NIEZNOŚNA LEPKOŚĆ BYTU (HALINA)
A
A
A
Trzynastoletnia Halina nie podziela zainteresowań większości nastolatków mieszkających na ponurym osiedlu. Jest typem outsiderki, która w trudnych sytuacjach może liczyć na wsparcie ze strony kochających rodziców. Ale pewnego dnia wszystko się zmienia: przy śniadaniu mama informuje córkę, że jej tato nie jest jej biologicznym ojcem. Otóż przed laty kobieta pracowała za oceanem, w jednej z prestiżowych amerykańskich firm jako… czyścicielka sedesów. I kiedy z jednego z klozetów wyłonił się bezwzględny i makiaweliczny Człowiek Kupa, w obronie Polki stanął sam Freshmaker: charyzmatyczny heros z peleryną i blond plerezą. Po rozprawieniu się ze śmierdzącym przeciwnikiem superbohater wraz z zapatrzoną w niego sprzątaczką oddali się miłosnym uniesieniom, których owocem jest Halina.
Tak zaczyna się piękna opowieść o (super)bohaterstwie, sile rodzinnych więzów i… kupie. W ekstremalnych ilościach. Po prostu.
Warszawski ilustrator i komiksiarz Ernesto Gonzalez („Najsłodsza krew”, „Kapitan Bzyk”) zaserwował tym razem urokliwie obrzydliwą, dosadną i mdląco śmieszną miejską baśń dla czytelników o mocnych żołądkach. Obłędna cartoonowa kreska nasycona paletą soczystych barw (dominantą jest rzecz jasna brąz) prowadzi czytelnika przez kolejne strony pełne g…, ekhm, nieoczekiwanych zwrotów akcji, inteligentnej zabawy z konwencją oraz epickiego rozmachu. „Halina” przypomina, że miłość jest odpowiedzią na całe zło, udowadniając przy tym, że egzystencjalną maksymę „shit happens” można zilustrować bardzo dosłownie.
Wariacja na temat klasycznych okładek komiksów i filmów oraz ilustracje do popularnych bajek i baśni – w obu przypadkach nie mogło zabraknąć fekalnych akcentów dodających całości dwuznacznego zapaszku – dopełniają i tak już gęstą zawartość tego tomiku, który może stać się waszą ulubioną lekturą spod znaku guilty pleasure. Choć wcale nie musi. Jakby nie patrzeć: lektura tylko dla twardzieli.
Tak zaczyna się piękna opowieść o (super)bohaterstwie, sile rodzinnych więzów i… kupie. W ekstremalnych ilościach. Po prostu.
Warszawski ilustrator i komiksiarz Ernesto Gonzalez („Najsłodsza krew”, „Kapitan Bzyk”) zaserwował tym razem urokliwie obrzydliwą, dosadną i mdląco śmieszną miejską baśń dla czytelników o mocnych żołądkach. Obłędna cartoonowa kreska nasycona paletą soczystych barw (dominantą jest rzecz jasna brąz) prowadzi czytelnika przez kolejne strony pełne g…, ekhm, nieoczekiwanych zwrotów akcji, inteligentnej zabawy z konwencją oraz epickiego rozmachu. „Halina” przypomina, że miłość jest odpowiedzią na całe zło, udowadniając przy tym, że egzystencjalną maksymę „shit happens” można zilustrować bardzo dosłownie.
Wariacja na temat klasycznych okładek komiksów i filmów oraz ilustracje do popularnych bajek i baśni – w obu przypadkach nie mogło zabraknąć fekalnych akcentów dodających całości dwuznacznego zapaszku – dopełniają i tak już gęstą zawartość tego tomiku, który może stać się waszą ulubioną lekturą spod znaku guilty pleasure. Choć wcale nie musi. Jakby nie patrzeć: lektura tylko dla twardzieli.
Diego Morales, Ernesto Gonzales: „Halina”. timof comics. Warszawa 2021.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |