Aleksandra Grzonkowska, Sana Husam El-Azzeh, Roma Piotrowska,
W PALESTYNIE NIE RODZĄ SIĘ MALI TERRORYŚCI
A
A
A
Z Saną Husam El-Azzeh rozmawiają Roma Piotrowska i Ola Grzonkowska.
Ola Grzonkowska: Na Transfotografii możemy zobaczyć kuratorowaną przez Ciebie wystawę „Strefa – Brzeg – Dom”. Studiowałaś stosunki międzykulturowe w Uniwersytecie Warszawskim, jak to się stało, że zajęłaś się sztuką?
Sana Husam El-Azzeh: Na studiach zajmowałam się wywiadami środowiskowymi w restauracjach etnicznych i to doświadczenie zwróciło moją uwagę na sposób odbierania przez Europejczyków odległych kultur. Sama jestem pół Polką, pół Palestynką. Palestyna stereotypowo kojarzy się z wojną i z terroryzmem. Europejczycy nie wnikają głębiej w tamtą kulturę, nie dopuszczają myśli, że wiedzie się tam także normalne życie. To co teraz pokazałam na Transfotografii jest początkiem globalnego projektu nastawionego na Azję i Afrykę, bo w październiku aparaty fotograficzne zostaną wysłane do dzieci w Indiach, a potem w Afganistanie, by zarejestrowały to, co je otacza.
O.G.: Dlaczego rozdajesz aparaty właśnie dzieciom?
S.H.E-A.: Dzieci są najbardziej pokrzywdzone w rejonach dotkniętych konfliktami, mimo że są najbardziej niewinne. Europejczycy skupiają się głównie na dorosłych z tamtych części świata, a o dzieciach nie pamiętają… Zależało mi na zbadaniu, na ile te dzieci są skażone wojną, jak wygląda ich codzienność. Zaczęłam od Palestyny bo było mi łatwiej. Poszłam do ambasady i powiedziałam, że jestem osobą prywatną, że nie stoi za mną żadna organizacja, nie chce wyrządzić żadnej krzywdy dzieciom, a wręcz odwrotnie.
O.G. Czy wyznaczyłaś jakieś kryteria wiekowe?
S.H.E-A.: Zależało mi, żeby dzieci miały około 10 lat. Nie chciałam, żeby były starsze, bo te mają już jakieś nastawienie. Moim celem było pokazanie świata oczami dziecka, z całą jego impulsywnością.
O.G.: Czy projekt jest nastawiony głównie na dzieci z krajów, w których są jakieś konflikty zbrojne?
S.H.E-A.: Nie, nie tylko. Indie są spokojniejszym państwem, ale w lutym wyślę aparaty do Afganistanu. Myślałam również, aby wysłać je do Sierra Leone, ale to nie jest takie proste. Później mam zamiar pokazać te zdjęcia razem w Warszawie, gdzie obecnie mieszkam.
Roma Piotrowska: Skąd bierzesz aparaty fotograficzne?
S.H.E-A.: Kupuję na Allegro (śmiech). Kupuje aparaty jednorazowe, które mają już w środku klisze i wysyłam. W Palestynie zostały dostarczone dzieciom za pośrednictwem ambasadora. Po zrobieniu przez nie zdjęć, wracają do mnie albo aparaty, albo same klisze. Bardzo zdziwiłam się, gdy okazało się, że wszystkie aparaty (poza jednym) do mnie wróciły i że żadna z klisz nie była całkowicie prześwietlona. Okazało się, że robienie zdjęć sprawia dzieciakom bardzo dużą radość! Cieszę się, że poprzez mój projekt więcej osób pomyśli właśnie o dzieciach.
R.P.: Czy byłaś kiedyś w Palestynie?
S.H.E-A.: Nie, nigdy tam nie byłam. Urodziłam się w Gdańsku, ale później do 11 roku życia mieszkałam w Kuwejcie. Mój tata urodził się na terenach, które dziś należą do Izraela, więc należał do tej części Palestyńczyków, która musiała udać się do obozów dla uchodźców w Jordanii. Później pojechał do Gdańska studiować medycynę.
R.P.: Jaki jest Twój stosunek do sytuacji politycznej na tamtych terenach?
S.H.E-A.: Nie angażuję się w politykę.
R.P.: Ale twój projekt odczytywany jest jako bardzo polityczny.
S.H.E-A.: Nie miałam takiego zamiaru i mam nadzieję, że projekt nie jest odbierany politycznie. Aparaty trafią także do dzieci w Izraelu i mam nadzieję, że strona palestyńska nie odbierze tego jako jakiejś manifestacji. Konflikt, który tam panuje jest tak długotrwały i skomplikowany, że trudno opowiedzieć się po którejś ze stron i na próżno szukać złotego środka. Nie jestem w stanie naprawić świata, więc nie wchodzę w kwestie polityczne.
O.G.: Nawet jeśli twierdzisz, że nie robisz niczego o charakterze politycznym, to zwróciłaś naszą uwagę właśnie na Palestynę.
S.H.E-A.: Chodziło mi o to, aby pokazać, że dzieci, które spędzają tam swoje dzieciństwo, właściwie nie różnią się od swoich rówieśników z innych rejonów świata.
R.P.: Projekt jest interesującą koncepcją bardziej pod względem artystycznym niż kuratorskim…
S.H.E-A.: Miło mi, ale nie jestem artystką, chciałam po prostu dać dzieciom aparaty i sprawić, aby zostały zauważone. Pomysł na zaaranżowanie zdjęć był autorstwa Krzysztofa Miękusa – kuratora Transfotografii i mój. Zdjęcia zostały podpisane przeze mnie i moją siostrę pismem arabskim. Przy każdym zdjęciu zostało wypisane imię, nazwisko i wiek dziecka robiącego zdjęcie oraz miejscowość, w której było zrobione.
R.P.: Czujesz się Polką czy Palestynką?
S.H.E-A.: Obywatelką świata (śmiech). Wszędzie czuję się dobrze.
O.G.: Spotykasz się z jakimiś objawami nietolerancji?
S.H.E-A.: Słyszę czasami denerwujące mnie stwierdzenia, że muszę być bardzo szczęśliwa, że nie jestem zmuszona mieszkać w krajach arabskich. Cały świat arabski jest wrzucany do jednego worka. Przypominam sobie taką sytuację. Mieszkałam przez jakiś czas w Londynie i tam poznałam pewną Hiszpankę, z którą lubiłyśmy zabawić się w klubach. Na jednej z imprez zaczęło interesować się nami dwóch ciemniejszych chłopaków. Być może pochodzili z Gruzji, może z Hiszpanii, może z Włoch, a może byli Arabami, a może Żydami? Byli po prostu śniadzi. W pewnym momencie koleżanka, nie wiedząc, że jestem pół-Palestynką, powiedziała: „Sana, idziemy stąd, bo oni mnie niepokoją. Wyglądają jak Palestyńczycy!”
S.H.E-A.: Moje własne i mojej rodziny doświadczenie dowodzi, że w krajach muzułmańskich kobiety nie mają się źle. Oczywiście są rejony, gdzie rzeczywiście są dyskryminowane, ale czy w Polsce czasami także nie są źle traktowane To jest problem globalny, a nie tylko muzułmański. Nie można uogólniać, ani klasyfikować ludzi.
R.P.: Twoje poglądy na temat traktowania kobiet w krajach islamskich biorą się z Twoich doświadczeń z czasów, gdy jako mała dziewczynka mieszkałaś w Kuwejcie, czy raczej z opowieści rodziny?
S.H.E-A.: Zarówno z osobistych oraz rodzinnych doświadczeń, jak i studiów. Jest bardzo wiele odmian islamu. Oczywiście istnieją fanatyczne, niebezpieczne frakcje w łonie islamu, ale generalnie jest to bardzo pokojowo nastawiona religia. Jestem muzułmanką, ale nie noszę chusty, bo nie jest obowiązkowa. W Zachodniej Europie młode pokolenie muzułmanów chce demonstrować swoją odrębność, dlatego wyróżnia się ubiorem. Zwłaszcza dla konwertytek charakterystyczne jest to, że chętnie podkreślają ubiorem swoją odrębność religijną.
O.G.: Jak żyje się w Kuwejcie?
S.H.E-A.: Kuwejt jest nowoczesny i bogaty, ze względu na znajdujące się tam złoża ropy. Pozostaje jednocześnie pod dużym wpływem kultury amerykańskiej.
R.P. Twój projekt uświadamia, że mimo że dookoła toczy się wojna, ludzie starają się zwyczajnie żyć i Ty to ich codzienne życie nam pokazałaś.
S.H.E-A.: O to mi właśnie chodziło. Ale także o to, aby podważyć stereotypy. Nie można patrzeć na Palestynę tylko przez pryzmat wojny czy terrorystów. W Palestynie nie rodzą się mali terroryści.
Sana Husam El-Azzeh: Na studiach zajmowałam się wywiadami środowiskowymi w restauracjach etnicznych i to doświadczenie zwróciło moją uwagę na sposób odbierania przez Europejczyków odległych kultur. Sama jestem pół Polką, pół Palestynką. Palestyna stereotypowo kojarzy się z wojną i z terroryzmem. Europejczycy nie wnikają głębiej w tamtą kulturę, nie dopuszczają myśli, że wiedzie się tam także normalne życie. To co teraz pokazałam na Transfotografii jest początkiem globalnego projektu nastawionego na Azję i Afrykę, bo w październiku aparaty fotograficzne zostaną wysłane do dzieci w Indiach, a potem w Afganistanie, by zarejestrowały to, co je otacza.
O.G.: Dlaczego rozdajesz aparaty właśnie dzieciom?
S.H.E-A.: Dzieci są najbardziej pokrzywdzone w rejonach dotkniętych konfliktami, mimo że są najbardziej niewinne. Europejczycy skupiają się głównie na dorosłych z tamtych części świata, a o dzieciach nie pamiętają… Zależało mi na zbadaniu, na ile te dzieci są skażone wojną, jak wygląda ich codzienność. Zaczęłam od Palestyny bo było mi łatwiej. Poszłam do ambasady i powiedziałam, że jestem osobą prywatną, że nie stoi za mną żadna organizacja, nie chce wyrządzić żadnej krzywdy dzieciom, a wręcz odwrotnie.
O.G. Czy wyznaczyłaś jakieś kryteria wiekowe?
S.H.E-A.: Zależało mi, żeby dzieci miały około 10 lat. Nie chciałam, żeby były starsze, bo te mają już jakieś nastawienie. Moim celem było pokazanie świata oczami dziecka, z całą jego impulsywnością.
O.G.: Czy projekt jest nastawiony głównie na dzieci z krajów, w których są jakieś konflikty zbrojne?
S.H.E-A.: Nie, nie tylko. Indie są spokojniejszym państwem, ale w lutym wyślę aparaty do Afganistanu. Myślałam również, aby wysłać je do Sierra Leone, ale to nie jest takie proste. Później mam zamiar pokazać te zdjęcia razem w Warszawie, gdzie obecnie mieszkam.
Roma Piotrowska: Skąd bierzesz aparaty fotograficzne?
S.H.E-A.: Kupuję na Allegro (śmiech). Kupuje aparaty jednorazowe, które mają już w środku klisze i wysyłam. W Palestynie zostały dostarczone dzieciom za pośrednictwem ambasadora. Po zrobieniu przez nie zdjęć, wracają do mnie albo aparaty, albo same klisze. Bardzo zdziwiłam się, gdy okazało się, że wszystkie aparaty (poza jednym) do mnie wróciły i że żadna z klisz nie była całkowicie prześwietlona. Okazało się, że robienie zdjęć sprawia dzieciakom bardzo dużą radość! Cieszę się, że poprzez mój projekt więcej osób pomyśli właśnie o dzieciach.
R.P.: Czy byłaś kiedyś w Palestynie?
S.H.E-A.: Nie, nigdy tam nie byłam. Urodziłam się w Gdańsku, ale później do 11 roku życia mieszkałam w Kuwejcie. Mój tata urodził się na terenach, które dziś należą do Izraela, więc należał do tej części Palestyńczyków, która musiała udać się do obozów dla uchodźców w Jordanii. Później pojechał do Gdańska studiować medycynę.
R.P.: Jaki jest Twój stosunek do sytuacji politycznej na tamtych terenach?
S.H.E-A.: Nie angażuję się w politykę.
R.P.: Ale twój projekt odczytywany jest jako bardzo polityczny.
S.H.E-A.: Nie miałam takiego zamiaru i mam nadzieję, że projekt nie jest odbierany politycznie. Aparaty trafią także do dzieci w Izraelu i mam nadzieję, że strona palestyńska nie odbierze tego jako jakiejś manifestacji. Konflikt, który tam panuje jest tak długotrwały i skomplikowany, że trudno opowiedzieć się po którejś ze stron i na próżno szukać złotego środka. Nie jestem w stanie naprawić świata, więc nie wchodzę w kwestie polityczne.
O.G.: Nawet jeśli twierdzisz, że nie robisz niczego o charakterze politycznym, to zwróciłaś naszą uwagę właśnie na Palestynę.
S.H.E-A.: Chodziło mi o to, aby pokazać, że dzieci, które spędzają tam swoje dzieciństwo, właściwie nie różnią się od swoich rówieśników z innych rejonów świata.
R.P.: Projekt jest interesującą koncepcją bardziej pod względem artystycznym niż kuratorskim…
S.H.E-A.: Miło mi, ale nie jestem artystką, chciałam po prostu dać dzieciom aparaty i sprawić, aby zostały zauważone. Pomysł na zaaranżowanie zdjęć był autorstwa Krzysztofa Miękusa – kuratora Transfotografii i mój. Zdjęcia zostały podpisane przeze mnie i moją siostrę pismem arabskim. Przy każdym zdjęciu zostało wypisane imię, nazwisko i wiek dziecka robiącego zdjęcie oraz miejscowość, w której było zrobione.
R.P.: Czujesz się Polką czy Palestynką?
S.H.E-A.: Obywatelką świata (śmiech). Wszędzie czuję się dobrze.
O.G.: Spotykasz się z jakimiś objawami nietolerancji?
S.H.E-A.: Słyszę czasami denerwujące mnie stwierdzenia, że muszę być bardzo szczęśliwa, że nie jestem zmuszona mieszkać w krajach arabskich. Cały świat arabski jest wrzucany do jednego worka. Przypominam sobie taką sytuację. Mieszkałam przez jakiś czas w Londynie i tam poznałam pewną Hiszpankę, z którą lubiłyśmy zabawić się w klubach. Na jednej z imprez zaczęło interesować się nami dwóch ciemniejszych chłopaków. Być może pochodzili z Gruzji, może z Hiszpanii, może z Włoch, a może byli Arabami, a może Żydami? Byli po prostu śniadzi. W pewnym momencie koleżanka, nie wiedząc, że jestem pół-Palestynką, powiedziała: „Sana, idziemy stąd, bo oni mnie niepokoją. Wyglądają jak Palestyńczycy!”
S.H.E-A.: Moje własne i mojej rodziny doświadczenie dowodzi, że w krajach muzułmańskich kobiety nie mają się źle. Oczywiście są rejony, gdzie rzeczywiście są dyskryminowane, ale czy w Polsce czasami także nie są źle traktowane To jest problem globalny, a nie tylko muzułmański. Nie można uogólniać, ani klasyfikować ludzi.
R.P.: Twoje poglądy na temat traktowania kobiet w krajach islamskich biorą się z Twoich doświadczeń z czasów, gdy jako mała dziewczynka mieszkałaś w Kuwejcie, czy raczej z opowieści rodziny?
S.H.E-A.: Zarówno z osobistych oraz rodzinnych doświadczeń, jak i studiów. Jest bardzo wiele odmian islamu. Oczywiście istnieją fanatyczne, niebezpieczne frakcje w łonie islamu, ale generalnie jest to bardzo pokojowo nastawiona religia. Jestem muzułmanką, ale nie noszę chusty, bo nie jest obowiązkowa. W Zachodniej Europie młode pokolenie muzułmanów chce demonstrować swoją odrębność, dlatego wyróżnia się ubiorem. Zwłaszcza dla konwertytek charakterystyczne jest to, że chętnie podkreślają ubiorem swoją odrębność religijną.
O.G.: Jak żyje się w Kuwejcie?
S.H.E-A.: Kuwejt jest nowoczesny i bogaty, ze względu na znajdujące się tam złoża ropy. Pozostaje jednocześnie pod dużym wpływem kultury amerykańskiej.
R.P. Twój projekt uświadamia, że mimo że dookoła toczy się wojna, ludzie starają się zwyczajnie żyć i Ty to ich codzienne życie nam pokazałaś.
S.H.E-A.: O to mi właśnie chodziło. Ale także o to, aby podważyć stereotypy. Nie można patrzeć na Palestynę tylko przez pryzmat wojny czy terrorystów. W Palestynie nie rodzą się mali terroryści.
Sana Husam El-Azzeh „Strefa – Brzeg – Dom”. Gdynia, ul. Polska 30. 20 sierpnia – 20 września 2007.
Projekt można śledzić na stronie: http://www.litut.org/
Wystawa powstała w ramach festiwalu fotograficznego Transfotografia
http://www.transfotografia.com/2007/index.php3
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |