MELANCHOLIJNY CIEŃ KSIĘŻYCA (MOONSHADOW)
A
A
A
John Marc DeMatteis to pochodzący z Brooklynu instrumentalista, dziennikarz muzyczny oraz scenarzysta (komiksowo-filmowy), mający na swoim koncie skrypty takich klasycznych opowieści graficznych jak „Blood: A Tale” czy cieszące się dużą popularnością także w Polsce „Ostatnie łowy Kravena”. Niemniej prawdziwym opus magnum w dorobku Amerykanina jest debiutująca w 1985 roku seria „Moonshadow” do dziś uznawana za jedno ze szczytowych osiągnięć sztuki komiksu.
Tytułowym protagonistą rzeczonego cyklu jest romantyczny, zaawansowany wiekiem jegomość snujący wielowątkową, niewiarygodną opowieść o swoim iście baśniowym dzieciństwie i międzyplanetarnym dojrzewaniu. Syn Sheili Fau Bernbaum (zwanej Słonecznikiem) oraz przedstawiciela kosmicznej rasy G’L-Dosów (wszechpotężnych istot przypominających wyszczerzone księżyce w pełni) wspomina swoje osobliwe międzygatunkowe poczęcie, trudne relacje z wujem Irą (ćmiącym cygaro włochatym lubieżnikiem i okrutnikiem w meloniku), brawurową ucieczkę z kosmicznego zoo, jak również walkę o przetrwanie w trawionym wojną wszechświecie.
Opowieść inicjacyjna zogniskowana wokół tematu miłości, śmierci, pożądania, poświęcenia oraz odkupienia. Zachęcająca do kontemplacji parabola o wędrówce ku duchowemu przebudzeniu, ale także o poszukiwaniu Ideału. Utkane z psychoanalitycznych odniesień studium straty, tęsknoty, obsesji i szaleństwa. Antymilitarny fresk i deliryczny traktat o przedziwnym działaniu mechanizmu pamięci. Dygresyjna, garściami czerpiąca z uniwersum literatury poetycko-filozoficzna mroczna baśń z elementami SF i slapsticku, będąca jednocześnie dziełem na poły autobiograficznym. A wszystko doprawione szczyptą makabry, erotyki oraz humorystycznego dystansu.
Jak widać, „Moonshadow” jest komiksem co najmniej nieoczywistym, skrzętnie przywołującym w warstwie narracyjnej pasaże zaczerpnięte z „Pieśni niewinności” Williama Blake’a, „Piotrusia Pana” Jamesa Matthew Barrie’ego, „Czarnoksiężnika z Krainy Oz” Lymana Franka Bauma, „Braci Karamazow” Fiodora Dostojewskiego, „Czekając na Godota” Samuela Becketta czy poezji Williama Butlera Yeatsa i Percy’ego Bysshe Shelleya. Jeśli dodamy do tego wpływy ze strony Charlesa Dickensa, Kurta Vonneguta, Jerome’a Davida Salingera, Raya Bradbury’ego i Henry’ego Millera, otrzymamy dzieło totalne zamknięte w dwunastu księgach z dodanym po latach epilogiem (zatytułowanym „Żegnaj, Moonshadow”).
Misternie utkany scenariusz DeMatteisa zyskał wspaniałą oprawę wizualną za sprawą akwareli Jona J. Mutha, pochodzącego z Cincinnati artysty specjalizującego się w ilustracjach książkowych („Zdumiewające opowieści pandy”), mającego na koncie kilka nietuzinkowych adaptacji takich jak „Trzy pytania”, „Podróż siódma” czy „Dracula: A Symphony in Moonlight & Nightmares”, wywiedzionych kolejno z utworów Lwa Tołstoja, Stanisława Lema i Brama Stokera. W recenzowanym komiksie Muth z powodzeniem połączył epicki rozmach z kameralnością, sensualność z oniryzmem, kompozycyjną swobodę z formalnym rygorem.
Dzięki wydawnictwu Mucha Comics teraz także polski czytelnik ma szansę lepiej poznać ten legendarny tytuł, przez wielu uważany za pierwszą amerykańską powieść graficzną w pełni wykonaną techniką malarską. Liczący ponad pięćset stron, okraszony bogactwem dodatków (okładki poszczególnych tomów, szkice, notatki autorów, strony z maszynopisu oryginalnego scenariusza) wolumin to kompletne wydanie tej ponadczasowej „baśni dla dorosłych”. Kolejny powód, by „Moonshadow” trafił po wasze strzechy.
Tytułowym protagonistą rzeczonego cyklu jest romantyczny, zaawansowany wiekiem jegomość snujący wielowątkową, niewiarygodną opowieść o swoim iście baśniowym dzieciństwie i międzyplanetarnym dojrzewaniu. Syn Sheili Fau Bernbaum (zwanej Słonecznikiem) oraz przedstawiciela kosmicznej rasy G’L-Dosów (wszechpotężnych istot przypominających wyszczerzone księżyce w pełni) wspomina swoje osobliwe międzygatunkowe poczęcie, trudne relacje z wujem Irą (ćmiącym cygaro włochatym lubieżnikiem i okrutnikiem w meloniku), brawurową ucieczkę z kosmicznego zoo, jak również walkę o przetrwanie w trawionym wojną wszechświecie.
Opowieść inicjacyjna zogniskowana wokół tematu miłości, śmierci, pożądania, poświęcenia oraz odkupienia. Zachęcająca do kontemplacji parabola o wędrówce ku duchowemu przebudzeniu, ale także o poszukiwaniu Ideału. Utkane z psychoanalitycznych odniesień studium straty, tęsknoty, obsesji i szaleństwa. Antymilitarny fresk i deliryczny traktat o przedziwnym działaniu mechanizmu pamięci. Dygresyjna, garściami czerpiąca z uniwersum literatury poetycko-filozoficzna mroczna baśń z elementami SF i slapsticku, będąca jednocześnie dziełem na poły autobiograficznym. A wszystko doprawione szczyptą makabry, erotyki oraz humorystycznego dystansu.
Jak widać, „Moonshadow” jest komiksem co najmniej nieoczywistym, skrzętnie przywołującym w warstwie narracyjnej pasaże zaczerpnięte z „Pieśni niewinności” Williama Blake’a, „Piotrusia Pana” Jamesa Matthew Barrie’ego, „Czarnoksiężnika z Krainy Oz” Lymana Franka Bauma, „Braci Karamazow” Fiodora Dostojewskiego, „Czekając na Godota” Samuela Becketta czy poezji Williama Butlera Yeatsa i Percy’ego Bysshe Shelleya. Jeśli dodamy do tego wpływy ze strony Charlesa Dickensa, Kurta Vonneguta, Jerome’a Davida Salingera, Raya Bradbury’ego i Henry’ego Millera, otrzymamy dzieło totalne zamknięte w dwunastu księgach z dodanym po latach epilogiem (zatytułowanym „Żegnaj, Moonshadow”).
Misternie utkany scenariusz DeMatteisa zyskał wspaniałą oprawę wizualną za sprawą akwareli Jona J. Mutha, pochodzącego z Cincinnati artysty specjalizującego się w ilustracjach książkowych („Zdumiewające opowieści pandy”), mającego na koncie kilka nietuzinkowych adaptacji takich jak „Trzy pytania”, „Podróż siódma” czy „Dracula: A Symphony in Moonlight & Nightmares”, wywiedzionych kolejno z utworów Lwa Tołstoja, Stanisława Lema i Brama Stokera. W recenzowanym komiksie Muth z powodzeniem połączył epicki rozmach z kameralnością, sensualność z oniryzmem, kompozycyjną swobodę z formalnym rygorem.
Dzięki wydawnictwu Mucha Comics teraz także polski czytelnik ma szansę lepiej poznać ten legendarny tytuł, przez wielu uważany za pierwszą amerykańską powieść graficzną w pełni wykonaną techniką malarską. Liczący ponad pięćset stron, okraszony bogactwem dodatków (okładki poszczególnych tomów, szkice, notatki autorów, strony z maszynopisu oryginalnego scenariusza) wolumin to kompletne wydanie tej ponadczasowej „baśni dla dorosłych”. Kolejny powód, by „Moonshadow” trafił po wasze strzechy.
J.M. DeMatteis, Jon J. Muth: „Moonshadow” („Moonshadow: The Definitive Edition”). Tłumaczenie: Jacek Drewnowski. Mucha Comics. Warszawa 2021.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |