ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (430) / 2021

Kamila Czaja,

ŻYWOT CHARLIEGO POCZCIWEGO - TOM PIERWSZY (FISTASZKI ZEBRANE 1950-1952)

A A A
W Polsce ukazał się w październiku ostatni zawierający paski z dwóch lat (1999-2000) tom dwudziestopięciotomowej kolekcji Charlesa M. Schulza (choć szczęśliwie czeka nas jeszcze, podobnie jak w oryginale, bonusowy tom historyjek obrazkowych z lat 1950-2000). Równocześnie Nasza Księgarnia, w ramach obchodów stulecia oficyny, wznowiła poszukiwany tom pierwszy. Ciekawa jestem, czy to faktycznie tylko element celebracji stażu na wydawniczej scenie, czy może również inne poszukiwane części cyklu zostaną przypomniane; niektóre osiągają na rynku wtórnym ceny dość zawrotne.

To świetna okazji, by po trzynastu latach od pierwszej polskiej edycji przypomnieć sobie, jak to się wszystko zaczęło. Autor polskiego wstępu do otwierającego serię tomu, Kamil M. Śmiałkowski, zdaje się przestrzegać tych, którzy kojarzą Charliego, Snoopy’ego i spółkę już z dekad pełnego rozkwitu. Zauważa: „Album, który trzymacie w rękach, jest bowiem dopiero rozgrzewką (…)” (s. X). Jednak ta ostrożność wydaje mi się w tym wypadku nieco nadmierna. Czy mamy tu od razu wszystkich najważniejszych bohaterów? Nie, do pewnych postaci lub ich ostatecznego „kształtu” (co widać zwłaszcza przy kultowym psie) Schulz dochodził latami. Czy absolutnie każdy pasek sprzed siedemdziesięciu lat okazuje się dziełem genialnym i ponadczasowym? Nie, według mnie zwłaszcza całostronicowe odcinki niedzielne, pojawiające się do roku 1952, są na tym etapie raczej zalążkiem udanych dłuższych historyjek. A jednak już w tych odległych nam w czasie fistaszkowych początkach znaleźć można ogrom tego, za co kochamy „Peanuts”.

Są tu Snoopy, Linus, Lucy i Schroeder, chociaż nie wszyscy od samego początku. A przede wszystkim jest, także na okładce, Charlie Brown. Nawet jeśli przyjąć za Davidem Michaelisem, że przełom w widzeniu tego „poczciwego chłopca” jako amerykańskiego symbolu i everymana nastąpił na skutek odcinka z 1 lutego 1954 roku (zob. s. 295), to przecież już perypetie z lat 1950-1952 dostarczają sporo materiału na tematy egzystencjalno-społeczne. Mamy poczciwość, której Charlie chętnie by się wyzbył – jakże się ucieszy, gdy ktoś uzna go za „zbyt grubiańskiego” (s. 150)! Już dochodzą do głosu lęki przed odrzuceniem i przyszłością, już słychać choćby wyznanie niechęci do stania się Abrahamem Lincolnem: „Wystarczająco trudno jest mi być zwykłym Charliem Brownem!” (s. 16). Jest wiele pasków, które można wykorzystywać jako ilustrację odkryć psychologii społecznej – jak te o konflikcie o rowerek, świetnie symbolizujące konflikty większego kalibru. Albo ten, w którym Patty próbuje wyjaśnić Charliemu, że powinien mieć powód, by czegoś nie lubić, a on odpowiada: „Mam powód! Jestem uprzedzony!” (s. 101). Dowiemy się, że nic nie poprawia nastroju równie skutecznie jak fakt, że ktoś inny też jest przygnębiony (zob. 249), że „[o] wiele fajniej jest nie zapraszać ludzi, niż ich zapraszać” (s. 254) i że zawsze wydaje nam się, że inni mają lepiej (zob. s 284). Charlie uświadomi nam też, że w zabawie zamiast wybrać rolę pozytywnego bohatera albo czarnego charakteru, można zostać „kimś pomiędzy” – mianowicie… hipokrytą (s. 200). I że dobra pogoda bywa zdradliwa dla tych, na których ciążą społeczne oczekiwania: „Kiedy świeci słońce, czuję się zobligowany, by bawić się na dworze” (s. 241).

Pewnie każdy czuł się kiedyś jak Snoopy, który po długim pełnym determinacji rozpędzie zawiesza się na obręczy w połowie skoku (zob. s. 5). Każdy był życiowo trochę jak Charlie robiący sobie chrapkę na smakołyki, porzucony przez obficie zaopatrzoną w słodycze Patty i rzucający w stronę cukierniczej lady jakże egzystencjalne: „Nie, dziękuję. Dla mnie nic. Ja się tu tylko ślinię” (s. 61). Nieprzypadkowo jedną z powracających fraz okazuje się konkluzja: „Takie jest życie”. Ale tak się dobrze składa, że „Fistaszki”, już te z połowy XX wieku, to nie tylko ilustracje prawd o naturze ludzkiej, nie tylko neurozy grupy bardzo nieraz dorosłych dzieciaków. Schulz zresztą sam fantastycznie rozbraja nadmierne psychoanalityczno-społeczne interpretacje w pasku z 19 stycznia 1951 roku, gdy przyjaciele Charliego, zastanawiając się, czemu chłopiec cały dzień płacze, rozważają „kwestię nieprzystosowania”, „jego środowisko”, „frustracje lub zahamowania”. A okazuje się, że Charlie… ma za ciasne buty (s. 32).

W świeżo wznowionym inicjalnym tomie, obok czarnego humoru wynikającego z trafnych obserwacji, znajdziemy też sporo żartów abstrakcyjnych i optymistycznych. Mam słabość do paska, w którym Charlie odkrywa: „»Las« pisze się L-A-S… »Lis« pisze się L-I-S”, komentuje olśniony: „A to ci dopiero! To niesamowite! Naprawdę niezwykłe!”, po czym pointuje: „To wyjaśnia sporo spraw, które mnie ostatnio nurtowały” (s. 14). Niektóre tego rodzaju wyszukane koncepty autor konsekwentnie rozwija, jak choćby jeden z moich ulubionych wątków pięknej i czystej miłości Schroedera do Beethovena. Dobrze, że uzdolniony muzycznie bohater „Fistaszków” nie spełnił swojej groźby, stanowiącej zresztą dowód na nieraz ujawnianą metatekstowość pasków Schulza: „Czasem zastanawiam się, czy nie złożyć podania o przeniesienie do innego komiksu!” (s. 248).

Tom mimo upływu siedemdziesięciu lat prawie zupełnie się nie zestarzał. Może niektóre żarty w kontekście miejsca i czasu bawiły kiedyś bardziej, a bohaterowie i bohaterki powielają tu role płciowe, czasem dość stereotypowo – ale gdy się pomyśli, że to lata 50. w Stanach Zjednoczonych, najwcześniejsze „Fistaszki” mogę się wydać wręcz niezwykle feministyczne. Komiks zresztą nie tylko treściowo, ale i wizualnie, z tą swoją ponadczasową minimalistyczną czarno-białą kreską, sprawia niezwykle współczesne wrażenie. A że seria „Fistaszków zebranych” została starannie wydana, w twardej oprawie, z pięknymi kolorami działowych stron, z dodatkami (w tym wypadku tekstem Michaelisa „Życie i czasy Charlesa M. Schulza” oraz wnikliwym wywiadem z Schulzem, w którym pada tak nieczęsta zasada twórcza: „Nie chcę obrażać ludzi” [s. 334]), to bardzo trudno się jej oprzeć.

Dla mnie to wznowienie już stało się zaczątkiem kolekcji. Przez lata powtarzałam, że nie muszę mieć kompletnej książkowej edycji, ale już wiem, że się myliłam (tym bardziej liczę więc na cenowo osiągalne wznowienia dalszych tomów, póki co zamawiając kilka dostępnych nowszych). I zupełnie nie mam oporów, by się przyznać do pomyłki w kwestii tego, czy mogę żyć bez „Fistaszków” na półce. „Nie powinno się czuć zakłopotanym tylko dlatego, że ktoś widział, jak zachowywaliśmy się troszkę głupio” (s. 192).
Charles M. Schulz: „Fistaszki zebrane 1950-1952” („The Complete Peanuts 1950 to 1952”). Tłumaczenie: Michał Rusinek. Nasza Księgarnia. Warszawa 2021 [wydanie drugie].