ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 czerwca 12 (396) / 2020

Paulina Zięciak,

MELANCHOLIA TO TAKIE NIC, KTÓRE BOLI (SYLWIA GÓRA: 'EWA KIERSKA. MALARKA MELANCHOLII')

A A A
„Tylko sztuka jest prawdziwa i tylko prawdę może przedstawiać” – tymi słowami Sylwia Góra podsumowuje życie Ewy Kierskiej, dogłębnie przeanalizowane w publikacji „Ewa Kierska. Malarka melancholii”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Universitas. Już na wstępie trzeba zaznaczyć, że nie jest to klasyczna biografia artysty-malarza, prowadząca przez jego życie od lat dziecięcych po starość. W tym wypadku jest to wnikliwa analiza świata sztuki stworzonego przez krakowską malarkę. Malarkę trochę niedocenioną, trochę zapomnianą, a może trochę niezauważoną.

Sylwia Góra przybliża sylwetkę Kierskiej przez pryzmat jej dzieł sztuki. Poddaje ją wnikliwej analizie, skupiając się na artystycznym życiu Krakowa oraz zagadnieniach wychodzących poza historię sztuki, a kierowanych w stronę literatury, poezji, filozofii, a nawet psychoanalizy. W rozprawie „Malarka melancholii” nie tylko poznajemy życie Kierskiej przez pryzmat jej twórczości, ale rozszerzamy swoją wiedzę na temat motywów pojawiających się w jej sztuce – motywów mitologicznych i biblijnych, martwych natur i autoportretu.

Choć Sylwia Góra rozpoczyna od przedstawienia życia artystycznego w przedwojennym, okupacyjnym, a później powojennym Krakowie to sama podkreśla, że trudno malarstwo Kierskiej umieścić w jakimkolwiek nurcie obecnym w czasie, w którym tworzyła. Oczywiście widoczne są pewne powinowactwa i nawiązania, ale Góra bez obaw nazywa Kierską malarką „osobną”. Dodatkowo nie da się rangi Kierskiej zmierzyć na podstawie liczby wystaw czy „bywania w towarzystwie”. Podczas kilkudziesięciu lat działalności artystycznej odbyło się tylko kilka wystaw indywidualnych jej poświęconych.

Kierska swoją sztukę traktowała bardzo refleksyjnie i nad wyraz indywidualnie. Warto za przykład podać omówiony przez Sylwię Górę obraz „Orfeusz” z 1963 roku, który, choć przywołujący treścią wątki mitologiczne, jest tak naprawdę wizją czasów okupacyjnych. Na pierwszy plan nie wysuwa się tutaj miłosna historia tytułowego Orfeusza, ale metaforyczne ujęcie poczucia zagrożenia, zamknięcia oraz opuszczenia.

Warto zaznaczyć, za cytowanym w publikacji przyjacielem artystki – Jackiem Waltosiem, że Kierska bardzo skrupulatnie przygotowywała się do malowania. Rozpoczynała od wykonania rysunków lub szkiców, a potem tworzyła długo. „Czuła odpowiedzialność za każdą kreskę, za każdą plamę” – podkreśla Waltoś, którego wizerunek wielokrotnie pojawiał się na obrazach Kierskiej. Najlepszym tego przykładem są obrazy „Hiacynt” oraz „Narcyz” z 1962 roku, które ponownie są subiektywną interpretacją motywów mitologicznych. W dziele wymienionym jako drugie, główny nacisk został położony na powiązanie osobowości narcystycznej z artystyczną. Artysta ma być człowiekiem zakochanym w sobie, który szuka pochwał i poklasku. Skąd fascynacja Kierskiej taką tematyką? Prawdopodobnie z zatracenia w kulturze współczesnej malarce wątków mitycznych i życia w czasach budowania nowej rzeczywistości, również tej artystycznej.

Kolejną cechą charakterystyczną twórczości krakowskiej artystki jest głęboko przemyślane, a nawet literackie, tytułowanie swoich prac, szczególnie martwych natur. Doskonale w tym widać ogromną miłość Kierskiej do literatury. Umiejscawiane na obrazach książki nawiązują do konkretnych autorów i treści, nie tylko po możliwych do odczytania na okładkach tytułach, ale za pomocą widocznych na płótnie fragmentów. Można w tym miejscu przywołać odniesienia do Blaise Pascala, Cypriana Kamila Norwida, Barucha Spinozy czy Tadeusza Różewicza. Martwe natury Kierskiej można podzielić na kilka grup, bazujących na powtarzających się motywach – książka, chleb, jesienna roślinność, ale szczególnie ten pierwszy można nazwać manifestem o roli sztuki w życiu człowieka. Należy jeszcze podkreślić, że martwe natury nie były wprawkami malarskimi artystki lub oderwaniem od głównej twórczości. To obrazy, za pomocą których Kierska miała COŚ do powiedzenia.

Obowiązkowo należy jeszcze wspomnieć o cyklu odnoszącym się do zabaw dziecięcych i samego dzieciństwa, które miało być archetypem najprostszej formy szczęścia oraz wiecznie trwającej szczęśliwości, obecnej w każdym człowieku. Kierska powrót do czasów dzieciństwa zagwarantowała sobie nie poprzez „odmalowanie” scen na wzór albumu fotograficznego, ale przywołując obrazy, dźwięki i zapachy za pomocą przedmiotów-nośników pamięci.

Choć cykl o zabawach dziecięcych jest w pewnym sensie autoportretem artystki, nie zabrakło w jej twórczości tradycyjnie pojmowanego autoportretu. Jest to o tyle ciekawe, że w kręgu artystycznym kobiet współczesnych Kierskiej nie był to temat popularny, a raczej ustępujący sztuce niefiguratywnej.

Inspiracje do tworzenia Kierska brała przede wszystkim z głębi siebie. Jej znajomi i przyjaciele wspominają o lękach artystki przed obcością i tym, co nieznane. Najlepiej czuła się w czterech ścianach ze swoimi uczuciami, emocjami, wspomnieniami i myślami, które przenosiła na płótna. Malowała przedmioty będące w najbliższym otoczeniu, ale jeszcze częściej żyjące w jej głowie.

Aby poznać jeszcze bliżej twórczość Ewy Kierskiej, warto sięgnąć po publikację „Malarka melancholii”. Książka bogata w wypowiedzi na temat tej krakowskiej artystki pozwala zobaczyć jej sylwetkę oczami najbliższych. Bogata warstwa ilustracyjna umożliwia dokładniejsze zapoznanie się z twórczością Kierskiej. Być może lektura będzie początkiem poszukiwań innych przemilczanych, zapomnianych lub nigdy niezauważonych kobiet-malarek, kobiet-artystek.
Sylwia Góra: „Ewa Kierska. Malarka melancholii”. Wydawnictwo Universitas. Kraków 2020.