SŁUCH SENTYMENTALNY (MARCIN DYMITER: 'NOTATKI Z TERENU')
A
A
A
Spacerowanie i oglądanie natury jako obrazów narodziło się wraz z nowoczesnością. Rebecca Solnit w „Zewie włóczęgi” – a dokładniej w części drugiej, poświęconej chodzeniu po ogrodzie i dzikich ostępach – pisze o tym, że przednowoczesne społeczeństwa nie wykształciły potrzeby oglądania pejzaży w takiej formie, w jakiej uprawiamy je do dziś (zob. Solnit 2018). Można z tego wnioskować, że to nie natura zrodziła sztukę (reprezentując to, co pochodzi ze świata), tylko obserwowanie sztuki zrodziło obserwowanie natury. Spacer dźwiękowy i field recording, rozumiany jako nasłuchiwanie natury, mieści się w ramach tych rozpoznań – jest przemianą temporalnego doświadczenia słuchowego w akt doświadczenia estetycznego.
To spostrzeżenie czyni „Notatki z terenu” Marcina Dymitera książką problematyczną. Sam koncept książki jest świetny – to artefakt towarzyszący bezpośrednio nagraniom terenowym Dymitera. Jest dopełnieniem i przewodnikiem po obiektach dźwiękowych, których nasłuchiwać można w jego fieldach i których – a jakże – doszukiwałam się podczas równoczesnego słuchania i czytania. Dymiter opisuje proces słuchania i nagrywania w skali makro: przemierzanie terenów zielonych Pragi, spacer po Lizbonie czy Neapolu; a także w skali mikro: nasłuchiwanie salonu płytowego D’Amato, podwodne brzmienie Bałtyku przed orkanem, przysłuchiwanie się historii Sarajewa. Słucha z taśmy, przez mikrofon, wreszcie z pamięci (w tym przypadku brak oczywiście odnośnika do fieldów). Słucha miast, miejsc, detali. Czytelnik słucha razem z nim – fieldów lub otaczającego go pejzażu dźwiękowego. Sam akt lektury, wędrowanie od lakonicznych notatek do zarejestrowanych dźwięków otoczenia, jest czymś satysfakcjonującym, a na pewno nieeksplorowanym w polskiej literaturze. Doświadczenie czytelniczki problematyzuje jednak ciało tekstu.
Cisza, spokój
„Dźwięk komentuje tajemnicę, która pojawia się na styku kultury i natury” (s. 22). Tak ujęta dychotomia, w ramach której kulturze przynależy technologiczny hałas, naturze zaś sentymentalnie traktowany czar przeszłości, jest refrenem „Notatek”. Autor co prawda komentuje przytoczoną frazę, uznając tę opozycję za zdezaktualizowaną, będzie jednak do niej często powracał w swoim tekście. Poszerzy ona zresztą swoje pole znaczeniowe – w ramach eksplorowania soundscape’u dźwięk i obraz zyskają nie tylko ciężar estetyczny, ale i etyczny. Dymiter poszukuje peryferii (nieantropocentrycznych, postkolonialnych), umyka mu jednak antropocentryczny i europocentryczny sposób eksploracji i samego myślenia o słuchaniu jako zbieraniu doświadczeń. W „Notatkach” krytyce podda nie tylko jednostajny hałas miasta i destrukcyjną rolę branży turystycznej, ale także wygląd samych turystów („nagie, tłuste ciała […] w gumowych klapkach” [s. 139]) czy (sic!) ocieplanie kamienic („choroba termomodernizacji” [s. 57]). To ujawnia motywacje field recordera – estetyczne splata się tu z etycznym, a krytyczna refleksja nie zostaje wymierzona w mechanizm przekształcający audiosfery, ale w sam pejzaż. Nie jest to zatem wrażliwość ekologiczna, choć naskórkowa warstwa tekstu na to wskazuje, ale przede wszystkim wrażliwość estetyczna, która gloryfikuje doświadczenie słuchowe, tym samym nie odbiegając daleko od mieszczańskiej maniery kolekcjonowania doświadczeń i turystyki, które Dymiter krytykuje: „lato stanie się tańcem śmierci. Tańcem na grobie dyskretnego pejzażu” (s. 141). Autor rewiduje co prawda swoje podejście do nasłuchiwania natury, wybierając miejsca nieoczywiste, takie jak parki miast czy industrialne skanseny, nie aktualizuje jednak języka ich opisu. To nadal słuchanie i patrzenie na naturę jako muzykę i obraz, podziwianie ich piękna przez pryzmat mieszczańskiego sentymentalizmu.
Materia i pamięć
To dosyć ciekawe, że łukowa forma charakteryzująca „Notatki” odpowiada także części albumów Dymitera. Dla przykładu: „Field Notes #6: Taken from Berlin” otwiera i zamyka śpiew ptaków, outro to leniwy dron miasta na do widzenia. Swoje zapiski dźwiękowe Dymiter zaczyna od pamięci taśmy i kończy pamięcią ucha, zostawiając na finisz słowa „Zakończenia”. Zatrzymam się przy problematyce pamięci, bo to drugi z dogłębniej eksploatowanych tematów książki. Tym, co ujawnia pamięć nośnika i pamięć nerwowa u Dymitera, jest materialność dźwięku i samego słuchania, ich czasowość i nietrwałość. Dźwięk narażony jest na procesy utleniania i zapominania. W miejsce tych luk, usterek taśmy i pamięci wkracza mit, jak w przypadku opisu audiosfery Pałacu Grudniowego. Rozdział „Śpiewający budynek” poświęcony nagraniom podczas rezydencji artystycznej w Katowickim BDK i dawnej siedzibie NOSPR-u to najjaśniejszy punkt „Notatek”. (Nie ma tu nic do rzeczy mój lokalny patriotyzm, choć z sentymentem wspominam spanie na zielonych fotelach podczas drugiej symfonii Mahlera. Prędzej dotknęło mnie obrażenie mojego zagłębiowskiego hajmatu i pomylenie – najprawdopodobniej – Huty Katowice z elektrownią, choć mogło chodzić o Łagiszę [zob. s. 153]).
Legenda o tajemniczych podziemiach placu Sejmu Śląskiego, ukrytych przejść i tajemnic Pałacu Grudnia to coś, co opowiedzieć można dźwiękiem – jak w powieści le Guin, w której główna bohaterka zwiedza mroczne labirynty świątyni, nasłuchując i dotykając chłodnych kamieni. Dymiter jest tu kapłanką, a zamiast dotykać ścian trzyma mikrofon. Opisując i nagrywając soundscape Pałacu zestawia tym samym mit z tym, co „rzeczywiście słychać” (s. 81) – rekonstruuje kolejne piętra budynku, materialność dźwięków splatając z pamięcią miejsca. Zauważa miejsca opuszczone i te, które nadal żyją, być może w innych formach, ale ciągle brzmiąc. Łączy też to, co wcześniej złączył i notorycznie rozdziela, a więc ciało i technologię: „Synergia hałasu i dźwięków ciała nigdy nie była tak ścisła. Oddech, który przypomina brzmienie instalacji. Brzmienie instalacji przypomina oddech. Od fundamentów aż po dach budynek śpiewa brzmieniem elektryczności” (s. 87). Odnoszę wrażenie, że te skierowane „na zewnątrz” praktyki słuchania, takie jak field recording (będące – w dużym uogólnieniu – rewersem tych skoncentrowanych na podmiocie, jak deep listening) w sensie technicznym sprawdzają się lepiej, gdy mamy do czynienia z konkretnym obiektem przestrzennym. „Notatki” dowodzą, że także na poziomie intelektualnym takie „słuchanie miejsc” jest czymś, z czym łatwiej się zmierzyć niż z słuchaniem szerokiego pejzażu i wtórnym nadawaniem mu znaczenia.
Osobiste słuchanie
W opublikowanej na stronie „Glissanda” recenzji „Głębokiego słuchania” – książki towarzyszącej wystawie w Katowickim BWA inspirowanej praktykami słuchowymi Pauline Oliveros – Filip Szałasek wspomina, że w ramach składających się na nią esejów „zarysował się pułap, poniżej którego pisanie o dźwięku będzie musiało wydać się nudne i niepotrzebne, za mało erudycyjne i osobiste” (Szałasek 2020). Mając w pamięci te słowa, biorę poprawkę na dyskomfort podczas lektury „Notatek”. Odnoszę jednak wrażenie, że książka Dymitera cierpi na pragnienie akceptacji. Z jednej strony mają to być tylko „notatki z terenu” będące „niczym wycinki z codziennej prasy”, jak sugeruje autor w „Zakończeniu” (s. 187). Z drugiej strony ambicja sprostania wymogom erudycyjnego eseju, a więc zakorzenienia doświadczenia słuchania w czymś więcej, niźli tylko „bezrefleksyjn[ym] kierowani[u] się słuchającego ku śladom dźwiękowym” (Chęcka-Gotkowicz 2012: 218), zamienia „Notatki” w zlepek pisanych na wdechu egzaltowanych wyimków, które przy tak krótkiej formie operują niemalże wyłącznie prostymi dychotomiami technologia-natura, hałas-cisza, polityka-rzeczywistość. „Przejrzystość. Na plaży pusto” (s. 49). Toporny język przesycony równoważnikami zdań czasem sprawia wrażenie języka reklamowego i to całkiem słusznie – do tekstu włączone zostały opisy albumów Dymitera umieszczone na Bandcampie (może stąd ta skrótowość i manieryczny język, przez który „hałas nabiera swoistej delikatności” [s. 31], a morze jest radykalne [s. 51]?). Choć książka jest o słuchaniu, to sam język niestety nie jest w niej czymś do słuchania. „Co będzie ze sferą dźwiękową? Nikt o tym nie mówi” (s. 125).
LITERATURA:
Chęćka-Gotkowicz A.: „Ucho i umysł. Szkice o doświadczaniu muzyki”. Gdańsk 2012.
Solnit R.: „Zew włóczęgi. Opowieści wędrowne”. Przeł. A. Dzierzgowska i S. Królak. Kraków 2018.
Szałasek F.: „Wtajemniczenie w słuch”: http://glissando.pl/aktualnosci/filip-szalasek-glebokie-sluchanie/.
To spostrzeżenie czyni „Notatki z terenu” Marcina Dymitera książką problematyczną. Sam koncept książki jest świetny – to artefakt towarzyszący bezpośrednio nagraniom terenowym Dymitera. Jest dopełnieniem i przewodnikiem po obiektach dźwiękowych, których nasłuchiwać można w jego fieldach i których – a jakże – doszukiwałam się podczas równoczesnego słuchania i czytania. Dymiter opisuje proces słuchania i nagrywania w skali makro: przemierzanie terenów zielonych Pragi, spacer po Lizbonie czy Neapolu; a także w skali mikro: nasłuchiwanie salonu płytowego D’Amato, podwodne brzmienie Bałtyku przed orkanem, przysłuchiwanie się historii Sarajewa. Słucha z taśmy, przez mikrofon, wreszcie z pamięci (w tym przypadku brak oczywiście odnośnika do fieldów). Słucha miast, miejsc, detali. Czytelnik słucha razem z nim – fieldów lub otaczającego go pejzażu dźwiękowego. Sam akt lektury, wędrowanie od lakonicznych notatek do zarejestrowanych dźwięków otoczenia, jest czymś satysfakcjonującym, a na pewno nieeksplorowanym w polskiej literaturze. Doświadczenie czytelniczki problematyzuje jednak ciało tekstu.
Cisza, spokój
„Dźwięk komentuje tajemnicę, która pojawia się na styku kultury i natury” (s. 22). Tak ujęta dychotomia, w ramach której kulturze przynależy technologiczny hałas, naturze zaś sentymentalnie traktowany czar przeszłości, jest refrenem „Notatek”. Autor co prawda komentuje przytoczoną frazę, uznając tę opozycję za zdezaktualizowaną, będzie jednak do niej często powracał w swoim tekście. Poszerzy ona zresztą swoje pole znaczeniowe – w ramach eksplorowania soundscape’u dźwięk i obraz zyskają nie tylko ciężar estetyczny, ale i etyczny. Dymiter poszukuje peryferii (nieantropocentrycznych, postkolonialnych), umyka mu jednak antropocentryczny i europocentryczny sposób eksploracji i samego myślenia o słuchaniu jako zbieraniu doświadczeń. W „Notatkach” krytyce podda nie tylko jednostajny hałas miasta i destrukcyjną rolę branży turystycznej, ale także wygląd samych turystów („nagie, tłuste ciała […] w gumowych klapkach” [s. 139]) czy (sic!) ocieplanie kamienic („choroba termomodernizacji” [s. 57]). To ujawnia motywacje field recordera – estetyczne splata się tu z etycznym, a krytyczna refleksja nie zostaje wymierzona w mechanizm przekształcający audiosfery, ale w sam pejzaż. Nie jest to zatem wrażliwość ekologiczna, choć naskórkowa warstwa tekstu na to wskazuje, ale przede wszystkim wrażliwość estetyczna, która gloryfikuje doświadczenie słuchowe, tym samym nie odbiegając daleko od mieszczańskiej maniery kolekcjonowania doświadczeń i turystyki, które Dymiter krytykuje: „lato stanie się tańcem śmierci. Tańcem na grobie dyskretnego pejzażu” (s. 141). Autor rewiduje co prawda swoje podejście do nasłuchiwania natury, wybierając miejsca nieoczywiste, takie jak parki miast czy industrialne skanseny, nie aktualizuje jednak języka ich opisu. To nadal słuchanie i patrzenie na naturę jako muzykę i obraz, podziwianie ich piękna przez pryzmat mieszczańskiego sentymentalizmu.
Materia i pamięć
To dosyć ciekawe, że łukowa forma charakteryzująca „Notatki” odpowiada także części albumów Dymitera. Dla przykładu: „Field Notes #6: Taken from Berlin” otwiera i zamyka śpiew ptaków, outro to leniwy dron miasta na do widzenia. Swoje zapiski dźwiękowe Dymiter zaczyna od pamięci taśmy i kończy pamięcią ucha, zostawiając na finisz słowa „Zakończenia”. Zatrzymam się przy problematyce pamięci, bo to drugi z dogłębniej eksploatowanych tematów książki. Tym, co ujawnia pamięć nośnika i pamięć nerwowa u Dymitera, jest materialność dźwięku i samego słuchania, ich czasowość i nietrwałość. Dźwięk narażony jest na procesy utleniania i zapominania. W miejsce tych luk, usterek taśmy i pamięci wkracza mit, jak w przypadku opisu audiosfery Pałacu Grudniowego. Rozdział „Śpiewający budynek” poświęcony nagraniom podczas rezydencji artystycznej w Katowickim BDK i dawnej siedzibie NOSPR-u to najjaśniejszy punkt „Notatek”. (Nie ma tu nic do rzeczy mój lokalny patriotyzm, choć z sentymentem wspominam spanie na zielonych fotelach podczas drugiej symfonii Mahlera. Prędzej dotknęło mnie obrażenie mojego zagłębiowskiego hajmatu i pomylenie – najprawdopodobniej – Huty Katowice z elektrownią, choć mogło chodzić o Łagiszę [zob. s. 153]).
Legenda o tajemniczych podziemiach placu Sejmu Śląskiego, ukrytych przejść i tajemnic Pałacu Grudnia to coś, co opowiedzieć można dźwiękiem – jak w powieści le Guin, w której główna bohaterka zwiedza mroczne labirynty świątyni, nasłuchując i dotykając chłodnych kamieni. Dymiter jest tu kapłanką, a zamiast dotykać ścian trzyma mikrofon. Opisując i nagrywając soundscape Pałacu zestawia tym samym mit z tym, co „rzeczywiście słychać” (s. 81) – rekonstruuje kolejne piętra budynku, materialność dźwięków splatając z pamięcią miejsca. Zauważa miejsca opuszczone i te, które nadal żyją, być może w innych formach, ale ciągle brzmiąc. Łączy też to, co wcześniej złączył i notorycznie rozdziela, a więc ciało i technologię: „Synergia hałasu i dźwięków ciała nigdy nie była tak ścisła. Oddech, który przypomina brzmienie instalacji. Brzmienie instalacji przypomina oddech. Od fundamentów aż po dach budynek śpiewa brzmieniem elektryczności” (s. 87). Odnoszę wrażenie, że te skierowane „na zewnątrz” praktyki słuchania, takie jak field recording (będące – w dużym uogólnieniu – rewersem tych skoncentrowanych na podmiocie, jak deep listening) w sensie technicznym sprawdzają się lepiej, gdy mamy do czynienia z konkretnym obiektem przestrzennym. „Notatki” dowodzą, że także na poziomie intelektualnym takie „słuchanie miejsc” jest czymś, z czym łatwiej się zmierzyć niż z słuchaniem szerokiego pejzażu i wtórnym nadawaniem mu znaczenia.
Osobiste słuchanie
W opublikowanej na stronie „Glissanda” recenzji „Głębokiego słuchania” – książki towarzyszącej wystawie w Katowickim BWA inspirowanej praktykami słuchowymi Pauline Oliveros – Filip Szałasek wspomina, że w ramach składających się na nią esejów „zarysował się pułap, poniżej którego pisanie o dźwięku będzie musiało wydać się nudne i niepotrzebne, za mało erudycyjne i osobiste” (Szałasek 2020). Mając w pamięci te słowa, biorę poprawkę na dyskomfort podczas lektury „Notatek”. Odnoszę jednak wrażenie, że książka Dymitera cierpi na pragnienie akceptacji. Z jednej strony mają to być tylko „notatki z terenu” będące „niczym wycinki z codziennej prasy”, jak sugeruje autor w „Zakończeniu” (s. 187). Z drugiej strony ambicja sprostania wymogom erudycyjnego eseju, a więc zakorzenienia doświadczenia słuchania w czymś więcej, niźli tylko „bezrefleksyjn[ym] kierowani[u] się słuchającego ku śladom dźwiękowym” (Chęcka-Gotkowicz 2012: 218), zamienia „Notatki” w zlepek pisanych na wdechu egzaltowanych wyimków, które przy tak krótkiej formie operują niemalże wyłącznie prostymi dychotomiami technologia-natura, hałas-cisza, polityka-rzeczywistość. „Przejrzystość. Na plaży pusto” (s. 49). Toporny język przesycony równoważnikami zdań czasem sprawia wrażenie języka reklamowego i to całkiem słusznie – do tekstu włączone zostały opisy albumów Dymitera umieszczone na Bandcampie (może stąd ta skrótowość i manieryczny język, przez który „hałas nabiera swoistej delikatności” [s. 31], a morze jest radykalne [s. 51]?). Choć książka jest o słuchaniu, to sam język niestety nie jest w niej czymś do słuchania. „Co będzie ze sferą dźwiękową? Nikt o tym nie mówi” (s. 125).
LITERATURA:
Chęćka-Gotkowicz A.: „Ucho i umysł. Szkice o doświadczaniu muzyki”. Gdańsk 2012.
Solnit R.: „Zew włóczęgi. Opowieści wędrowne”. Przeł. A. Dzierzgowska i S. Królak. Kraków 2018.
Szałasek F.: „Wtajemniczenie w słuch”: http://glissando.pl/aktualnosci/filip-szalasek-glebokie-sluchanie/.
Marcin Dymiter: „Notatki z terenu”. Wydawnictwo Części Proste. Gdańsk 2021.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |