ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 grudnia 23 (407) / 2020

Sylwia Zazulak,

JAK W BAJCE? (THE CROWN, SEZON 4.)

A A A
Historia brytyjskiej monarchii trwa nadal – nie tylko dosłownie, lecz także serialowo, bowiem niedawno swoją premierę miał 4. już sezon „The Crown”, kultowego serialu produkcji Netflix. Ekscytacja w oczekiwaniu na dalsze losy tytułowej korony była podsycana zapowiedzią pojawienia się na ekranie dwóch wyjątkowych i szczególnych dla Wielkiej Brytanii kobiet – Margaret Thatcher oraz Diany Spencer. Obydwie miały wielki wpływ na historię i wydarzenia w swoim kraju, natomiast ich ekranowe wizerunki – na feministyczny wydźwięk najnowszego sezonu „The Crown”. 3. sezon, poza oczywistym stawianiem królowej Elżbiety II na pierwszym planie, skupiał się przede wszystkim na dorastaniu i dojrzewaniu księcia Karola oraz jego relacji z lordem Mountbattenem. Gdzieś obok zostały przybliżona postać i problemy księżniczki Małgorzaty (która wiele zawdzięcza wyczynom Heleny Bohnam Carter) oraz pobieżnie losy siostry Karola, Anny. Na próżno było jednak poszukiwać silniejszych kobiecych wcieleń. Tym razem doszło do przegrupowania, podczas którego do wyśmienitego zespołu znanego z poprzedniego sezonu dołożono dwie niesamowicie wyraziste role – dojrzałą aktorsko Gillian Anderson jako Żelazną Damę oraz młodziutką i świeżą Emmę Corrin, czyli ekranową „królową ludzkich serc”. Kreacje te zmieniły sposób prowadzenia narracji, tym razem umieszczając kobiety na pierwszym planie – ich relacje, problemy i troski. W 4. sezonie „The Crown” to właśnie te kobiece dramaty osobiste stały się trzonem dla ukazanych w serialu dramatów społecznych, które targały „Koroną” na przestrzeni lat 1979-1990.

Okres rządów Elżbiety II przedstawiony w najnowszym sezonie okazał się nie lada znaczący, ponieważ przypada na czas piastowania przez Margaret Thatcher stanowiska premiera Wielkiej Brytanii. Sukces i upadek Żelaznej Damy kolejno otwiera i wieńczy dziesięcioodcinkową opowieść, podczas której z niezwykłą wrażliwością zostaje pokazana specyficzna relacja dwóch najważniejszych osób w państwie. Bohaterki łączą nie tylko kwestie polityczne, ale, jak same nieraz podkreślają, także osobiste, począwszy od wieku, przez piastowanie wysokiego urzędu, aż po te najważniejsze, charakterologiczne – bycie silną kobietą w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Twórcom serialu bardzo dobrze udało się ukazać tę nietypową relację, którą mimo napięcia i ciągłych starć pomiędzy Thatcher i królową, oparto na solidarności i wzajemnym szacunku. Poprzednie prezentacje stosunków królowa-premier w „The Crown” były neutralne i nawet ukazana osobista sympatia Elżbiety do Winstona Churchilla nie wpłynęła na apolityczny wizerunek monarchini. Tym razem jednak doszło do zachwiania równowagi, co wedle turnerowskiego schematu, przerodziło się w ogólnokrajowy kryzys i dramat społeczny. Na podziw zasługuje niejednoznaczność, z jaką twórcy przedstawili owe wydarzenia, pozwalając widzom samodzielnie ocenić i zdecydować, czy dwór królewski zawinił, czy nie, decydując się na ujawnienie takich informacji (oraz jak ma się do tego zachowanie pośredników w ich przekazaniu mediom). Błyskotliwość królowej i jej świty po wybuchu plotek, po raz kolejny w produkcji Netflixa, okazała się nieprzeciętna, jednak na tle kontrowersyjnych decyzji politycznych Margaret Thatcher (i ich rażącego wpływu na gospodarkę Wielkiej Brytanii) trudno spodziewać się od zagrożonej monarchii bezstronności. Bohaterka grana przez Gillian Anderson kilkukrotnie prowokuje Elżbietę do naruszenia wyznawanej neutralności na wielu gruntach (pośrednio sugerując, że można mieć ulubione dziecko, albo prosząc królową, aby ta rozwiązała rząd, gdy dalsza pozycja Thatcher jako premiera w 1990 roku jest zagrożona). Jej wpływ na monarchinię dodaje „The Crown” nieznanej dotąd pikanterii, ponieważ oglądanie staje się jednocześnie niecierpliwym wyczekiwaniem na moment, w którym znana ze swej bezstronności i kamiennej twarzy Elżbieta pęknie.

W 4. sezonie pojawiają się ku temu solidne i interesujące zwiastuny – poza oczywistym zamartwianiem się o gospodarkę Wielkiej Brytanii i status Wspólnoty, sen z powiek królowej spędzają także związki jej dzieci, a przede wszystkim księcia Karola, pierwszego w linii sukcesji do tronu. Już w 1. odcinku sezonu z wielką pompą i emocjonalnością, spotęgowaną tragiczną śmiercią i ostatnim listem lorda Mountbattena, przedstawiono oczekiwanie rodziny księcia Walii na rychłe ustatkowanie się następcy Elżbiety. Tym sposobem, w życiu Karola, jak i na ekranie, pojawia się Diana Spencer, która wnosi do serialu powiew młodzieńczej świeżości i nowoczesności. Jej postać niespodziewanie zaczyna grać pierwsze skrzypce, spychając najstarszego syna Elżbiety na dalszy plan. Pierwsze spotkanie przyszłych małżonków – niewinne i emanujące z ekranu elektryzującą atmosferą słodkich, onieśmielających niedomówień – okazało się ostatecznie tylko usypiać czujność widza, a tym samym napędzać emocje podczas oglądania. Doskonale znana i szeroko komentowana medialnie tragiczna historia małżeństwa i życia księżnej Walii, skonfrontowana z pierwszym, romantycznym spotkaniem dwojga w 1. odcinku, zapoczątkowała emocjonujące wyczekiwanie na moment kulminacyjny. Ślub i zaręczyny w kolejnych epizodach stały się punktem zapalnym, w którym rozpoczęło się niecierpliwe oczekiwanie na wybuch tykającej bomby pod postacią słuszności i wiarygodności małżeństwa Diany i Karola.

Pod znakiem zapytania postawiona została także stabilność psychiczna Diany. Można powiedzieć, że niejako podziela ona los księżniczki Małgorzaty z sezonu 3., stając się uciśnionym symbolem nieszczęścia całego młodszego pokolenia rodziny królewskiej. W podobny sposób zostaje jej przyporządkowana pozycja „tej drugiej”, podczas gdy opinia publiczna w rzeczywistości jest jej bardziej przychylna niż pozostałym członkom rodziny królewskiej. Ekranowe losy Diany umieszczone są na skrzętnie przemyślanej sinusoidzie radości i trosk, jednak momenty sukcesu i szczęścia okazują się tylko pozorne, ponieważ nierozerwanie towarzyszy im brutalne sprowadzenie na ziemię – nieważne, czy dotyczą drobnych przyjemności, czy wielkich uniesień. Frustrację księżnej można wyczuć z ekranu – doskonale zagrana przez Emmę Corrin postać przekazuje widzom swoje uczucia i emocje, wciągając oglądających w świat zawiłych problemów na miarę królewskich głów. Postać Diany zachowuje jednak przy tym pełnię swojej naturalności, dziewczęcości i skromności, co pozwoliło jej skraść serca widzów. Zauważyć należy jednak, że twórcy serialu podczas przedstawiania relacji księżnej i księcia Walii posunęli się do faworyzowania jednej ze stron, co ma swój bezpośredni wpływ na zasugerowanie widzom ewentualnej oceny samej Korony i jej pozycji (tym bardziej w połączeniu z poglądami i sposobem prowadzenia rządu przez Margaret Thatcher). Aspekt ten bynajmniej nie okazuje się wadą – czyni serial do szpiku kości aktualnym, ponieważ dyskusje o stanie i statusie monarchii brytyjskiej są współcześnie nad wyraz gorące przez sprawę Megxitu. Pokazana zostaje tym samym pewna skostniałość systemu, tworząca potencjalny wątek zaczepienia dla dalszych sezonów. Zasiane zostało również ziarno niepewności, podsycające oczekiwanie na wielki finał.

Wyjątkowe okazało się przedstawienie w siódmym odcinku mikroopowieści o dwóch dalszych kuzynkach królowej, które ze względu na swoje upośledzenie zostały wykluczone z rodziny królewskiej. Historia w dosadny sposób zwraca uwagę na brak wrażliwości ze strony monarchii, gdy w grę wchodzi dobre imię Korony. Co więcej, pokazuje, że znieczulica, którą Elżbieta II wykazywała w stosunku do romantycznych relacji księcia Karola (a wcześniej także do swojej siostry Małgorzaty czy wuja Edwarda VIII), nie jest tylko kwestią jej charakteru, ale wielopokoleniowego zepsucia i manipulatorstwa całej monarchii, która ponad dobro bliskich stawia królewski wizerunek. W pierwszych sześciu odcinkach obydwie te cechy narastają, pozostawiając bohaterów w stanie niekomfortowej i przymusowej stagnacji, co sprawia, że 4. sezon „The Crown” ogląda się z ponadprzeciętnym zainteresowaniem i napięciem. Nie sposób oderwać wzroku, ponieważ każdy najmniejszy gest, spojrzenie czy wypowiedziane słowo dolewa oliwy do ognia. Na szczególne docenienie zasługuje subtelność Emmy Corrin i Josha O’Connora w przedstawieniu nieszczęśliwej relacji Diany i Karola. Oglądając ich poczynania, niemalże widzi się przeskakujące iskry. Tę dwójkę łączy niesamowita energia, którą oboje są zdolni w kapitalny sposób przekształcić w wachlarz dowolnych emocji, od skrajnej nienawiści po powściągliwą, skrytą namiętność.

Jak zwykle w „The Crown”, na koniec sezonu twórcy serwują widzom zwalającą z nóg pointę, która okazuje się brutalnie dewastować jakąkolwiek nadzieję widzów na potencjalny happy end. W ostatnich chwilach 10. odcinka dochodzi do długo oczekiwanego starcia złamanej Diany z rodziną królewską, po którym można by się spodziewać rozwiązania kryzysowej sytuacji. Jednak wielki finał, którego widz się spodziewa, nigdy nie nadchodzi. Zastąpiony zostaje neurotyczną rozmową Filipa i Diany, podczas której monolog księcia o pozycji członków rodu wykorzystano jako narrację dla sugestywnych ujęć rodziny królewskiej, co w smutny i dosadny sposób podsumowuje przykre losy rezydentów Windsoru w 4. sezonie.

Osobiste dramaty monarchii wciąż pozostają nierozwiązane, kryzys społeczny znajduje się w stanie niebezpiecznego zawieszania, Margaret Thatcher opuszcza Downing Street 10 i po raz ostatni spotyka się z Elżbietą, a Diana milczy, z zawziętością wpatrując się w obiektyw aparatu. Wszystkie te przesłanki są zapowiedzią ogromnych zmian, które czekają na widzów w kolejnym sezonie. Pozostawiają także za sobą nutę niepewności, czy właściwie cokolwiek, kiedykolwiek może się zmienić. 4. sezon okazał się napakowany ogromnym ładunkiem emocjonalnym, z którym zderzyli się zarówno bohaterowie, jak i widzowie. Twórcy „The Crown” po raz kolejny udowodnili, że owa produkcja to nie niezobowiązujące perypetie bardzo ważnych i znanych na całym świecie ludzi mieszkających w ładnym zamku, a poważna, poruszająca i momentami przykra historia rodziny, której członkom przyszło się mierzyć z własnymi demonami oraz niezbywalną odpowiedzialnością dziedziczoną od pokoleń wraz z koroną.
„The Crown” sezon 4. Reżyseria: Stephen Daldry i inni. Scenariusz: Peter Morgan. Obsada: Olivia Colman, Tobias Menzies, Helena Bohnam Carter, Josh O’Connor, Emma Corrin. Wielka Brytania, Stany Zjednoczone 2020, 52 min.