W WIERSZU, W ROZMOWIE, NA GRANICY... (CZESŁAW MIŁOSZ, TADEUSZ RÓŻEWICZ: 'BRATERSTWO POEZJI. KORESPONDENCJE, WIERSZE I INNE DIALOGI 1947-2013')
A
A
A
Jak właściwie zrecenzować zbiór korespondencji? Wszak jest to już i tak grząskie pogranicze pomiędzy literaturoznawstwem a biografistyką, publicznym a prywatnym, faktami a emocjami. Dokładanie do tego kolejnej granicznej warstwy – krytycznego omówienia, wydaje się zbytecznym naddatkiem. Oczywiście zdaję sobie sprawę z ważkości korespondencji i jej roli w badaniach literackich, nie oznacza to jednak, że nie czuję, iż czytelniczo właśnie jakąś granicę wówczas przekraczamy. Może zależy to jednak przede wszystkim od celowości lektury i czytelniczej strategii w tym zakresie. Są takie zbiory korespondencji, które mogą nas mile zaskoczyć, co jednak nie zmienia faktu, że recenzowanie tego typu publikacji wydaje się rodzajem wtargnięcia i trudno wybrać elementy, które należy/można poddać ocenie.
Rok Tadeusza Różewicza, rok pandemiczny, musiał obyć się bez wielkich konferencji i spotkań, ale nie obył się bez ważnych publikacji (choć ukazało się ich znacznie mniej, niż początkowo można się było spodziewać). Wśród tych książkowych projektów, które pojawiły się na półkach księgarskich, na uwagę zasługuje zdecydowanie nowość – wynik współpracy dwóch oficyn: Wydawnictwa Literackiego i Wydawnictwa Warstwy. „Braterstwo poezji. Korespondencje, wiersze i inne dialogi 1947-2013”, tom opracowany przez Emila Pasierskiego i opatrzony wstępem Andrzeja Franaszka, to zbiór „rozmów”, które przez lata prowadzili ze sobą Tadeusz Różewicz i Czesław Miłosz. A przede wszystkim książka, która zachwyca i rozczarowuje jednocześnie.
Poświęćmy jednak chwilę „technikaliom” i formie, jaką wybrali redaktorzy tomu. Użyłam zwrotu „rozmowy”, ponieważ nie chodzi tu tylko o wymianę korespondencji – to także, a może przede wszystkim recenzje, omówienia, polemiki, dedykowane wzajemnie wiersze, wiersze o Miłoszu i Różewiczu, wiersze Miłosza i Różewicza, rozmowa poezji i poetów.
Forma książki okazuje się więc poniekąd zaskoczeniem, listy stanowią niewielki jej procent, a kategoria rozmowy rozumiana jest tu szeroko i wielowymiarowo. Na książkę składa się biograficzno-interpretacyjny wstęp (do którego jeszcze wrócę w tym omówieniu), następnie wybór korespondencji, wywiady, a właściwie dialogi obu poetów, moderowane przez Renatę Gorczyńską, poprzedzone krótką przedmową, wiersze dedykowane sobie wzajemnie przez bohaterów książki, a zbiór kończą omówienia i interpretacje autorstwa Miłosza i Różewicza. To więc trzy nieco różne książki, doskonale się uzupełniające, skompilowane w ciekawą i piękną, nieco pomnikową oczywiście, całość.Książka jest także bardzo estetycznie przygotowana (wydawnictwo Warstwy wiedzie zresztą ostatnio estetyczny prym na polskim rynku wydawniczym – minimalistyczna okładka skrywa klasykę przeplataną poetycką codziennością, nieco owa klasykę odbrązawiając, choć oczywiście z tą diagnozą odbrązowienia przesadzać nie możemy – redaktorzy mają wciąż dość nabożny stosunek do swoich bohaterów).
Przejdźmy więc naturalnie do zachwytów. Na tę książkę ktoś po prostu miał pomysł, któremu przyświecała spajająca publikację idea ukazania całościowej, międzykontynentalnej i międzyideowej komunikacji. W moim odczuciu najlepszą część tomu stanowi wybór poezji/dedykacji. To niezwykle ważne głosy tej rozmowy, które przenoszą nas w inny jej wymiar. Co ciekawe – niezwykle przyziemny. W zaprezentowanych wierszach, umieszczonych w tak skonstruowanej książce, bez problemu odczytamy konteksty, ironiczne przytyki, codzienność i, w pewnym sensie, przystępność poezji, która w tej publikacji zdecydowanie jawi się jako sztuka elitarna i jeśli dostępna, to zdecydowanie dla wybranych.
Wśród tych wybranych zdecydowanie znajduje się Renata Gorczyńska. Przez lata obecna w rozmowach z poetami, projektująca owe rozmowy w konkretnym celu i zwykle ów cel osiągająca. Przytoczone dialogi (oczywiście zatytułowane tak w nawiązaniu do „Dialogów” Platona – wyraźna część wspominanej już pomnikowości) to niezwykły wgląd do świata tych dwóch, bardzo różnych poetów: „gwiazdorzącego” Miłosza i rozbijającego patetyczne tworzydła Różewicza. Jeden powraca wciąż do romantycznych (choć oczywiście przemyślanych i odmienionych) wzorców, drugi ukazuje się w formie ewidentnie niepokornego ucznia awangardy (chociaż nie możemy zapomnieć, że role te są dla obu twórców wymienne i nie jedyne w ich repertuarze).
Warto zapoznać się także z wieńczącą tom notą wydawcy – podkreślone w niej zostaje, jak w ogóle do publikacji doszło, kto właściwie okazał się jej pomysłodawcą, pokazuje też pracujący nad tą książką sztab pasjonatów i potrzebę przygotowania dla czytelnika tego wycinka poetyckiej historii. To klamra, która doskonale zamyka całość.
Czym ta książka może nas więc rozczarować? Tym, jak bardzo się zdezaktualizowała, jak zdezaktualizował ją współczesny dyskurs. Nikt już tak nie rozmawia, nie polemizuje, ten język to niedostępny, hermetyczny, przeintelektualizowany język przeszłości, co nie zmienia faktu, że budzić w nas może pewną tęsknotę – a jeśli naszą tęsknotę mogą obudzić teksty wymieniane w podziemiu przez dwóch pisarzy, borykających się z ciężarem totalitarnej polityki, to jest w tym coś otrzeźwiająco niepokojącego. Należałoby więc może zrezygnować z sentymentu i odłożyć tę książkę na półkę z poetycką przeszłością. Kiedy już zaczniemy ją czytać, okazuje się to jednak niemożliwe. Za dużo w niej miejsc ważkich, rzucających światło nie tylko na twórczość obu pisarzy, ale na czasy, w których powstawały poszczególne teksty, na to, jak różniła się perspektywa bohaterów tomu, w jak różnych kierunkach rozwijała się kultura w Polsce i polska kultura na emigracji. To także książka o komforcie mówienia prawdy i dyskomforcie cenzury (czasami autocenzury). Dobór tekstów pokazuje nam historię poetów, poezji i historię dorastania, a właściwie wyrastania z dawnych mistrzów.
Jednocześnie zachwyca i nieco rozczarowuje także wstęp, który właściwie stanowi jedną trzecią książki. Nie można odmówić Franaszkowi umiejętności retorycznych. W przygotowanej przez niego narracji można się absolutnie zatopić, to nie tylko pięknie, kompleksowo opowiedziana historia rozmowy i wymiany myśli pomiędzy dwoma ważnymi polskimi twórcami, ale przede wszystkim całkiem spory kawałek historii polskiej literatury. Autor wstępu sprawnie wykorzystuje nie tylko faktografię, ale także fragmenty listów i wierszy, dając czytelnikom odpowiedni przedsmak całości. Jednak, kiedy wczytamy się dokładniej, zrozumiemy, że nieco wpadamy w pułapkę zachwytu. Przede wszystkim dość wyraźnie przeważa tutaj znów interpretacja biografii ponad interpretacją tekstów, a kiedy, po przytoczeniu listu Różewicza do Pawła Mayewskiego, pada uwaga: „Warto zapamiętać te zdania, a także – nieco uprzedzając kolejne fakty – zaryzykować psychologiczną hipotezę” (s. 25), może to w nas obudzić bunt granicy dyscyplin. Może jednak literaturoznawca powinien pozostać przy analizie i interpretacji i nie ryzykować psychologicznymi hipotezami? Są na pewno czytelnicy, dla których taka, wykraczająca poza ramy teorii literatury, lektura będzie zdecydowanie bardziej interesująca. Wszak czegóż poszukujemy w biografiach? Poza informacjami, genezami, tłem – z pewnością także „smaczków”, które jakoś ożywiają faktografię. Franaszek z pewnością wie, jak wydobyć je na powierzchnię.
We wstępie znajdujemy jeszcze jeden niepokojący i złudny zachwyt – Andrzej Franaszek nie jest obiektywny. W jego opowieści Miłosz to światowiec, mistrz, „starszy brat”, Różewicz zaś pozostaje „ubogim krewnym” wielkiej poezji – poetą z „prowincjonalnych Gliwic”, wpadającym w sidła socjalistycznego realizmu (choć oczywiście tylko na chwilę). Nie jest do końca tak, że nie oddaje Franaszek Różewiczowi należnego mu miejsca, ale to miejsce zdecydowanie niżej usytuowane na poetyckim podium od tego, na którym dumnie zasiada Miłosz, pozwalający Różewiczowi zaistnieć w obiegu zagranicznym, służący radą lub, w razie konieczności, naganą. Nie oceniam tu roli każdego z poetów, mając oczywiście w tym duecie swoje własne sympatie i antypatie, ale sam gest autora wstępu, który, zwłaszcza że potrafi pisać niezwykle sprawnie i przekonująco, nadaje ton całej opowieści.
Pewnym rozczarowaniem pozostaje dla mnie także wrażenie wyrwania z kontekstu, które towarzyszy mi już po zakończeniu lektury. W „Braterstwie poezji” zostajemy wciągnięci do innego, nieistniejącego już świata, świata, który nie tylko nie miałby prawa teraz istnieć, ale także nie byłoby z tego istnienia wiele pożytku. Jednak jest to także świat wielkich dyskusji, których zdecydowanie brak dzisiejsze polskiej kulturze, a których nie zastąpią awantury naszej codzienności. A może to tylko nastrój wywołany początkiem tej książki, efekt uderzenia pięknem, które funduje nam Franaszek w inicjalnych linijkach, przytaczając wiersz Różewicza, który celowo zacytuję w całości:
Wygaśnięcie Absolutu niszczy
sferę jego przejawiania się
marnieje religia filozofia sztuka
maleją naturalne zasoby
języka
to co zostało
wystarczy jeszcze
dla felietonistów
z „Tygodnika Powszechnego” i „Polityki”
dla dziennikarzy
kapłanów
urzędników
wymierają pewne gatunki
motyli ptaków
poetów
o imionach dziwnych i pięknych
Miriam Staff Leśmian
Tuwim Lechoń Jastrun
nasze sieci są puste
wiersze wydobyte z dna
milczą
rozsypują się
są jak kurz
tańczący na promieniu słońca
który wpadł do pustego
wnętrza
świątyni
(Różewicz 2006: 277).
Trzeba przyznać, że łatwo dać się po tych słowach porwać do krainy sentymentu – do czasów, które nie powrócą i powrócić nie powinny, ale jakoś jawią się pełniej. Po tej lekturze potrzebny jest haust powietrza codzienności, otrząśniecie z zachwytów, rozczarowań i ponowny, rozsądny powrót do poezji.
LITERATURA:
T. Różewicz: „Poezja”.T. 3. Wrocław 2006.
Rok Tadeusza Różewicza, rok pandemiczny, musiał obyć się bez wielkich konferencji i spotkań, ale nie obył się bez ważnych publikacji (choć ukazało się ich znacznie mniej, niż początkowo można się było spodziewać). Wśród tych książkowych projektów, które pojawiły się na półkach księgarskich, na uwagę zasługuje zdecydowanie nowość – wynik współpracy dwóch oficyn: Wydawnictwa Literackiego i Wydawnictwa Warstwy. „Braterstwo poezji. Korespondencje, wiersze i inne dialogi 1947-2013”, tom opracowany przez Emila Pasierskiego i opatrzony wstępem Andrzeja Franaszka, to zbiór „rozmów”, które przez lata prowadzili ze sobą Tadeusz Różewicz i Czesław Miłosz. A przede wszystkim książka, która zachwyca i rozczarowuje jednocześnie.
Poświęćmy jednak chwilę „technikaliom” i formie, jaką wybrali redaktorzy tomu. Użyłam zwrotu „rozmowy”, ponieważ nie chodzi tu tylko o wymianę korespondencji – to także, a może przede wszystkim recenzje, omówienia, polemiki, dedykowane wzajemnie wiersze, wiersze o Miłoszu i Różewiczu, wiersze Miłosza i Różewicza, rozmowa poezji i poetów.
Forma książki okazuje się więc poniekąd zaskoczeniem, listy stanowią niewielki jej procent, a kategoria rozmowy rozumiana jest tu szeroko i wielowymiarowo. Na książkę składa się biograficzno-interpretacyjny wstęp (do którego jeszcze wrócę w tym omówieniu), następnie wybór korespondencji, wywiady, a właściwie dialogi obu poetów, moderowane przez Renatę Gorczyńską, poprzedzone krótką przedmową, wiersze dedykowane sobie wzajemnie przez bohaterów książki, a zbiór kończą omówienia i interpretacje autorstwa Miłosza i Różewicza. To więc trzy nieco różne książki, doskonale się uzupełniające, skompilowane w ciekawą i piękną, nieco pomnikową oczywiście, całość.Książka jest także bardzo estetycznie przygotowana (wydawnictwo Warstwy wiedzie zresztą ostatnio estetyczny prym na polskim rynku wydawniczym – minimalistyczna okładka skrywa klasykę przeplataną poetycką codziennością, nieco owa klasykę odbrązawiając, choć oczywiście z tą diagnozą odbrązowienia przesadzać nie możemy – redaktorzy mają wciąż dość nabożny stosunek do swoich bohaterów).
Przejdźmy więc naturalnie do zachwytów. Na tę książkę ktoś po prostu miał pomysł, któremu przyświecała spajająca publikację idea ukazania całościowej, międzykontynentalnej i międzyideowej komunikacji. W moim odczuciu najlepszą część tomu stanowi wybór poezji/dedykacji. To niezwykle ważne głosy tej rozmowy, które przenoszą nas w inny jej wymiar. Co ciekawe – niezwykle przyziemny. W zaprezentowanych wierszach, umieszczonych w tak skonstruowanej książce, bez problemu odczytamy konteksty, ironiczne przytyki, codzienność i, w pewnym sensie, przystępność poezji, która w tej publikacji zdecydowanie jawi się jako sztuka elitarna i jeśli dostępna, to zdecydowanie dla wybranych.
Wśród tych wybranych zdecydowanie znajduje się Renata Gorczyńska. Przez lata obecna w rozmowach z poetami, projektująca owe rozmowy w konkretnym celu i zwykle ów cel osiągająca. Przytoczone dialogi (oczywiście zatytułowane tak w nawiązaniu do „Dialogów” Platona – wyraźna część wspominanej już pomnikowości) to niezwykły wgląd do świata tych dwóch, bardzo różnych poetów: „gwiazdorzącego” Miłosza i rozbijającego patetyczne tworzydła Różewicza. Jeden powraca wciąż do romantycznych (choć oczywiście przemyślanych i odmienionych) wzorców, drugi ukazuje się w formie ewidentnie niepokornego ucznia awangardy (chociaż nie możemy zapomnieć, że role te są dla obu twórców wymienne i nie jedyne w ich repertuarze).
Warto zapoznać się także z wieńczącą tom notą wydawcy – podkreślone w niej zostaje, jak w ogóle do publikacji doszło, kto właściwie okazał się jej pomysłodawcą, pokazuje też pracujący nad tą książką sztab pasjonatów i potrzebę przygotowania dla czytelnika tego wycinka poetyckiej historii. To klamra, która doskonale zamyka całość.
Czym ta książka może nas więc rozczarować? Tym, jak bardzo się zdezaktualizowała, jak zdezaktualizował ją współczesny dyskurs. Nikt już tak nie rozmawia, nie polemizuje, ten język to niedostępny, hermetyczny, przeintelektualizowany język przeszłości, co nie zmienia faktu, że budzić w nas może pewną tęsknotę – a jeśli naszą tęsknotę mogą obudzić teksty wymieniane w podziemiu przez dwóch pisarzy, borykających się z ciężarem totalitarnej polityki, to jest w tym coś otrzeźwiająco niepokojącego. Należałoby więc może zrezygnować z sentymentu i odłożyć tę książkę na półkę z poetycką przeszłością. Kiedy już zaczniemy ją czytać, okazuje się to jednak niemożliwe. Za dużo w niej miejsc ważkich, rzucających światło nie tylko na twórczość obu pisarzy, ale na czasy, w których powstawały poszczególne teksty, na to, jak różniła się perspektywa bohaterów tomu, w jak różnych kierunkach rozwijała się kultura w Polsce i polska kultura na emigracji. To także książka o komforcie mówienia prawdy i dyskomforcie cenzury (czasami autocenzury). Dobór tekstów pokazuje nam historię poetów, poezji i historię dorastania, a właściwie wyrastania z dawnych mistrzów.
Jednocześnie zachwyca i nieco rozczarowuje także wstęp, który właściwie stanowi jedną trzecią książki. Nie można odmówić Franaszkowi umiejętności retorycznych. W przygotowanej przez niego narracji można się absolutnie zatopić, to nie tylko pięknie, kompleksowo opowiedziana historia rozmowy i wymiany myśli pomiędzy dwoma ważnymi polskimi twórcami, ale przede wszystkim całkiem spory kawałek historii polskiej literatury. Autor wstępu sprawnie wykorzystuje nie tylko faktografię, ale także fragmenty listów i wierszy, dając czytelnikom odpowiedni przedsmak całości. Jednak, kiedy wczytamy się dokładniej, zrozumiemy, że nieco wpadamy w pułapkę zachwytu. Przede wszystkim dość wyraźnie przeważa tutaj znów interpretacja biografii ponad interpretacją tekstów, a kiedy, po przytoczeniu listu Różewicza do Pawła Mayewskiego, pada uwaga: „Warto zapamiętać te zdania, a także – nieco uprzedzając kolejne fakty – zaryzykować psychologiczną hipotezę” (s. 25), może to w nas obudzić bunt granicy dyscyplin. Może jednak literaturoznawca powinien pozostać przy analizie i interpretacji i nie ryzykować psychologicznymi hipotezami? Są na pewno czytelnicy, dla których taka, wykraczająca poza ramy teorii literatury, lektura będzie zdecydowanie bardziej interesująca. Wszak czegóż poszukujemy w biografiach? Poza informacjami, genezami, tłem – z pewnością także „smaczków”, które jakoś ożywiają faktografię. Franaszek z pewnością wie, jak wydobyć je na powierzchnię.
We wstępie znajdujemy jeszcze jeden niepokojący i złudny zachwyt – Andrzej Franaszek nie jest obiektywny. W jego opowieści Miłosz to światowiec, mistrz, „starszy brat”, Różewicz zaś pozostaje „ubogim krewnym” wielkiej poezji – poetą z „prowincjonalnych Gliwic”, wpadającym w sidła socjalistycznego realizmu (choć oczywiście tylko na chwilę). Nie jest do końca tak, że nie oddaje Franaszek Różewiczowi należnego mu miejsca, ale to miejsce zdecydowanie niżej usytuowane na poetyckim podium od tego, na którym dumnie zasiada Miłosz, pozwalający Różewiczowi zaistnieć w obiegu zagranicznym, służący radą lub, w razie konieczności, naganą. Nie oceniam tu roli każdego z poetów, mając oczywiście w tym duecie swoje własne sympatie i antypatie, ale sam gest autora wstępu, który, zwłaszcza że potrafi pisać niezwykle sprawnie i przekonująco, nadaje ton całej opowieści.
Pewnym rozczarowaniem pozostaje dla mnie także wrażenie wyrwania z kontekstu, które towarzyszy mi już po zakończeniu lektury. W „Braterstwie poezji” zostajemy wciągnięci do innego, nieistniejącego już świata, świata, który nie tylko nie miałby prawa teraz istnieć, ale także nie byłoby z tego istnienia wiele pożytku. Jednak jest to także świat wielkich dyskusji, których zdecydowanie brak dzisiejsze polskiej kulturze, a których nie zastąpią awantury naszej codzienności. A może to tylko nastrój wywołany początkiem tej książki, efekt uderzenia pięknem, które funduje nam Franaszek w inicjalnych linijkach, przytaczając wiersz Różewicza, który celowo zacytuję w całości:
Wygaśnięcie Absolutu niszczy
sferę jego przejawiania się
marnieje religia filozofia sztuka
maleją naturalne zasoby
języka
to co zostało
wystarczy jeszcze
dla felietonistów
z „Tygodnika Powszechnego” i „Polityki”
dla dziennikarzy
kapłanów
urzędników
wymierają pewne gatunki
motyli ptaków
poetów
o imionach dziwnych i pięknych
Miriam Staff Leśmian
Tuwim Lechoń Jastrun
Norwid
nasze sieci są puste
wiersze wydobyte z dna
milczą
rozsypują się
są jak kurz
tańczący na promieniu słońca
który wpadł do pustego
wnętrza
świątyni
(Różewicz 2006: 277).
Trzeba przyznać, że łatwo dać się po tych słowach porwać do krainy sentymentu – do czasów, które nie powrócą i powrócić nie powinny, ale jakoś jawią się pełniej. Po tej lekturze potrzebny jest haust powietrza codzienności, otrząśniecie z zachwytów, rozczarowań i ponowny, rozsądny powrót do poezji.
LITERATURA:
T. Różewicz: „Poezja”.T. 3. Wrocław 2006.
Czesław Miłosz, Tadeusz Różewicz: „Braterstwo poezji. Korespondencje, wiersze i inne dialogi 1947-2013”. Oprac. Emil Pasierski. Wydawnictwo Literackie, Wydawnictwo Warstwy. Wrocław–Kraków 2021.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |