ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (410) / 2021

Magdalena Piekara,

NADMIAR I NIEDOSYT (ADAM MAZURKIEWICZ: 'POLSKA LITERATURA SOCREALISTYCZNA')

A A A
W zachodnich historiograficznych badaniach sowietologicznych w latach 60. XX wieku narodziła się szkoła zwana rewizjonistyczną. W Polsce znamy ją np. z publikacji Sheili Fitzpatrick (przetłumaczone na język polski zostały: „Życie codzienne pod rządami Stalina. Rosja radziecka w latach trzydziestych XX wieku” [przeł. Joanna Gilewicz, Kraków 2012], „Zespół Stalina. Niebezpieczne lata radzieckiej polityki” [przeł. Karolina Iwaszkiewicz, Wołowiec 2017] oraz „Rewolucja rosyjska” [przeł. Jakub Bożek, Warszawa 2017]). Cechą charakterystyczną badań rewizjonistycznych jest próba spojrzenia na społeczeństwo komunistyczne, na życie w opresji totalitarnej, nie przez pryzmat decyzji politycznych, ale odwrotnie, uznanie, iż to kierownictwo partii musiało dostosowywać się do konkretnych realiów społecznych. Dlatego najbliższe jest rewizjonistom spojrzenie „oddolne”, analiza najmniejszych nawet przejawów autonomii, a także wszystkich, najczęściej pomijanych, procesów niezwiązanych z interwencją państwa i partii. Problemem tej szkoły badawczej, według mnie, jest zbytnie zaufanie tekstom źródłowym, częste przyjmowanie ich w sposób całkowicie naturalny, uznający ich „prawdziwość”, jak np. gdy Fitzpatrick opisuje historię więźniarki pracującej przy budowie Kanału Białomorsko-Bałtyckiego, dokładnie wskazującej na moment, w którym zaczęła się jej reedukacja. A była to prowadzona z inną więźniarką rozmowa o charakterze dydaktycznym, po której bohaterka opowieści zrozumiała, gdzie popełnia błędy i jak może stać się odpowiedzialną i użyteczną osobą (zob. Fitzpatrick 2012: 111). Z kolei największą zaletą ich poszukiwań jest próba wniknięcia w tę przestrzeń, która przez wiele lat pozostawała poza zainteresowaniami badawczymi, by na tej podstawie dojść do ustaleń, które czasem bywają nowatorskie i mogą odsłonić kolejne, nieodkryte lądy.

Myślę, że właśnie taki rodzaj spojrzenia bliski jest Adamowi Mazurkiewiczowi, któremu najczęściej obca jest jednak naiwność w podchodzeniu do źródła, co precyzyjnie wyjaśnia już na początku swej rozprawy, gdy np. tłumaczy, dlaczego uznaje dokumenty sporządzone przez władze i na ich użytek, jako wiarygodne źródło informacji (zob. s. 39), zaś podejrzliwie podchodzi do wspomnień i pamiętników. Podobnie dzieje się już na początku książki, gdy autor proponuje nowe granice czasowe epoki, a także, gdy analizuje coś, co można nazwać zapowiedzią czy oczekiwaniem w polskiej lewicowej krytyce przedwojennej. Notabene, nieskomentowanie poglądu Stanisława Baczyńskiego, który w 1932 roku pisał: „Za fałszywy i bezwzględnie szkodliwy w krytyce literackiej zachodu należy uznać pogląd (…), że tematyka i problematyka oraz dążności socjalne literatury są skutkiem nacisku władz oficjalnych, wynikiem urzędowo narzuconego systemu pracy literackiej” (Baczyński 1932: 5), nie jest najszczęśliwsze. Po pierwsze, Baczyński pisał to jeszcze przed rozwiązaniem KPP w 1938 roku, przed „wielką czystką”, w czasach, gdy nieobce były w Europie złudzenia związane z realizacją postulatów lewicowych w ZSRR, po drugie zaś jego wizję, wizję socjalisty, można skonfrontować z późniejszymi stanowiskami czy życiorysami pisarzy, takich jak np. Władysław Broniewski, Aleksander Wat, Tadeusz Boy-Żeleński czy Gustaw Herling Grudziński, którzy „na własnej skórze” przekonywali się o realiach życia w ZSRR, a także o możliwościach pracy pisarza, nawet, jak w przypadku Wata, pisarza-komunisty czy pisarza-socjalisty, jak Broniewski.

