
W IMIENIU BEZSILNYCH ('ETYCZNE POTĘPIENIE MYŚLISTWA')
A
A
A
Aż dziw, że w czasach postępującej katastrofy klimatycznej, w epoce przebudzenia ekologiczno-etycznego, w państwie, w którym prawie 70% populacji chciałoby całkowitego zakazu myślistwa (zob. Jurszo 2019), nie istniała dotąd tak obszerna publikacja będąca zdecydowaną, wieloaspektową, przemyślaną i przekonującą krytyką praktyk łowieckich w każdym wydaniu: (tak zwanym) sanitarnym, (tak zwanym) redukcyjnym, (tak zwanym) selekcyjnym i (bez „tak zwanym”) rekreacyjnym. Książka „Etyczne potępienie myślistwa” pod redakcją Doroty Probuckiej wypełnia tę lukę w dwójnasób. Po pierwsze, jest bezkompromisowym, radykalnym głosem sprzeciwu. Po drugie, nieco wbrew tytułowi, nie ogranicza się do zagadnień etycznych. Jak pisze jedna z recenzentek pracy, Joanna Hańderek, pokazuje ona problem myślistwa z szerokiej perspektywy: „prawnej, językowej, etycznej, ewolucyjnej, kulturowej, społecznej, egzystencjalnej i teologicznej”.
Chciałbym – oczywiście – zacząć ten szkic inaczej. Chciałbym napisać: to niebywałe, że w czasach postępującej katastrofy klimatycznej, w epoce przebudzenia ekologiczno-etycznego, w państwie, w którym prawie 70% populacji potępia jakiekolwiek praktyki łowieckie, myślistwo w ogóle jeszcze istnieje. Nie jestem jednak naiwny. Polski Związek Łowiecki to potężna, zhierarchizowana, bardzo bogata organizacja zrzeszająca 120 tysięcy członków, wypracowująca roczny przychód rzędu 300 milionów złotych (zob. Janczewski 2018) i posiadająca głosujących ponad podziałami partyjnymi sejmowych reprezentantów (zob. Ferfecki 2020). Lobby myśliwskie pozostaje na tyle silne, że nawet tak oczywista kwestia jak zakaz udziału dzieci w polowaniach jest nieustannie torpedowana (na stronie internetowej PZŁ zbierane są aktualnie podpisy pod petycją „TAK! Dla rodziny na łowisku”). Postulaty wpisania polskiego łowiectwa na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO skwitować można jedynie pustym śmiechem.
„Etyczne potępienie myślistwa” wychodzi, jak pisze we wstępie redaktorka, z dwóch podstawowych przesłanek moralnych. Pierwsza to imperatyw „dobro pochwalaj, zło potępiaj” (s. 11), druga – przekonanie Alberta Schweitzera, iż „myślistwo w czasach współczesnych jest przejawem zła w czystej postaci” (s. 12). Sąd ten brzmieć może radykalnie, jednak – o czym przekonują kolejne szkice zamieszczone w tomie – nie ma w nim żadnej przesady.
Teksty, jakie składają się na „Etyczne potępienie myślistwa”, są różnorodne, ale w wielu z nich powracają podobne tezy i argumenty. Sama Probucka pisze, że praktyki łowieckie stanowią „morderstwa prawnie bezkarne” (s. 23) – po pierwsze dlatego, że współczesna wiedza etologiczna nie pozostawia żadnych wątpliwości co do tego, że zwierzęta pozaludzkie posiadają zbliżoną do ludzi zdolność do odczuwania cierpienia (zob. Rollin 2011), po drugie dlatego, że z psychologicznego punktu widzenia „narkotyczne” uzależnienie myśliwych od zabijania nie różni się od zachowań seryjnych morderców.
Na ów problem bezkarnej przemocy zwraca uwagę także kilka innych szkiców. Tomasz Cyrol przekonuje na podstawie obowiązujących w Polsce przepisów legislacyjnych, że myślistwo rekreacyjne sytuuje się na granicy prawa, a także, że istnieją bardzo poważne przesłanki do uznania Ustawy z dnia 13 października 1995 r. Prawo łowieckie za niezgodną z konstytucją. Również aktualny przewodniczący Polskiego Towarzystwa Etycznego Andrzej Elżanowski nazywa sprawy wprost: psychologicznie rzecz biorąc, myśliwi są mordercami, natomiast prawo nieuznające podmiotowości zwierząt pozaludzkich zapewnia im bezkarność. Niezależnie jednak od istniejących przepisów „postęp cywilizacyjny polega (…) na kontroli nad pierwotnymi popędami i w tym sensie myśliwi (…) wykazują deficyt cywilizacyjny, czyli barbarzyństwo rozumiane jako przeciwieństwo cywilizacji” (s. 73). Dariusz Jedzok cytuje słowa Konrada Lorenza, zgodnie z którymi człowiek niedostrzegający, że ssaki wyższe doświadczają podobnie jak on, jest abnormalny pod względem psychicznym (zob. s. 89). Jacek Lejman nazywa myślistwo rekreacyjne „psychiczną patologią” (s. 139). Ewa Czerwińska-Jakimiuk wpisuje z kolei łowiectwo w rozmaite teorie psychologiczne wyjaśniające przyczyny zachowań agresywnych i wskazuje na propagowany przez myśliwych mit „dobrej przemocy” gloryfikujący zachowania „wojenno-bojowe”: lojalność, koleżeńskość, braterskość, szlachetność.
Wiele pozostałych szkiców określić można jako swoistą pracę dekonstrukcji tego rodzaju mitów, a także czegoś, co Jonathan Safran Foer (2013) nazwałby bullshitem, czyli fałszywym użyciem słów wprowadzającym w błąd opinię publiczną, zaś Roland Barthes (2008) „językiem skradzionym”, podporządkowanym określonym ideologicznym celom. Słownik myśliwych roi się od tego rodzaju „kradzieży”. Zwraca na to uwagę przede wszystkim Marcin Urbaniak, który wskazuje na ukryte funkcje etyki łowieckiej maskującej zabijanie zwierząt w celach rozrywkowych, ewentualny dyskomfort psychiczny związany z aktami zabijania oraz antynomię ochrony środowiska poprzez destrukcję (często podkreślana przez myśliwych konieczność „kontroli populacji”, pozostająca zresztą w radykalnej sprzeczności z powszechnie praktykowanym przez nich dokarmianiem zwierząt służącym właśnie ich rozrodowi – tak aby rokrocznie, mówiąc kolokwialnie, było do czego strzelać). Tę ostatnią kwestię poddaje krytycznej rozbiórce także Dariusz Dąbek. Z jego szkicu wynika, że argumentacja myśliwych opiera się na logice błędnego koła: najpierw wzbudza się w społeczeństwie sztuczny strach np. przed wilkami, następnie się je wybija, pozbawiając ekosystemy naturalnych drapieżników, by w ten sposób uzasadniać konieczność polowań (skoro nie ma już drapieżników, myśliwi muszą przejąć ich funkcję). Praktyka ta, poza jawnym cynizmem argumentacji, naznaczona jest także, by tak rzec, grzechem ekologicznym: ignoruje ona bowiem istniejące w ekosystemach mechanizmy samoregulacji zapewniające dynamiczną homeostazę. Do tej grupy tekstów należy również szkic Dariusza Gzyry dekonstruujący ideę „współczującego myślistwa” Milesa Olsona jako fałszywą alternatywę etyczną dla weganizmu.
Wiele autorek i autorów zwraca też uwagę na kłamliwość „koronnego” argumentu myśliwych, iż człowiek polował od zawsze, że – słowem – jest to naturalne zachowanie ewolucyjne. Owszem, do czasu, gdy ludzie pozostawali łowcami-zbieraczami, polowanie stanowiło konieczność. Jednak, w przeciwieństwie do współczesnych myśliwych, łowcy-zbieracze obdarzali zwierzęta olbrzymim szacunkiem, na co zwracają uwagę np. Honorata Korpikiewicz czy wspomniany już Jedzok (zob. też Serpell 1999). Co więcej, głębokie konsekwencje rewolucji neolitycznej są takie, że – gdybyśmy tylko chcieli – dieta roślinna mogłaby wykarmić całą rosnącą populację ludzką.
Jest też w „Etycznym potępieniu myślistwa” grupa tekstów, które rozwijają ekologiczne argumenty przeciw łowiectwu. Tu wyróżnia się zwłaszcza wspólny artykuł Sławomira Zielińskiego i Zenona Kruczyńskiego na temat szkodliwości stosowanej przez myśliwych ołowianej amunicji. Ołów należy do metali ciężkich, siejących spustoszenie w środowiskach i w organizmach zwierząt (w tym ludzi), tymczasem myślistwo pozostaje właściwie jedynym obszarem ludzkiej działalności, w którym stosowanie tego pierwiastka wciąż jest dozwolone, o czym pisał też niedawno Stanisław Łubieński (2020). Wydaje się to szczególnie karygodne w czasach rozległego kryzysu ekologicznego, skłaniających do radykalnego przewartościowania przesądów antropocentrycznych, w tym do odrzucenia kartezjańsko-baconowskiego paradygmatu nauk przyrodniczych. Jak wskazuje przywoływany już Lejman, na gruncie samych nauk już się to zresztą dokonało: pojmują one dziś jako swój cel nie walkę z przyrodą, ale walkę o przyrodę. Tego rodzaju zmiana perspektywy chyba jednak nadal nie nastąpiła w opinii publicznej.
Należałoby jeszcze wspomnieć, że wiele autorek i autorów krytykuje mające miejsce na polowaniach i w domach myśliwych socjalizowanie dzieci do przemocy. Tu wyróżnia się zwłaszcza szkic Beaty Kulisiewicz, podkreślający rolę społecznego modelowania zachowań oddziałującego bezpośrednio na neurony lustrzane. Dziecko obserwujące rodzica-myśliwego podlega brutalizacji i moralnemu zobojętnieniu na cudzą krzywdę, w związku z tym autorka artykułu zdecydowanie stoi na stanowisku, że dobro dziecka jest nadrzędne w stosunku do autonomii władzy rodzicielskiej, a zatem zakaz udziału osób niepełnoletnich w polowaniach nie powinien podlegać żadnej dyskusji.
Wszystkie te etyczne, ekologiczne, prawne, psychologiczne czy teologiczne argumenty przeciw myślistwu i tak jednak bledną wobec zamieszczonych pod koniec „Etycznego potępienia myślistwa” fragmentów książek „Polowaneczko” Tomasza Matkowskiego oraz „Farba znaczy krew” Zenona Kruczyńskiego. Zawarte w nich autentyczne wypowiedzi myśliwych, obrazki z polowań czy opisy rozmaitych rytuałów łowieckich oddziałują przede wszystkim afektywnie: wywołują dosłownie fizyczne poczucie zgrozy (wspomnę jedynie o praktyce bełtania mózgów żywym kaczkom, oszczędzę czytelniczkom i czytelnikom dokładniejszego opisu, na czym ona polega).
Pojawienie się takiej książki jak „Etyczne potępienie myślistwa” oczywiście cieszy. Nigdy dość sprzeciwu wobec tej małej, lecz bardzo wpływowej grupy społecznej, bezkarnie zadającej cierpienia istotom żywym, zaśmiecającej środowisko, stanowiącej zagrożenie publiczne (myśliwi odpowiadają za niejedną śmierć i przypadkowe postrzelenia postronnych osób) i zawłaszczającej dobro wspólne, jakim są polskie lasy. Po lekturze tomu pozostaje mi wszakże w głowie pytanie o siłę jego oddziaływania. Zastanawiam się, czy tego typu publikacje nie stanowią klasycznego przykładu preaching to the converted, przekonywania i tak już przekonanych. Jak stwierdza jedna z rozmówczyń Kruczyńskiego, Małgorzata Grabarczyk (żona myśliwego): „Rozmawiam z myśliwymi, którzy odwiedzają nasz dom, i mam wrażenie, że ich nie męczą takie dylematy. Dla nich to nie jest problem etyczny ani emocjonalny. Nie mają takich refleksji” (s. 392). Trudno więc sobie wyobrazić, by po „Etyczne potępienie myślistwa” sięgnął jakikolwiek myśliwy, a jeszcze trudniej sobie wyobrazić, że zmieniłby się na podstawie tej lektury w skruszonego grzesznika.
Może jednak nie taki jest cel tomu pod redakcją Doroty Probuckiej. Może chodzi tu po prostu o dyskursywne wsparcie aktywizmu antyłowieckiego, o instytucjonalną podbudowę blokad polowań, o nazywanie rzeczy po imieniu, o niedawanie myśliwym spokoju, o nieustanne pozbawianie ich poczucia bezkarności, o ciągłą edukację społeczną, prowadzoną z przekonaniem, że jest to absolutne minimum, które możemy zrobić dla niewinnych, pozbawionych głosu ofiar.
LITERATURA:
Barthes R.: „Mitologie”. Przeł. A. Dziadek. Warszawa 2008.
Ferfecki W.: „Partia myśliwych wciąż pozostaje w ukryciu”. „Rzeczpospolita”, 7 lipca 2020. https://www.rp.pl/Polityka/307069916-Partia-mysliwych-wciaz-pozostaje-w-ukryciu.html.
Foer J.S.: „Zjadanie zwierząt”. Przeł. D. Dymińska. Warszawa 2013.
Janczewski A.: „Zarabiają miliony na zabijaniu zwierząt. Znów jest o nich głośno”. Money.pl. 2018. https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/zarabiaja-miliony-na-zabijaniu-zwierzat-znow,12,0,2400524.html.
Jurszo R.: „Aż 94 proc. Polaków nie chce polowań na ptaki. 67 proc. za całkowitym zakazem”. https://oko.press/az-94-proc-polakow-nie-chce-polowan-na-ptaki/.
Łubieński S.: „Książka o śmieciach”. Warszawa 2020.
Rollin B.E.: „Animal Pain: What It is and Why It Matters”. „Journal of Ethics" 2011, nr 15 (4).
Serpell J.: „W towarzystwie zwierząt”. Przeł. A. Alichniewicz. Warszawa 1999.
Chciałbym – oczywiście – zacząć ten szkic inaczej. Chciałbym napisać: to niebywałe, że w czasach postępującej katastrofy klimatycznej, w epoce przebudzenia ekologiczno-etycznego, w państwie, w którym prawie 70% populacji potępia jakiekolwiek praktyki łowieckie, myślistwo w ogóle jeszcze istnieje. Nie jestem jednak naiwny. Polski Związek Łowiecki to potężna, zhierarchizowana, bardzo bogata organizacja zrzeszająca 120 tysięcy członków, wypracowująca roczny przychód rzędu 300 milionów złotych (zob. Janczewski 2018) i posiadająca głosujących ponad podziałami partyjnymi sejmowych reprezentantów (zob. Ferfecki 2020). Lobby myśliwskie pozostaje na tyle silne, że nawet tak oczywista kwestia jak zakaz udziału dzieci w polowaniach jest nieustannie torpedowana (na stronie internetowej PZŁ zbierane są aktualnie podpisy pod petycją „TAK! Dla rodziny na łowisku”). Postulaty wpisania polskiego łowiectwa na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO skwitować można jedynie pustym śmiechem.
„Etyczne potępienie myślistwa” wychodzi, jak pisze we wstępie redaktorka, z dwóch podstawowych przesłanek moralnych. Pierwsza to imperatyw „dobro pochwalaj, zło potępiaj” (s. 11), druga – przekonanie Alberta Schweitzera, iż „myślistwo w czasach współczesnych jest przejawem zła w czystej postaci” (s. 12). Sąd ten brzmieć może radykalnie, jednak – o czym przekonują kolejne szkice zamieszczone w tomie – nie ma w nim żadnej przesady.
Teksty, jakie składają się na „Etyczne potępienie myślistwa”, są różnorodne, ale w wielu z nich powracają podobne tezy i argumenty. Sama Probucka pisze, że praktyki łowieckie stanowią „morderstwa prawnie bezkarne” (s. 23) – po pierwsze dlatego, że współczesna wiedza etologiczna nie pozostawia żadnych wątpliwości co do tego, że zwierzęta pozaludzkie posiadają zbliżoną do ludzi zdolność do odczuwania cierpienia (zob. Rollin 2011), po drugie dlatego, że z psychologicznego punktu widzenia „narkotyczne” uzależnienie myśliwych od zabijania nie różni się od zachowań seryjnych morderców.
Na ów problem bezkarnej przemocy zwraca uwagę także kilka innych szkiców. Tomasz Cyrol przekonuje na podstawie obowiązujących w Polsce przepisów legislacyjnych, że myślistwo rekreacyjne sytuuje się na granicy prawa, a także, że istnieją bardzo poważne przesłanki do uznania Ustawy z dnia 13 października 1995 r. Prawo łowieckie za niezgodną z konstytucją. Również aktualny przewodniczący Polskiego Towarzystwa Etycznego Andrzej Elżanowski nazywa sprawy wprost: psychologicznie rzecz biorąc, myśliwi są mordercami, natomiast prawo nieuznające podmiotowości zwierząt pozaludzkich zapewnia im bezkarność. Niezależnie jednak od istniejących przepisów „postęp cywilizacyjny polega (…) na kontroli nad pierwotnymi popędami i w tym sensie myśliwi (…) wykazują deficyt cywilizacyjny, czyli barbarzyństwo rozumiane jako przeciwieństwo cywilizacji” (s. 73). Dariusz Jedzok cytuje słowa Konrada Lorenza, zgodnie z którymi człowiek niedostrzegający, że ssaki wyższe doświadczają podobnie jak on, jest abnormalny pod względem psychicznym (zob. s. 89). Jacek Lejman nazywa myślistwo rekreacyjne „psychiczną patologią” (s. 139). Ewa Czerwińska-Jakimiuk wpisuje z kolei łowiectwo w rozmaite teorie psychologiczne wyjaśniające przyczyny zachowań agresywnych i wskazuje na propagowany przez myśliwych mit „dobrej przemocy” gloryfikujący zachowania „wojenno-bojowe”: lojalność, koleżeńskość, braterskość, szlachetność.
Wiele pozostałych szkiców określić można jako swoistą pracę dekonstrukcji tego rodzaju mitów, a także czegoś, co Jonathan Safran Foer (2013) nazwałby bullshitem, czyli fałszywym użyciem słów wprowadzającym w błąd opinię publiczną, zaś Roland Barthes (2008) „językiem skradzionym”, podporządkowanym określonym ideologicznym celom. Słownik myśliwych roi się od tego rodzaju „kradzieży”. Zwraca na to uwagę przede wszystkim Marcin Urbaniak, który wskazuje na ukryte funkcje etyki łowieckiej maskującej zabijanie zwierząt w celach rozrywkowych, ewentualny dyskomfort psychiczny związany z aktami zabijania oraz antynomię ochrony środowiska poprzez destrukcję (często podkreślana przez myśliwych konieczność „kontroli populacji”, pozostająca zresztą w radykalnej sprzeczności z powszechnie praktykowanym przez nich dokarmianiem zwierząt służącym właśnie ich rozrodowi – tak aby rokrocznie, mówiąc kolokwialnie, było do czego strzelać). Tę ostatnią kwestię poddaje krytycznej rozbiórce także Dariusz Dąbek. Z jego szkicu wynika, że argumentacja myśliwych opiera się na logice błędnego koła: najpierw wzbudza się w społeczeństwie sztuczny strach np. przed wilkami, następnie się je wybija, pozbawiając ekosystemy naturalnych drapieżników, by w ten sposób uzasadniać konieczność polowań (skoro nie ma już drapieżników, myśliwi muszą przejąć ich funkcję). Praktyka ta, poza jawnym cynizmem argumentacji, naznaczona jest także, by tak rzec, grzechem ekologicznym: ignoruje ona bowiem istniejące w ekosystemach mechanizmy samoregulacji zapewniające dynamiczną homeostazę. Do tej grupy tekstów należy również szkic Dariusza Gzyry dekonstruujący ideę „współczującego myślistwa” Milesa Olsona jako fałszywą alternatywę etyczną dla weganizmu.
Wiele autorek i autorów zwraca też uwagę na kłamliwość „koronnego” argumentu myśliwych, iż człowiek polował od zawsze, że – słowem – jest to naturalne zachowanie ewolucyjne. Owszem, do czasu, gdy ludzie pozostawali łowcami-zbieraczami, polowanie stanowiło konieczność. Jednak, w przeciwieństwie do współczesnych myśliwych, łowcy-zbieracze obdarzali zwierzęta olbrzymim szacunkiem, na co zwracają uwagę np. Honorata Korpikiewicz czy wspomniany już Jedzok (zob. też Serpell 1999). Co więcej, głębokie konsekwencje rewolucji neolitycznej są takie, że – gdybyśmy tylko chcieli – dieta roślinna mogłaby wykarmić całą rosnącą populację ludzką.
Jest też w „Etycznym potępieniu myślistwa” grupa tekstów, które rozwijają ekologiczne argumenty przeciw łowiectwu. Tu wyróżnia się zwłaszcza wspólny artykuł Sławomira Zielińskiego i Zenona Kruczyńskiego na temat szkodliwości stosowanej przez myśliwych ołowianej amunicji. Ołów należy do metali ciężkich, siejących spustoszenie w środowiskach i w organizmach zwierząt (w tym ludzi), tymczasem myślistwo pozostaje właściwie jedynym obszarem ludzkiej działalności, w którym stosowanie tego pierwiastka wciąż jest dozwolone, o czym pisał też niedawno Stanisław Łubieński (2020). Wydaje się to szczególnie karygodne w czasach rozległego kryzysu ekologicznego, skłaniających do radykalnego przewartościowania przesądów antropocentrycznych, w tym do odrzucenia kartezjańsko-baconowskiego paradygmatu nauk przyrodniczych. Jak wskazuje przywoływany już Lejman, na gruncie samych nauk już się to zresztą dokonało: pojmują one dziś jako swój cel nie walkę z przyrodą, ale walkę o przyrodę. Tego rodzaju zmiana perspektywy chyba jednak nadal nie nastąpiła w opinii publicznej.
Należałoby jeszcze wspomnieć, że wiele autorek i autorów krytykuje mające miejsce na polowaniach i w domach myśliwych socjalizowanie dzieci do przemocy. Tu wyróżnia się zwłaszcza szkic Beaty Kulisiewicz, podkreślający rolę społecznego modelowania zachowań oddziałującego bezpośrednio na neurony lustrzane. Dziecko obserwujące rodzica-myśliwego podlega brutalizacji i moralnemu zobojętnieniu na cudzą krzywdę, w związku z tym autorka artykułu zdecydowanie stoi na stanowisku, że dobro dziecka jest nadrzędne w stosunku do autonomii władzy rodzicielskiej, a zatem zakaz udziału osób niepełnoletnich w polowaniach nie powinien podlegać żadnej dyskusji.
Wszystkie te etyczne, ekologiczne, prawne, psychologiczne czy teologiczne argumenty przeciw myślistwu i tak jednak bledną wobec zamieszczonych pod koniec „Etycznego potępienia myślistwa” fragmentów książek „Polowaneczko” Tomasza Matkowskiego oraz „Farba znaczy krew” Zenona Kruczyńskiego. Zawarte w nich autentyczne wypowiedzi myśliwych, obrazki z polowań czy opisy rozmaitych rytuałów łowieckich oddziałują przede wszystkim afektywnie: wywołują dosłownie fizyczne poczucie zgrozy (wspomnę jedynie o praktyce bełtania mózgów żywym kaczkom, oszczędzę czytelniczkom i czytelnikom dokładniejszego opisu, na czym ona polega).
Pojawienie się takiej książki jak „Etyczne potępienie myślistwa” oczywiście cieszy. Nigdy dość sprzeciwu wobec tej małej, lecz bardzo wpływowej grupy społecznej, bezkarnie zadającej cierpienia istotom żywym, zaśmiecającej środowisko, stanowiącej zagrożenie publiczne (myśliwi odpowiadają za niejedną śmierć i przypadkowe postrzelenia postronnych osób) i zawłaszczającej dobro wspólne, jakim są polskie lasy. Po lekturze tomu pozostaje mi wszakże w głowie pytanie o siłę jego oddziaływania. Zastanawiam się, czy tego typu publikacje nie stanowią klasycznego przykładu preaching to the converted, przekonywania i tak już przekonanych. Jak stwierdza jedna z rozmówczyń Kruczyńskiego, Małgorzata Grabarczyk (żona myśliwego): „Rozmawiam z myśliwymi, którzy odwiedzają nasz dom, i mam wrażenie, że ich nie męczą takie dylematy. Dla nich to nie jest problem etyczny ani emocjonalny. Nie mają takich refleksji” (s. 392). Trudno więc sobie wyobrazić, by po „Etyczne potępienie myślistwa” sięgnął jakikolwiek myśliwy, a jeszcze trudniej sobie wyobrazić, że zmieniłby się na podstawie tej lektury w skruszonego grzesznika.
Może jednak nie taki jest cel tomu pod redakcją Doroty Probuckiej. Może chodzi tu po prostu o dyskursywne wsparcie aktywizmu antyłowieckiego, o instytucjonalną podbudowę blokad polowań, o nazywanie rzeczy po imieniu, o niedawanie myśliwym spokoju, o nieustanne pozbawianie ich poczucia bezkarności, o ciągłą edukację społeczną, prowadzoną z przekonaniem, że jest to absolutne minimum, które możemy zrobić dla niewinnych, pozbawionych głosu ofiar.
LITERATURA:
Barthes R.: „Mitologie”. Przeł. A. Dziadek. Warszawa 2008.
Ferfecki W.: „Partia myśliwych wciąż pozostaje w ukryciu”. „Rzeczpospolita”, 7 lipca 2020. https://www.rp.pl/Polityka/307069916-Partia-mysliwych-wciaz-pozostaje-w-ukryciu.html.
Foer J.S.: „Zjadanie zwierząt”. Przeł. D. Dymińska. Warszawa 2013.
Janczewski A.: „Zarabiają miliony na zabijaniu zwierząt. Znów jest o nich głośno”. Money.pl. 2018. https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/zarabiaja-miliony-na-zabijaniu-zwierzat-znow,12,0,2400524.html.
Jurszo R.: „Aż 94 proc. Polaków nie chce polowań na ptaki. 67 proc. za całkowitym zakazem”. https://oko.press/az-94-proc-polakow-nie-chce-polowan-na-ptaki/.
Łubieński S.: „Książka o śmieciach”. Warszawa 2020.
Rollin B.E.: „Animal Pain: What It is and Why It Matters”. „Journal of Ethics" 2011, nr 15 (4).
Serpell J.: „W towarzystwie zwierząt”. Przeł. A. Alichniewicz. Warszawa 1999.
„Etyczne potępienie myślistwa”. Red. Dorota Probucka. Wydawnictwo Universitas. Kraków 2020.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |