ZBOŻOWA FILOZOFIA (KSENOFONT: 'EKONOMIK')
A
A
A
„Ekonomik” Ksenofonta nie cieszy się wielkim zainteresowaniem, i to nawet mimo tego, że ukazuje nam Sokratesa w odmiennym świetle niż dialogi platońskie czy nawet inne teksty sokratyczne Ksenofonta. Uważa się go za tekst pośledni i do poznania myśli Sokratesa niewiele wnoszący. Jest to jedyne z tzw. pism sokratycznych, które nie trafiło do tak właśnie zatytułowanego tomu w serii Biblioteka Klasyków Filozofii (Ksenofont 1967). Widać nie za wiele filozofii się w nim dopatrzono. W monumentalnej „Literaturze Grecji starożytnej” Romulad Turasiewicz scharakteryzował „Ekonomik” w czterech zdaniach na dwanaście stron, które poświęcił Ksenofontowi (zob. Turasiewicz 2005: 47).
Z przekładu „Ekonomika” na język polski można się zatem tylko cieszyć. Co prawda dialog przełożono już raz w całości na język polski – prawie sto pięćdziesiąt lat temu zrobił to Antoni Bronikowski (Ksenofont 1857). Język i styl Bronikowskie nie wytrzymują jednak próby czasu, choć tu i tam można by z jego intuicji tłumaczeniowych skorzystać. „Ekonomik” w wydaniu Teologii Politycznej to jednak nie tylko przekład. Otrzymujemy również tekst oryginalny, który sąsiaduje z przekładem na verso każdej pary stron widzących. Zawsze doceniam ten zabieg, który znacząco zwiększa objętość książki, utrudnia redakcję i skład, a adresowany jest do wąskiego grona czytelników. Co więcej, tłumacz wystawia w ten sposób swój warsztat na łatwą krytykę. Niezależnie od tego, że i ja znalazłem w przekładzie słabsze miejsca (o czym niżej), za decyzję o umieszczeniu tekstu greckiego należą się wydawnictwu i tłumaczce wyrazy szczególnego uznania.
To jednak nie wszystko. Otrzymujemy bowiem także komentarz na 135 stronach. Przypomnę, że Turasiewicz opisał ten dialog w czterech zdaniach. Zdecydowanie zachęcam do sięgnięcia do komentarza dopiero po lekturze przekładu, ma bowiem charakter ciągły i jest w dużej mierze objaśniającą parafrazą. Komentarz nie zadowoli każdego, zostawia też spory niedosyt, jakkolwiek jego zakres jest celowo ograniczony, choć lepiej byłoby wyrazić to wprost.
W komentarzu Dorota Tymura w ogóle nie rozpatruje problemów tekstologicznych i filologicznych, czy to na poziomie wyboru lekcji, emendacji, czy semantyki konkretnych słów. Z rzadka też odnosi się do kontekstu historycznego. Co najdziwniejsze, w ogóle nie komentuje licznych zagadnień agrotechnicznych, których przecież dialog dotyczy, a które dla współczesnego czytelnika mogą wydać się co najmniej niejasne. Dla historyka gospodarki „Ekonomik” to zresztą jedno z głównych źródeł do poznania greckiej teorii i praktyki rolniczej. Cała uwaga autorki jest natomiast skupiona na Sokratesie i tym, co możemy powiedzieć o jego metodzie pedagogicznej i myśli filozoficznej. Tymurę bardziej interesuje to, jak Sokrates uczestniczy w rozmowie, niż to, o czym rozmawia, zwłaszcza w czysto technicznych partiach pod koniec dialogu. Od technikaliów nie da się jednak do końca uciec, bowiem Sokrates Ksenofonta inaczej zdaje się rozumieć zadania filozofii niż jego Platoński odpowiednik: „Wydaje mi się, Ischomachosie, że na początku chętnie nauczyłbym się, co jest w najwyższym stopniu cechą filozofa, jak mógłbym dzięki uprawianiu ziemi otrzymywać większe ilości jęczmienia i pszenicy, gdyby zechciał?” (księga XVI, 9, s. 281) – czy Sokrates tu ironizuje? Czy może właśnie dotarł do sedna filozofii praktycznej? Tymura w komentarzu (zob. s. 126) zauważa, że to jedyne odniesienie do filozofii w całym dialogu i należy potraktować je na serio.
Tymczasem warto czytać dialog także z innymi pytaniami niż te postawione przez komentatorkę. Zwrócę uwagę na kilka kwestii, które przyciągną uwagę nie tylko starożytników, ale i badaczy kultury o szerszych zainteresowaniach. Rozmówcy, tak Sokrates, jak i (formalnie nieobecny, a tylko przywoływany) Ischomachos, są bowiem zgodnymi konserwatystami (tak wedle ówczesnych, jak i współczesnych kryteriów). Powiedzmy sobie zresztą szczerze, że obaj są tutaj w dużej mierze narzędziami Ksenofonta, ateńskiego arystokraty (z Aten wygnanego), spartofila, człowieka zamożnego, najemnika, miłośnika jazdy konnej i łowów z psami. A przy tym ucznia i gorącego miłośnika Sokratesa.
Sporo mówi się o bogactwie i jego źródłach, z generalną konkluzją, że ubóstwo jest efektem nieuctwa i lenistwa. Podstawową nauką okazuje się zaś nauka porządku, „nic bowiem nie jest tak przydatne ani tak piękne dla człowieka jak porządek (taksis)” (VIII, 3, s. 223). Nie tylko w tym zdaniu Ksenofont zdradza swą naturę pruskiego junkra avant la lettre. Bez wątpienia tak, jak pokochał Cyrusa Młodszego, kochałby i Starego Fryca.
Prawdziwą pracą była dla Ksenofonta tylko praca na roli (niekończenie własnymi rękami). Pojawia się tu też arcyciekawa kwestia nielojalności wobec państwa obywateli, którzy swych zysków nie czerpią z ziemi ojczystej – i z tej racji nie będą skłonni jej bronić. Problem ważny i dzisiaj, ale uważany raczej za wstydliwy i rzadko chyba poza kręgami konserwatywnymi dyskutowany.
Bardzo istotnym elementem dialogu wydaje się kwestia partnerstwa pomiędzy małżonkami w prowadzeniu gospodarstwa. Bez wątpienia nie są to standardy współczesnego równouprawnienia płci, ale jak na warunki greckie Ksenofont (i jego dialogiści) traktują kobietę wyjątkowo podmiotowo. Niepokój co bardziej wrażliwych może budzić informacja, że żona Ischomachosa nie ukończyła jeszcze lat piętnastu, ale jeśli historia w ogóle czegoś uczy, to pewnie właśnie dystansu wobec roszczeń moralnych absolutystów. Dla badaczy ról płciowych istotne będą te miejsca, gdzie podkreśla się poszczególne cnoty niewieście (podstawową cnotą niewiasty jest zaś męski umysł / andronike dianoia – IX, 18, s. 239) oraz zadania małżeństwa (księga VII, 19, s. 213) wynikłe z naturalnego podziału ról między małżonkami, z domeną kobiecą domi i męską foris.
Warto także zwrócić uwagę na kwestię traktowania niewolników – których samo istnienie nie jest oczywiście w ogóle problematyzowane. Otóż wiele miejsca poświęca się relacjom między nimi a właścicielem, jako że również to zagadnienie było dla powodzenia gospodarki kluczowe. Ważnymi relacjami okazują się tutaj sprawiedliwość, troska oraz zaufanie. Trzeba wspomnieć, że niewolnikami były również kluczowe dla pomyślności majątku osoby – szafarka i zarządcy majątku – i to im Ksenofont poświęca osobne księgi.
„Ekonomik” zawiera też unikalne informacje na temat inwestycyjnego obrotu ziemią w starożytnej Grecji oraz bywa przytaczany jako dowód na protokapitalistyczne nastawienie przynajmniej części elit greckich (XX, 22nn, s. 311-313).
Sam przekład jest potoczysty, argumentacja uczestników dialogu została przedstawiona jasno współczesnym językiem. Nie próbowałem weryfikować przekładu na jakiejś większej próbie tekstu, chciałbym jednak zwrócić uwagę na kilka potknięć, które zniekształcają przekaz w sferze samej agrotechniki i kontekstu historycznego. Pierwsza dotyczy zboża:
„– Czy zatem ścinałbyś je, stojąc tyłem do wiejącego wiatru, czy może przodem – zapytał [Ischomachos]
– Wydaje mi się, że raczej przodem – odpowiedziałem. (Οὐκ ἀντίος, ἔφην, ἔγωγε) – Sądzę bowiem, iż czymś trudnym dla oczu, i dla rąk jest ścinanie zboża, gdy z naprzeciwka lecą plewy i kłosy” (s. 290-291).
Już z samej lektury przekładu wygląda na to, że w odpowiedzi Sokratesa brak spójności. I faktycznie błąd leży w tłumaczeniu. Podaną frazę grecką trzeba bowiem rozumieć odwrotnie, niż przyjął tłumacz – „Nie przodem”, „nie pod wiatr”. Bronikowski rozumie to miejsce poprawnie.
Z wiatrem mamy problem też nieco dalej, choć tutaj chodzi raczej o dokładność przekładu:
„– A zatem, Ischomachosie – kontynuowałem – czy potem będziemy oczyszczać zboże z plew przez przewiewanie.?
– Tak – odrzekł. – A powiedz mi, Sokratesie, czy wiesz, że jeśli zaczniesz to robić na tej części klepiska, która jest wystawiona na wiatr (ἐκ τοῦ προσηνέμου μέρου), to na całym klepisku potem ujrzysz plewy? (…)
– A co, jeśli ktoś zaczyna oczyszczanie zboża z plew od strony niewystawionej na wiatr (ἐκ τοῦ ὑπηνέμου?) – spytał.
– Jasne jest, że plewy od razu znajdą się we właściwym pomieszczeniu (ἐν τῇ ἀχυροδόκῃ) – odpowiedziałem” (s. 292-293).
Zrozumienie tego fragmentu wymaga i znajomości samej technologii wiania, i sporo przestrzennej wyobraźni. Bardzo trudno też właściwie przetłumaczyć tę partię. Zboże wiano przy pomocy szufli, którą podrzucano ziarno zmieszane z plewami. Cięższe ziarno opadało na to samo miejsce, a lżejsze plewy wiatr (konieczny w tej sytuacji) zwiewał na bok. Stąd należało stanąć tak, aby wiatr nie unosił plew na oczyszczone już zboże. Po polsku mamy akurat wiekowy już, ale nadal pożyteczny i jasny rozdział „Gospodarka wiejska” (Tabasz 1977) w tomie „Kultura materialna starożytnej Grecji”, do którego w ogóle warto sięgnąć, jeśli czytelnik zainteresowany jest agrotechniczną stroną dzieła Ksenofonta.
Wiatr musiał przewiewać całe klepisko (Bronikowski używa pięknego terminu „bojewica”), trudno więc mówić o stronie wystawionej na wiatr i niewystawionej na wiatr. Bronikowski tłumaczył „od strony wietrznej” i „pod stronę wiatru”, co dzisiaj byłoby zupełnie niezrozumiałe. Chyba najlepiej byłoby użyć żeglarskich terminów „strona nawietrzna” i „zawietrzna”, gdzie stroną zawietrzną nazywa się tę przeciwną do strony, z której wieje wiatr. Pomeroy (1994: 193) w swym przekładzie także tłumaczy „windward” i „leeward side”.
Można by jeszcze w tym fragmencie jakoś skomentować też techniczny termin ἀχῠροδόκη, który poza „Ekonomikiem” jest poświadczony tylko w leksykonie Hezychiusza, wedle którego oznacza ἀποθήκη τῶν ἀχύρων – czyli pomieszczenie (składzik?) na plewy, czymkolwiek miałoby to być. W kontekście „Ekonomika” oznacza to chyba część klepiska, stąd „swoje miejsce” Bronikowskiego broni się dobrze. Jak już jednak zaznaczyłem, zamiarem tłumaczki i komentatorki nie było objaśnianie tego typu niuansów.
Znalazłem też przynajmniej jeden poważny anachronizm:
„A jeszcze oprócz tego – rzekł Sokrates – [król perski: P.P.] dba o to, aby w tych wszystkich miejscach, które zamieszkuje i odwiedza, powstawały ogrody zwane »rajami (παράδεισοι)«, przepełnione piękną, wspaniałą roślinnością (…)” (s. 189). Owszem, παράδεισος to raj, ale konkretnie raj biblijny – tego słowa bowiem użyła Septuaginta (w III w p.n.e.; Rdz 2,8) na opisanie ogrodu Eden. Jest to jednak zapożyczenie z awestyjskiego (wczesny etap rozwoju języka perskiego) i dla Greków epoki Ksenofonta nie miało żadnych skojarzeń rajskich. Było to słowo obce, co zresztą jasno widać z tego, że Sokrates musi objaśnić swemu rozmówcy jego znaczenie.
Najnowszy przekład z komentarzem Ksenofontowego „Ekonomika” pozostawia zatem historykowi niedosyt, ale nie jest on zbyt wielki, bowiem oto otrzymuje źródło (wraz z tekstem oryginalnym), któremu może zadawać własne pytania. Inne dyscypliny humanistyczne, nawet te całkiem nowomodne, które polskiego zboża nie siały ani nie żęły, także mogą na tym plonie obficie się podtuczyć.
LITERATURA:
Ksenofont: „Ekonomik”. Przeł. A. Bronikowski. Poznań 1857.
Ksenofont: „Pisma sokratyczne”. Przeł. L. Joachimowicz. Warszawa 1967.
Tabasz Z.: „Gospodarka wiejska”. W: „Kultura materialna starożytnej Grecji. Zarys”. T. II. Red. K. Majewski. Wrocław 1977.
Turasiewicz L.: „Historiografia: Herodot, Tukidydes, Ksenofont i historycy IV wieku przed Chr.”. W: „Literatura Grecji starożytnej”. T. II. Red. H. Podbielski. Lublin 2005.
Xenophon: „Oeconomicus. A Social and Historical Commentary”. Przeł. S. Pomeroy. Oxford 1994.
Z przekładu „Ekonomika” na język polski można się zatem tylko cieszyć. Co prawda dialog przełożono już raz w całości na język polski – prawie sto pięćdziesiąt lat temu zrobił to Antoni Bronikowski (Ksenofont 1857). Język i styl Bronikowskie nie wytrzymują jednak próby czasu, choć tu i tam można by z jego intuicji tłumaczeniowych skorzystać. „Ekonomik” w wydaniu Teologii Politycznej to jednak nie tylko przekład. Otrzymujemy również tekst oryginalny, który sąsiaduje z przekładem na verso każdej pary stron widzących. Zawsze doceniam ten zabieg, który znacząco zwiększa objętość książki, utrudnia redakcję i skład, a adresowany jest do wąskiego grona czytelników. Co więcej, tłumacz wystawia w ten sposób swój warsztat na łatwą krytykę. Niezależnie od tego, że i ja znalazłem w przekładzie słabsze miejsca (o czym niżej), za decyzję o umieszczeniu tekstu greckiego należą się wydawnictwu i tłumaczce wyrazy szczególnego uznania.
To jednak nie wszystko. Otrzymujemy bowiem także komentarz na 135 stronach. Przypomnę, że Turasiewicz opisał ten dialog w czterech zdaniach. Zdecydowanie zachęcam do sięgnięcia do komentarza dopiero po lekturze przekładu, ma bowiem charakter ciągły i jest w dużej mierze objaśniającą parafrazą. Komentarz nie zadowoli każdego, zostawia też spory niedosyt, jakkolwiek jego zakres jest celowo ograniczony, choć lepiej byłoby wyrazić to wprost.
W komentarzu Dorota Tymura w ogóle nie rozpatruje problemów tekstologicznych i filologicznych, czy to na poziomie wyboru lekcji, emendacji, czy semantyki konkretnych słów. Z rzadka też odnosi się do kontekstu historycznego. Co najdziwniejsze, w ogóle nie komentuje licznych zagadnień agrotechnicznych, których przecież dialog dotyczy, a które dla współczesnego czytelnika mogą wydać się co najmniej niejasne. Dla historyka gospodarki „Ekonomik” to zresztą jedno z głównych źródeł do poznania greckiej teorii i praktyki rolniczej. Cała uwaga autorki jest natomiast skupiona na Sokratesie i tym, co możemy powiedzieć o jego metodzie pedagogicznej i myśli filozoficznej. Tymurę bardziej interesuje to, jak Sokrates uczestniczy w rozmowie, niż to, o czym rozmawia, zwłaszcza w czysto technicznych partiach pod koniec dialogu. Od technikaliów nie da się jednak do końca uciec, bowiem Sokrates Ksenofonta inaczej zdaje się rozumieć zadania filozofii niż jego Platoński odpowiednik: „Wydaje mi się, Ischomachosie, że na początku chętnie nauczyłbym się, co jest w najwyższym stopniu cechą filozofa, jak mógłbym dzięki uprawianiu ziemi otrzymywać większe ilości jęczmienia i pszenicy, gdyby zechciał?” (księga XVI, 9, s. 281) – czy Sokrates tu ironizuje? Czy może właśnie dotarł do sedna filozofii praktycznej? Tymura w komentarzu (zob. s. 126) zauważa, że to jedyne odniesienie do filozofii w całym dialogu i należy potraktować je na serio.
Tymczasem warto czytać dialog także z innymi pytaniami niż te postawione przez komentatorkę. Zwrócę uwagę na kilka kwestii, które przyciągną uwagę nie tylko starożytników, ale i badaczy kultury o szerszych zainteresowaniach. Rozmówcy, tak Sokrates, jak i (formalnie nieobecny, a tylko przywoływany) Ischomachos, są bowiem zgodnymi konserwatystami (tak wedle ówczesnych, jak i współczesnych kryteriów). Powiedzmy sobie zresztą szczerze, że obaj są tutaj w dużej mierze narzędziami Ksenofonta, ateńskiego arystokraty (z Aten wygnanego), spartofila, człowieka zamożnego, najemnika, miłośnika jazdy konnej i łowów z psami. A przy tym ucznia i gorącego miłośnika Sokratesa.
Sporo mówi się o bogactwie i jego źródłach, z generalną konkluzją, że ubóstwo jest efektem nieuctwa i lenistwa. Podstawową nauką okazuje się zaś nauka porządku, „nic bowiem nie jest tak przydatne ani tak piękne dla człowieka jak porządek (taksis)” (VIII, 3, s. 223). Nie tylko w tym zdaniu Ksenofont zdradza swą naturę pruskiego junkra avant la lettre. Bez wątpienia tak, jak pokochał Cyrusa Młodszego, kochałby i Starego Fryca.
Prawdziwą pracą była dla Ksenofonta tylko praca na roli (niekończenie własnymi rękami). Pojawia się tu też arcyciekawa kwestia nielojalności wobec państwa obywateli, którzy swych zysków nie czerpią z ziemi ojczystej – i z tej racji nie będą skłonni jej bronić. Problem ważny i dzisiaj, ale uważany raczej za wstydliwy i rzadko chyba poza kręgami konserwatywnymi dyskutowany.
Bardzo istotnym elementem dialogu wydaje się kwestia partnerstwa pomiędzy małżonkami w prowadzeniu gospodarstwa. Bez wątpienia nie są to standardy współczesnego równouprawnienia płci, ale jak na warunki greckie Ksenofont (i jego dialogiści) traktują kobietę wyjątkowo podmiotowo. Niepokój co bardziej wrażliwych może budzić informacja, że żona Ischomachosa nie ukończyła jeszcze lat piętnastu, ale jeśli historia w ogóle czegoś uczy, to pewnie właśnie dystansu wobec roszczeń moralnych absolutystów. Dla badaczy ról płciowych istotne będą te miejsca, gdzie podkreśla się poszczególne cnoty niewieście (podstawową cnotą niewiasty jest zaś męski umysł / andronike dianoia – IX, 18, s. 239) oraz zadania małżeństwa (księga VII, 19, s. 213) wynikłe z naturalnego podziału ról między małżonkami, z domeną kobiecą domi i męską foris.
Warto także zwrócić uwagę na kwestię traktowania niewolników – których samo istnienie nie jest oczywiście w ogóle problematyzowane. Otóż wiele miejsca poświęca się relacjom między nimi a właścicielem, jako że również to zagadnienie było dla powodzenia gospodarki kluczowe. Ważnymi relacjami okazują się tutaj sprawiedliwość, troska oraz zaufanie. Trzeba wspomnieć, że niewolnikami były również kluczowe dla pomyślności majątku osoby – szafarka i zarządcy majątku – i to im Ksenofont poświęca osobne księgi.
„Ekonomik” zawiera też unikalne informacje na temat inwestycyjnego obrotu ziemią w starożytnej Grecji oraz bywa przytaczany jako dowód na protokapitalistyczne nastawienie przynajmniej części elit greckich (XX, 22nn, s. 311-313).
Sam przekład jest potoczysty, argumentacja uczestników dialogu została przedstawiona jasno współczesnym językiem. Nie próbowałem weryfikować przekładu na jakiejś większej próbie tekstu, chciałbym jednak zwrócić uwagę na kilka potknięć, które zniekształcają przekaz w sferze samej agrotechniki i kontekstu historycznego. Pierwsza dotyczy zboża:
„– Czy zatem ścinałbyś je, stojąc tyłem do wiejącego wiatru, czy może przodem – zapytał [Ischomachos]
– Wydaje mi się, że raczej przodem – odpowiedziałem. (Οὐκ ἀντίος, ἔφην, ἔγωγε) – Sądzę bowiem, iż czymś trudnym dla oczu, i dla rąk jest ścinanie zboża, gdy z naprzeciwka lecą plewy i kłosy” (s. 290-291).
Już z samej lektury przekładu wygląda na to, że w odpowiedzi Sokratesa brak spójności. I faktycznie błąd leży w tłumaczeniu. Podaną frazę grecką trzeba bowiem rozumieć odwrotnie, niż przyjął tłumacz – „Nie przodem”, „nie pod wiatr”. Bronikowski rozumie to miejsce poprawnie.
Z wiatrem mamy problem też nieco dalej, choć tutaj chodzi raczej o dokładność przekładu:
„– A zatem, Ischomachosie – kontynuowałem – czy potem będziemy oczyszczać zboże z plew przez przewiewanie.?
– Tak – odrzekł. – A powiedz mi, Sokratesie, czy wiesz, że jeśli zaczniesz to robić na tej części klepiska, która jest wystawiona na wiatr (ἐκ τοῦ προσηνέμου μέρου), to na całym klepisku potem ujrzysz plewy? (…)
– A co, jeśli ktoś zaczyna oczyszczanie zboża z plew od strony niewystawionej na wiatr (ἐκ τοῦ ὑπηνέμου?) – spytał.
– Jasne jest, że plewy od razu znajdą się we właściwym pomieszczeniu (ἐν τῇ ἀχυροδόκῃ) – odpowiedziałem” (s. 292-293).
Zrozumienie tego fragmentu wymaga i znajomości samej technologii wiania, i sporo przestrzennej wyobraźni. Bardzo trudno też właściwie przetłumaczyć tę partię. Zboże wiano przy pomocy szufli, którą podrzucano ziarno zmieszane z plewami. Cięższe ziarno opadało na to samo miejsce, a lżejsze plewy wiatr (konieczny w tej sytuacji) zwiewał na bok. Stąd należało stanąć tak, aby wiatr nie unosił plew na oczyszczone już zboże. Po polsku mamy akurat wiekowy już, ale nadal pożyteczny i jasny rozdział „Gospodarka wiejska” (Tabasz 1977) w tomie „Kultura materialna starożytnej Grecji”, do którego w ogóle warto sięgnąć, jeśli czytelnik zainteresowany jest agrotechniczną stroną dzieła Ksenofonta.
Wiatr musiał przewiewać całe klepisko (Bronikowski używa pięknego terminu „bojewica”), trudno więc mówić o stronie wystawionej na wiatr i niewystawionej na wiatr. Bronikowski tłumaczył „od strony wietrznej” i „pod stronę wiatru”, co dzisiaj byłoby zupełnie niezrozumiałe. Chyba najlepiej byłoby użyć żeglarskich terminów „strona nawietrzna” i „zawietrzna”, gdzie stroną zawietrzną nazywa się tę przeciwną do strony, z której wieje wiatr. Pomeroy (1994: 193) w swym przekładzie także tłumaczy „windward” i „leeward side”.
Można by jeszcze w tym fragmencie jakoś skomentować też techniczny termin ἀχῠροδόκη, który poza „Ekonomikiem” jest poświadczony tylko w leksykonie Hezychiusza, wedle którego oznacza ἀποθήκη τῶν ἀχύρων – czyli pomieszczenie (składzik?) na plewy, czymkolwiek miałoby to być. W kontekście „Ekonomika” oznacza to chyba część klepiska, stąd „swoje miejsce” Bronikowskiego broni się dobrze. Jak już jednak zaznaczyłem, zamiarem tłumaczki i komentatorki nie było objaśnianie tego typu niuansów.
Znalazłem też przynajmniej jeden poważny anachronizm:
„A jeszcze oprócz tego – rzekł Sokrates – [król perski: P.P.] dba o to, aby w tych wszystkich miejscach, które zamieszkuje i odwiedza, powstawały ogrody zwane »rajami (παράδεισοι)«, przepełnione piękną, wspaniałą roślinnością (…)” (s. 189). Owszem, παράδεισος to raj, ale konkretnie raj biblijny – tego słowa bowiem użyła Septuaginta (w III w p.n.e.; Rdz 2,8) na opisanie ogrodu Eden. Jest to jednak zapożyczenie z awestyjskiego (wczesny etap rozwoju języka perskiego) i dla Greków epoki Ksenofonta nie miało żadnych skojarzeń rajskich. Było to słowo obce, co zresztą jasno widać z tego, że Sokrates musi objaśnić swemu rozmówcy jego znaczenie.
Najnowszy przekład z komentarzem Ksenofontowego „Ekonomika” pozostawia zatem historykowi niedosyt, ale nie jest on zbyt wielki, bowiem oto otrzymuje źródło (wraz z tekstem oryginalnym), któremu może zadawać własne pytania. Inne dyscypliny humanistyczne, nawet te całkiem nowomodne, które polskiego zboża nie siały ani nie żęły, także mogą na tym plonie obficie się podtuczyć.
LITERATURA:
Ksenofont: „Ekonomik”. Przeł. A. Bronikowski. Poznań 1857.
Ksenofont: „Pisma sokratyczne”. Przeł. L. Joachimowicz. Warszawa 1967.
Tabasz Z.: „Gospodarka wiejska”. W: „Kultura materialna starożytnej Grecji. Zarys”. T. II. Red. K. Majewski. Wrocław 1977.
Turasiewicz L.: „Historiografia: Herodot, Tukidydes, Ksenofont i historycy IV wieku przed Chr.”. W: „Literatura Grecji starożytnej”. T. II. Red. H. Podbielski. Lublin 2005.
Xenophon: „Oeconomicus. A Social and Historical Commentary”. Przeł. S. Pomeroy. Oxford 1994.
Ksenofont: „Ekonomik”. Przekład i komentarz: Dorota Tymura. Państwowy Instytut Wydawniczy, Teologia Polityczna. Warszawa 2020.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |