ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 stycznia 2 (410) / 2021

Przemysław Piwowarczyk,

WIECZNY ODYSEUSZ, CZYLI ANTYCZNY UMYSŁ MIĘDZY THULE A TAPROBANE (RAIMUND SCHULZ: 'ŁOWCY PRZYGÓD W DALEKICH KRAINACH')

A A A
Obszerna synteza Raimunda Schulza (niemiecki oryginał z 2016 roku) jest próbą całościowego opisania i zrozumienia procesu kształtowania się antycznego horyzontu geograficznego. Autor pisze, że jego celem jest stworzenie „zintegrowanej historii odkryć geograficznych – całościowego przedstawienia ekspansji terytorialnej i poznawania dalekich krain w kontekście rozwoju politycznego, gospodarczego i kulturowego” (s. 13-14). Zamysł to imponujący, ale nie do końca trafnie ujmuje efekt pracy autora. Schulz nie tyle opisuje z detalami kolejne przedsięwzięcia eksploracyjne, ile pokazuje, dlaczego w ogóle do nich doszło i dlaczego miały taki, a nie inny zasięg i przebieg. Książka nie jest podręcznikiem, narracyjnym wykładem historii zdarzeniowej, ale odważną pracą badawczą nastawioną na danie całościowej odpowiedzi na cały szereg większych i mniejszych pytań. Ma to swoje wielkie zalety, ale – niestety – również wady.

Na polskim rynku nie mieliśmy do tej pory podobnej syntezy. Książka ta nie powinna być jednak pierwszą i jedyną lekturą na temat antycznej wiedzy o świecie. Kształtowaniu się horyzontu geograficznego Greków i Rzymian w Europie poświęcił swą popularną monografię Jerzy Strzelczyk (Strzelczyk 2000, pierwsze wydanie 1970), który w wielu publikacjach zajmował się również obrazem świata na łacińskim Zachodzie. Książka Strzelczyka zdecydowanie powinna poprzedzać lekturę Schulza, ma bowiem charakter bardziej popularny, ale przy tym z większym szacunkiem traktuje źródła. Drugą pozycją, której praca Schulza nie zastąpi, jest zasłużony wybór źródeł do geografii antycznej opracowany przez radzieckiego uczonego (nie powinno być to powodem do uśmiechów) Mitrofana S. Bodnarskiego (Bodnarski 1957). Bodnarski nie tylko daje obszerne wypisy z tekstów (w przekładach na polski z języków oryginalnych, nie z rosyjskiego), ale jego praca zawiera też szereg poglądowych map ukazujących horyzont geograficzny najważniejszych autorów antycznych (czego można by się spodziewać również u Schulza, jego mapy mają jednak zasadniczo inny charakter).

Pracę Schulza cechuje charakter wybitnie autorski. Oparta jest na jasno określonym koncepcie metodologicznym. Schulz we wstępie wprowadza pojęcie układu eksploracyjnego, którym określa kompleks warunków niezbędnych do przeprowadzenia wyprawy odkrywczej. Składają się nań:

- Mentalna predyspozycja jednostek i społeczna predyspozycja wspólnot ludzkich. Nie wszędzie bowiem i nie zawsze znajdowali się ludzie gotowi podejmować dalekie podróże. Antyczni Fenicjanie i Grecy stanowili nie regułę, lecz wyjątek.

- Oczekiwania i wyobrażenia stanowiące o motywacjach. Pytamy zatem o korzyści materialne, militarne, poznawcze czy jeszcze inne, które jednostki i społeczności wiązały z eksploracją w danym kierunku.

- Polityczne i gospodarcze „warunki ramowe”, a zatem sytuacja międzynarodowa i polityka gospodarcza prowadzona przez społeczności zainteresowane eksploracją. W argumentacji Schulza ten aspekt ma często kluczowy charakter.

- Wyobrażenia przestrzenne organizatorów wypraw. To bardzo ciekawy element. Schulz zauważa bowiem, że wyprawa nigdy nie odbywa się w nieznane, ale „musi istnieć akceptowalne, wewnętrznie spójne, ogólne wyobrażenie o przybliżonym położeniu celu w stosunku do znanych obszarów i o prowadzącej do niego drodze” (s. 16).

- Środki techniczne i materialne.

Schulz każdorazowo, choć nie odnosząc się wprost do określonych we wstępie punktów, analizuje każdą wyprawę wedle powyższych kryteriów. Zaproponowany przez niego model heurystyczny jest bez wątpienia jedną z najważniejszych zalet książki. Może być on z powodzeniem zastosowany także do europejskich wypraw odkrywczych nowożytności, jak również – co nawet jeszcze ciekawsze – do społeczności izolowanych, które nie podjęły podobnych wysiłków, jak np. cywilizacje Indii czy Chin.

Układ książki jest chronologiczny. Eksploracja ekumeny zostaje podzielona na pięć zasadniczych faz. Pierwsza obejmuje schyłek epoki brązu, kiedy udało się połączyć w jedną sieć wymiany ludzi i towarów obszar między Italią a Mezopotamią; druga – epokę archaiczną, gdy Grecy i Fenicjanie założyli kolonie w całym basenie Morza Śródziemnego, wchodząc w relacje również z ludami na ich bezpośrednim zapleczu (Scytowie, Celtowie); trzecia faza to przełom czwartego i trzeciego wieku p.n.e., kiedy to wraz z podbojami Aleksandra i rządami jego następców Grecy nawiązali bezpośrednie kontakty z obszarami Azji Środkowej, Arabii i Indii; czwarta faza przypada na schyłek Republiki Rzymskiej i rządy Augusta, kiedy włączono w obręb znanej ekumeny środkową Europę; piąta wreszcie to I i II w. n.e., które przyniosły rozszerzenie horyzontu geograficznego na wschodzie po Zatokę Bengalską, a może i dalej. Aż się prosi, by wyodrębnić jeszcze jedną epoką – późny antyk – kiedy to dzięki przyjęciu chrześcijaństwa nastąpiła intensyfikacja kontaktów między bizantyńskim Śródziemnomorzem a nowymi państwami chrześcijańskimi w Nubii i Etiopii. Schulz wspomina te wydarzenia jedynie punktowo. Trzeba też dodać, że końcowe partie książki poświęca losom antycznej wiedzy geograficznej w średniowieczu, a swój wywód doprowadza do Kolumba, który nadal poruszał się w świecie wyobrażeń geograficznych Klaudiusza Ptolemeusza.

Na ekumenę spoglądamy ze śródziemnomorskiej perspektywy. Przede wszystkim oczami Greków i Rzymian. Choć Schulz stara się wprowadzić na scenę również Fenicjan i Kartagińczyków, to jest ograniczony stanem źródeł – niemal wszystko bowiem, co wiemy o ich wyprawach, pochodzi ze źródeł greckich i łacińskich. Wiemy, że istniały kartagińskie raporty z wypraw odkrywczych, ale możemy jedynie domyślać się, jaką utraconą wiedzę zawierały. Jedyny znany raport, z wyprawy Hannona do zachodniej Afryki, zachował się tylko w greckiej parafrazie. W książce mamy co prawda partie, w których przyglądamy się bliżej wysiłkom indyjskiego władcy Asioki czy chińskich cesarzy z dynastii Han, podjętym w celu nawiązania kontaktów z Zachodem, ale Schulz nie traktuje chińskiego horyzontu geograficznego jako autonomicznego przedmiotu badań. Wielkimi nieobecnymi książki, ale też po prostu dziejów eksploracji w ogóle, są Persowie. Schulz nigdzie nie wyraża tego wprost, ale bez wątpienia znajomość ekumeny na dworze Achemenidów w Persepolis czy w Ktezyfoncie, stolicy państwa Partów, nie miała sobie równych w antyku. Państwo perskie, w różnych swych odsłonach, pośredniczyło we wszystkich kontaktach między Śródziemnomorzem, Chinami i Indiami, miało także dobre rozeznanie Arabii i środkowoazjatyckiego stepu. Niestety, starożytni Persowie nie ufali pismu i swojej wiedzy nie uwiecznili w księgach.

Naczelne pytanie Schulza dotyczy uwarunkowań horyzontu geograficznego ludzi antyku, niemniej zadaje on wprost także cały szereg innych, rzadko stawianych pytań, które wymagają odpowiedzi wykraczającej daleko poza prosty opis zdarzeń. Do najciekawszych należą:

- Dlaczego to Grecy i Rzymianie, nie zaś Hindusi lub Chińczycy, przejawiali szczególny pęd eksploracyjny, który pozwolił im rozszerzyć horyzont geograficzny daleko bardziej niż wszystkim innym cywilizacjom przed epoką wielkich odkryć? Schulz odpowiedź widzi już w pierwszych wersach „Odysei” (zob. s. 69).

- Dlaczego antyczni nie odkryli Ameryki, choć mieli po temu środki techniczne, a sama koncepcja takiego rejsu była nieraz rozważana i uważana za racjonalną?

- Dlaczego podróżnicy i odkrywcy, aż po Marka Polo i Kolumba, czuli się w obowiązku włączyć w swe raporty spotkania z monstrami ludzkimi i zwierzęcymi?

- Może szczególnie interesujące dla Polaków, a rzadko zadawane pytanie: Dlaczego Rzymianie wiedzieli więcej o Indiach, a nawet Chinach, niż o nieodległych ziemiach nad Odrą i Wisłą? I to mimo iż rzymski limes opierał się o Dunaj na obszarze dzisiejszej Bratysławy, a władza rzymska okresowo sięgała po łuk Karpat i Kotlinę Czeską.

Na wszystkie te pytania Schulz daje odpowiedzi. Mniejsza o to, czy są one zawsze w pełni satysfakcjonujące, ważne, że trzeba się do nich odnieść. Aby móc odpowiedzieć, zagląda w bardzo różne strony. Dłuższy wywód poświęca filozofii przyrody w Milecie (zob. s. 122-126), hipokratejskiej koncepcji dziedziczności (zob. s. 176) czy gospodarce Cesarstwa Rzymskiego (zob. s. 319-321). Wszystkie te wywody pozostają jednak w związku z głównym tematem i nie ma się wrażenia, że autor traci z oczu swój zasadniczy cel.

Opierając się na nowych ustaleniach, Schulz rozwiewa utarte przekonania na temat śródziemnomorskiej żeglugi w okresie przednowoczesnym, które sam powtarzałem, opierając się na klasycznych pracach Fernanda Braudela. Przede wszystkim stanowczo odrzuca pogląd, jakoby żegluga antyczna odbywała się tylko wzdłuż wybrzeży (kabotaż) i nigdy zimą lub w nocy. Stawia pod znakiem zapytania także dominujące w dawniejszej literaturze utożsamienie Kassyterdy, Wysp Cynowych, z Kornwalią (zob. s. 120).

Z wywodu opartego na argumentacji autor niekiedy przechodzi w formę fabularyzowanych miniatur. Trzeba w nich widzieć narzędzie retoryczne, nie zaś parafrazę materiału źródłowego – co może zmylić mniej obytego w tematyce czytelnika. I tak na przykład o Ktezjaszu z Knidos, ważnym autorze piszącym o Indiach: „Ktezjasz (…) wypytywał kupców i podróżujących (…) wymieniał uwagi z indyjskimi kolegami po fachu, dopytywał o pochodzenie i znaczenie prezentów indyjskich posłów i chciał wiedzieć, co przedstawiono na egzotycznych dziełach sztuki i obrazach, które można było podziwiać na perskim dworze” (s. 217). W scenach tych Schulz próbuje wskazać na możliwe źródła wiedzy Ktezjasza, ale nie zaznacza wyraźnie, że jest to imaginacja. Przy okazji trzeba wspomnieć, że mamy po polsku monografię poświęconą Ktezjaszowi wraz z przekładem fragmentów (Głombiowski 1981; uzupełniony ostatnio przez Marchewkę i  Głombiowskiego, patrz: Ktezjasz z Knidos 2019).

W wielkim zamyśle autora ginie jednak czasami szacunek dla szczegółu. W najbardziej interesującym historyka aspekcie stanu źródeł badanie historii eksploracji i wyobrażeń geograficznych jest dość frustrujące. Obracamy się bowiem stale w kręgu kilku tekstów literackich, a odnalezienie nowych źródeł z tej kategorii jest mało prawdopodobne. Możemy natomiast liczyć na świadectwa epigraficzne, Schulz odwołuje się do kilku najbardziej spektakularnych przykładów, jak greckie inskrypcje z Kandaharu, w tym naskalny edykt indyjskiego króla Asioki (zob. s. 252-253), czy metryczna inskrypcja niejakiego Sofytosa (zob. s. 261), którego imię świadczy o indyjskim pochodzeniu. Źródeł epigraficznych będzie zapewne przybywać. Zasięg rzymskiej obecności, a przynajmniej rzymskiego handlu bardzo dobrze ukazuje Epigraphik-Datenbank Clauss/Slaby (EDCS) prowadzony przez uniwersytety w Zürichu i Eichsttät-Ingolstadt. Zbiera on łacińskie inskrypcje, a ich rozłożenie przestrzenne wizualizuje przy pomocy wymownej mapy (http://db.edcs.eu/epigr/imp-rom.html). Widać na niej, że obszar znalezisk łacińskich inskrypcji rozciąga się od Południowej Arabii przez Środkowy Sudan po południową Skandynawię. Wydaje się, że Schulz nie wykorzystał całego potencjału tego materiału.

Punktowo może pomóc nam papirologia. Schulz odwołuje się do najważniejszego świadectwa papirusowego. Tzw. „papirusu Muziris”, Wiedeń, Nationalbibliothek, inv. G 40822 (zob. s. 330), ale bez powołań na specjalistyczną literaturę papirologiczną. Dokument ten, opublikowany w 1985 roku, jest jedynym papirusowym świadectwem aktywności kupców z obszaru Imperium Rzymskiego w Indiach (Muziris to handlowe emporium na południu Subkontynentu) i zasługiwałby na szersze potraktowanie.

Kolejnym polem badań, które może przynieść nowe dane, są wykopaliska archeologiczne. Niestety, tymi Schulz nie zajmuje się niemal wcale. Warto natomiast wspomnieć, że prace w po wielokroć wspominanym w książce porcie Berenike na wybrzeżu Morza Czerwonego prowadzą polscy archeologowie w ramach „The Berenike Project”. Wykopaliska w istotny sposób poszerzają wiedzę o tym wielokulturowym (11 poświadczonych języków i pism) hubie handlowym. Do najciekawszych należy ofiara z ośmiu kilogramów pieprzu importowanego z Indii znaleziona w tzw. Wielkiej Świątyni.

Niezależnie od tego, do jakich źródeł się odnosi, Schulz niemal nie cytuje, ale jedynie parafrazuje lub streszcza, albo nawet od razu interpretuje. To zaś u osób nieobeznanych z tematem przynajmniej częściowo może wywołać wrażenie, że surowe dane źródłowe gładko dają się pogodzić z tezami autora. Nie zawsze tak jednak jest.

W swych przekonaniach o możliwościach antycznej eksploracji świata Schulz należy do maksymalistów. Jest gotów przyznać, że Pyteasz z Massalii dotarł na Islandię (zob. s. 203), Polibiusz do Senegalu (zob. s. 278), a Aleksandros na Morze Południowochińskie (zob. s. 351). Tezy te – choć obecne w nauce – nie należą do mainstreamu. Nieraz znajdujemy również wyrażane zbyt stanowczo przekonania, których podstawa jest dość wątła. Skąd np. wiadomo, że dzieci greckich osadników na wyspie Pithekussai (w pobliżu Neapolu) były dwujęzyczne (zob. s. 52, por. s. 63)? Albo skąd mamy znać opowieści bohaterskie Filistynów (zob. s. 65), skoro nie zachowała się żadna epika filistyńska? Albo na jakiej podstawie można sądzić, że Homer znał zarys historii Gilgamesza (zob. s. 69)? A to wszystko tylko pytania do pierwszych rozdziałów. W toku lektury nasuwają się dziesiątki wątpliwości odnośnie do szczegółowych twierdzeń autora, który chyba czasem wypowiada je zbyt pospiesznie, niesiony na fali swojej wizji dziejów.

Choć Schulz nigdy nie przekracza granicy prawdopodobieństwa, nieraz niemal się o nią ociera. Kiedy wspomina opublikowaną w XIX wieku rzekomą fenicką inskrypcję z Brazylii, mającą świadczyć o odkryciu Nowego Świata przez sydońskich żeglarzy, pisze iż „dyskusja na temat prawdziwości tego dokumentu trwa do dzisiaj” (s. 418) – podczas gdy jest on powszechnie uznawany przez specjalistów za fałszerstwo. Choć ostatecznie uznaje, że „do dzisiaj brak jednoznacznych dowodów na przepłynięcie Atlantyku i obecność starożytnych żeglarzy w Nowym Świecie” (s. 258), to rozwodzi się nad możliwościami aprowizacji takiej wyprawy (zabieranie ze sobą żywych żółwi oraz sfermentowanych i solonych przetworów), możliwą trasą (z prądem północnorównikowym) itd. Przypomina to nieco argumenty biblijnych fundamentalistów broniących historyczności Arki Noego, której budowa i obsługa byłaby technicznie możliwa przy zastosowaniu całego szeregu skrajnie mało prawdopodobnych (ale technicznie możliwych) rozwiązań, jak np. tresowanie kolibrów do picia z kubeczków (poglądy te przedstawia i krytykuje Lamża 2020: 111-115). Wydaje się, że praca naukowa nie powinna iść tą drogą.

Innym razem Schulza zbyt daleko ponosi racjonalizacja, jak np. wtedy, gdy przedstawia pogląd, iż Scylla w Odysei może być atlantycką kałamarnicą (zob. s. 85) albo że greckie wyobrażenia o gryfach zamieszkujących daleką północ opierały się na skamieniałościach dinozaurów znajdowanych w Azji Centralnej (zob. s. 104), albo że przekonanie Herodota o wielkich mrówkach kopiących złoto wynika z błędnego przekładu określenia świstaka w językach uralsko-ałtajskich na sanskryt (w którym podobne słowo ponoć określa mrówkę [zob. s. 185]). Zdecydowanie łatwiejszym rozwiązaniem byłaby zgoda na kreatywną wyobraźnię starożytnych opowiadaczy.

Poważniejszym zarzutem jest zdarzająca się niekiedy nadinterpretacja źródeł. I tak w rozdziale poświęcony przemierzaniu Sahary Schulz pisze: „Źródła podają, że pewien Kartagińczyk o imieniu Mago, który podobno trzy razy przemierzył pustynię, wybrał szlak karawanowy z Trypolitanii przez Fazzan do Timbuktu lub jeziora Czad, wcześniej przebyty przez Nassamonów. Być może próbował włączyć się w handel złotem nad Senegalem lub Nigrem” (s. 160). Tymczasem owe źródła, co wynika wprost z przypisu, to Atenajos, „Uczta mędrców” 44e. W tym miejscy uczony antykwarysta podaje przykłady wyjątkowej wytrzymałości na pragnienie, w tym następujący: „Magon Kartagińczyk natomiast przeszedł trzy razy pustynię, jedząc suchy pokarm i nic nie pijąc” (Atenajos 2010, przeł. K. Bartol: 147-148). Wszystko to, co pisze Schultz, jest możliwe, nie wynika jednak ze źródła, ale jest jedynie spekulacją; o Magonie nic zaś więcej nie wiadomo (por. Swanson 1975: 594-595).

W innym miejscu Schulz, powołując się w przypisie na Pliniusza Starszego („Historia naturalna” II 187), pisze o wyprawie Pyteasza z Massalii na północny Atlantyk: „Pyteasz, który zdążył w czasie podróży dobrze poznać miejscowy język (…), musiał jak urzeczony przysłuchiwać się opowieściom mieszkańców Orkadów. Wiedzieli oni o położonej jeszcze dalej na północ wyspie Thule, do której statkiem można było dotrzeć w sześć dni” (s. 203). Tymczasem Pliniusz we wskazanym miejscu podaje: „Pyteasz z Massalii pisze, że dzieje się to na wyspie Thule, która leży w odległości sześciu dni żeglugi na północ od Brytanii” (Pliniusz Starszy 2017, przeł. I. Mikołajczyk i in.: 157, przekład zmodyfikowany P.P.). Po pierwsze zatem nie słyszymy nic o językowych zdolnościach Pyteasza, ani tym bardziej o Orkadach – Thule ma leżeć w odległości sześciu dni od Brytanii. To Solinus („Zbiór wiadomości godnych uwagi” XXII 17) pisze, iż: „Podróż morska z Orkadów do Thule trwa pięć dni i nocy” (Solinus 2020, przeł. Kołoczek: 181, pisownia zmodyfikowana P.P.). Solinus pisze też jednak, że Orkady są bezludne – czy jest to rzetelny przekaz dzieła Pyteasza, trudno powiedzieć. W każdym razie opinia Schulza nie znajduje w takiej postaci oparcia w źródłach.

Błędów rzeczowych zauważyłem jedynie kilka i nie mają one wielkiej wagi. Wołga płynie na południe, a nie na północ (zob. s. 100); dzieło „Opowiadania zdumiewające” nie pochodzi od Arystotelesa, ale było mu jedynie przypisywane (zob. s. 217); papużki faliste pochodzą z Australii, nie z Indii (zob. s. 219; Ktezjasz opisuje jakiś inny gatunek papug). Kilka innych błędów prostują przypisy redakcyjne (te szczęśliwie u dołu strony).

Jeśli idzie o opracowanie książki, to jej wielką zaletą okazują się specjalnie przygotowane mapy poglądowe. Bardzo pożyteczne, wziąwszy pod uwagę rozmiary książki, są także indeksy. Fatalnie natomiast rozwiązano kwestię aparatu naukowego. Otóż zdecydowano się na przypisy końcowe, które nie dość, że nie mają ciągłej numeracji i dla każdego rozdziału rozpoczynają się od nowa, to dodatkowo nawet nie oznaczono w żywej paginie, do których stron się odnoszą. Przypisy nie mają zaś charakteru wyłącznie bibliograficznego, ale nieraz uzupełniają bądź rozszerzają zasadniczą myśl autora. Znajdujemy też uwagi polemiczne. Wśród ponad stu stron przypisów znajdują się również perełki. Znalazłem np. uwagę iż „Ptolemeusz (…) wymienił (…) ponadto Silingów jako plemię wchodzące w skład grupy etnicznej Wandalów, od których Śląsk wziął swą nazwę” (s. 519). Ta pozostawiona bez dalszego komentarza uwaga (w kwestii bardzo dyskusyjnej) umieszczona w przypisie nr 37 do rozdziału trzeciego części szóstej książki ma wszelką szansę umknąć oczom czytelników. Aby dodatkowo zniechęcić osoby, chcące sprawdzić źródła, na które powołuje się autor, w przypisach zastosowano skrócony system notacji (autor – rok - strona). Stąd aby sprawdzić, do czego tak naprawdę odnosi się przypis, trzeba udać się do bibliografii, która także została podzielona na ogólną, odnoszącą się do konkretnych zagadnień, odnoszącą się do poszczególnych rozdziałów (dla każdego osobno), a do tego mamy jeszcze „literaturę uzupełniającą”. A to wszystko na kolejnych ponad stu stronach. Poruszanie się w tym systemie odnośników jest prawdziwą udręką. Gdyby ktoś chciał często sprawdzać autora, konieczna staje się praca na trzy zakładki.

Mamy zatem do czynienia z oryginalną syntezą, z ciekawymi pytaniami badawczymi i nowatorską metodą. Jest to praca erudycyjna i wymagająca od czytelnika przynajmniej wstępnej znajomości poruszanych problemów. Miejscami bywa prowokująca, miejscami irytująca. Zdecydowanie nie polecam jej jako pierwszej lektury w temacie. Najpierw warto samodzielnie zapoznać się przynajmniej z najważniejszymi źródłami, bo książka Schulza nas w tym nie wyręczy. Przypisy i bibliografia rozwiązane zostały w jeden z najgorszych możliwych sposobów. Dla ciekawych i wytrwałych.

LITERATURA:

Atenajos: „Uczta mędrców”. Przeł. i oprac. K. Bartol, J. Danielewicz. Poznań 2010.

Bodnarski M.S. (oprac.): „Geografia antyczna”. Warszawa 1957.

Głombiowski K.: „Ktezjasz z Knidos, grecki historyk perskiej monarchii Achemenidów”. Gdańsk 1981.

Lamża Ł.: „Światy równoległe. Czego uczą płaskoziemcy, homeopaci i różdżkarze”. Wołowiec 2020.

Ktezjasz z Knidos: „Fragmenty z Excerpta Constantiniana”. Przeł. i oprac. A. Marchewka, K. Głombiowski. Gdańsk 2019.

Pliniusz Starszy (Gajusz Pliniusz Sekundus): „Historia naturalna”. T. 1. „Kosmologia i geografia, księgi II-VI”. Przeł. i oprac. I. Mikołajczyk i in. Toruń 2017.

Solinus (Gajusz Juliusz Solinus): „Zbiór wiadomości godnych uwagi albo Polihistor”. Przeł. i oprac. B.J. Kołoczek. Kraków 2020.

Strzelczyk J.: „Odkrywanie Europy”. Poznań 2000.

Swanson J.T.: „The Myth of Trans-Saharan Trade during the Roman Era”. „The International Journal of African Historical Studies” 1975, nr 8.
Raimund Schulz: „Łowcy przygód w dalekich krainach. Wielkie pionierskie podróże i wiedza antyku o świecie”. Przeł. Bartosz Nowacki. Państwowy Instytut Wydawniczy. Warszawa 2020 [seria: Rodowody Cywilizacji (CERAM)].