ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 sierpnia 15-16 (399-400) / 2020

Monika Ładoń,

SZCZEPIONKA CZY KRZYŻ KARAWAKA? (GEORGES MINOIS: 'KSIĄDZ I LEKARZ. OD ŚWIĘTYCH UZDROWICIELI DO BIOETYKI')

A A A
Kto ma już za sobą lekturę ponad siedemsetstronicowej „Historii ateizmu”, może sięgnąć po kolejne dzieło francuskiego historyka. Trzeba przyznać, że Georges Minois nie pozwala o sobie zapomnieć, chociaż tym razem otrzymujemy raptem 400 stron. Tematyka nowej książki jest niezwykle frapująca – bliska poprzedniej publikacji, jednak świetnie aktualizująca się w dobie pandemii. Minois bada bowiem zależności między światem świeckim i kościołem katolickim, za zbiorowych bohaterów obierając dwie grupy: lekarzy i księży. Zdaje się, że w XXI wieku emancypacja medycyny jest na tyle ugruntowana, że nikt nie kwestionuje jej nadrzędnej roli w leczeniu ciała i psychiki chorującego człowieka. A jednak: coraz silniejsze upowszechnianie poglądów nienaukowych, prężnie działający ruch antyszczepionkowców, nawrót myślenia magicznego (co niekoniecznie znaczy religijnego, ale często z nim związanego) – wszystko to dowodzi, że w naszym postrzeganiu zdrowia i choroby pokutuje dziedzictwo (zbyt) bliskich związków medycyny i religii, które opisuje Minois. Poszukiwaniom skutecznego leku w walce z koronawirusem czy szczepionki, toczącym się w laboratoriach naukowych, towarzyszą wszakże uroczyste podnoszenia krzyży morowych, w których uczestniczą zarówno księża, jak i urzędnicy świeccy, co doskonale obrazuje współczesne przecięcia wzajemnych wpływów, funkcji, walki o nasze ciała i dusze, ale też i dziedzictwo opisywane przez Minois.

Pandemia, nie tylko zresztą ta obecna, jak w soczewce skupia najważniejsze paradoksy współbycia lekarza i księdza, ich pokrewne zainteresowania. Minois przybliża wzajemne relacje i odsłania wynikające z nich problemy, przyglądając się choćby epidemiom dżumy i czarnej ospy oraz syfilisowi. Epidemia dżumy przypadająca na połowę XIV wieku tylko w ciągu dwóch lat przyczyniła się do śmierci według szacunków od jednej trzeciej do połowy ówczesnej populacji. Szukający wytłumaczenia tej „największej katastrofy sanitarnej w dziejach ludzkości” (s. 140) ludzie średniowiecza z łatwością przyjmowali wiarę, że oto spadł na nich gniew boży, co podsuwało zarazem naturalne – i łatwo dostępne – lekarstwa: modlitwy, procesje, litanie, pokuty itp., zgodnie z zasadą „zatroszczyć się o duszę, by przywrócić zdrowie ciału” (s. 141). Cóż, bez wysilania się na ironię nietrudno domyślić się, jaki był los uczestników procesji zarażonych pałeczką Yersinia pestis. Zachowania z czasów epidemii dżumy pokazują wyraźnie, że działania irracjonalne górowały nad racjonalnymi (poza myśleniem magicznym dodajmy panikę, rozpustę i ekstazy religijne prowadzące do niepokojów społecznych), co było zrozumiałe zważywszy na ówczesną niemoc medycyny. Lekarze szukali naturalnych przyczyn dżumy, próbowali zrozumieć mechanizm gwałtownych śmierci, ale ich odpowiedzi niewiele różniły się od eksplikacji religijnych, skoro upatrywano ich np. w specyficznym układzie Saturna, Jowisza i Marsa. Znów i Minois, i ja dalecy jesteśmy od drwiny: „Nawet jeśli przyczyna astrologiczna może wydawać się równie irracjonalna jak wyjaśnienia natury religijnej – tłumaczy bowiem Minois – w tamtej epoce była próbą racjonalizacji i postępem myśli medycznej, która wcześniej gubiła się w absurdalnych teoriach dyskredytujących świat lekarski” (s. 147). Czarna śmierć – co konstatuje historyk – w gruncie rzeczy obnażyła zarówno bezsilność lekarzy (w rozpoznaniu przyczyn choroby, nie mówiąc już o leczeniu), jak i duchownych, którzy najchętniej oskarżali wiernych o wywołanie gniewu bożego, nie dostrzegając długiej listy własnych przewinień (oraz ignorując fakt, że szeregi pasterzy dżuma pustoszyła z równym upodobaniem, co owieczek).

Gdy niemal 400 lat później przez Europę przeszła epidemia czarnej ospy, pochłaniając w ciągu XVIII stulecia 60 milionów istnień ludzkich, sytuacja lekarzy była co prawda już inna, chociaż nadal daleka od ideału, ponieważ autonomia badań i odkrycia naukowe wciąż czekały na usankcjonowanie przez autorytety… religijne. Tego dowodzi relacjonowany przez Minois przebieg debaty wokół inokulacji (wszczepienie przez naciętą skórę wydzieliny z krost osoby zakażonej) oraz wakcynacji (wszczepienie człowiekowi „krowianki”, uodparniającej na ospę prawdziwą), czyli pierwszych szczepionek. Lektura tych części rozprawy francuskiego historyka pozwala nie tyle zrozumieć współczesnych antyszczepionkowców (nie sposób bowiem rozumieć czegoś, co jest nienaukowe, oparte na mitach i przesądach), ile znaleźć tło ich działania na przecięciu z poglądami religijnymi, które równie często dochodzą do głosu. Odrzucanie szczepień brało się bowiem z „moralnych i religijnych powodów” (s. 328), które należało w sposób naukowy obalić. Ciekawe, że wśród zwolenników szczepień Minois wymienia wielkie umysły XVIII wieku: Woltera, Diderota czy Monteskiusza, konkludując: „Najistotniejszy w tej historii był może fakt, że po raz pierwszy argumentom teologicznym przeciwstawiono liczby. (…) Postęp w medycynie nie dokonuje się za sprawą modłów, ale liczenia ocalałych istnień” (s. 331-332).

Paradoks sytuacji ujawnia się jednak w pełni na tle wydarzeń politycznych, ekonomicznych, społecznych, kulturowych, a w takich ramach ewolucję stosunków lekarz – ksiądz czyta Minois. Warto to podkreślić, zwłaszcza kiedy myślimy o epokach, którym daleko było od separacji i autonomii tych profesji. Różne czynniki wpływały na usztywnienie przekonań duchowieństwa, którego siła oddziaływania na wiernych była tak duża, że niweczyła wieloletnie starania lekarzy o akceptację i uznanie. Działo się tak w przypadku wakcynacji, przemierzającej drogę z bieguna „chrztu zwierzęcego, który zmywa z ciała pierworodny grzech ospy” (s. 336) do bieguna szatańskiego pomysłu („Ten, kto poddaje się szczepieniu, przestaje być dzieckiem Bożym: ospa jest karą zesłaną przez Boga, wakcynacja zaś jest bluźnierstwem przeciwko niebiosom” [s. 341]). Opowieść o epidemiach i o syfilisie wyraźnie pokazuje też odwieczny lęk człowieka przed chorobą nieznaną i nienazwaną, w przypadku syfilisu również – wstydliwą, który łatwo kanalizuje się na obcych. Susan Sontag pisała: „Średniowieczne doświadczenie plagi związane było ściśle z pojęciem skażenia moralnego i ludzie zawsze poszukiwali kozłów ofiarnych poza dotkniętej zarazą społeczności” (Sontag: 75). Minois uzupełnia ten sąd wieloma przykładami: oskarżaniem o szerzenie dżumy „Żydów, trędowatych, muzułmanów z niektórych regionów Hiszpanii, a nawet cudzoziemskich pielgrzymów” (s. 144) czy przypisywaniem syfilisu wrogom („franca dla Włochów, choroba hiszpańska lub neapolitańska dla Francuzów, a chrześcijańska dla Turków” [s. 162]). Widać w tym historyczne zaplecze dla obecnej niestety i dzisiaj retoryki rzekomego zagrożenia ze strony obcych/imigrantów – roznosicieli chorób, silnie zaznaczającej się podczas obecnej pandemii. Zauważyła to Olga Tokarczuk: „Lęk przed wirusem przywołał automatycznie najprostsze atawistyczne przekonanie, że winni są jacyś obcy i to oni zawsze skądś przynoszą zagrożenie. W Europie wirus jest »skądś«, nie jest nasz, jest obcy” (oko.press). Marne to jednak pocieszenie, że dyskryminacyjny i nieprzyjazny dyskurs okołochorobowy nie jest ponowoczesnym wynalazkiem…

Minois drobiazgowo i uważnie śledzi walkę o pierwszeństwo toczącą się przez wieki między kapłanem a lekarzem. Spojrzenie na medycynę pogańską, kontekst biblijny i wieki średnie bezsprzecznie umacnia pozycję duchownego, wszak życie wieczne wciąż jest ważniejsze niż doczesne, ale przede wszystkim medycyna od swych początków ma źródła religijne, trudne do pominięcia i zakwestionowania. Laicyzowanie (dodajmy – bardzo powolne) nie zacierało tych związków, a podkreślanie moralnego, nie naukowego, poziomu medyków zbliżało ich nieustannie do kapłanów. Co więcej, pierwszeństwo przy łożu chorego miał duchowny, który dopiero po odmówieniu stosownych pacierzy dopuszczał do pacjenta lekarza. Inna rzecz, że trudno oskarżać księży o przejmowanie pola, skoro to lekarze co rusz udowadniali własną niemoc. Ich bezsilność słychać w pierwszych traktatach, które sprowadzają się do „katalogu klinicznych objawów, a każdy zapowiada nieuchronną śmierć pacjenta” (s. 11). Oto mała, aczkolwiek symptomatyczna próbka z książki medycznej z początku ery chrześcijańskiej, nazywanej „Sekretami Hipokratesa” lub „Prognozami Demokryta”: „Jeśli pacjenta boli twarz lub ma on opuchliznę, a nie ma kaszlu ani boleści w innych miejscach, i jeśli drapie bez przerwy pierś lub nos prawą ręką, umrze dwudziestego drugiego dnia. Jeśli ból usadowił się w nosie, na lewym boku wychodzą czerwone, ale niebolesne plamy, a pacjent ma nieustanną ochotę na warzywa, to umrze dwudziestego piątego dnia” (s. 11).

Jak konkurować z cudami, uzdrowieniami, właściwie czystą magią (pamiętajmy o działaniach znachorów, szarlatanów, alchemików i czarowników), jeśli do dyspozycji ma się upuszczanie krwi, kazuistykę moczu i pulsu oraz ziołolecznictwo? Minois przypomina o tych nieskutecznych terapiach, ale też o ważnej okoliczności ograniczającej rozwój zawodów medycznych: „medycynę jako naukę praktykował wyłącznie kler, to znaczy księża, biskupi i mnisi” (s. 48). Oczywiście do pewnego czasu, niemniej jednak umieszczanie troski o ciało na równi z troską o duszę powodowało, że lekarz zyskiwał rangę duchownego, ale ów „wymiar ewangeliczny medycyny sprawiał, że mogli ją uprawiać księża” (s. 56). Rosła zatem w siłę chrześcijańska etyka medyczna, a kościół długo kontrolował, czy teorie naukowe są zgodne z dogmatami wiary. Humanizm, przynosząc nowe spojrzenie na ciało człowieka, przyczynił się do postępów w medycynie, które jednak – co błyskotliwie przedstawia historyk – szybko uzyskały ripostę w postaci kontrreformacyjnego usztywnienia. W gruncie rzeczy można wysnuć wniosek (znajdujący w książce Minois obszerne omówienie i wiele anegdotycznych przykładów), że zawiłe dzieje kontaktów lekarza i kapłana, widziane na tle przemian społecznych, politycznych, ekonomicznych, kulturowych, dają się opisać jako naprzemienne: „awans lekarza i desakralizację kapłana” (s. 182) lub „gloryfikację księdza i deprecjację lekarza” (s. 185).

Tylko pozornie nowożytna nauka mogła ostatecznie pożegnać się z religijnymi uwikłaniami medycyny. Minois dowodzi raczej siły tych, którzy okazywali się zatwardziałymi dziedzicami Hipokratesa i Galena. Zwłaszcza ten ostatni, urodzony około 130 roku, okazał się niepodważalnym autorytetem dla lekarzy, mimo że wielu z nich naocznie (np. w trakcie sekcji) mogło się przekonać o błędnych założeniach jego teorii, której odrzucenie porównać można właściwie do krytyki geocentryzmu przez Galileusza. Kropla – jak wiemy – drąży jednak skałę, więc ruch umysłów (Kartezjusza czy Bacona w XVII wieku, później encyklopedystów, a także Pascala czy Freuda) przeciwdziałał coraz intensywniej doloryzmowi i przejmował przyczółki kościoła. Minois oddaje jednak sprawiedliwość obu grupom; przedstawia ich wzajemne związki jako „przymierze między nauką a sumieniem” (s. 243), analizując z wprawą historyka przyczyny jego kruchości. Przy tym zauważa, że lekarze i filozofowie uchodzili w oczach kościoła za element najniebezpieczniejszy: „Odżywianie, higiena życia, seksualność, używki, interwencje chirurgiczne, porody, opieka nad umierającymi: oto domeny, które dzielili z kapłanami, a ich zalecenia zderzały się z moralnością” (s. 244). Sumienie – termin często powracający w narracji Minois – nie zniknie nawet wtedy, gdy narodzi się medycyna ateistyczna, co znajduje przecież przedłużenie we współczesnych debatach wokół „klauzuli sumienia” lekarza czy farmaceuty.

Nieco żal, że szczegółowe i rzetelne wypisy z dzieł lekarzy, filozofów i duchownych, stanowiące podstawę analiz Minois, właściwie wyczerpują się na XVIII wieku. Stulecie następne oraz wiek XX zajmują w narracji historyka niecałe 100 stron tekstu, a przecież wydaje się, że to scjentystyczne nastawienie XIX wieku oraz postępująca medykalizacja w następnym stuleciu ufundowały dzisiejszy obraz medycyny oraz inaczej zdefiniowały powinności lekarza i kapłana. Dowartościowując w swej opowieści źródła i dziedzictwo, Minois oferuje jedynie szkic tego, co współczesnemu czytelnikowi najbliższe. Może wynika to z faktu niedostatecznego dystansu? Przecież kwestia moralności w medycynie, stawiając przed innymi wyzwaniami i pytaniami niż kiedyś, nadal wikła w spór: czy aprobować terapie genowe, klonowanie, procedurę in vitro, antykoncepcję, a nawet transplantacje czy psychoanalizę (Minois przypomina tu zdanie członka Papieskiej Akademii Nauk z 1952 roku: „Psychoanaliza jest chorobą naszych czasów, tak jak komunizm” [s. 409]).

W epilogu Minois zdradza się jednak z pewnym optymizmem, typowym – jak sądzę – dla obywatela laickiego Zachodu: „Należy wypracować nową moralność, która otrzyma nazwę bioetyki i będzie wymagać współdziałania wszystkich aktorów sektora medycznego, ponieważ problemy są nie tylko nowe, lecz także niezwykle złożone. Tym razem władza kościelna nie może już dyktować reguł, ponieważ jej tradycyjne źródła nie mają zastosowania i ponieważ utraciła dominującą pozycję w społeczeństwie szeroko zlaicyzowanym” (s. 416). Lektura „Księdza i lekarza” w Polsce 2020 roku nie skłania do tak radykalnego sądu, zarazem jednak warto zaznaczyć, że Minois nie jest przeciwko wartościom jako takim, wie, że etyka łączy się z moralnością opartą na zasadach religijnych; raczej pyta, jak uwzględnić oba te głosy w dzisiejszej debacie i codziennym życiu. Pytanie „szczepionka czy krzyż karawaka?” pozostaje otwarte i jak zawsze aktualne.

LITERATURA:

Sontag S.: „Choroba jako metafora. AIDS i jego metafory”. Przeł. Jarosław Anders. Warszawa 1999.

Tokarczuk O.: „Okno”, https://oko.press/olga-tokarczuk-wirus-przypomni-nam-jak-bardzo-nie-jestesmy-rowni-caly-felieton-noblistki.
Georges Minois: „Ksiądz i lekarz. Od świętych uzdrowicieli do bioetyki”. Przeł. Karolina Kot-Simon. Wydawnictwo Aletheia. Warszawa 2020.