny świat, ale także Andrzeja Jagodzińskiego, który potrafił te przenikające nici odniesień, te ledwo widoczne tła, poblaski czy powidoki wyłapać, ułożyć, dopasować – słowem: wykonać tę jakże często niewidoczną, a jednocześnie esencjonalną pracę redaktora tomu.
Wspaniale i lekko czyta się te opowiadania. Mimo że ich tematyka z lekkością nie ma nic wspólnego. To raczej głosy strachu, zniewolenia, niepokoju. Konstatacje czasów nerwowych, niesprawiedliwych, niełatwych. Narrator i bohaterowie tych opowiadań zdają się docierać do samego dna niegodziwości. Zderzają się z ludzką nikczemnością, ze strachem okupacji, z terrorem stalinizmu, z koniecznością zaspokajania własnego ciała i duszy ersatzem prawdy i piękna. Z tego połamanego, gorzkiego świata błyskają jednak, niczym przez szczeliny zła i ciemności, promienie nadziei. W beznadziei można znaleźć odprysk szczerości, czułości, zaangażowania. Škvorecký nawet w najciemniejszych czasach stara się dostrzegać (choćby przytłumioną) jasność, w najbardziej gorzkich – posmaki słodyczy. Jego krótkie formy czyta się z wielkim zainteresowaniem i uwagą, śledząc pilnie te słodko-gorzkie, jasno-ciemne historie – te brudne zakamarki ludzkich dusz, dystopijne czasy skażone totalitaryzmami (ich grozą i ich obezwładniającym bezsensem), kręte zaułki wyobraźni, pokiereszowane marzenia i plany wywracane na nice przez wielką historię dziejącą się w naszej małej rzeczywistości.
7.
„Zresztą to głupota, żeby czegoś żałować. Wszystko, co człowiek w życiu zrobi, jest takie już raz na zawsze i nie da się tego zmienić. Więc po co czegoś żałować. To bzdura. Jasne. Zupełna bzdura. Oczywiście” (s. 147).
Oto Josef Škvorecký i wielka siła jego słowa, moc jego opowieści. W tych kilku zdaniach przenika cała ambiwalencja ludzkich rozterek, wewnętrznych sporów z sobą samym, tych cokolwiek spóźnionych i mało przekonujących zapewnień, jakie kierujemy do własnej głowy, gdy rozum nie chce wsłuchiwać się w marzenia. W takiej właśnie rzeczywistości – trudnych wyborów, samousprawiedliwienia się, wiecznych potyczek, także z sobą samym, funkcjonują bohaterowie tych opowiadań. Ich życie wydaje się mieć trzy dominanty: ruch, bliskość oraz muzykę. Dwie pierwsze siły napędzające ludzką egzystencję ujmują opowiadania zebrane w częściach „Siedmioramienny świecznik” i „Pieśni zapomnianych lat”. Siłę muzyki i jej rolę w pełnym przeżywaniu (gorzkiego) życia w trudnym świecie obrazuje część ostatnia, „Eine Kleine Jazzmuzik”. Opowiadania z „Gorzkiego świata” odebrać można także jako pochwałę tych trzech dominant, trzech linii, które kreślą nasz ziemski pobyt (nieraz też całkiem mocno go plącząc).
W historie czasów okupacji ruch wpisany jest podskórnie: zagrożenie wzmaga aktywność, nadaje życiu dynamikę, potęguje prężny witalizm, który może ocalić życie. W ten czas wpisana jest także bliskość i wielka za nią tęsknota. Czasy powojenne to dla bohaterów Škvoreckiego wyczekiwanie na ruch, który ocala, napędza, ratuje. To też dalsze poszukiwanie bliskości, czułości, kontaktu z drugim człowiekiem, który jest esencją naszego istnienia (o jakże mocno to odczuwamy dziś, czasach przymusowej społecznej izolacji!). Muzyka natomiast jest dominantą spinającą opowiadania z ostatniej części. Z humorem i ironią opowiedziane historie pozwalają nam oglądać praskich muzyków najciemniejszych czasów, najbardziej niegodziwych i absurdalnych. W muzyce drzemie jednak siła – wielka, potężna i życiodajna. Siła, która kładzie na szali ryzyko złamanych życiorysów i przekreślonych ambicji, a jednocześnie napędza, daje nadzieję, odrywa od najczarniejszych scenariuszy dnia codziennego, najbardziej przykrych potyczek z szarą rzeczywistością.
Ta proza nie pozwala o sobie zapomnieć, potraktować obojętnie, przejść mimo. Okrutności tego świata wymieszane są tu z ironią i dyskretnym humorem najwyższej próby. Ten mariaż o wielkiej sile rażenia wyjątkowo wyraźnie pobrzmiewa w opowiadaniach zebranych w ostatniej części. Radość wykonywania muzyki, entuzjazm związany z jej doświadczeniem i przeżywaniem, także przez taniec, spojony jest tutaj z arogancką, pełną nieusprawiedliwionej buty brutalnością i podniesioną do absurdu bezwzględnością charakteryzującą czasy wojenno-powojenne w naszej części Europy. Tych historii niepodobna streścić, trzeba je czytać, chłonąć, analizować do samego dna, wraz z genialną narracją Škvoreckiego, jego poczuciem dystansu, swadą i swobodą jego ironii – jednym zdaniem, używając sformułowania z opowiadania „Moskiewski blues”: „Historia pełna drobnych ironii” (s. 289).
Literatura:
Engelking L.: „Dichtung und Wahrheit”. „Nowe Książki” 2000, nr 5.
Gondowicz J.: „Cień kafkowskiego świata”. „Nowe Książki” 2001, nr 4, s. 20.
Głowiński M.: „Papuga i ratlerek”. Wydawnictwo Wielka Litera. Warszawa 2019.
Choć tytuł „najbardziej znanego czeskiego pisarza w Polsce” niewątpliwie należy do Bohumila Hrabala i pewnie jeszcze długo nie zostanie mu odebrany, to Josef Škvorecký jest jednym z pisarzy czeskich niezwykle dobrze rozpoznawalnych nad Wisłą. I choć jego twórczość nie jest może aż tak dobrze znana (albo przynajmniej kojarzona), jak dorobek autora „Pociągów pod specjalnym nadzorem”, to Škvorecký nie jest autorem, którego trzeba byłoby komukolwiek przedstawiać.
W ostatnim czasie panuje u nas swoista moda na to, co czeskie: wydaje się coraz więcej książek czeskich autorów, a samych Czechów od lat „wyjaśnia” nam Mariusz Szczygieł (ostatnio także Mariusz Surosz, autor reportażu „Pepiki. Dramatyczne stulecie Czechów”). Z drugiej strony, jakby paradoksalnie i zgoła ironicznie (a przecież paradoksy i ironia to crème de la crème czeskiej literatury, ze Szwejkiem na czele!), od czasu do czasu wciąż odradzają się znane od lat utarte schematy podsumowujące literaturę czeską jednym zdaniem, sprowadzające ją do wąskiego zbioru kilku najbardziej znanych nazwisk (choć coraz rzadsze to sytuacje, na szczęście!). W ostatnich latach, mimo tych odradzających się tu i ówdzie schematów, odrobiliśmy jednak zadanie domowe z czeskiej literatury. Jeszcze na początku XXI wieku Jan Gondowicz w tekście „Cień kafkowskiego świata” – recenzji poświęconej książce „Dwa morderstwa w moim dwoistym życiu” – pisał o Škvoreckim, jako o twórcy „tyleż mądrym, co znanym (choć raczej nie w Polsce)” (Gondowicz: 20). W podobnym czasie Leszek Engelking zauważał: „Przez całe lata nie mogłem pojąć, dlaczego polscy wydawcy nie publikują książek Škvoreckiego” (Engelking: 45).
Wiele się zmieniło. Tamte słowa brzmią dzisiaj jak poszumy dawno minionego, echa do cna wybrzmiałe. Po około dwudziestu latach od tekstów Gondowicza i Engelkinga, Wydawnictwo Czarne opublikowało „Gorzki świat” – zbiór krótkich form prozatorskich Škvoreckiego w tłumaczeniu Jana Stachowskiego oraz Andrzeja S. Jagodzińskiego i w wyborze tego ostatniego. Jak w przedmowie pisze Jagodziński: „W Polsce na szczęście Škvoreckiego nie trzeba już dziś ani szczegółowo przedstawiać, ani też specjalnie reklamować” (s. 7, ebook). Warto jednak tę twórczość prezentować, bo to po prostu dobra, zawsze broniąca się literatura. Jagodziński zwraca również uwagę na renesansowe niemalże podejście do słowa pisanego autora „Przypadków inżyniera dusz ludzkich”. Przypomina o Škvoreckim nie tylko jako powieściopisarzu, ale także eseiście, scenarzyście, publicyście i krytyku literackim, który parał się ponadto pisaniem utworów kryminalnych, science fiction, sztuk teatralnych czy opowiadań. Zdaniem Jagodzińskiego świadectwem szczególnego mistrzostwa Škvoreckiego są (poza powieściami) właśnie krótkie formy prozatorskie. Wybór tekstów, jakie znajdziemy w „Gorzkim świecie”, zdecydowanie i niezwykle mocno, bezdyskusyjnie tę opinię potwierdza.
„Gorzki świat”, opublikowany przez jedno z najbardziej rozpoznawalnych wydawnictw w Polsce, ma więc wielkie szanse, by stać się nie tylko literackim odkryciem nieznanych nam dotąd opowiadań czy powrotem do twórczości uznanego prozaika, ale i kolejnym przyczynkiem do niwelowania zbyt łatwego sprowadzania czeskiego dorobku literackiego wyłącznie do utartych schematów, wytartych fraz, spowszedniałych liczmanów.
2.
Pierwszą część zbioru („Siedmioramienny świecznik”) stanowią teksty „o tematyce żydowskiej” (cytując Jagodzińskiego), pisane na przestrzeni wielu lat (choć głównie w latach 50. ubiegłego wieku), których literackim spoiwem są – jak zauważa Jagodziński w przedmowie – dziecięce wspomnienia autora, a akcja których rozgrywa się w czasach okupacji. To teksty ujmujące w swej prostocie: udowadniające, że w krótkich formach literackich, przez swą oszczędność, zawężenie i eliminację wątków pobocznych, drzemie olbrzymia siła. To jak metaforyczne zaproszenie do ostatniego tańca, gdy z góry wiadomo, że kolejnej piosenki nie będzie i sentymentalna wycieczka po świecie, który minął raz na zawsze. Wędrówka po rzeczywistości, do której nie ma już dostępu i do której klucze posiadała wyłącznie pamięć świadków tego bezpowrotnie minionego świata. Opowiadania klimatem bliskie są literackim miniaturom Michała Głowińskiego. W tekstach Głowińskiego, które znajdziemy choćby w zbiorze „Papuga i ratlerek”, pobrzmiewają tony jakże podobne: wielka uwaga w przyglądaniu się drobiazgom rzeczywistości, zmysł ponadprzeciętnej obserwacji, tego wnikliwego sięgania pod podszewkę świata i wywracania na nice pozornych oczywistości przy zachowaniu literackiej, wysublimowanej prostoty i języka, który nie kaleczy się o żadne zbyteczne słowo, nie wadzi o jakiejkolwiek niepotrzebne fajerwerki. Zbliżony klimat, podobieństwo światów przedstawionych, zbieżność (choćby na dalekim planie) ludzkich losów, przywar i skłonności, a przy tym – równie zbieżne – czytelnicze poczucie obcowania z literaturą najwyższej próby.
3.
Świat wyłaniający się z opowiadań Škvoreckiego jest piękny za sprawą mistrzowskiego słowa, którym został ułożony i za pośrednictwem którego go poznajemy, a jednocześnie wciąż wyczuwamy jego (tytułowy) gorzki posmak. Nie dane jest nam ani na chwilę zapomnieć o tej nucie goryczy, ciemnej plamce, która zasnuwa nawet najbardziej nostalgiczne, osadzone w młodzieńczej przeszłości, sprawy, historie, dylematy. Wielkie i małe sprawy spowite są w opowiadaniach zebranych w części „Siedmioramienny świecznik” smugą może niewyraźnego, ale zawsze obecnego cienia. Odbijają immanentną ciemność, która drzemie w ludziach, ich charakterach, przeznaczeniu, motywacjach. Oto dotykamy samego jądra świata, który „opiera się na obojętności” (jak przeczytać możemy w opowiadaniu Rebeka). Škvorecký widzi te cienie, kreśli tę ciemność za pomocą języka. Podaje przy tym ogólne prawdy w sposób, który nie razi banalnością, nie wyciera się frazesami, nie drażni pustką opatrzonych frazeologizmów. Przez opowiadane historie, poprzez sylwetki bohaterów, przenika chęć podnoszenia spraw fundamentalnych, rudymentarnych pytań o kondycję ludzką i o kondycję świata, o dopuszczenie i niezastopowanie formowania się (na naszych oczach, tuż obok!) zjawisk niepokojących, niesprawiedliwych, w końcu: tragicznych i ostatecznych. Jednym z tematów który szczególnie mocno wybrzmiewa w opowiadaniach zgromadzonych w „Gorzkim świecie” jest ludzka obojętność. Narrator opowiadania „Rebeka” w pewnym momencie stwierdza: „Taki jest ten świat […], oparty na obojętności. Wzrusza nas tylko literatura. Głupia, sentymentalna opowiastka wyciska łzy z oczu, gdy jest wydrukowana, natomiast rzeczywistość, to, co dzieje się tu i teraz, nigdy nie potrafi nas wzruszyć” (s. 84).
To poruszająca konstatacja: przygnębiająca, ale i gorzko prawdziwa.
4.
Bohaterowie opowiadań Škvoreckiego są plastyczni, żywi, ludzcy. Trudzą się, sprzeczają, dopuszczają mniejszych i większych niegodziwości, doświadczają niesprawiedliwości i godzą się na niemoc. Nieraz krzątają się wokół małych, codziennych spraw, roztrząsają drobiazgi, gdy obok, z ponadnormalną siłą, przetacza się wielka historia. Są w tym wszystkim wielce autentyczni, mocno osadzeni w emocjach i rozterkach, jakich doświadcza się również w świecie nie-przedstawionym, w rzeczywistości namacalnej, pozaliterackiej. Ich kondycja jest zbiorową wielu wypadków, jakich doświadczają: niegodziwości czasów wojny, absurdów ocierających się o sprawy ostateczne czasów powojennych. Ich życiorysy, podobnie jak świat, w którym przyszło im żyć, są gorzkie, przełamane, naznaczone, dojmująco przykre. Gorzki jest świat Rebeki, która bezskutecznie próbuje odzyskać rodzinne precjoza, przełamane było życie Kambali, przykra jest normalność jakiej doświadcza Wenus, „przygruba Wenus, [która] śpiewała zapomnianym głosem tę pieśń szybko zapomnianych lat” (s. 284). Nad obojętnością, krzywdą, gorzką powszedniością która stępiła smaki młodzieńczych ambicji, unosi się jednak humor i przekonanie, że można jeszcze wykrzesać z człowieka coś lepszego, jaśniejszego, właściwszego (lub przynajmniej czynić ku temu starania, mieć nadzieję, usprawiedliwiać, gdy trzeba): „Człowiek zawsze powinien coś zrobić, zamiast gapić się, jak drugiemu krzywda się dzieje, i myśleć sobie: »Jak dobrze, że nie on, a nie ja«” (s. 80), „Jednak nie wszyscy byliśmy obojętni. Żaden człowiek nie jest całkiem obojętny. Człowiek tylko zapomina. Czasem jest tylko naiwny. Tylko śmieszny. Tylko bezsilny” (s. 84).
5.
Część druga zbioru to opowiadania czasów powojennych. Jądro ciemności, którego dna europejska cywilizacja – zdawałoby się – dotknęła w czasie II wojny światowej, teraz odkrywa jeszcze głębsze swoje warstwy. Jest zimno, jest ciemno, jest nikczemnie. Poza niebezpieczeństwem bezpośredniego zagrożenia życia bohaterom grozi coś równie zniewalającego – pętającego naszą głowę, spłaszczającego wyobraźnię, odbierającego siłę życia: marazm, nuda, oddanie się bezbarwnej, bezkształtnej egzystencji, która niczego nie obiecuje, ale też niczego nie odbiera. Wyczekiwany, wytęskniony latami pokój przyniósł marazm, zniewolenie głowy i ograniczenia duszy. Dał stabilizację opartą na przemilczeniu, przeczekaniu, przemodelowaniu własnych dążeń. Niezwykle przejmująco brzmią w tym kontekście słowa narratora opowiadania „Świadkowie lutowej nocy”, który nazywa siebie „zepsutym przez wojnę”, ponieważ czas leniwego pokoju, zniwelowania emocji, zduszenia kontrastów jawi mu się cokolwiek okrutnie: „Niech diabli wezmą ten wstrętny, zgniły pokój, gdzie nic się nie dzieje. […] Noc, tłumy, policja, napięcie. Bo to jest życie” (s. 132, 134). Ruch, bunt, ciągłe dążenie do aktywności – to powinno nas napędzać, mobilizować, działanie to życie, bierność jest tego życia tylko mdłą namiastką: „Przeciwko temu, co było, teraz człowiek po prostu musiał się buntować. Bo wszystko mogło być powodem do buntu. Ja właśnie tego potrzebowałem. Przyczyny. Iskry. Okazji. Teraz się zbuntowałem i było mi bardzo dobrze” (s. 143).
„Gorzki świat” to świadectwo czasów trudnych. Przebija jednak przez ten świat przesłanie, którego warto trzymać się w każdych czasach, także (a może przede wszystkim) tych smakujących słodko (bo słodkie łatwo przejść może w mdłe): warto nieustannie poszukiwać w sobie bodźców pobudzających aktywność, warto rozdawać uśmiech i wypatrywać go u innych, warto tworzyć muzykę lub intensywnie jej słuchać i przede wszystkim warto – a nawet koniecznie trzeba – doceniać bliskość drugiego człowieka i tej bliskości pragnąć.
6.
„Gorzki świat” to opowieść zlepiona z kawałków, ale jednocześnie znakomicie ułożona, dopasowana jak zazębiające się elementy układanki, wyrysowująca wspólne linie, które widać w pełni, gdy dokładamy do kolejnego opowiadania następne, niczym puzzle. Zasługa w tym autora, który tworzył w opowiadaniach tak odmiennych pewien wspólny świat, ale także Andrzeja Jagodzińskiego, który potrafił te przenikające nici odniesień, te ledwo widoczne tła, poblaski czy powidoki wyłapać, ułożyć, dopasować – słowem: wykonać tę jakże często niewidoczną, a jednocześnie esencjonalną pracę redaktora tomu.
Wspaniale i lekko czyta się te opowiadania. Mimo że ich tematyka z lekkością nie ma nic wspólnego. To raczej głosy strachu, zniewolenia, niepokoju. Konstatacje czasów nerwowych, niesprawiedliwych, niełatwych. Narrator i bohaterowie tych opowiadań zdają się docierać do samego dna niegodziwości. Zderzają się z ludzką nikczemnością, ze strachem okupacji, z terrorem stalinizmu, z koniecznością zaspokajania własnego ciała i duszy ersatzem prawdy i piękna. Z tego połamanego, gorzkiego świata błyskają jednak, niczym przez szczeliny zła i ciemności, promienie nadziei. W beznadziei można znaleźć odprysk szczerości, czułości, zaangażowania. Škvorecký nawet w najciemniejszych czasach stara się dostrzegać (choćby przytłumioną) jasność, w najbardziej gorzkich – posmaki słodyczy. Jego krótkie formy czyta się z wielkim zainteresowaniem i uwagą, śledząc pilnie te słodko-gorzkie, jasno-ciemne historie – te brudne zakamarki ludzkich dusz, dystopijne czasy skażone totalitaryzmami (ich grozą i ich obezwładniającym bezsensem), kręte zaułki wyobraźni, pokiereszowane marzenia i plany wywracane na nice przez wielką historię dziejącą się w naszej małej rzeczywistości.
7.
„Zresztą to głupota, żeby czegoś żałować. Wszystko, co człowiek w życiu zrobi, jest takie już raz na zawsze i nie da się tego zmienić. Więc po co czegoś żałować. To bzdura. Jasne. Zupełna bzdura. Oczywiście” (s. 147).
Oto Josef Škvorecký i wielka siła jego słowa, moc jego opowieści. W tych kilku zdaniach przenika cała ambiwalencja ludzkich rozterek, wewnętrznych sporów z sobą samym, tych cokolwiek spóźnionych i mało przekonujących zapewnień, jakie kierujemy do własnej głowy, gdy rozum nie chce wsłuchiwać się w marzenia. W takiej właśnie rzeczywistości – trudnych wyborów, samousprawiedliwienia się, wiecznych potyczek, także z sobą samym, funkcjonują bohaterowie tych opowiadań. Ich życie wydaje się mieć trzy dominanty: ruch, bliskość oraz muzykę. Dwie pierwsze siły napędzające ludzką egzystencję ujmują opowiadania zebrane w częściach „Siedmioramienny świecznik” i „Pieśni zapomnianych lat”. Siłę muzyki i jej rolę w pełnym przeżywaniu (gorzkiego) życia w trudnym świecie obrazuje część ostatnia, „Eine Kleine Jazzmuzik”. Opowiadania z „Gorzkiego świata” odebrać można także jako pochwałę tych trzech dominant, trzech linii, które kreślą nasz ziemski pobyt (nieraz też całkiem mocno go plącząc).
W historie czasów okupacji ruch wpisany jest podskórnie: zagrożenie wzmaga aktywność, nadaje życiu dynamikę, potęguje prężny witalizm, który może ocalić życie. W ten czas wpisana jest także bliskość i wielka za nią tęsknota. Czasy powojenne to dla bohaterów Škvoreckiego wyczekiwanie na ruch, który ocala, napędza, ratuje. To też dalsze poszukiwanie bliskości, czułości, kontaktu z drugim człowiekiem, który jest esencją naszego istnienia (o jakże mocno to odczuwamy dziś, czasach przymusowej społecznej izolacji!). Muzyka natomiast jest dominantą spinającą opowiadania z ostatniej części. Z humorem i ironią opowiedziane historie pozwalają nam oglądać praskich muzyków najciemniejszych czasów, najbardziej niegodziwych i absurdalnych. W muzyce drzemie jednak siła – wielka, potężna i życiodajna. Siła, która kładzie na szali ryzyko złamanych życiorysów i przekreślonych ambicji, a jednocześnie napędza, daje nadzieję, odrywa od najczarniejszych scenariuszy dnia codziennego, najbardziej przykrych potyczek z szarą rzeczywistością.
Ta proza nie pozwala o sobie zapomnieć, potraktować obojętnie, przejść mimo. Okrutności tego świata wymieszane są tu z ironią i dyskretnym humorem najwyższej próby. Ten mariaż o wielkiej sile rażenia wyjątkowo wyraźnie pobrzmiewa w opowiadaniach zebranych w ostatniej części. Radość wykonywania muzyki, entuzjazm związany z jej doświadczeniem i przeżywaniem, także przez taniec, spojony jest tutaj z arogancką, pełną nieusprawiedliwionej buty brutalnością i podniesioną do absurdu bezwzględnością charakteryzującą czasy wojenno-powojenne w naszej części Europy. Tych historii niepodobna streścić, trzeba je czytać, chłonąć, analizować do samego dna, wraz z genialną narracją Škvoreckiego, jego poczuciem dystansu, swadą i swobodą jego ironii – jednym zdaniem, używając sformułowania z opowiadania „Moskiewski blues”: „Historia pełna drobnych ironii” (s. 289).
Literatura:
Engelking L.: „Dichtung und Wahrheit”. „Nowe Książki” 2000, nr 5.
Gondowicz J.: „Cień kafkowskiego świata”. „Nowe Książki” 2001, nr 4, s. 20.
Głowiński M.: „Papuga i ratlerek”. Wydawnictwo Wielka Litera. Warszawa 2019.
Josef Škvorecký: „Gorzki świat”. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2020.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |