ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 października 20 (428) / 2021

Kamila Czaja,

OSTATNI (NIE)SPRAWIEDLIWY (JIM THOMPSON: 'POTTSVILLE')

A A A
W Polsce ukazało się kilka powieści Jima Thompsona, choćby „Morderca we mnie” czy – znana jednak głównie z ekranizacji z 1972 roku – „Ucieczka gangstera”, a autor współpracował jako scenarzysta między innymi ze Stanleyem Kubrickiem. Nie jest u nas jednak mocno rozpoznawalny, w nurcie noir rodzimy czytelnik nie wymieni go raczej jednym tchem z Raymondem Chandlerem czy Dashiellem Hammettem. Piotr Stasiewicz poświęca Thompsonowi rozdział w swojej nowej książce, zatytułowanej „Sześć odcieni czerni”, zaliczając go jednak do „mniej znanych twórców”. Gdy białostocki literaturoznawca pisał tę monografię, nie mieliśmy jeszcze polskiego przekładu wydanego w 1964 roku „Pottsville” (w oryginale, od liczby mieszkańców, „Pop. 1280”), czyli powieści „uznawanej za największe literackie osiągnięcie Thompsona i jednocześnie najbardziej prowokujący z jego utworów” (Stasiewicz 2021: 284).

Dzięki Wydawnictwu Czarne i Krzysztofowi Majerowi wreszcie możemy po polsku przeczytać dzieje Nicka Coreya, szeryfa hrabstwa Potts w pierwszych dekadach XX wieku (niektóre anglojęzyczne źródła celnie podpowiadają, że chodzi mniej więcej o czas rewolucji roku 1917 w Rosji, skoro bohater wspomina o „bólszewikach” i obalaniu cara [zob. s. 14]). Szeryfa specyficznego, pytającego „na co komu bystry szeryf?” (s. 9) – i celowo robiącego wiele, by go za bystrego, broń Boże, nie wzięto. Ten leń i żarłok, opowiadający swoje losy ukrytemu przed czytelnikiem interlokutorowi, żyje z żoną i kochankami w świecie, którego mieszkańcy „tworzą prawdziwie groteskową galerię idiotów, pijaków, oszustów, bufonów, damskich bokserów, kazirodczych ojców i rasistów” (Stasiewicz 2021: 296). I zdaje się tam doskonale odnajdywać.

Zamaskowany mściciel

Thompson fenomenalnie konstruuje (anty)bohatera, który pod maską „prostaczka” ma różnych masek jeszcze kilka. Otoczenie go nie docenia, a to pozwala mu robić z otoczeniem, co tylko zechce. Jednak założenie, że Nick to „zaledwie” konformistyczny manipulant, co kilka stron powtarzający zbliżone warianty frazy: „Nie mówię, że nie macie, chłopaki, tak zupełnie racji, ale żebym znów się z wami aż tak bardzo zgadzał, to też nie powiem” (s. 27), to nadal zdecydowanie zbyt powierzchowna ocena. Z każdą kolejną sprawą, którą szeryf „rozwiązuje”, odkryć możne inne pokłady, delikatnie mówiąc, złożonej osobowości. Czasem sam nie wie, ile w jego działaniach improwizacji, a ile misternego planu („Zrobiłem tak, bo miałem co do niego pewne plany – a jakie, to już pan wie. Ale ja, jak żem tam do niego zajechał, to jeszcze nie wiedziałem” [s. 84]). Jednak gdy radzi sobie z lokalnymi alfonsami, bezwzględnie walczy o kolejną kadencję (to zresztą fantastyczne mikrostudium tego, jak się robi politykę) oraz radzi sobie z nadmiarem kobiet w swoim życiu, czytelnik z narastającym niedowierzaniem przywołać może początkowe niewinne wrażenie, jakie robił pozornie prostoduszny Nick.

Równocześnie zaufanie mądrości szeryfa też sprowadzi czytelnika na manowce. Lepiej powstrzymać kiwanie głową nad społeczną przenikliwością głównego bohatera, gdy stwierdza on na przykład, wspominając ojca: „Dziś już nie mam mu aż tak za złe, bo się w życiu naoglądałem ludzi bardzo do niego podobnych. Takich, co szukają łatwych rozwiązań dla trudnych problemów. Takich, co winią Żydów albo kolorowych za całe zło, co im się przytrafia. Takich, co łepetyną nie obejmują, że jak świat taki duży, to się w nim czasem coś musi spartolić. A jeśli jest jakiś powód, że się tak dzieje – bo przecież nie zawsze jest – to pewnie nie jakiś jeden, tylko prędzej z tysiąc różnych” (s. 39). Zdolność Nicka do refleksji i autorefleksji to wszak kolejna maska, a różne złowrogie sygnały Thomson umiejętnie dozuje od początku, tyle że zrozumiałe stają się dopiero po czasie. Mimo że już Czechow nauczał, że gdy na wstępie pojawia się strzelba (tu: rewolwer), to przecież nie dla ozdoby.

Pewnego razu na bardzo Dzikim Zachodzie

Jest tu i maska ostatniego sprawiedliwego ubolewającego nad własną skłonnością do współczucia: „Bo jak ci kogo żal, to mu chcesz pomóc, i jak już do ciebie dotrze, że nic z tego i że, cholera, za wielu jest takich, i że gdzie nie spojrzeć, jest jakiś ktoś, że są całe miliony ktosiów, a ty tylko jednej i nikogo innego to nie obchodzi i… i…” (s. 136-137). A przecież kryje się za tym coś więcej, bo Nick do moralności dodaje gwiazdkę, trochę jak przypis do warunków umowy społecznej: „(…) i nikogo nie będę krzywdzić, chyba że dla ich własnego dobra albo dla mojego, co właściwie na jedno wychodzi (…)” (s. 169). Bywa Corey też nihilistą: „A jak człowiek cały czas tylko o takich rzeczach myśli, to już lepiej, żeby w ogóle nie żył. Bo tak myśli pustka. I jeśli kto tak myśli, to już w środku umarł i może już tylko roznosić smród i popłoch, płacz i jęk, męczarnię, głód, wstyd własnej martwoty. Własnej pustki” (s. 196).

To zresztą nie koniec szeregu twarzy szeryfa, a wszystko wciąż pod płaszczykiem „prostaczka”, co fenomenalnie oddaje polski tłumacz. Majer z imponującą inwencją miesza potoczność ze stylem biblijnym, szukając ekwiwalentów dla trudnej do przełożenia prozy, w której wszystko, w tym język, trzeba cały czas podglądać i podejrzewać. Nie tylko dlatego, że sam pełniący rolę narratora bohater jest „notorycznym kłamcą, który może równocześnie okłamywać innych bohaterów i czytelnika” (Stasiewicz 2021: 296), więc należy go wciąż od nowa demaskować, ale i ze względu na wielowarstwowość świata przedstawionego oraz aluzyjnej mowy, która z pozorną prostotą ten pozornie prosty świat ujmuje. Aż prosiłoby się o ekranizację w duchu Quentina Tarantino czy braci Coenów – ale chyba sprawdzi się też, już zapowiedziany jako twórca filmu „Pop. 1280”, Yórgos Lánthimos („Lobster”, „Faworyta”).

***

Na okładce polskiego wydania przeczytać możemy, że „Pottsville” to „brawurowa kryminalna groteska doprawiona absurdalnym humorem”, zresztą nasuwające się konwencje dałoby się w przypadku powieści tak misternie pomyślanej, odsłaniającej kolejne poziomy mnożyć (co zgrabnie czynią choćby recenzenci w radiowej „Czytelni” [zob. polskieradio24.pl]). A komu uda się w ogóle przeżyć ryzykowną wizytę w Pottsville, ten powinien wyjątkowe lekturowe przeżycie docenić.

LITERATURA:

Stasiewicz P.: „Sześć odcieni czerni. Szkice o klasykach powieści noir”. Kraków 2021.

„»Nie w humorze« i »Pottsville«. Krytycznie i z dowcipem o współczesnej Ameryce”. https://www.polskieradio24.pl/8/2827/Artykul/2787269,Nie-w-humorze-i-Pottsville-Krytycznie-i-z-dowcipem-o-wspolczesnej-Ameryce.
Jim Thompson: „Pottsville”. Przeł. Krzysztof Majer. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2021.