
CZŁOWIEK CZŁOWIEKOWI (I PŁAZOWI) WILKIEM (KAREL ČAPEK: 'INWAZJA JASZCZURÓW')
A
A
A
Bo te potwory do niczego innego się nie nadają,
panie Weissberg, chyba do jakiejś utopii… (s. 145)
panie Weissberg, chyba do jakiejś utopii… (s. 145)
Jakkolwiek miło byłoby dać się zwieść „przygodowości” początkowych partii pochodzącej z lat 30. XX wieku „Inwazji Jaszczurów”, nie da się ukryć, że ostatnia ukończona powieść Karela Čapka to antyutopia. A czytanie antyutopii dziś zapewnia doświadczenie nie tylko wpisanej w gatunek przestrogi, ale i pewnego masochizmu. Antyutopię różnego autoramentu mamy za oknem – czy potrzeba nam więcej? Ale jeżeli ktoś znajdzie w sobie odporność psychiczną, żeby do realnych nieszczęść dorzucić jeszcze historię odkrycia i późniejszego wyzyskiwania przez ludzi pewnego gatunku płazów, a potem, rzecz jasna, wojny ludzi z tym istotami, to „Inwazja Jaszczurów” powinna być lekturą obowiązkową. Książka Čapka imponuje i przeraża uniwersalnością i trafnością, które sprawiają wręcz, że pytanie: „Prorok jaki, czy co?” po ponad ośmiu dekadach pojawia się przy tej lekturze często, oraz długą listą zjawisk, które czeski pisarz ostro portretuje. A także faktem, że czasem trudno się nie śmiać, chociaż śmiech więźnie w gardle na myśl o wspomnianej trafności. I tak w kółko.
Team Płazy!
Mamy tu nienatrętne, a przekonujące potępienie kolonizacji, analogie z niewolnictwem i gorzką kpinę z tego, co człowiek uważa za postęp: „Tymczasem my, jako bezstronni obserwatorzy, możemy oświadczyć, że gdyby handel niewolnikami w dawnych czasach był tak wspaniale zorganizowany i tak idealnie pod względem wymogów higieny prowadzony jak dzisiejszy handel Płazami, niewolnikom moglibyśmy tylko pogratulować” (s. 170). Lincze, eksperymenty (w tym na zdolnym Płazie, laborancie imieniem Hans, którego „ludzcy” koledzy… zjedli), diagnozy na temat „pożytecznych idiotów” („Ale Bellamy nie miał przecież złych intencji. Bo Bellamy nigdy nie ma złych intencji. Dlatego jest niereformowalny” [s. 170]) robią porażające wrażenie.
Winę ponosi też nastawiony na zysk wielki biznes, ale pojawiają się i przytyki w stronę religii – gdy wymyślono dla Płazów religię, wiarę w Wielkiego Salamandra, „ta wśród Płazów zasadniczo się nie przyjęła, znalazła natomiast licznych i gorliwych wyznawców wśród ludzi” (s. 212). Gorzka satyra dotyczy polityki, w tym udawanych konferencji i traktatów, a narodowe interesy prowadzą do szeregu bardzo podobnych „rozwiązań”: „Skończyło się ostatecznie tym, że wiedza przyrodnicza każdego narodu miała swoje własne płazy i w sposób naukowy jak najintensywniej zwalczała płazy innych” narodów” (s. 97), „Sprawa zakończyła się w ten sposób, że każdy naród zastosował u siebie inny Język Uniwersalny” (s. 196 – tak zwięzłe, a tak cudownie chwytające absurd zdanie). Cytat o „wiedzy przyrodniczej każdego narodu” dobitnie wiąże nacjonalizmy z innym obiektem celnych ataków Čapka – akademią, która ubija tu własne interesy, a jeśli już ktoś przed czymś słusznie ostrzega, to „wydawnictw ściśle naukowych nikt nie czyta” (s. 125), natomiast media zdążyły się znudzić tematem. Prasa zresztą też tu „obrywa” – za podkręcanie skandalu i paniki nie tam, gdzie trzeba, a ignorowanie prawdziwego zagrożenia. Zresztą: „Do klęsk żywiołowych i katastrof w Chinach świat jest już przyzwyczajony, a poza tym – strata jakiegoś miliona ludzi nie ma tam wielkiego znaczenia” (s. 290). Brzmi znajomo? Dodać można jeszcze satyrę na bogaczy i Hollywood w rewelacyjnym rozdziale „Jacht na lagunie” i powstanie katalog sprawców nadchodzącego nieszczęścia, wprawdzie wciąż niepełny, ale dający już jakiś obraz rozpiętości projektu Čapka.
