ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lipca 14 (398) / 2020

Miłosz Markiewicz,

SAMOTNOŚĆ INTELEKTUALISTY, CZ. II (BERNARD STIEGLER: 'UKONSTYTUOWAĆ EUROPĘ II')

A A A
Podczas gdy w jednym z europejskich krajów społeczne zaskoczenie czy wręcz pobłażliwy uśmiech budzi fakt, iż jeden z kandydatów w wyborach prezydenckich zakłada konto na platformie społecznościowej TikTok, władze Indii oficjalnie zakazują korzystania z tej ostatniej, a podobny ruch rozważa rząd USA. Główna oś globalnego konfliktu przebiega dziś bowiem pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami i niewątpliwie jest to oś technologiczna, ufundowana na przemyśle cyfrowym oraz związana z dążeniem do samowystarczalności w produkcji rozwiązań z tą gałęzią gospodarki związanych (wystarczy spojrzeć chociażby na program „Made in China 2025”). O zapóźnieniu Europy w tym temacie Bernard Stiegler wspominał w pierwszym tomie swojego dyptyku „Ukonstytuować Europę”. Czytamy tam, że „Europa nie ma żadnego zmysłu w odniesieniu do (…) technologii, a jej przywódcy wydają się analfabetami niemającymi zielonego pojęcia o (…) technologiach, a w szerszym kontekście – o obecnym świecie” (Stiegler 2019: 210). W efekcie więc Europa jawi się jako kontynent, który nie tylko nie posiada własnej armii, ale także nie wypracował własnej polityki technologicznej, co prowadzi do całkowitej marginalizacji naszego znaczenia na arenie międzynarodowej. Widać to doskonale chociażby w konfliktach dotyczących sieci 5G czy marki Huawei, w których wszystkie karty rozdawane są właśnie przez USA i Chiny. Jeśli jednak mamy poradzić sobie z problemami bardziej globalnymi niż lokalnymi (choć mają i taki wymiar), a więc problemami o skali antropocenu, to powinniśmy nie tylko rozwinąć odpowiednią technologię czy politykę technologiczną, ale przede wszystkim opracować taką ekonomię polityczną, „która byłaby narzędziem walki przeciwko entropii i wytwarzałaby negentropię” (Stiegler 2019: 212).

Światem rządzi dziś bowiem informacyjny chaos, triumfy święcą alternatywne obiegi wiedzy, pseudonauka czy postprawda. Nie poradzimy sobie z wyzwaniami, jakie niesie przyszłość, jeśli najpierw nie poukładamy relacji, w których utknęliśmy. Owe relacje, które zachodzą pomiędzy systemami społecznymi a systemem technicznym, mają zaś charakter transdukcyjny, czyli taki, gdy „terminy tworzy sama relacja, co oznacza, że nie istnieją one niezależnie od niej” (s. 138). Technofobia czy bagatelizacja znaczenia techniki w funkcjonowaniu struktur geoświatowych sprawiają, iż utknęliśmy w miejscu, a w ludzkie działania wkradły się marazm oraz apatia napędzane przez skapitalizowany przemysł pragnienia. Dopiero przekroczenie ich pozwoli na bardziej klarowne spojrzenie w przyszłość.

By sprostać temu zadaniu, należałoby odnaleźć europejski motyw, a więc wspólną motywację do działania. Wspólną jednak o tyle, o ile nie będzie miała uniwersalizującego charakteru, a uwzględni negentropijne potencjały otwartych zglobalizowanych lokalności. Motyw ten przybierałby więc intersubiektywny charakter. To jedno z zadań, jakie postawił przed sobą Stiegler w drugim tomie „Ukonstytuować Europę”, który to dyptyk – jak wspomniałem w recenzji poprzedniej części – ukazuje się w Polsce kilkanaście lat po swoim oryginalnym wydaniu, nakładem wydawnictwa Eperons-Ostrogi, w tłumaczeniu Michała Krzykawskiego. O ile w pierwszym tomie oprócz wywiadów z francuskiego wydania znalazło się również zakończenie w postaci współczesnej rozmowy z autorem przeprowadzonej przez tłumacza, o tyle w tomie drugim Krzykawski – badacz, ale i współpracownik francuskiego filozofa – serwuje nam kilkudziesięciostronicowy wstęp, w którym zarysowuje szerszy kontekst myśli Stieglera. Kontekst o tyle potrzebny, że autor ten wciąż pozostaje w Polsce figurą raczej nieznaną. Ale potrzebny również dlatego, iż filozof ten pokłada niespotykaną wręcz wiarę w sile ducha i umysłu. Swoje intelektualne działania nazywa „opatrywaniem myślą” [panser], a więc taką formą namysłu, której zadaniem jest swoiste leczenie rzeczywistości. Jeśli istnieje bowiem globalna wspólnota, to jest to wspólnota w cierpieniu, w niemożliwości realizacji skwantyfikowanych pragnień społeczeństwa hiperprzemysłowego. Temu ostatniemu należy się więc szczególna, techno-logiczna filozofia troski.

Obecne techniki motywacyjne w kontekście współczesnych systemów produkcji wytworzyły bowiem ideologie wydajności i wyników. Doprowadziły do upadku metafizyki, gdyż – jak zauważa Stiegler – „powiedzenie, że Bóg umarł oznacza, że wszystko stało się policzalne” (s. 54). O ile jednak nowoczesność, która osłabiła religijne praktyki kulturowe, wsparta przez systemy przemysłowe mogła funkcjonować przez pewien czas, o tyle dziś model ten osiąga swoje wyczerpanie, staje się przestarzały, „degradujący, demotywujący, frustrujący, uzależniający, toksyczny i w tym aspekcie nieuchronnie autodestrukcyjny” (s. 100). Dlatego też francuski filozof proponuje „afirmowanie ducha jako krytyki oraz pojmowanie technologii przemysłowej jako nowej przestrzeni krytycznej” (s. 102). Ewolucja techniki jest bowiem związana z koniecznością zaspokajania nowych potrzeb społecznych i dotarcia do granic dotychczasowych technik. Sęk w tym, że w wyniku przyspieszenia tejże ewolucji (która okazuje się ściśle sprzężona z ewolucją człowieka, co pokazuje nie tylko nasz silny związek z technologią, ale również to, że ta ostatnia nie jest ani bierna, ani stała), technika wyprzedziła funkcjonowanie społeczeństwa i teraz to ona narzuca zasady działania czy ograniczenia. Przestaliśmy nadążać, uwięzieni w strukturach per-formującej wydajności.

Zamiast więc dostosowywać się do obecnego modelu hiperprzemysłowego, prowadzącego do wyczerpania, należałoby podjąć kroki w kierunku przekształcenia stawania się w przyszłość. „Taka transformacja, w odróżnieniu od zwykłej adaptacji, musi być wynalezieniem przyszłości, a więc wytworzeniem różnicy, która nie jest zawarta w stawaniu się, pomimo że to właśnie ono czyni ją możliwą. Taka byłaby właśnie nowa koncepcja performującej wydajności” (s. 136–137). Działanie to nie nosiłoby jednak – jak mogłoby się wydawać w przypadku takiego „antysystemowego” podejścia – znamion oporu. Ten ostatni nie proponuje bowiem żadnej wizji jutra. Nie daje nadziei, o której Rebecca Solnit pisała, iż „tkwi [ona – M.M.] w założeniu, że nie sposób przewidzieć, co się stanie w przyszłości, i że w tej szczelinie niepewności pojawia się przestrzeń do działania” (Solnit 2019: 10). Stieglerowi chodzić więc będzie o ugruntowaną na krytyce inwencję i zmianę stanu rzeczy. Dosłownie, gdyż jak wspominałem w recenzji poprzedniej części, w jego wizji powinniśmy się stać praktykującymi amatorami i amatorkami przedmiotów, oprzeć naszą intensywną oraz intymną relację ze światem na kochaniu-lubieniu-miłowaniu [l’aimer], co uczyni ją żywą, a nie bierną.

Można by rzec, iż francuski filozof jawi się niczym (post)humanistyczny marzyciel, który wierzy nie tylko w sprawczą oraz leczniczą siłę myśli, ale przede wszystkim w zglobalizowaną, intersekcjonalną potencję technologii ducha i umysłu. Trudno jednak nie zgodzić się z Krzykawskim, który w swoim wstępie pisze, iż „jedynie cyniczny szaleniec weźmie taki program polityczny za przejaw idealizmu nazbyt egzaltowanego intelektualisty” (Krzykawski 2019: 27). Stiegler wszak nie tylko wierzy, ale przede wszystkim oddaje ową wiarę w ręce intelektu – stawia niezwykle trafne diagnozy i proponuje konkretne rozwiązania. Które jednak wciąż nie znajdują podatnego gruntu na arenie geopolitycznej, czyniąc z francuskiego filozofa figurę zbliżoną do hiszpańskiego szlachcica znanego przede wszystkim ze swoich walk z wiatrakami. Czyż światem nie rządzą bowiem cyniczni szaleńcy? Czy to nie w ich rękach znajduje się władza nie tylko polityczna, ale również technologiczna, a nawet swoisty nadzór nad systemami produkcji wiedzy? Wystarczy chociażby spojrzeć na sytuację światowej humanistyki, której przedstawicielki i przedstawiciele i dali się zamknąć w kwantyfikowalnych ramach wytwarzających oraz realizujących naukowe pragnienia.

Czy nie wolno nam jednak marzyć? Wręcz przeciwnie! To właśnie w sile marzenia upatruje Stiegler możliwości wyjścia z apatycznego i autodestrukcyjnego impasu, ze społecznego marazmu stanowiącego wszak samobójczy gest kapitalistycznego przemysłu. „Europa musi nie tyle stać się marzeniem czy zacząć marzyć, ile musi zrozumieć miejsce marzenia sennego w życiu przemysłowym (…). Europa musi dokonać oglądu myślowego pragnienia, a więc motywu, pobudki jako motoru napędowego wszelkiego przemysłu. I jeżeli Europa musi zacząć marzyć, owo marzenie winno być nowym marzeniem przemysłowym” (s. 200–201). Podobnie jak Solnit, Stiegler nie porzuca nadziei. Doskonale zdaje sobie bowiem sprawę, iż oznacza ona, „że inny świat jest możliwy, a nie że jest ziemią obiecaną” (Solnit 2019: 36). Że domaga się działania, nawet jeśli początkowo przyjmie ono „jedynie” formę opatrywania myślą w zaciszu filozoficznego gabinetu. Myśl taka jest bowiem częścią większej maszyny, kołem zamachowym systemów produkcji przyszłości.

LITERATURA:

Krzykawski M.: „Kochać, wymyślać, opatrywać myślą. Technologia, polityka i potrzeba wiary”. W: B. Stiegler: „Ukonstytuować Europę II. Motyw europejski”. Przeł. M. Krzykawski. Kraków 2019.

Solnit R.: „Nadzieja w mroku”. Przeł. A. Dzierzgowska, S. Królak. Kraków 2019.

Stiegler B.: „Ukonstytuować Europę I. W świecie, który nie ma wstydu”. Przeł. Michał Krzykawski. Kraków 2019.
Bernard Stiegler: „Ukonstytuować Europę II. Motyw europejski”. Przeł. Michał Krzykawski. Wydawnictwo Eperons-Ostrogi. Kraków 2019.