Z podobną sytuacją mamy do czynienia, gdy Mazurkiewicz, analizując założenia dla cenzorów, pisze, iż „Mglistość tak zarysowanych przez cenzurę celów sprzyjała różnym nadużyciom, tym bardziej, że autor każdego tekstu mógł potencjalnie zostać oskarżony o kosmopolityzm, przemytnictwo ideologiczne i idealizację kultury Zachodu” (s. 453). W tym miejscu aż prosi się o okrzyk „da liegt der Hund begraben”, właśnie dlatego zasady te były nieprecyzyjne, aby w dowolnym momencie można było je zinterpretować zgodnie z nakazem chwili (arbitralność) i bezwarunkowo, w razie potrzeby, oskarżyć autora o nieprawomyślność. Zapis dotyczący „różnych nadużyć” można jedynie skomentować mottem z „Korzeni totalitaryzmu” Hannah Arendt, którego autorem jest David Rousset: „Normalni ludzie nie wiedzą, że wszystko jest możliwe”. Poszukiwanie w obrębie partyjnych dokumentów precyzji i zżymanie się, że jej brak prowadzi do nadużyć, ukazuje, iż autor „Polskiej literatury socrealistycznej” na moment zapomniał o istocie świata, który przyszło mu badać. Notabene w momencie, w którym autor zajmuje się problemami cenzury, to, poza przywołanymi, przydałby się kontakt z książką Elżbiety Dąbrowicz „Cenzura na gruzach. Szkice o literackich świadectwach życia w PRL-u”. Brakuje także kilku innych znaczących dla literatury przedmiotu pozycji, jak np. książki Małgorzaty Fidelis „Kobiety komunizm i industrializacja w powojennej Polsce” czy „Przewietrzyć zatęchłą atmosferę uniwersytetów. Wokół literaturoznawczej polonistyki doby stalinizmu” Jerzego Smulskiego, które z pewnością wiele wniosłyby do uzupełnienia obrazu epoki.

Wracając do ewentualnego związku badań Mazurkiewicza z rewizjonistami, możemy także dostrzec inną tendencję – w „Polskiej literaturze socrealizmu” próżno szukać teoretyków totalitaryzmu, takich jak choćby Hannah Arendt, Hans Mommsen czy Leszek Kołakowski. Ten ostatni pojawia się na kartach książki Mazurkiewicza dwukrotnie, raz jako jeden z redaktorów „Życia”, a następnie w anegdocie. Takie podejście sygnalizuje, że Mazurkiewicz chce dokonywać własnych wyborów, podążać własnymi ścieżkami, pomijać to, co wydaje się już oczywiste i zbadane. Najpewniej z tego samego powodu w małym stopniu kontaktuje się nad badaniami dotyczącymi języka lat 50. – znanych z prac Wojciecha Tomasika czy Michała Głowińskiego. Nie chodzi o to, że ich nie cytuje, wręcz przeciwnie, o czym nieco dalej, ale o to, że w niewielkim stopniu pomagają mu w prowadzeniu wywodu. Jakby znajdowały się „obok” tego, do czego sam dąży, a widać, że chciałby właśnie, jak rewizjoniści, przeczytać ten świat na nowo, pokazać go w innym świetle, uwypuklić to, co do tej pory niezauważone czy przemilczane. Nie wątpię w to, iż autor omawianej książki zna prace badaczy, których brak zaobserwowałam, natomiast ich nieobecność prowadzi czasem do niedostrzeżenia pewnych oczywistości, które przywołałam wcześniej.

Mazurkiewiczowi jednak trochę brakuje odwagi, co widać po nadmiarze przypisów, połowa każdej strony w całej książce opatrzona jest dopowiedzeniami, adnotacją tytułów i nazwisk osób, które w danej sprawie się już wypowiadały. To jak barokowy ołtarz, z nadmierną ilością szczegółów, który początkowo może wzbudzać zachwyt, a potem już męczy i nuży przeładowaniem. Czy można robić zarzut z akrybii? Szczególnie w czasach, gdy zdarza się, iż niektórzy badaczki i badacze niezbyt sumiennie podchodzą do kwestii źródeł, a pojawiające się ciągle w prasie informacje o plagiatach budzą zrozumiałe zaniepokojenie? Czy w takim razie nie powinniśmy zachwycać się solidnymi podstawami tekstów zamieszczonych w książce Mazurkiewicza? Problemem najważniejszym tej książki właśnie jest ów zaznaczony w tytule mojej recenzji nadmiar, w którym zaczyna gubić się punkt dojścia, cel. Punkt wyjścia jest ambitny i czytelnie zaznaczony. To przede wszystkim ustalenie nowych ram czasowych epoki, a także skupienie się wyłącznie na samym procesie literackim. Z punktem dojścia jest jednak inaczej. Czy byłaby to chęć stworzenia ujęcia syntetycznego? Czy też rozpoczęcia, charakterystycznego dla badań rewizjonistycznych, kolejnego etapu, nowego spojrzenia, dodania nowych elementów i odwrócenia perspektywy?

Na okładce książki znajdziemy zapewnienie, że „autor nie tylko poddaje pogłębionej interpretacji wybrane, nierozpoznane dotąd badawczo, (…), motywy charakterystyczne dla socrealizmu”. To niezręczność wydawcy, z pewnością. Szkoda jednak, że autor książki tego nie skorygował, po takim założeniu bowiem narzuca się pytanie: czy rzeczywiście nierozpoznane? Jeśli nierozpoznane, to i niezbadane. Można więc z tego stwierdzenia wnosić, iż do tej pory np. obraz Ameryki w prozie socrealistycznej czy literatura fantastycznonaukowa tamtego okresu nie były przedmiotem badań, a to nieprawda. Można też uznać je, przez pominięcie, za niesatysfakcjonujące dla autora, niewystarczające, czy wręcz nieistotne. Autor często cytuje książkę „Socrealizm. Fabuły – komunikaty – ikony”, pod redakcją Krzysztofa Stępnika i Magdaleny Piechoty, a właśnie tam znajduje się tekst „Ameryka w butelce. Rzecz o coca-coli” Wojciecha Tomasika, którego nie znajdziemy w „Polskiej powieści socrealistycznej” – choćby w przypisie można zaznaczyć, że jest, że istnieje, nawet jeśli autor omawianej książki nie znalazł w nim niczego dla siebie przydatnego. W rozdziale tym nie znajdziemy także przypisu do tekstu Jerzego Smulskiego „Obraz Stanów Zjednoczonych w polskim reportażu socrealistycznym”, chociaż tekst ten jest zacytowany w innym miejscu książki Mazurkiewicza. Jeśli zaś chodzi o socrealistyczną literaturę fantastycznonaukową, z pewnością nie można uznać tego zagadnienia za nierozpoznane badawczo, chociaż sam autor uważa nieco inaczej: „Jedyną pracą, którą można uznać za próbę rekonesansu tej terrae incognitae, jest szkic Jacka Inglota” (s. 493), po czym cytuje prace Mariusza Zawodniaka, Andrzeja Stoffa czy Jerzego Jarzębskiego i innych, w tym także i autorki niniejszego omówienia.

Jako badaczkę literatury socrealizmu bardzo cieszy mnie pojawienie się książki Adama Mazurkiewicza „Polska powieść socrealistyczna”. Jeśli iść tropem zaproponowanym przeze mnie wcześniej, to stałabym po stronie „tradycjonalistów” – i pewnie z tego powodu nie jestem w stanie docenić rozpoczynającej się rewolucji spod znaku badań rewizjonistycznych. Każda jednak nowa dyskusja w ramach badań literaturoznawczych niezwykle cieszy, oznacza bowiem, iż w kwestii literatury lat 50. nie zostało jeszcze wszystko powiedziane. A coś takiego uszczęśliwia, a przynajmniej powinno, zarówno tradycjonalistów, jak i rewizjonistów. Nadto warto zwrócić uwagę na to, że tak obszerna pozycja z pewnością będzie omawiana jeszcze wielokrotnie. Konkretne rozwiązania zaproponowane w poszczególnych rozdziałach, w tym, faktycznie, nierozpoznanej dotąd kwestii literatury popularnej, z pewnością doczekają się jeszcze wielu polemik i wielokrotnie będą wykorzystane przez kolejne badaczki i kolejnych badaczy tej epoki, czego autorowi serdecznie życzę.

LITERATURA:

Baczyński S.: „Literatura w ZSRR”. Kraków-Warszawa 1932.

Fitzpatrick S.: „Życie codzienne pod rządami Stalina. Rosja radziecka w latach trzydziestych XX wieku”. Przeł. J. Gilewicz. Kraków 2012.

Roeske M.: „Moda czy nostalgia? O tym, jak PRL funkcjonuje w wyobraźni społecznej współczesnych Polaków”. „Kultura Popularna” 2014, nr 2.

Rousset D.: „The Other Kingdom”. New York 1947.
Adam Mazurkiewicz: „Polska literatura socrealistyczna”. Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego. Łódź 2020.