
KONIEC POEZJI (KONRAD GÓRA: 'KALENDARZ MAJÓW')
A
A
A
„Kalendarz majów” to piąta książka poetycka Konrada Góry; książka, o której już teraz można powiedzieć: „doceniona” – nominowano ją do trzech najważniejszych nagród w kraju: Nagrody Literackiej Gdynia w kategorii poezja, Nagrody Literackiej Nike oraz Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Pod koniec sierpnia, kiedy kończę pisać tę recenzję, sprawy zdążyły się skomplikować i wiadomo już, że Nagrodę Literacką Gdynia otrzymał Tomasz Bąk za „Bailout”, a „Kalendarz majów” nie znalazł się na krótkiej liście nominacji do Nagrody Nike. Nie zmienia to jednak faktu, że najnowszy tom Góry to bardzo dobry kandydat do wielu wyróżnień.
Dlaczego dobry? Przede wszystkim mam wrażenie, że Góra jest „wierny swojej dykcji”. Chcę przez to powiedzieć, że zdaje się być wierny zarówno tematyce poezji zaangażowanej, wokół której skupiają się jego wiersze (problemy społeczne, kapitalizm, weganizm, ekologia), jak i sposobu, w jaki je pisze (urywana krótka forma lub miniaturowy, intensywny poemat, w którym jak refren powtarzają się frazy lub całe wersy). Poza tym „Kalendarz majów” to jedna z krótszych książek poety (w jego dorobku są chociażby stuczterdziestostronicowe „Nie” i debiutanckie „Requiem dla Saddama Husajna...”, które liczyło prawie osiemdziesiąt stron). Tyle jeśli chodzi o kwestie techniczne.
„Kalendarz majów” otwierają dwie sentencje: jedna z wiersza Básníka Ticho, z dopiskiem, że to sam Góra spolszczył cytowany fragment, dotyczy strachu; „Ticho” to zresztą tytuł jednego z wierszy w książce. Już pierwsze słowa motta nadają ton całej publikacji: „Strach z bliska całkiem tobą rządzi / (…) Gdyby wszystko było odrobinę dalej (...)” (s. 5). Drugie motto, zapisane kursywą, odczytuję jako dedykację autora książki: „Materię danego tu tekstu autor kobiercem kładzie / przed świnie nasze, słowackie, polskie, czeskie, / tak dzikie, jak i stłoczone po chlewniach, / w haniebny rok wybicia” (s. 7). I, szczerze mówiąc, kusi mnie rozumienie tej dedykacji dwojako: zarówno dosłownie, jako że Góra od zawsze postuluje w swojej poezji traktowanie zwierząt jak równych człowiekowi; jak i jako zakamuflowaną odezwę do rządzących, polityków, których – tych strategicznych – zresztą w tomie wymienia (pojawia się już w pierwszym wierszu Korwin, później znaczący Lech i Jarek). Co więcej, „Kalendarz majów” kończy się wierszem „Święta” (s. 32), w którym wybrzmiewają wszystkie otwierające książkę motywy: kościół pod rządami Prawa i Sprawiedliwości, świnia oraz strach – dokładnie w tej kolejności. Tom kończy się zupełnie tak, jak się zaczyna; kompozycja klamrowa to, jak dla mnie, za mało powiedziane.
„Kalendarz majów” można odczytać właśnie przez ten zerowy punkt dojścia jako swoistą apoteozę bezradności – tak zrobił Jakub Skurtys w swojej recenzji książki Góry (Skurtys 2019). Mimo że, jak zwraca uwagę Oskar Meller, „[k]rytyka często spłyca warsztat Góry, nazywając go choćby »bardem nowego świata«, kojarząc jego twórczość z poezją protestu”, najnowszą książkę poety nazwałabym raczej jako stworzoną w samoświadomy sposób pod względem braku oddziaływania poezji na świat rzeczywisty. Mimo wprowadzenia do „Kalendarza majów” postaci polityków, a także poetów, zapamiętanych przez współczesnych jako wielkich i zaangażowanych politycznie (Celan, Szymborska, Świrszczyńska), cały wydźwięk tomu jest przesycony atmosferą rezygnacji. Zarówno frazy z krótszych wierszy, dystychowych i tetrastychowych, jak i tych dłuższych, skondensowanych mikropoematów, tchną melancholią i rozpaczliwym smutkiem: „Ułożyć się na brzegu krwi nie / dla dryfu dla ukojenia” (s. 13), „(…) u nas na wsi mało jest rozrywek, / stąd każda śmierć to wyjście do ludzi. / Pada jego cień, wraca, nie wróci.” (s. 20); „Trzy lata odbierałem sobie to słowo od ust. / Napisałem popsuty poemat o zawalonej fabryce, / w którym wymieniam każdą składową domu, / o jakiej pamiętałem – i nie zniszczyłem go, / a przez to straciłem – a ono jedno tam nie wybrzmiewa” (s. 25).
Największą siłę „Kalendarza majów” widzę w wierszach, w których Góra snuje historie, podmiotem staje się gawędziarz, przywołujący dawne, zapomniane przez wszystkich wydarzenia, które nie mają żadnego punktu dojścia. Jest historia o płaceniu za marihuanę gipsowym pieniądzem; jest wspomnienie zderzenia pociągów między stacją Długołęka a stacją Psie Pole; w wierszu „Przez frontowe okno 2” Góra zderza dwie (praktycznie identyczne?) noce sylwestrowe, oddzielone piętnastoma latami; w końcu, w wierszu „Ticho”, podmiot opowiada o bezsensownej podróży autobusem, którego trasa kończy się w miejscu wyjazdu. Wszystkie te opowieści i wspomnienia zdają się być zapisane w intencji upamiętnienia ich, Góra jednak w każdym wierszu zaznacza, że nie jest w stanie „ocalić ich od zapomnienia”.
„Kalendarz majów” to, moim zdaniem, przystępna pod względem formalnym poezja – książka jest krótka i składa się w połowie z wierszy kilkuwersowych; po pierwszym czytaniu, odkrywającym jedynie jedną z warstw, można pokusić się o kolejne i kolejne, co sprawia, że odnajduje się coraz więcej nawiązań, aluzji i intrygujących dialektyzmów. Jednocześnie jest to dla mnie niemal eksperyment antypoetycki. Zaangażowanie ciągle jest w tych wierszach, a jednak zostaje przytłumione rezygnacją, smutkiem, bezradnością. W takim kontekście odczytania tomu łatwo zrozumieć można tytuł – kalendarz majów kojarzony jest przecież popkulturowo jako przepowiednia końca świata. „Kalendarz majów” Konrada Góry zapowiada za to koniec poezji.
Literatura:
Skurtys J.: „Po nich, po sobie” http://malyformat.com/2019/05/po-nich-po-siebie/
Dlaczego dobry? Przede wszystkim mam wrażenie, że Góra jest „wierny swojej dykcji”. Chcę przez to powiedzieć, że zdaje się być wierny zarówno tematyce poezji zaangażowanej, wokół której skupiają się jego wiersze (problemy społeczne, kapitalizm, weganizm, ekologia), jak i sposobu, w jaki je pisze (urywana krótka forma lub miniaturowy, intensywny poemat, w którym jak refren powtarzają się frazy lub całe wersy). Poza tym „Kalendarz majów” to jedna z krótszych książek poety (w jego dorobku są chociażby stuczterdziestostronicowe „Nie” i debiutanckie „Requiem dla Saddama Husajna...”, które liczyło prawie osiemdziesiąt stron). Tyle jeśli chodzi o kwestie techniczne.
„Kalendarz majów” otwierają dwie sentencje: jedna z wiersza Básníka Ticho, z dopiskiem, że to sam Góra spolszczył cytowany fragment, dotyczy strachu; „Ticho” to zresztą tytuł jednego z wierszy w książce. Już pierwsze słowa motta nadają ton całej publikacji: „Strach z bliska całkiem tobą rządzi / (…) Gdyby wszystko było odrobinę dalej (...)” (s. 5). Drugie motto, zapisane kursywą, odczytuję jako dedykację autora książki: „Materię danego tu tekstu autor kobiercem kładzie / przed świnie nasze, słowackie, polskie, czeskie, / tak dzikie, jak i stłoczone po chlewniach, / w haniebny rok wybicia” (s. 7). I, szczerze mówiąc, kusi mnie rozumienie tej dedykacji dwojako: zarówno dosłownie, jako że Góra od zawsze postuluje w swojej poezji traktowanie zwierząt jak równych człowiekowi; jak i jako zakamuflowaną odezwę do rządzących, polityków, których – tych strategicznych – zresztą w tomie wymienia (pojawia się już w pierwszym wierszu Korwin, później znaczący Lech i Jarek). Co więcej, „Kalendarz majów” kończy się wierszem „Święta” (s. 32), w którym wybrzmiewają wszystkie otwierające książkę motywy: kościół pod rządami Prawa i Sprawiedliwości, świnia oraz strach – dokładnie w tej kolejności. Tom kończy się zupełnie tak, jak się zaczyna; kompozycja klamrowa to, jak dla mnie, za mało powiedziane.
„Kalendarz majów” można odczytać właśnie przez ten zerowy punkt dojścia jako swoistą apoteozę bezradności – tak zrobił Jakub Skurtys w swojej recenzji książki Góry (Skurtys 2019). Mimo że, jak zwraca uwagę Oskar Meller, „[k]rytyka często spłyca warsztat Góry, nazywając go choćby »bardem nowego świata«, kojarząc jego twórczość z poezją protestu”, najnowszą książkę poety nazwałabym raczej jako stworzoną w samoświadomy sposób pod względem braku oddziaływania poezji na świat rzeczywisty. Mimo wprowadzenia do „Kalendarza majów” postaci polityków, a także poetów, zapamiętanych przez współczesnych jako wielkich i zaangażowanych politycznie (Celan, Szymborska, Świrszczyńska), cały wydźwięk tomu jest przesycony atmosferą rezygnacji. Zarówno frazy z krótszych wierszy, dystychowych i tetrastychowych, jak i tych dłuższych, skondensowanych mikropoematów, tchną melancholią i rozpaczliwym smutkiem: „Ułożyć się na brzegu krwi nie / dla dryfu dla ukojenia” (s. 13), „(…) u nas na wsi mało jest rozrywek, / stąd każda śmierć to wyjście do ludzi. / Pada jego cień, wraca, nie wróci.” (s. 20); „Trzy lata odbierałem sobie to słowo od ust. / Napisałem popsuty poemat o zawalonej fabryce, / w którym wymieniam każdą składową domu, / o jakiej pamiętałem – i nie zniszczyłem go, / a przez to straciłem – a ono jedno tam nie wybrzmiewa” (s. 25).
Największą siłę „Kalendarza majów” widzę w wierszach, w których Góra snuje historie, podmiotem staje się gawędziarz, przywołujący dawne, zapomniane przez wszystkich wydarzenia, które nie mają żadnego punktu dojścia. Jest historia o płaceniu za marihuanę gipsowym pieniądzem; jest wspomnienie zderzenia pociągów między stacją Długołęka a stacją Psie Pole; w wierszu „Przez frontowe okno 2” Góra zderza dwie (praktycznie identyczne?) noce sylwestrowe, oddzielone piętnastoma latami; w końcu, w wierszu „Ticho”, podmiot opowiada o bezsensownej podróży autobusem, którego trasa kończy się w miejscu wyjazdu. Wszystkie te opowieści i wspomnienia zdają się być zapisane w intencji upamiętnienia ich, Góra jednak w każdym wierszu zaznacza, że nie jest w stanie „ocalić ich od zapomnienia”.
„Kalendarz majów” to, moim zdaniem, przystępna pod względem formalnym poezja – książka jest krótka i składa się w połowie z wierszy kilkuwersowych; po pierwszym czytaniu, odkrywającym jedynie jedną z warstw, można pokusić się o kolejne i kolejne, co sprawia, że odnajduje się coraz więcej nawiązań, aluzji i intrygujących dialektyzmów. Jednocześnie jest to dla mnie niemal eksperyment antypoetycki. Zaangażowanie ciągle jest w tych wierszach, a jednak zostaje przytłumione rezygnacją, smutkiem, bezradnością. W takim kontekście odczytania tomu łatwo zrozumieć można tytuł – kalendarz majów kojarzony jest przecież popkulturowo jako przepowiednia końca świata. „Kalendarz majów” Konrada Góry zapowiada za to koniec poezji.
Literatura:
Meller O.: „Wielka majówka po »drobnych zmianach«” http://magazynwizje.pl/aktualnik/oskar-meller-konrad-gora/
Skurtys J.: „Po nich, po sobie” http://malyformat.com/2019/05/po-nich-po-siebie/
Konrad Góra: "Kalendarz majów". Biuro Literackie. Stronie Śląskie 2019.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |