
TOP 5 NAJLEPSZYCH FILMÓW W POLSKIEJ DYSTRYBUCJI W ROKU 2021
A
A
A
1. „Metamorfoza ptaków” („A metamorfose dos pássaros”). Scenariusz i reżyseria: Catarina Vasconcelos. Portugalia 2020.
Film, który wymyka się słowom. W delikatny, zmysłowy sposób odwołuje się do pracy pamięci; przywołuje obrazy, dźwięki, nastroje. Może nie czyni krytyka bezradnym, lecz na pewno stawia przed trudnym zadaniem. Podjąłem je, pisząc recenzję dla „artPAPIERu”.
2. „Czerwona skrzynka na ulicy Eschera” („Escher dori no akai posuto”). Scenariusz i reżyseria: Sion Sono. Japonia 2020.
@Filmy, w których się biega na końcu. I krzyczy, dużo krzyczy. Ale co to za rewolucja bez ekscesu i przekroczenia? A rewolucji w rewelacyjnej „Czerwonej skrzynce na ulicy Eschera” jak tlenu potrzebuje japońska branża filmowa – i szerzej: kultura Kraju Kwitnącej Wiśni. Reżyser Sion Sono z właściwą sobie energią i swadą przedstawia panoramiczny obraz tamtejszej kultury kinowej – od statystów-kinofili do pękającego z samozadowolenia producenta, od młodych wielbicielek wziętego reżysera do tegoż, przeżywającego jednakże poważny kryzys artystyczny. Sono odwraca w swoim filmie wektory: pierwsze skrzypce grają twórcy, których zwykle ze świecą szukać w napisach końcowych, natomiast gwiazdy ze świecznika trafiają na dalszy plan. Film został zrealizowany w ramach warsztatów aktorskich, a aktorzy znani z poprzednich dokonań Sono tym razem grają role drugoplanowe lub wręcz epizodyczne. Całość została narysowana charakterystyczną grubą, karykaturalną kreską. Satyryczne tony co prawda niekiedy ustępują tonom groteskowym, ale efekt jest zdecydowanie korzystny (@filmy, na których bawisz się jak prosię). Ot, Sono nie byłby sobą, gdyby nie pojechał po bandzie – jak zwykle w słusznym celu. Ostatnia, nakręcona z wielkim rozmachem scena to popis niezwykłego kunsztu inscenizacyjnego, a epilog – zapis performance’u w dzielnicy Shibuya – na chwilę przywraca zakutej w dyby szołbiznesu X Muzie jej wolnościowego ducha. Który udziela się także widzom.
3. „W potrzasku” („Inside the Red Brick Wall”). Reżyseria: Hongkong Documentary Filmmakers. Hongkong 2020.
Najlepszy, najbardziej istotny obraz ostatniego Krakowskiego Festiwalu Filmowego – doceniony przez jury studentów, natomiast pominięty przez gremia jurorskie złożone z przedstawicieli branży czy krytyki. „W potrzasku”, jeśli posłużyć się tytułem tomu poetyckiego Zbigniewa Herberta, to swego rodzaju „Raport z oblężonego Miasta”. W tym wypadku „oblężonym Miastem” jest Hongkong, a ściślej – hongkońska Politechnika, która w listopadzie 2019 roku stała się jednym z centrów protestu przeciw ustawie o ekstradycji Hongkończyków do Chin. Twórcy tego obrazu – podpisani kolektywnie jako Hong Kong Documentary Filmmakers – rejestrują osoby, sytuacje i działania po obu stronach barykady. Patrzymy więc na taktyki oporu stosowane przez protestujących i formy przemocy stosowanej przez władzę (skądinąd owe formy ostatnio są w Polsce znane z ulic Warszawy). Na równościowość i wspólne podejmowanie decyzji oraz na hierarchię i niegodziwe „ja tylko wykonuję swoje rozkazy”. Na czarny blok, druki ulotne i napisy na ścianach („Chinazi”!). Na zamykanie w kotle, stosowanie gazu łzawiącego i bandyckie bicie protestujących. Na ludzką solidarność i na rozgrywanie tej solidarności. Przy wadze tematu tego dokumentu, jego randze, a także poświęceniu twórców może niezręcznie zwracać na to uwagę, ale „W potrzasku” to także doskonałe kino. Trzyma w napięciu, ogląda się je doskonale – niczym tzw. rasowy film akcji. Z tą różnicą, że to nie tylko film…
4. „Zabij to i wyjedź z tego miasta”. Scenariusz i reżyseria: Mariusz Wilczyński. Polska 2019.
Film-przeżycie. Doświadczyłem go po raz pierwszy w wyjątkowych okolicznościach. To było Berlinale 2019, na chwilę przed wybuchem pandemii (w kinowych toaletach stały już płyny do dezynfekcji rąk). Był bardzo późny lutowy wieczór, w zasadzie noc – zimna, wietrzna i ponura. Duchologiczne Kino International na Karl-Marx-Alle w pobliżu Alexanderplatz. W holu i sali słychać szeleszczącą polszczyznę. Po kilkudniowym zanurzeniu w obcych językach odczuwam swoisty efekt niesamowitości: polszczyzna wydaje się jednocześnie znajoma i nieznajoma, swojska i obca. Wtedy gasną światła, rozpoczyna się seans. A nawet więcej – seans spirytystyczny, seans dziadów. Bo „Zabij to i wyjedź z tego miasta” to obraz widmowy i hipnotyzujący, oniryczny i baśniowy, duszny i (dosłownie) wiwisekcyjny. Elegia dla miasta i świata dzieciństwa oraz ludzi, którzy ten świat tworzyli – przede wszystkim dla rodziców głównego bohatera, Mariusza Wilczyńskiego. Elegia także dla wielkich artystów, którzy brali udział w realizacji – film powstawał aż kilkanaście lat – lecz odeszli przed jego ukończeniem. Słyszymy ich głosy nie tylko zza kadru, lecz także, w pewnym sensie, zza grobu. „Zabij” to więc kino z krwi i kości, z trzewi. Kino, za którym stoi człowiek, nie żaden algorytm czy zespół specjalistów od manipulacji uwagą. Człowiek ze swoimi lękami, traumami, całym bagażem formujących doświadczeń z dawnej Łodzi, gdzie straszą dymiące kominy, pociągi kończą bieg, a szara godzina trwa okrągłą dobę. Łódź na pewno już wyjechała z tamtego miasta. Czy Mariusz Wilczyński – dzięki „Zabijowi” – również?
5. „Niepamięć” („Mila”). Reżyseria: Christos Nikou. Scenariusz: Christos Nikou, Stavros Raptis. Grecja, Polska, Słowenia 2020.
Zapewne wszyscy spotkaliśmy na naszych kinofilskich ścieżkach takie filmy, których w danym momencie najbardziej potrzebowaliśmy. To właśnie odpowiedni czas, odpowiednie miejsce i osoby (lub ich brak) sprawiły, że owe stały się dla nas ważne i bliskie. Oglądane w innych okolicznościach nie zajęłyby tak szczególnego miejsca. Sam mam kilka takich, zapisanych złotymi literami tytułów, a w tym roku dołączyła do nich grecka „Niepamięć”. Oczywiście, trudno w takich razach o krytycznofilmowy dystans, ale tylko jakiś filister przejmowałby się szkiełkiem i okiem, kiedy serce bije mocniej. Tak więc „Niepamięć” to dla mnie czuły obraz mężczyzny, który z trudem, ale i z godnością przechodzi przez proces utraty bliskiej osoby. Jak to u greckich filmowców w ostatnich latach, opowieść zostaje ujęta w swoisty nawias konwencji, dzięki czemu zyskuje nowe sensy i wymiary (kilka środków makro: umowność scenariusza, „wyblakłe” zdjęcia, powściągliwe aktorstwo; kilka środków mikro: symbolika jabłka – angielski tytuł to „Apples”, słowa piosenki „Sealed with a Kiss”, drugie dno sceny twista). Bohatera o szlachetnej twarzy i smutnym spojrzeniu dotyka… pandemia amnezji. Nie ma on dokumentów ani bliskich, którzy mogliby go zidentyfikować. W związku z tym zostaje objęty specjalnym programem: musi wykonywać kolejne zadania z zakresu relacji społecznych czy romantycznych, przed którymi stajemy (lub może raczej – stawia się nas) w toku socjalizacji. Trud, z jakim bohater nazywa rzeczy, i niepewność, z jaką podchodzi do kolejnych zadań, czynią z niego swoistego Kaspara Hausera. Dzięki czemu „Niepamięć” pomaga spojrzeć na rzeczywistość z antropologicznym dystansem – i być może zyskać nową, zdrowszą perspektywę.
Film, który wymyka się słowom. W delikatny, zmysłowy sposób odwołuje się do pracy pamięci; przywołuje obrazy, dźwięki, nastroje. Może nie czyni krytyka bezradnym, lecz na pewno stawia przed trudnym zadaniem. Podjąłem je, pisząc recenzję dla „artPAPIERu”.
2. „Czerwona skrzynka na ulicy Eschera” („Escher dori no akai posuto”). Scenariusz i reżyseria: Sion Sono. Japonia 2020.
@Filmy, w których się biega na końcu. I krzyczy, dużo krzyczy. Ale co to za rewolucja bez ekscesu i przekroczenia? A rewolucji w rewelacyjnej „Czerwonej skrzynce na ulicy Eschera” jak tlenu potrzebuje japońska branża filmowa – i szerzej: kultura Kraju Kwitnącej Wiśni. Reżyser Sion Sono z właściwą sobie energią i swadą przedstawia panoramiczny obraz tamtejszej kultury kinowej – od statystów-kinofili do pękającego z samozadowolenia producenta, od młodych wielbicielek wziętego reżysera do tegoż, przeżywającego jednakże poważny kryzys artystyczny. Sono odwraca w swoim filmie wektory: pierwsze skrzypce grają twórcy, których zwykle ze świecą szukać w napisach końcowych, natomiast gwiazdy ze świecznika trafiają na dalszy plan. Film został zrealizowany w ramach warsztatów aktorskich, a aktorzy znani z poprzednich dokonań Sono tym razem grają role drugoplanowe lub wręcz epizodyczne. Całość została narysowana charakterystyczną grubą, karykaturalną kreską. Satyryczne tony co prawda niekiedy ustępują tonom groteskowym, ale efekt jest zdecydowanie korzystny (@filmy, na których bawisz się jak prosię). Ot, Sono nie byłby sobą, gdyby nie pojechał po bandzie – jak zwykle w słusznym celu. Ostatnia, nakręcona z wielkim rozmachem scena to popis niezwykłego kunsztu inscenizacyjnego, a epilog – zapis performance’u w dzielnicy Shibuya – na chwilę przywraca zakutej w dyby szołbiznesu X Muzie jej wolnościowego ducha. Który udziela się także widzom.
3. „W potrzasku” („Inside the Red Brick Wall”). Reżyseria: Hongkong Documentary Filmmakers. Hongkong 2020.
Najlepszy, najbardziej istotny obraz ostatniego Krakowskiego Festiwalu Filmowego – doceniony przez jury studentów, natomiast pominięty przez gremia jurorskie złożone z przedstawicieli branży czy krytyki. „W potrzasku”, jeśli posłużyć się tytułem tomu poetyckiego Zbigniewa Herberta, to swego rodzaju „Raport z oblężonego Miasta”. W tym wypadku „oblężonym Miastem” jest Hongkong, a ściślej – hongkońska Politechnika, która w listopadzie 2019 roku stała się jednym z centrów protestu przeciw ustawie o ekstradycji Hongkończyków do Chin. Twórcy tego obrazu – podpisani kolektywnie jako Hong Kong Documentary Filmmakers – rejestrują osoby, sytuacje i działania po obu stronach barykady. Patrzymy więc na taktyki oporu stosowane przez protestujących i formy przemocy stosowanej przez władzę (skądinąd owe formy ostatnio są w Polsce znane z ulic Warszawy). Na równościowość i wspólne podejmowanie decyzji oraz na hierarchię i niegodziwe „ja tylko wykonuję swoje rozkazy”. Na czarny blok, druki ulotne i napisy na ścianach („Chinazi”!). Na zamykanie w kotle, stosowanie gazu łzawiącego i bandyckie bicie protestujących. Na ludzką solidarność i na rozgrywanie tej solidarności. Przy wadze tematu tego dokumentu, jego randze, a także poświęceniu twórców może niezręcznie zwracać na to uwagę, ale „W potrzasku” to także doskonałe kino. Trzyma w napięciu, ogląda się je doskonale – niczym tzw. rasowy film akcji. Z tą różnicą, że to nie tylko film…
4. „Zabij to i wyjedź z tego miasta”. Scenariusz i reżyseria: Mariusz Wilczyński. Polska 2019.
Film-przeżycie. Doświadczyłem go po raz pierwszy w wyjątkowych okolicznościach. To było Berlinale 2019, na chwilę przed wybuchem pandemii (w kinowych toaletach stały już płyny do dezynfekcji rąk). Był bardzo późny lutowy wieczór, w zasadzie noc – zimna, wietrzna i ponura. Duchologiczne Kino International na Karl-Marx-Alle w pobliżu Alexanderplatz. W holu i sali słychać szeleszczącą polszczyznę. Po kilkudniowym zanurzeniu w obcych językach odczuwam swoisty efekt niesamowitości: polszczyzna wydaje się jednocześnie znajoma i nieznajoma, swojska i obca. Wtedy gasną światła, rozpoczyna się seans. A nawet więcej – seans spirytystyczny, seans dziadów. Bo „Zabij to i wyjedź z tego miasta” to obraz widmowy i hipnotyzujący, oniryczny i baśniowy, duszny i (dosłownie) wiwisekcyjny. Elegia dla miasta i świata dzieciństwa oraz ludzi, którzy ten świat tworzyli – przede wszystkim dla rodziców głównego bohatera, Mariusza Wilczyńskiego. Elegia także dla wielkich artystów, którzy brali udział w realizacji – film powstawał aż kilkanaście lat – lecz odeszli przed jego ukończeniem. Słyszymy ich głosy nie tylko zza kadru, lecz także, w pewnym sensie, zza grobu. „Zabij” to więc kino z krwi i kości, z trzewi. Kino, za którym stoi człowiek, nie żaden algorytm czy zespół specjalistów od manipulacji uwagą. Człowiek ze swoimi lękami, traumami, całym bagażem formujących doświadczeń z dawnej Łodzi, gdzie straszą dymiące kominy, pociągi kończą bieg, a szara godzina trwa okrągłą dobę. Łódź na pewno już wyjechała z tamtego miasta. Czy Mariusz Wilczyński – dzięki „Zabijowi” – również?
5. „Niepamięć” („Mila”). Reżyseria: Christos Nikou. Scenariusz: Christos Nikou, Stavros Raptis. Grecja, Polska, Słowenia 2020.
Zapewne wszyscy spotkaliśmy na naszych kinofilskich ścieżkach takie filmy, których w danym momencie najbardziej potrzebowaliśmy. To właśnie odpowiedni czas, odpowiednie miejsce i osoby (lub ich brak) sprawiły, że owe stały się dla nas ważne i bliskie. Oglądane w innych okolicznościach nie zajęłyby tak szczególnego miejsca. Sam mam kilka takich, zapisanych złotymi literami tytułów, a w tym roku dołączyła do nich grecka „Niepamięć”. Oczywiście, trudno w takich razach o krytycznofilmowy dystans, ale tylko jakiś filister przejmowałby się szkiełkiem i okiem, kiedy serce bije mocniej. Tak więc „Niepamięć” to dla mnie czuły obraz mężczyzny, który z trudem, ale i z godnością przechodzi przez proces utraty bliskiej osoby. Jak to u greckich filmowców w ostatnich latach, opowieść zostaje ujęta w swoisty nawias konwencji, dzięki czemu zyskuje nowe sensy i wymiary (kilka środków makro: umowność scenariusza, „wyblakłe” zdjęcia, powściągliwe aktorstwo; kilka środków mikro: symbolika jabłka – angielski tytuł to „Apples”, słowa piosenki „Sealed with a Kiss”, drugie dno sceny twista). Bohatera o szlachetnej twarzy i smutnym spojrzeniu dotyka… pandemia amnezji. Nie ma on dokumentów ani bliskich, którzy mogliby go zidentyfikować. W związku z tym zostaje objęty specjalnym programem: musi wykonywać kolejne zadania z zakresu relacji społecznych czy romantycznych, przed którymi stajemy (lub może raczej – stawia się nas) w toku socjalizacji. Trud, z jakim bohater nazywa rzeczy, i niepewność, z jaką podchodzi do kolejnych zadań, czynią z niego swoistego Kaspara Hausera. Dzięki czemu „Niepamięć” pomaga spojrzeć na rzeczywistość z antropologicznym dystansem – i być może zyskać nową, zdrowszą perspektywę.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |