SEX WORK CZASÓW SIERMIĘŻNYCH (ANNA DOBROWOLSKA: 'ZAWODOWE DZIEWCZYNY. PROSTYTUCJA I PRACA SEKSUALNA W PRL')
A
A
A
„Najstarszy zawód świata”, „córy Koryntu”, „panienki”, „kobiety lekkich obyczajów” – polszczyzna obfituje w peryfrazy służące do mówienia o pracownicach seksualnych. Język, jakim się posługujemy, zamiast zasłaniać, wiele odsłania. Przede wszystkim wskazuje na tabu, nie tylko w kwestii pracy seksualnej, ale seksualności w ogóle. Jak w takich warunkach pisać i mówić o historii pracownic seksualnych? Anna Dobrowolska w „Zawodowych dziewczynach. Prostytucji i pracy seksualnej w PRL” bada nie tyle historię zjawiska, co historię dyskursu. I robi to w niezwykle ciekawy sposób, wskazując nie tylko na splot wydarzeń politycznych, społecznych i gospodarczych, które kształtowały tytułowe zjawisko, ale też na to, kto mówi i jak mówi.
Praca obejmuje historię pracy seksualnej od powojnia do początku lat 90. Każdy z rozdziałów otwiera przytoczenie dłuższej wypowiedzi pracownicy seksualnej, który następnie zostaje skonfrontowany z badaniem akt Milicji Obywatelskiej, oficjalnych broszur i dokumentów, ale także materiałów prasowych, filmów i seriali. Dobrowolska duży nacisk kładzie na oddanie głosu kobietom pracującym seksualnie, w przeciwieństwie do autorów materiałów z badanego okresu, którzy przede wszystkim mówili i pisali o nich bez zajmowania się tym, co same zainteresowane mają do powiedzenia o sobie, swojej pracy i sytuacji. Ten gest jest bardzo ważny – nie tylko oddaje głos milczącym lub niesłuchanym kobietom, uznając ich podmiotowość, ale także wskazuje na ich sprawczość, samoświadomość i motywacje do podjęcia tego rodzaju pracy. Dobrowolska świadomie kształtuje swoją narrację, gdyż na historię pracy seksualnej w PRL patrzy z perspektywy XXI wieku oraz obecnych tendencji w mówieniu i pisaniu o pracy seksualnej. We wstępie wyjaśnia: „Chciałabym wyjść poza stereotypowe narracje, obsadzające kobiety świadczące usługi seksualne w rolach bezwolnych ofiar czy »patologicznych gruzinek«, i zauważyć sprawczość, jaka mogła stać za decyzją o zaangażowaniu się w pracę seksualną. W książkach poświęconych historii prostytucji często pojawiają się wypowiedzi ekspertów (socjologów, kryminologów itp.), wykorzystywane są też dane policyjne czy badania medyczne, właściwie nieobecny jest w nich natomiast głos kobiet świadczących usługi seksualne” (s. 6).
Autorka wyjaśnia także swoje decyzje dotyczące języka i terminów, jakimi będzie się posługiwać. Rezygnuje z pojęcia „prostytutka”, za Gail Pheterson argumentując, że jest to określenie definiujące status jednostki w społeczeństwie, przypisujące osobę do odrębnej, marginalnej grupy społecznej. Dobrowolska podkreśla, że w badanych przez nią źródłach pojawiają się „prostytutki” oraz „prostytucja”, jednak traktuje te określenia jako słownictwo odzwierciedlające ówczesną rzeczywistość społeczną, sama się od nich dystansując. Na zagadnienie badaczka patrzy ze współczesnej perspektywy, uwzględniając toczące się obecnie dyskusje o pracy seksualnej i podmiotowości pracowników i pracownic seksualnych. Zarazem podkreśla, że jej badania ograniczają się jednie do głównego obszaru ówczesnego dyskursu na ten temat, tj. do prostytucji heteroseksualnej, gdzie świadczącą usługi jest kobieta, a klientem mężczyzna. Nie jest to pełny obraz zjawiska, autorka skupia się jednak na dominującym dyskursie, w którym męska prostytucja homoseksualna stanowiła odrębny, marginalny problem, a inne rodzaje pracy seksualnej nie występowały w ogóle.
Dobrowolska zaczyna swoją narrację od pierwszych lat po II wojnie światowej, kiedy nowe władze kształtowały swoje podejście do rynku usług seksualnych. W ówczesnym podejściu do tego zjawiska z jednej strony autorka dostrzega kontynuację przedwojennych pomysłów na kontrolowanie kobiet pracujących seksualnie (za pomocą okresowych kontroli lekarskich, potwierdzających stan zdrowia – przede wszystkim brak chorób wenerycznych). Z drugiej strony – panowało przekonanie, że wraz z postępem i rozwojem społeczeństwa socjalistycznego prostytucja zniknie jako przeżytek „stosunków sanacyjno-kapitalistycznych”. W dyskursie pojawiło się nowe określenie – „gruzinka” – oznaczające kobiety, które świadczą usługi seksualne w zniszczonych podczas wojny budynkach, na gruzach (do kwestii nowych terminów na określenie kobiet pracujących seksualnie jeszcze powrócę). Kobiety wykazujące „zachowania prostytuckie” ścigała Milicja Obywatelska, a złapane kobiety próbowano resocjalizować i „przywracać społeczeństwu”. Z mizernym skutkiem – kobiety „resocjalizowane” w rozmaitych ośrodkach lub karane więzieniem i tak wracały do zawodu. Ponadto na przełomie lat 40. i 50. zaobserwowano nowe zjawisko. Prostytucją zajmowały się nie tylko „wykolejone” przez wojnę kobiety, które nie mogły się podjąć żadnej innej pracy, ale także robotnice, które dorabiały sobie do pensji świadczeniem usług seksualnych. Działania resocjalizacyjne i represyjne okazały się nieskuteczne.
W latach 1955-1959, w czasach odwilży, w debacie publicznej znalazło się miejsce dla otwartego omawiania społecznych patologii, do jakich zaliczano prostytucję. Burzę wywołały „Poemat dla dorosłych” Adama Ważyka i reportaż Ryszarda Kapuścińskiego „To też jest prawda o Nowej Hucie”. Prostytucją interesują się także dokumentaliści, ukazując wyniszczające skutki „procederu”. Alarmistyczny ton ówczesnych mediów skutkuje pewnego rodzaju paniką moralną. Stopniowo media tracą zainteresowanie tematem i materiały dotyczące prostytucji pojawiają się już rzadziej. Lata odwilży wpłynęły jednak silnie na język, jakim przez cały okres PRL mówiono o pracy seksualnej. W latach 60. rodzi się dyskurs ekspercki dotyczący prostytucji. Badacze wychodzą jednak z założenia o patologicznym charakterze zjawiska i w takich ramach je ujmują, przyglądając się hierarchii, typologii wewnątrz środowiska, kontaktom prostytutek z przestępcami. Zjawiskiem zajmuje się także Milicja Obywatelska, zbierająca dane na temat jego skali i poszczególnych kobiet „trudniących się nierządem”. Z dokumentów MO wyłania się podział na prostytucję uliczną i lokalową, z wyraźnie zaznaczoną hierarchią i dużymi różnicami w zarobkach.
Dobrowolska w swojej pracy zbiera wiele określeń na prostytutki z różnych dekad. Oprócz wymienionych „gruzinek” pojawiają się „lokalówki”, czyli pracownice seksualne szukające klientów w lokalach i restauracjach, „polonistki”, które klientów szukały w hotelu „Polonia”, a później także „mewki”, „arabeski”, których klienci pochodzili z krajów arabskich, czy bliżej lat 90. – „tirówki”. Dobrowolska odnotowuje wszystkie nazwy, doprecyzowuje ich znaczenie, ukazuje także kryjące się za nimi hierarchie oraz zmiany określeń zależne od epoki i dominującego dyskursu o pracy seksualnej. Nie rozważa jednak, czemu te wszystkie, niekiedy ironiczne i gorzko dowcipne, nazwy służą. Co się kryje za tym ciągłym wymyślaniem nowych nazw dla pracownic seksualnych? Czemu mają one służyć w języku i co mania nazywania skrywa, a co odsłania? Poszerzenie publikacji o refleksję z zakresu językoznawstwa czy socjologii języka przyniosłoby zapewne interesujące wnioski.
W kolejnych rozdziałach autorka zauważa zmianę w dyskursie – w latach 70. i 80. rodzi się dyskurs pracy seksualnej, o której same zainteresowane mówią jak o świadomym wyborze, a jako motywację podają aspiracje konsumpcyjne. Pracownice seksualne zyskują podmiotowość, negocjują swoją tożsamość w rozmowach z dokumentalistami i milicjantami, a bardzo dobre zarobki, często w obcej walucie, sytuują je w innym miejscu w hierarchii społecznej. Zaczynają także walczyć o swoje prawa, jak w przypadku głośnej sprawy Hotelu Europejskiego – siedemnaście kobiet złożyło w warszawskiej prokuratorze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Oskarżały portierów o pobieranie nieuprawnionych haraczy za wstęp do hotelu. Dobrowolska zauważa, że zaangażowane w proces kobiety zyskały pewność siebie dzięki emancypującej sile wysokich zarobków oraz poziomu konsumpcji, na jaki mogły sobie pozwolić. W 1985 roku pracownice seksualne wystosowały także skargę listowną do Czesława Kiszczaka, protestując przeciwko akcji gdańskiej milicji i oskarżając milicjantów o korupcję i kradzież. Autorki skargi doskonale przyswoiły sobie specyficzny styl, którego użyły w walce o swoje prawa. Wskazując na skorumpowanie gdańskich milicjantów, zaznaczały, że jeden z nich zakupił samochód marki Mercedes: „Przypadki te, jak nam wiadomo, bulwersują opinię publiczną, jak również pracowników aparatu, którymi Obywatel Minister kieruje – dodajmy uczciwych, tych którzy do pracy chodzą pieszo, a co najwyżej jeżdżą samochodami zapracowanymi i to ciężką jakby nie było pracą, a wyprodukowanymi w krajach obozu socjalistycznego” (s. 195).
Badaczka zwraca także uwagę na zmianę w podejściu do prostytucji wśród pracowników aparatu bezpieczeństwa. „Dewizówki”, czyli kobiety świadczące usługi obcokrajowcom, płacącym w obcych walutach, mogły być cennym źródłem informacji wywiadowczych. Z takim obrazem pracownicy seksualnej mamy też do czynienia w popkulturze tego okresu. „Dolary, nagość, obyczajowa swoboda i międzynarodowi klienci – to stała konwencja przedstawiania prostytucji w filmach i serialach ostatnich dwóch dekad PRL”, zauważa Dobrowolska (s. 150). Badaczka notuje przy okazji w dyskursie lat 70. i 80. voyeurystyczne zainteresowanie prostytucją, która stała się po prostu „chodliwym tematem” w mediach późnego PRL.
Z „Zawodowych dziewczyn” wyłania się zajmujący obraz nie tylko historii prostytucji/pracy seksualnej w PRL, ale także wnikliwa analiza dyskursu. Należy docenić wielość i różnorodność źródeł, z jakimi pracuje Anna Dobrowolska – materiały Milicji Obywatelskiej, rozprawy naukowe, wewnętrzne dokumenty rozmaitych instytucji, prasa, film, kultura popularna. Badaczka zajmująco kreśli historię od powojennych prób wykorzenienia zjawiska poprzez patologizację czasów odwilży aż do zmiany pozycji pracownic seksualnych w późnym PRL. W zakończeniu publikacji autorka charakteryzuje także zmiany w obrębie pracy seksualnej na przełomie lat 80. i 90. Niezwykle cenne jest zestawienie wypowiedzi pracownic seksualnych z różnych okresów z oficjalnym dyskursem danej dekady. Dobrowolska prowadzi swoją narrację świadomie i uważnie, osiągając nie tylko ciekawe efekty badawcze, ale także literackie. „Zawodowe dziewczyny” nie są wyłącznie pracą historyczną, ale także, lub przede wszystkim, kulturoznawczą, bardzo dobrze napisaną i niezwykle zajmującą.
Praca obejmuje historię pracy seksualnej od powojnia do początku lat 90. Każdy z rozdziałów otwiera przytoczenie dłuższej wypowiedzi pracownicy seksualnej, który następnie zostaje skonfrontowany z badaniem akt Milicji Obywatelskiej, oficjalnych broszur i dokumentów, ale także materiałów prasowych, filmów i seriali. Dobrowolska duży nacisk kładzie na oddanie głosu kobietom pracującym seksualnie, w przeciwieństwie do autorów materiałów z badanego okresu, którzy przede wszystkim mówili i pisali o nich bez zajmowania się tym, co same zainteresowane mają do powiedzenia o sobie, swojej pracy i sytuacji. Ten gest jest bardzo ważny – nie tylko oddaje głos milczącym lub niesłuchanym kobietom, uznając ich podmiotowość, ale także wskazuje na ich sprawczość, samoświadomość i motywacje do podjęcia tego rodzaju pracy. Dobrowolska świadomie kształtuje swoją narrację, gdyż na historię pracy seksualnej w PRL patrzy z perspektywy XXI wieku oraz obecnych tendencji w mówieniu i pisaniu o pracy seksualnej. We wstępie wyjaśnia: „Chciałabym wyjść poza stereotypowe narracje, obsadzające kobiety świadczące usługi seksualne w rolach bezwolnych ofiar czy »patologicznych gruzinek«, i zauważyć sprawczość, jaka mogła stać za decyzją o zaangażowaniu się w pracę seksualną. W książkach poświęconych historii prostytucji często pojawiają się wypowiedzi ekspertów (socjologów, kryminologów itp.), wykorzystywane są też dane policyjne czy badania medyczne, właściwie nieobecny jest w nich natomiast głos kobiet świadczących usługi seksualne” (s. 6).
Autorka wyjaśnia także swoje decyzje dotyczące języka i terminów, jakimi będzie się posługiwać. Rezygnuje z pojęcia „prostytutka”, za Gail Pheterson argumentując, że jest to określenie definiujące status jednostki w społeczeństwie, przypisujące osobę do odrębnej, marginalnej grupy społecznej. Dobrowolska podkreśla, że w badanych przez nią źródłach pojawiają się „prostytutki” oraz „prostytucja”, jednak traktuje te określenia jako słownictwo odzwierciedlające ówczesną rzeczywistość społeczną, sama się od nich dystansując. Na zagadnienie badaczka patrzy ze współczesnej perspektywy, uwzględniając toczące się obecnie dyskusje o pracy seksualnej i podmiotowości pracowników i pracownic seksualnych. Zarazem podkreśla, że jej badania ograniczają się jednie do głównego obszaru ówczesnego dyskursu na ten temat, tj. do prostytucji heteroseksualnej, gdzie świadczącą usługi jest kobieta, a klientem mężczyzna. Nie jest to pełny obraz zjawiska, autorka skupia się jednak na dominującym dyskursie, w którym męska prostytucja homoseksualna stanowiła odrębny, marginalny problem, a inne rodzaje pracy seksualnej nie występowały w ogóle.
Dobrowolska zaczyna swoją narrację od pierwszych lat po II wojnie światowej, kiedy nowe władze kształtowały swoje podejście do rynku usług seksualnych. W ówczesnym podejściu do tego zjawiska z jednej strony autorka dostrzega kontynuację przedwojennych pomysłów na kontrolowanie kobiet pracujących seksualnie (za pomocą okresowych kontroli lekarskich, potwierdzających stan zdrowia – przede wszystkim brak chorób wenerycznych). Z drugiej strony – panowało przekonanie, że wraz z postępem i rozwojem społeczeństwa socjalistycznego prostytucja zniknie jako przeżytek „stosunków sanacyjno-kapitalistycznych”. W dyskursie pojawiło się nowe określenie – „gruzinka” – oznaczające kobiety, które świadczą usługi seksualne w zniszczonych podczas wojny budynkach, na gruzach (do kwestii nowych terminów na określenie kobiet pracujących seksualnie jeszcze powrócę). Kobiety wykazujące „zachowania prostytuckie” ścigała Milicja Obywatelska, a złapane kobiety próbowano resocjalizować i „przywracać społeczeństwu”. Z mizernym skutkiem – kobiety „resocjalizowane” w rozmaitych ośrodkach lub karane więzieniem i tak wracały do zawodu. Ponadto na przełomie lat 40. i 50. zaobserwowano nowe zjawisko. Prostytucją zajmowały się nie tylko „wykolejone” przez wojnę kobiety, które nie mogły się podjąć żadnej innej pracy, ale także robotnice, które dorabiały sobie do pensji świadczeniem usług seksualnych. Działania resocjalizacyjne i represyjne okazały się nieskuteczne.
W latach 1955-1959, w czasach odwilży, w debacie publicznej znalazło się miejsce dla otwartego omawiania społecznych patologii, do jakich zaliczano prostytucję. Burzę wywołały „Poemat dla dorosłych” Adama Ważyka i reportaż Ryszarda Kapuścińskiego „To też jest prawda o Nowej Hucie”. Prostytucją interesują się także dokumentaliści, ukazując wyniszczające skutki „procederu”. Alarmistyczny ton ówczesnych mediów skutkuje pewnego rodzaju paniką moralną. Stopniowo media tracą zainteresowanie tematem i materiały dotyczące prostytucji pojawiają się już rzadziej. Lata odwilży wpłynęły jednak silnie na język, jakim przez cały okres PRL mówiono o pracy seksualnej. W latach 60. rodzi się dyskurs ekspercki dotyczący prostytucji. Badacze wychodzą jednak z założenia o patologicznym charakterze zjawiska i w takich ramach je ujmują, przyglądając się hierarchii, typologii wewnątrz środowiska, kontaktom prostytutek z przestępcami. Zjawiskiem zajmuje się także Milicja Obywatelska, zbierająca dane na temat jego skali i poszczególnych kobiet „trudniących się nierządem”. Z dokumentów MO wyłania się podział na prostytucję uliczną i lokalową, z wyraźnie zaznaczoną hierarchią i dużymi różnicami w zarobkach.
Dobrowolska w swojej pracy zbiera wiele określeń na prostytutki z różnych dekad. Oprócz wymienionych „gruzinek” pojawiają się „lokalówki”, czyli pracownice seksualne szukające klientów w lokalach i restauracjach, „polonistki”, które klientów szukały w hotelu „Polonia”, a później także „mewki”, „arabeski”, których klienci pochodzili z krajów arabskich, czy bliżej lat 90. – „tirówki”. Dobrowolska odnotowuje wszystkie nazwy, doprecyzowuje ich znaczenie, ukazuje także kryjące się za nimi hierarchie oraz zmiany określeń zależne od epoki i dominującego dyskursu o pracy seksualnej. Nie rozważa jednak, czemu te wszystkie, niekiedy ironiczne i gorzko dowcipne, nazwy służą. Co się kryje za tym ciągłym wymyślaniem nowych nazw dla pracownic seksualnych? Czemu mają one służyć w języku i co mania nazywania skrywa, a co odsłania? Poszerzenie publikacji o refleksję z zakresu językoznawstwa czy socjologii języka przyniosłoby zapewne interesujące wnioski.
W kolejnych rozdziałach autorka zauważa zmianę w dyskursie – w latach 70. i 80. rodzi się dyskurs pracy seksualnej, o której same zainteresowane mówią jak o świadomym wyborze, a jako motywację podają aspiracje konsumpcyjne. Pracownice seksualne zyskują podmiotowość, negocjują swoją tożsamość w rozmowach z dokumentalistami i milicjantami, a bardzo dobre zarobki, często w obcej walucie, sytuują je w innym miejscu w hierarchii społecznej. Zaczynają także walczyć o swoje prawa, jak w przypadku głośnej sprawy Hotelu Europejskiego – siedemnaście kobiet złożyło w warszawskiej prokuratorze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Oskarżały portierów o pobieranie nieuprawnionych haraczy za wstęp do hotelu. Dobrowolska zauważa, że zaangażowane w proces kobiety zyskały pewność siebie dzięki emancypującej sile wysokich zarobków oraz poziomu konsumpcji, na jaki mogły sobie pozwolić. W 1985 roku pracownice seksualne wystosowały także skargę listowną do Czesława Kiszczaka, protestując przeciwko akcji gdańskiej milicji i oskarżając milicjantów o korupcję i kradzież. Autorki skargi doskonale przyswoiły sobie specyficzny styl, którego użyły w walce o swoje prawa. Wskazując na skorumpowanie gdańskich milicjantów, zaznaczały, że jeden z nich zakupił samochód marki Mercedes: „Przypadki te, jak nam wiadomo, bulwersują opinię publiczną, jak również pracowników aparatu, którymi Obywatel Minister kieruje – dodajmy uczciwych, tych którzy do pracy chodzą pieszo, a co najwyżej jeżdżą samochodami zapracowanymi i to ciężką jakby nie było pracą, a wyprodukowanymi w krajach obozu socjalistycznego” (s. 195).
Badaczka zwraca także uwagę na zmianę w podejściu do prostytucji wśród pracowników aparatu bezpieczeństwa. „Dewizówki”, czyli kobiety świadczące usługi obcokrajowcom, płacącym w obcych walutach, mogły być cennym źródłem informacji wywiadowczych. Z takim obrazem pracownicy seksualnej mamy też do czynienia w popkulturze tego okresu. „Dolary, nagość, obyczajowa swoboda i międzynarodowi klienci – to stała konwencja przedstawiania prostytucji w filmach i serialach ostatnich dwóch dekad PRL”, zauważa Dobrowolska (s. 150). Badaczka notuje przy okazji w dyskursie lat 70. i 80. voyeurystyczne zainteresowanie prostytucją, która stała się po prostu „chodliwym tematem” w mediach późnego PRL.
Z „Zawodowych dziewczyn” wyłania się zajmujący obraz nie tylko historii prostytucji/pracy seksualnej w PRL, ale także wnikliwa analiza dyskursu. Należy docenić wielość i różnorodność źródeł, z jakimi pracuje Anna Dobrowolska – materiały Milicji Obywatelskiej, rozprawy naukowe, wewnętrzne dokumenty rozmaitych instytucji, prasa, film, kultura popularna. Badaczka zajmująco kreśli historię od powojennych prób wykorzenienia zjawiska poprzez patologizację czasów odwilży aż do zmiany pozycji pracownic seksualnych w późnym PRL. W zakończeniu publikacji autorka charakteryzuje także zmiany w obrębie pracy seksualnej na przełomie lat 80. i 90. Niezwykle cenne jest zestawienie wypowiedzi pracownic seksualnych z różnych okresów z oficjalnym dyskursem danej dekady. Dobrowolska prowadzi swoją narrację świadomie i uważnie, osiągając nie tylko ciekawe efekty badawcze, ale także literackie. „Zawodowe dziewczyny” nie są wyłącznie pracą historyczną, ale także, lub przede wszystkim, kulturoznawczą, bardzo dobrze napisaną i niezwykle zajmującą.
Anna Dobrowolska: „Zawodowe dziewczyny. Prostytucja i praca seksualna w PRL”. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Warszawa 2020 [seria: Seria Historyczna].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |