ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 grudnia 24 (408) / 2020

Andrzej Ciszewski,

INNY JA (DNI, KTÓRYCH NIE ZNAMY)

A A A
Lubin Maréchal to sympatyczny, dwudziestotrzyletni marzyciel, który z pasją oddaje się sztuce akrobatyki. Jednak darmowe występy na deskach teatru Strausser nie są w stanie zapewnić utrzymania bohaterowi (skądinąd zatrudnionego na pół etatu w minimarkecie). Gdy pewnego razu protagonista przychodzi do pracy z … jednodniowym spóźnieniem, nie podejrzewa, że to dopiero początek problemów. Regularnie powtarzające się (początkowo całodobowe, potem coraz dłuższe) utraty świadomości sprawiają, że chłopak w końcu postanawia podjąć działanie: za pomocą kamery rejestruje godziny, których nie pamięta.

W ten sposób odkrywa, że dzieli swoje ciało z tym drugim – osobowością dużo bardziej pragmatyczną, twardo stąpającą po ziemi i o wiele lepiej wpisującą się w obowiązujące normy społeczne. Choć są całkowicie różni – także pod względem fizycznych predyspozycji – Lubin i jego alter ego dochodzą do porozumienia, prowadząc dwa skrajnie odmienne żywoty, informując się wzajemnie o swoich poczynaniach i życiowych decyzjach. O ile robiąca doktorat z socjologii dziewczyna Maréchala, Gabrielle, coraz gorzej odnajduje się w tej niecodziennej sytuacji, o tyle płomiennowłosa Tamara (będąca zawodowym żołnierzem kochanka tego drugiego) zaskakująco szybko akceptuje rozszczepienie osobowości protagonisty, z czasem zakochując się w tym pierwszym.

„Dni, których nie znamy” to debiutująca w 2017 roku pod szyldem oficyny Glénat graficzna powieść autorstwa Timothé’ego Le Bouchera. Liczący sobie trzydzieści dwie wiosny francuski artysta proponuje czytelnikom kameralną, na równi wzruszającą, co zachęcającą do głębszych refleksji przypowiastkę o kondycji i tożsamości współczesnego człowieka. Rozpisana na wiele dekad (poznajemy Lubina jako młodzieńca i towarzyszymy mu aż do późnej starości) opowieść autora „Skins Party” w umiejętny sposób splata ze sobą wątki obyczajowe i melodramatyczne (scen wyciskających łzy nie brakuje, choć na szczęście nie są to tanie chwyty). W finale Le Boucher zaczyna bawić się motywami rodem z thrillera psychologicznego (wprowadzając wątpliwość, który z Lubinów jest postacią pozytywną), aczkolwiek szybko porzuca ową konwencję na rzecz melancholijnego SF.

Zamknięte w twardej oprawie, okraszone smakowitymi studiami postaci „Dni, których nie znamy” to zarazem nietuzinkowa, obfitująca w fabularne twisty love story, jak i uniwersalna w swej wymowie opowieść o poszukiwaniu straconego czasu (cytując klasyka) oraz o pragnieniu egzystencjalnego spełnienia. Naprawdę zacna pozycja, w dodatku urzekająca niebanalną urodą wizualną. Uproszczona, schludna kreska; liczne nawiązania do poetyki mangi (szczególnie widoczne w modelunku niektórych bohaterów), świetne sekwencje kadrów pozbawionych słownego komentarza, do tego kapitalnie dobrana ciepła kolorystyka: już samo pobieżne przeglądanie albumu dostarcza niemało frajdy. A czas poświęcony na lekturę z pewnością nie będzie zmarnowany.
Timothé Le Boucher: „Dni, których nie znamy” („Ces jours qui disparaissent”). Tłumaczenie: Jakub Syty. Non Stop Comics. Katowice 2020.