Pionier literatury SF proponuje przy tym ciekawy portret samych Płazów – właśnie przez to ciekawy, że zapatrzonym w siebie ludziom wydają się one tak nieciekawe. Niektóre chłoną wiedzę jak gąbka, a to spotyka się z komicznie nieprzewidującym dalszych skutków odbiorem przez człowieka: „Inteligencji jego nie należy oczywiście przeceniać, gdyż w żadnym wypadku nie przekracza ona inteligencji przeciętnego człowieka naszych czasów” (s. 108). Chociaż wielu przedstawicielom ludzkiego gatunku wzrost znaczenia Płazów jawi się trochę jak „bunt mas” Ortegi y Gasseta, skoro przekazy głoszą, że „najgroźniejsze właśnie jest to, że [Salamandry – K.C.] rozkrzewiły ten ograniczony, bezmyślny i banalny typ przeciętności wśród olbrzymich mas, wśród milionów i miliardów jednakowych osobników” (s. 277), a inni, zbulwersowani ekspansją, mogliby pewnie mówić o „płazach wyhodowanych na własnej piersi”, to nieliczne zbliżenia na pojedynczych przedstawicieli Płazów nie pozwalają ich nie lubić – jak choćby uroczego Andy’ego czytającego gazety w zoo czy płaziego czechofila napotkanego na Galapagos przez pewnego felietonistę. Ludzie po prostu nie znają Płazów, bo nigdy nie spojrzeli na nie uważnie, zapatrzeni we własne ego, konflikty i zyski. Na tle swoich oprawców Płazy jawią się też jako bardziej litościwe i zwyczajnie sympatyczniejsze. A że się bronią i wykorzystują nabyte umiejętności do wyjścia z niewoli? Czytelnikom trudno nie kibicować innemu gatunkowi, gdy ich własny prezentuje się tak okropnie jak w „Inwazji Jaszczurów” – a często i za wspomnianym, niestety niefikcyjnym, współczesnym oknem.
Książka z obrazkami
Edycja dająca okazję do przypomnienia książki Čapka, mimo jej obecności w obiegu dzięki wcześniejszym polskim wydaniom, jest niezwykła. Nie tylko przejrzano i poprawiono wiekowy przekład Jadwigi Bułakowskiej (z noty dowiadujemy się, że zrobiła to Julia Różewicz). Książka otwiera serię Świeżym Okiem, czyli pierwszą przeznaczoną dla dorosłych czytelników serię Wydawnictwa Dwie Siostry, w ramach której pojawi się klasyka w pięknych opracowaniach graficznych. Na pierwszy ogień poszła właśnie „Inwazja…”, konkretnie edycja niemiecka z 1987 roku, czyli z ilustracjami, które stworzył Hans Ticha. Przypomnienie sobie, jak to jest czytać „książkę z obrazkami”, łączy się tu z grozą cudownie przez popart Tichy wyostrzaną. Poza tym taki styl świetnie sprawdza się w, aż proszącej się o bogatą typografię i bogatej w różne wycinki i dodatki, powieści.
O ile bowiem już sama podzielona na trzy księgi, satyryczna, gorzka, pełna czarnego humoru historia Čapka o wojnie gatunków i jej genezie wystarczyłaby, żeby książka zasłużyła na miejsce, jakie zajmuje w kanonie, o tyle przypomnieć trzeba także interesującą formę. Relacje niemal przygodowe i sensacyjne oraz „zwyczajne” partie narracyjne opisujące przebieg wydarzeń uzupełnione są obficie doniesieniami prasowymi, naukowymi publikacjami, protokołem zebrania firmowego, katalogiem Płazów przydatnych do różnych prac, dodatkiem „Życie płciowe Płazów”. Wycinki gazetowe pochodzą często z prywatnego archiwum wmieszanego przypadkiem w całą sprawę woźnego Povondry, którego losy – zwykłego Czecha w tej całej aferze – poznajemy w kilku rozdziałach dotyczących różnych etapów tytułowej „inwazji”. Jak zauważa w „Posłowiu” Jan Gondowicz: „Čapek (…) w środkowej części książki, będącej montażem świadectw satyrycznych, aberracyjnych i absurdalnych, rozsiewa sygnały coraz bardziej ponure, mające ujść – do czasu – uwadze czytelnika” (Gondowicz 2021: 335). Ta wewnątrzpowieściowa feeria gatunków ma więc jasny cel, ale jest przecież interesująca sama w sobie, niezwykle (po)nowoczesna – nawet jeśli (to chyba jedyny zgrzyt w poczuciu, że czyta się aktualną książkę) w finale następuje, dziś brzmiący dość banalnie, rozdział „Autor rozmawia z samym sobą”, który wprowadza wprawdzie kolejny, po sylwiczności, metapoziom, ale też nieco jak na całą powieść zbyt wygodnie tłumaczy i rozwiązuje pewne kwestie.
***
No bo skoro zaszliśmy tak daleko w lekturze, to czy naprawdę musimy jeszcze wprost usłyszeć, że „[g]dyby to tylko Płazy szły przeciw ludziom, to jeszcze może dałoby się coś zrobić. Ale ludzie przeciw ludziom… Nie, tego powstrzymać się nie da” (s. 318)? I że gdyby Płazy nauczyły się od ludzi wzajemnej niechęci wewnątrzgatunkowej, może wybiłyby się same, a ludzkość mogłaby się w jakimś kształcie odrodzić? Sygnałów, gdzie jest prawdziwe zło, Čapek zapewnił naprawdę wystarczająco wiele wcześniej. Nawet poczciwy kapitan van Toch, który chciał dobrze, a rozpętał całą historię, nie rozumiejąc, że inni nie podzielają jego idealizmu („człowiek powinien być uczciwy, i w stosunku do zwierząt także” [s. 50]), nie poprawia znacząco ogólnej oceny, jaką można wystawić ludzkości. Zresztą sam już na wstępie twierdził proroczo: „Człowieku, przecież żadnych diabłów nie ma! A gdyby nawet były, wyglądałyby jak Europejczycy” (s. 13). Budzące mieszane uczucia finałowe „dociśnięcie” to jednak w skali całości detal, dający się zapewne łatwo wytłumaczyć prawami (literackiego) gatunku oraz naglącą potrzebą wyrazistego ostrzegania ludzkości w połowie lat 30. I wyrazistego ostrzegania ludzkości dziś, bowiem „Inwazja Jaszczurów”, niestety, aktualizuje się świetnie. Zwłaszcza w takim wydaniu.
LITERATURA:
Gondowicz J.: „Posłowie”. W: Čapek K.: „Inwazja Jaszczurów”. Przeł. J. Bułakowska. Wydawnictwo Dwie Siostry. Warszawa 2021.
Team Płazy!
Mamy tu nienatrętne, a przekonujące potępienie kolonizacji, analogie z niewolnictwem i gorzką kpinę z tego, co człowiek uważa za postęp: „Tymczasem my, jako bezstronni obserwatorzy, możemy oświadczyć, że gdyby handel niewolnikami w dawnych czasach był tak wspaniale zorganizowany i tak idealnie pod względem wymogów higieny prowadzony jak dzisiejszy handel Płazami, niewolnikom moglibyśmy tylko pogratulować” (s. 170). Lincze, eksperymenty (w tym na zdolnym Płazie, laborancie imieniem Hans, którego „ludzcy” koledzy… zjedli), diagnozy na temat „pożytecznych idiotów” („Ale Bellamy nie miał przecież złych intencji. Bo Bellamy nigdy nie ma złych intencji. Dlatego jest niereformowalny” [s. 170]) robią porażające wrażenie.
Winę ponosi też nastawiony na zysk wielki biznes, ale pojawiają się i przytyki w stronę religii – gdy wymyślono dla Płazów religię, wiarę w Wielkiego Salamandra, „ta wśród Płazów zasadniczo się nie przyjęła, znalazła natomiast licznych i gorliwych wyznawców wśród ludzi” (s. 212). Gorzka satyra dotyczy polityki, w tym udawanych konferencji i traktatów, a narodowe interesy prowadzą do szeregu bardzo podobnych „rozwiązań”: „Skończyło się ostatecznie tym, że wiedza przyrodnicza każdego narodu miała swoje własne płazy i w sposób naukowy jak najintensywniej zwalczała płazy innych” narodów” (s. 97), „Sprawa zakończyła się w ten sposób, że każdy naród zastosował u siebie inny Język Uniwersalny” (s. 196 – tak zwięzłe, a tak cudownie chwytające absurd zdanie). Cytat o „wiedzy przyrodniczej każdego narodu” dobitnie wiąże nacjonalizmy z innym obiektem celnych ataków Čapka – akademią, która ubija tu własne interesy, a jeśli już ktoś przed czymś słusznie ostrzega, to „wydawnictw ściśle naukowych nikt nie czyta” (s. 125), natomiast media zdążyły się znudzić tematem. Prasa zresztą też tu „obrywa” – za podkręcanie skandalu i paniki nie tam, gdzie trzeba, a ignorowanie prawdziwego zagrożenia. Zresztą: „Do klęsk żywiołowych i katastrof w Chinach świat jest już przyzwyczajony, a poza tym – strata jakiegoś miliona ludzi nie ma tam wielkiego znaczenia” (s. 290). Brzmi znajomo? Dodać można jeszcze satyrę na bogaczy i Hollywood w rewelacyjnym rozdziale „Jacht na lagunie” i powstanie katalog sprawców nadchodzącego nieszczęścia, wprawdzie wciąż niepełny, ale dający już jakiś obraz rozpiętości projektu Čapka.
Pionier literatury SF proponuje przy tym ciekawy portret samych Płazów – właśnie przez to ciekawy, że zapatrzonym w siebie ludziom wydają się one tak nieciekawe. Niektóre chłoną wiedzę jak gąbka, a to spotyka się z komicznie nieprzewidującym dalszych skutków odbiorem przez człowieka: „Inteligencji jego nie należy oczywiście przeceniać, gdyż w żadnym wypadku nie przekracza ona inteligencji przeciętnego człowieka naszych czasów” (s. 108). Chociaż wielu przedstawicielom ludzkiego gatunku wzrost znaczenia Płazów jawi się trochę jak „bunt mas” Ortegi y Gasseta, skoro przekazy głoszą, że „najgroźniejsze właśnie jest to, że [Salamandry – K.C.] rozkrzewiły ten ograniczony, bezmyślny i banalny typ przeciętności wśród olbrzymich mas, wśród milionów i miliardów jednakowych osobników” (s. 277), a inni, zbulwersowani ekspansją, mogliby pewnie mówić o „płazach wyhodowanych na własnej piersi”, to nieliczne zbliżenia na pojedynczych przedstawicieli Płazów nie pozwalają ich nie lubić – jak choćby uroczego Andy’ego czytającego gazety w zoo czy płaziego czechofila napotkanego na Galapagos przez pewnego felietonistę. Ludzie po prostu nie znają Płazów, bo nigdy nie spojrzeli na nie uważnie, zapatrzeni we własne ego, konflikty i zyski. Na tle swoich oprawców Płazy jawią się też jako bardziej litościwe i zwyczajnie sympatyczniejsze. A że się bronią i wykorzystują nabyte umiejętności do wyjścia z niewoli? Czytelnikom trudno nie kibicować innemu gatunkowi, gdy ich własny prezentuje się tak okropnie jak w „Inwazji Jaszczurów” – a często i za wspomnianym, niestety niefikcyjnym, współczesnym oknem.
Książka z obrazkami
Edycja dająca okazję do przypomnienia książki Čapka, mimo jej obecności w obiegu dzięki wcześniejszym polskim wydaniom, jest niezwykła. Nie tylko przejrzano i poprawiono wiekowy przekład Jadwigi Bułakowskiej (z noty dowiadujemy się, że zrobiła to Julia Różewicz). Książka otwiera serię Świeżym Okiem, czyli pierwszą przeznaczoną dla dorosłych czytelników serię Wydawnictwa Dwie Siostry, w ramach której pojawi się klasyka w pięknych opracowaniach graficznych. Na pierwszy ogień poszła właśnie „Inwazja…”, konkretnie edycja niemiecka z 1987 roku, czyli z ilustracjami, które stworzył Hans Ticha. Przypomnienie sobie, jak to jest czytać „książkę z obrazkami”, łączy się tu z grozą cudownie przez popart Tichy wyostrzaną. Poza tym taki styl świetnie sprawdza się w, aż proszącej się o bogatą typografię i bogatej w różne wycinki i dodatki, powieści.
O ile bowiem już sama podzielona na trzy księgi, satyryczna, gorzka, pełna czarnego humoru historia Čapka o wojnie gatunków i jej genezie wystarczyłaby, żeby książka zasłużyła na miejsce, jakie zajmuje w kanonie, o tyle przypomnieć trzeba także interesującą formę. Relacje niemal przygodowe i sensacyjne oraz „zwyczajne” partie narracyjne opisujące przebieg wydarzeń uzupełnione są obficie doniesieniami prasowymi, naukowymi publikacjami, protokołem zebrania firmowego, katalogiem Płazów przydatnych do różnych prac, dodatkiem „Życie płciowe Płazów”. Wycinki gazetowe pochodzą często z prywatnego archiwum wmieszanego przypadkiem w całą sprawę woźnego Povondry, którego losy – zwykłego Czecha w tej całej aferze – poznajemy w kilku rozdziałach dotyczących różnych etapów tytułowej „inwazji”. Jak zauważa w „Posłowiu” Jan Gondowicz: „Čapek (…) w środkowej części książki, będącej montażem świadectw satyrycznych, aberracyjnych i absurdalnych, rozsiewa sygnały coraz bardziej ponure, mające ujść – do czasu – uwadze czytelnika” (Gondowicz 2021: 335). Ta wewnątrzpowieściowa feeria gatunków ma więc jasny cel, ale jest przecież interesująca sama w sobie, niezwykle (po)nowoczesna – nawet jeśli (to chyba jedyny zgrzyt w poczuciu, że czyta się aktualną książkę) w finale następuje, dziś brzmiący dość banalnie, rozdział „Autor rozmawia z samym sobą”, który wprowadza wprawdzie kolejny, po sylwiczności, metapoziom, ale też nieco jak na całą powieść zbyt wygodnie tłumaczy i rozwiązuje pewne kwestie.
***
No bo skoro zaszliśmy tak daleko w lekturze, to czy naprawdę musimy jeszcze wprost usłyszeć, że „[g]dyby to tylko Płazy szły przeciw ludziom, to jeszcze może dałoby się coś zrobić. Ale ludzie przeciw ludziom… Nie, tego powstrzymać się nie da” (s. 318)? I że gdyby Płazy nauczyły się od ludzi wzajemnej niechęci wewnątrzgatunkowej, może wybiłyby się same, a ludzkość mogłaby się w jakimś kształcie odrodzić? Sygnałów, gdzie jest prawdziwe zło, Čapek zapewnił naprawdę wystarczająco wiele wcześniej. Nawet poczciwy kapitan van Toch, który chciał dobrze, a rozpętał całą historię, nie rozumiejąc, że inni nie podzielają jego idealizmu („człowiek powinien być uczciwy, i w stosunku do zwierząt także” [s. 50]), nie poprawia znacząco ogólnej oceny, jaką można wystawić ludzkości. Zresztą sam już na wstępie twierdził proroczo: „Człowieku, przecież żadnych diabłów nie ma! A gdyby nawet były, wyglądałyby jak Europejczycy” (s. 13). Budzące mieszane uczucia finałowe „dociśnięcie” to jednak w skali całości detal, dający się zapewne łatwo wytłumaczyć prawami (literackiego) gatunku oraz naglącą potrzebą wyrazistego ostrzegania ludzkości w połowie lat 30. I wyrazistego ostrzegania ludzkości dziś, bowiem „Inwazja Jaszczurów”, niestety, aktualizuje się świetnie. Zwłaszcza w takim wydaniu.
LITERATURA:
Gondowicz J.: „Posłowie”. W: Čapek K.: „Inwazja Jaszczurów”. Przeł. J. Bułakowska. Wydawnictwo Dwie Siostry. Warszawa 2021.
Karel Čapek: „Inwazja Jaszczurów”. Zilustrował Hans Ticha. Przeł. Jadwiga Bułakowska. Wydawnictwo Dwie Siostry. Warszawa 2021 [seria: Świeżym Okiem].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |