'MAURIN' KATARZYNY KARPOWICZ. O WYSTAWIE W WARSZAWSKIEJ GALERII ART (KATARZYNA KARPOWICZ: 'MAURIN')
A
A
A
Kiedy idziemy ulica Dobrą od Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego w kierunku Galerii Art, dostrzegamy już z daleka obrazy wewnątrz galerii, ponieważ trzy boczne ściany są wielkimi oknami, co stanowi ciekawe i funkcjonalne rozwiązanie architektoniczne. Obrazy Katarzyny Karpowicz widziane z oddalenia przykuwają uwagę sylwetkami i twarzami osób, budynkami i piękną, zróżnicowaną kolorystyką, często przejawiającą się w wirujących falach. Podchodząc bliżej, widzimy, że nieduże obrazy poukładane są także we wszystkich witrynach. Każdy przechodzień ma więc wzrokowy kontakt ze sztuką Artystki.
W tym samym miejscu pojawiła się już przed dwoma laty wystawa „Srebrzysta” (sierpień 2020); obecna wystawa ma zagadkowy tytuł „Maurin” (luty 2022). W dawniej siedzibie Galerii przy Krakowskim Przedmieściu były wystawy „Niebieskie szkiełko” (grudzień 2018) oraz „Przyśniło mi się” (grudzień 2011). Dodam, że pierwszy z ponad 60 wpisów na stronie Galerii dotyczył wystawy Darka Pali z listopada 1998 roku. Skoro w znakomitej galerii regularnie odbywają się wystawy Katarzyny Karpowicz i kilku innych malarzy, może warto by podjąć wątki tworzenia i promowania sztuki.
Galeria Art działa w Elektrowni Powiśle od kilku lat, kontynuując trzydziestoletnie dzieje galerii w innej lokalizacji na Krakowskim Przedmieściu. Galerię prowadzi Wojciech Tuleya, historyk sztuki, marszand i manager. Towarzyszą mu autorka wielu biografii i wywiadów z artystami Małgorzata Czyńska oraz Wojciech Deptuła, historyk sztuki, kurator, wykładowca i były redaktor. Te trzy osoby, znane i uznane, o wieloletnich doświadczeniach i osiągnięciach, także wystawienniczych, przygotowywały nową wystawę Katarzyny Karpowicz, zadbawszy w najdrobniejszych szczegółach o takie elementy, jak oprawa i rozmieszczenie obrazów, wydanie katalogu, bogatego w reprodukcje i teksty, informacje o wystawie i artystce, zwłaszcza na stronie internetowej galerii.
Na ścianie naprzeciw okien wisi sześć obrazów (100 x 100 cm), na których jak na tablicach widzimy portrety w sumie 72 osób. Na każdej obrazowej planszy jest po jednej literze z imienia Maurin. Twarze „należą” na ogół do ludzi młodych, w różnych fryzurach, w nakryciach głowy lub bez nich, w odmiennym ustawieniu względem widza. Każda z plansz jest w innej kolorystyce. Twarze łączy wyraz zamyślenia i melancholijnego smutku. Być może to zabawa Malarki we wchodzenie w role innych, aby sprawdzić, jak to byłoby stawać się kimś innym, a być może zainteresowanie każdą inną osobą, przyjrzenie się jej twarzy, spojrzenie w oczy.
Na wystawie są obrazy kwadratowe i prostokątne o różnych wymiarach: mniejszy format – 40 x 30; większy – 100 x 70 i 100 x 120 oraz formaty pośrednie. Największy obraz jest dyptykiem – 2 x 100 x 120 cm.
Tytułowe słowo brzmi zagadkowo. Malarka mówi o tym w wywiadzie, jej siostra pisze na Facebooku, ale Katarzyna Karpowicz zachęca, jak w wielu innych kwestiach, do własnej interpretacji. Na co więc tytuł wskazuje, jakie zdarzenia przywołuje, do jakich skłania odczytań?
Słowo ma według słowników kilka znaczeń. To nazwisko matematyka, filozofa i teologa, Krzysztofa Maurina, nazwa jeziora w pobliżu Morąga i ośrodka agroturystycznego; w języku ukraińskim oznacza morze; ma też związek z Mauritiusem; łączy się z imieniem Mauryn i Maurinus; wskazuje na związki z Indiami i Afryką. Piotr Sobotka wyjaśniał między innymi, że słowo pochodzi z greckiego mauros – czarny, bardzo ciemny, a w języku hiszpańskim łączy się ze słowami mauretański, arabski, mahometański. Artystka wyjaśnia, że tytuł wystawy ma także związek z imieniem, które miała otrzymać, oraz z dziecięcymi zabawami odgrywania innych osób i wymyślania historii.
Można by spróbować dopisać do każdej litery nasze skojarzenia, czyli słowa zaczynające się od danej litery, a odnoszące się do malarstwa artystki. Przykładowo – M jak malarstwo, miłość, marzenie, melancholia, maska, muzyka; A – jak ambicja, altruizm, arlekin, arkadia; U – jak ulica, uliczka, uniwersalność, ufność, ugier, uroda; R – jak różnorodność, refleksy, refleksyjność; I – jak identyfikacja, indygo, ideał; ideały, intuicja, intensywność, inspiracja; N – jak nastrojowość, nostalgia, niebo. Można by także układać krzyżówki z hasłem „maurin” i odpowiednimi do malarstwa Karpowicz pytaniami.
Dostrzegamy więc, że malarka nadała wystawie zagadkowy tytuł, pojemny znaczeniowo. Urzeka osobista historia z nim związana, a tytuł zachęca do oglądania zestawu świetnie namalowanych i dobranych obrazów.
Na wystawie oglądamy portrety samotnych osób, być może wszystkie są Maurinami. Widzimy także sytuacje, w których uczestniczy więcej ludzi, na ulicach, w parku, na tle nieba w dziwnych (nienaturalnych) kolorach. Ludzie przyglądają się sobie; niektórzy wykonują czułe gesty wobec siebie, przytulają się, całują. Ktoś wędruje korytarzem czy wąską uliczką, a w każdym oknie tkwi obserwator czy widz. Niektóre postaci trzymają w dłoniach lusterka z „wizerunkami” twarzy; wydaje się, że trzymają jakby maski. Przyglądają się sobie i innym, być może, odczuwając empatię lub pragnąc wchodzić w role, odgrywać kogoś innego, trochę jak w dziecięcych zabawach czy właśnie w teatrze lub działaniach dramowych.
Tytuł „Vertigo” wywiadu Bogusława Deptuły z Katarzyną Karpowicz nawiązuje do jej kłopotów zdrowotnych i do widocznego na obrazach wirującego nieba. W interesującej rozmowie pojawiają się rozważania o takich kwestiach, jak znaczenia kilku motywów, tytuł wystawy i postaci na obrazach, dzieciństwo, melancholia, świat i życie realne oraz wykreowane, życie równoległe na obrazach i poza nimi, filmowych i lekturowych inspiracji. Pada deklaracja: „jestem malarzem figuratywnym i wiele osób myśli, że maluję realistycznie, ale sama myślę w tych obrazach w sposób bardzo abstrakcyjny”.
Na małych portretach widzimy postaci en face, z profilu, wyjątkowo od tyłu, w cieniu i w pełnym oświetleniu, w makijażu lub bez niego. Na twarzach pojawiają się plamki dominującej barwy. Jest łza lub gest zakrycia oka dłonią.
Twarze postaci wyrażają rozmaite jakości: marzenia, smutek, zamyślenie, melancholia, samotność, pragnienie zapomnienia o świecie, niedostrzegania świata, ale też radość ze spotkania i miłosnego uścisku. Takie obserwacje potwierdzają tytuły obrazów (na przykład: „Chłopaki też płaczą”, „Szalony kapelusznik”, „Poczekalnia”, „W poszukiwaniu”, „Wyobraź sobie”, „Kochaj mnie, kochanie”, „Życie w małym miasteczku”, „Wielkie piękno życia”, „Czas stoi po mojej stronie”, „Czuję to samo”).
Kapitalny jest dyptyk o dwu tytułach, polskim – „Pogrzeb Janka Muzykanta”, angielskim – „A Day in a Life”. Zwraca uwagę dynamiczność ujęcia, jakby pulsowanie muzyki, rytm w układzie stóp, ułożenie instrumentów, na których grają muzycy, gesty kobiet z białymi chusteczkami w dłoniach. Wydaje się, że słychać jazzową muzykę graną dla zmarłego z jego instrumentem w otwartej trumnie, niesionej na ramionach kilku mężczyzn. Może się także wydawać, że i my, widzowie, jesteśmy uczestnikami tego wieloosobowego (25 osób) konduktu czy korowodu życia i śmierci, przepełnionego muzyką i prawie tańcem. W kolorystyce wyróżniają się: złoto instrumentów, biel rękawiczek i chusteczek oraz elementów ubiorów, róż i błękit materiałów.
Obracamy się w kręgu działań przekładowych. Artystka przekłada nastroje, emocje, dźwięki, także swoje doświadczenia – na obrazy, pokazując doznania zmysłowe i emocjonalne w bohaterach płócien, pejzażach i budynkach, kompozycji, kolorystyce, sposobach pokrywania powierzchni farbami, układzie i typie linii. Z kolei Eliza Kącka nawiązuje do sześciu obrazów, tworząc na ich kanwie własne opowieści, nasycone wizualnością, emocjami i symbolami, tajemniczymi osobami („Pocieszycielka”) i przedmiotami (np. lampy astralne). W komentarzu do „Poczekalni” zaskakuje forma „ono” (bo dziecko? moment przejścia między dziecięctwem a młodością i dojrzałością?), tęsknota młodego cyrkowca za malarzem, który „je” malował, powrót z cierpienia, smutku, depresji – „granat podbiegły czernią, znowu przejdzie w błękit”. W „Ukochanej”, według Kąckiej, bohaterka z lusterkiem w dłoni wędruje nocą po mieście. „Zwraca lustro twarzą ku niebu (…) Odbity odchodzi bowiem bez twarzy”. Jest smutna z powodu rozstania, utraty ukochanej osoby; szuka jej wśród wszystkich wokół. Opowieść do „Między przeszłością a przyszłością” traktuje o ludziach, którzy wytwarzają lampy astralne, które dają seledynowo-różową poświatę. Sami ich nie lubią, a pamięć jest źródłem cierpienia. Motyw osobliwej i tajemniczej klepsydry występuje w opowieści do obrazu o takim tytule. Tytułową marzycielką jest dziewczyna z małą kuleczką, w której tkwi smutna, metaliczna dusza i która stanowi źródło natchnienia poetyckiego. Dziewczyna wyjmuje z pudełka czarną kulkę „i czeka, aż czerń zacznie przerastać srebrem. (…). Idzie, piastując w dłoni owoc swojego smutku. Idzie i czeka, aż cały przejdzie w srebro. Wówczas narodzi się wiersz”. W kolejnej opowieści do „Chciałabym, żebyś tam była” o zbiorowej scenie w zimowym parku są także motywy kuli, lusterka, bieli śniegu i kartki, znieruchomienia i tworzenia obrazu. W części katalogu z miniaturami Kąckiej jest reprodukcja obrazu na jednej stronie, a zbliżenie jakiegoś detalu – na drugiej.
Karpowicz pięknie komponuje obrazy, wprowadzając światło i cienie. Przykładowo: dziewczynka, w żółtym płaszczyku, na którą pada światło, zbliża się do psa (tytułowego „Nowego przyjaciela”) – budzi optymizm, podobnie jak oświetlone przestrzenie we wnętrzach z otwartymi oknami lub na końcu ulicy albo złotawy instrument. Z kolei nadzieję wzbudzają też dzieci, zakochani i kolorowe lampki na obrazie „Wielkie piękno życia”, mimo że z bramy wynoszone jest ciało okryte całunem. Przekaz obrazowy wzmacniają słowa napisane na chodniku, zaczerpnięte z serialu „Rodzina Soprano”; chodzi o mądrą refleksję Indian Ojibwe. Duże wrażenie robią drzewa, rozgałęzione, chociaż bezlistne, dając poczucie trwania, siły i oparcia. Na jednym z obrazów pojawia się nazwa rodzinnej miejscowości ojca malarki – malarza Sławomira Karpowicza – Szebreszin.
Katarzyna Karpowicz maluje dużo, z rozmachem; rozwijając swój talent, maluje dobrze i pięknie, zgodnie z rzemiosłem malarskim, mądrze – w nawiązaniu do lektur, także do kadrów i opowieści filmowych oraz do spektakli teatralnych. Cechuje ją wielka pracowitość i pomysłowość w zakresie wynajdywania tematów i komponowania całości wystaw. Myśli kontekstowo. Umiejętnie wykorzystuje media społecznościowe.
Wydaje się, że pragnie pokazać wielość i różnorodność sytuacji, pojedynczych osób, spotkań ludzi, życia w przestrzeniach miejskich, w kontakcie ze zjawiskami przyrodniczymi (zaćmienie księżyca, słońca, śnieg, drzewa). Przed naszymi oczyma pojawiają się spektakle na scenie świata, uogólnienia i dekoracje, horyzont, kulisy, kostiumy czy znaczące układy postaci. Oczytanie malarki i przemyślenie problemów ludzkich i artystycznych nadaje obrazom rysy narracyjności, filmowości lub teatralności.
Małgorzata Czyńska i Wojciech Tuleya wyjątkowo trafnie scharakteryzowali malarstwo Katarzyny Karpowicz w dwu zwięzłych zdaniach, pisząc, że w jej sztuce „uczucia i marzenia, literatura i kino, rzeczywistość i nierzeczywistość łączą się ze sobą w uwodzicielskiej narracji, pełnej subtelnego dowcipu i lekkiej nostalgii. Życie jest gdzie indziej, może w obrazie” (Karpowicz 2022: 7).
LITERATURA:
https://galeriaart.pl/pl/karpowicz/exhibitions/73/maurin
https://katarzynakarpowicz.pl/#
https://galeriaart.pl/prints/pdf/cover_karpowicz_89.pdf
K. Karpowicz: „Maurin. Miniatury literackie” E. Kącka. Red. W. Tuleya, M. Czyńska. Warszawa 2022.
W tym samym miejscu pojawiła się już przed dwoma laty wystawa „Srebrzysta” (sierpień 2020); obecna wystawa ma zagadkowy tytuł „Maurin” (luty 2022). W dawniej siedzibie Galerii przy Krakowskim Przedmieściu były wystawy „Niebieskie szkiełko” (grudzień 2018) oraz „Przyśniło mi się” (grudzień 2011). Dodam, że pierwszy z ponad 60 wpisów na stronie Galerii dotyczył wystawy Darka Pali z listopada 1998 roku. Skoro w znakomitej galerii regularnie odbywają się wystawy Katarzyny Karpowicz i kilku innych malarzy, może warto by podjąć wątki tworzenia i promowania sztuki.
Galeria Art działa w Elektrowni Powiśle od kilku lat, kontynuując trzydziestoletnie dzieje galerii w innej lokalizacji na Krakowskim Przedmieściu. Galerię prowadzi Wojciech Tuleya, historyk sztuki, marszand i manager. Towarzyszą mu autorka wielu biografii i wywiadów z artystami Małgorzata Czyńska oraz Wojciech Deptuła, historyk sztuki, kurator, wykładowca i były redaktor. Te trzy osoby, znane i uznane, o wieloletnich doświadczeniach i osiągnięciach, także wystawienniczych, przygotowywały nową wystawę Katarzyny Karpowicz, zadbawszy w najdrobniejszych szczegółach o takie elementy, jak oprawa i rozmieszczenie obrazów, wydanie katalogu, bogatego w reprodukcje i teksty, informacje o wystawie i artystce, zwłaszcza na stronie internetowej galerii.
Na ścianie naprzeciw okien wisi sześć obrazów (100 x 100 cm), na których jak na tablicach widzimy portrety w sumie 72 osób. Na każdej obrazowej planszy jest po jednej literze z imienia Maurin. Twarze „należą” na ogół do ludzi młodych, w różnych fryzurach, w nakryciach głowy lub bez nich, w odmiennym ustawieniu względem widza. Każda z plansz jest w innej kolorystyce. Twarze łączy wyraz zamyślenia i melancholijnego smutku. Być może to zabawa Malarki we wchodzenie w role innych, aby sprawdzić, jak to byłoby stawać się kimś innym, a być może zainteresowanie każdą inną osobą, przyjrzenie się jej twarzy, spojrzenie w oczy.
Na wystawie są obrazy kwadratowe i prostokątne o różnych wymiarach: mniejszy format – 40 x 30; większy – 100 x 70 i 100 x 120 oraz formaty pośrednie. Największy obraz jest dyptykiem – 2 x 100 x 120 cm.
Tytułowe słowo brzmi zagadkowo. Malarka mówi o tym w wywiadzie, jej siostra pisze na Facebooku, ale Katarzyna Karpowicz zachęca, jak w wielu innych kwestiach, do własnej interpretacji. Na co więc tytuł wskazuje, jakie zdarzenia przywołuje, do jakich skłania odczytań?
Słowo ma według słowników kilka znaczeń. To nazwisko matematyka, filozofa i teologa, Krzysztofa Maurina, nazwa jeziora w pobliżu Morąga i ośrodka agroturystycznego; w języku ukraińskim oznacza morze; ma też związek z Mauritiusem; łączy się z imieniem Mauryn i Maurinus; wskazuje na związki z Indiami i Afryką. Piotr Sobotka wyjaśniał między innymi, że słowo pochodzi z greckiego mauros – czarny, bardzo ciemny, a w języku hiszpańskim łączy się ze słowami mauretański, arabski, mahometański. Artystka wyjaśnia, że tytuł wystawy ma także związek z imieniem, które miała otrzymać, oraz z dziecięcymi zabawami odgrywania innych osób i wymyślania historii.
Można by spróbować dopisać do każdej litery nasze skojarzenia, czyli słowa zaczynające się od danej litery, a odnoszące się do malarstwa artystki. Przykładowo – M jak malarstwo, miłość, marzenie, melancholia, maska, muzyka; A – jak ambicja, altruizm, arlekin, arkadia; U – jak ulica, uliczka, uniwersalność, ufność, ugier, uroda; R – jak różnorodność, refleksy, refleksyjność; I – jak identyfikacja, indygo, ideał; ideały, intuicja, intensywność, inspiracja; N – jak nastrojowość, nostalgia, niebo. Można by także układać krzyżówki z hasłem „maurin” i odpowiednimi do malarstwa Karpowicz pytaniami.
Dostrzegamy więc, że malarka nadała wystawie zagadkowy tytuł, pojemny znaczeniowo. Urzeka osobista historia z nim związana, a tytuł zachęca do oglądania zestawu świetnie namalowanych i dobranych obrazów.
Na wystawie oglądamy portrety samotnych osób, być może wszystkie są Maurinami. Widzimy także sytuacje, w których uczestniczy więcej ludzi, na ulicach, w parku, na tle nieba w dziwnych (nienaturalnych) kolorach. Ludzie przyglądają się sobie; niektórzy wykonują czułe gesty wobec siebie, przytulają się, całują. Ktoś wędruje korytarzem czy wąską uliczką, a w każdym oknie tkwi obserwator czy widz. Niektóre postaci trzymają w dłoniach lusterka z „wizerunkami” twarzy; wydaje się, że trzymają jakby maski. Przyglądają się sobie i innym, być może, odczuwając empatię lub pragnąc wchodzić w role, odgrywać kogoś innego, trochę jak w dziecięcych zabawach czy właśnie w teatrze lub działaniach dramowych.
Tytuł „Vertigo” wywiadu Bogusława Deptuły z Katarzyną Karpowicz nawiązuje do jej kłopotów zdrowotnych i do widocznego na obrazach wirującego nieba. W interesującej rozmowie pojawiają się rozważania o takich kwestiach, jak znaczenia kilku motywów, tytuł wystawy i postaci na obrazach, dzieciństwo, melancholia, świat i życie realne oraz wykreowane, życie równoległe na obrazach i poza nimi, filmowych i lekturowych inspiracji. Pada deklaracja: „jestem malarzem figuratywnym i wiele osób myśli, że maluję realistycznie, ale sama myślę w tych obrazach w sposób bardzo abstrakcyjny”.
Na małych portretach widzimy postaci en face, z profilu, wyjątkowo od tyłu, w cieniu i w pełnym oświetleniu, w makijażu lub bez niego. Na twarzach pojawiają się plamki dominującej barwy. Jest łza lub gest zakrycia oka dłonią.
Twarze postaci wyrażają rozmaite jakości: marzenia, smutek, zamyślenie, melancholia, samotność, pragnienie zapomnienia o świecie, niedostrzegania świata, ale też radość ze spotkania i miłosnego uścisku. Takie obserwacje potwierdzają tytuły obrazów (na przykład: „Chłopaki też płaczą”, „Szalony kapelusznik”, „Poczekalnia”, „W poszukiwaniu”, „Wyobraź sobie”, „Kochaj mnie, kochanie”, „Życie w małym miasteczku”, „Wielkie piękno życia”, „Czas stoi po mojej stronie”, „Czuję to samo”).
Kapitalny jest dyptyk o dwu tytułach, polskim – „Pogrzeb Janka Muzykanta”, angielskim – „A Day in a Life”. Zwraca uwagę dynamiczność ujęcia, jakby pulsowanie muzyki, rytm w układzie stóp, ułożenie instrumentów, na których grają muzycy, gesty kobiet z białymi chusteczkami w dłoniach. Wydaje się, że słychać jazzową muzykę graną dla zmarłego z jego instrumentem w otwartej trumnie, niesionej na ramionach kilku mężczyzn. Może się także wydawać, że i my, widzowie, jesteśmy uczestnikami tego wieloosobowego (25 osób) konduktu czy korowodu życia i śmierci, przepełnionego muzyką i prawie tańcem. W kolorystyce wyróżniają się: złoto instrumentów, biel rękawiczek i chusteczek oraz elementów ubiorów, róż i błękit materiałów.
Obracamy się w kręgu działań przekładowych. Artystka przekłada nastroje, emocje, dźwięki, także swoje doświadczenia – na obrazy, pokazując doznania zmysłowe i emocjonalne w bohaterach płócien, pejzażach i budynkach, kompozycji, kolorystyce, sposobach pokrywania powierzchni farbami, układzie i typie linii. Z kolei Eliza Kącka nawiązuje do sześciu obrazów, tworząc na ich kanwie własne opowieści, nasycone wizualnością, emocjami i symbolami, tajemniczymi osobami („Pocieszycielka”) i przedmiotami (np. lampy astralne). W komentarzu do „Poczekalni” zaskakuje forma „ono” (bo dziecko? moment przejścia między dziecięctwem a młodością i dojrzałością?), tęsknota młodego cyrkowca za malarzem, który „je” malował, powrót z cierpienia, smutku, depresji – „granat podbiegły czernią, znowu przejdzie w błękit”. W „Ukochanej”, według Kąckiej, bohaterka z lusterkiem w dłoni wędruje nocą po mieście. „Zwraca lustro twarzą ku niebu (…) Odbity odchodzi bowiem bez twarzy”. Jest smutna z powodu rozstania, utraty ukochanej osoby; szuka jej wśród wszystkich wokół. Opowieść do „Między przeszłością a przyszłością” traktuje o ludziach, którzy wytwarzają lampy astralne, które dają seledynowo-różową poświatę. Sami ich nie lubią, a pamięć jest źródłem cierpienia. Motyw osobliwej i tajemniczej klepsydry występuje w opowieści do obrazu o takim tytule. Tytułową marzycielką jest dziewczyna z małą kuleczką, w której tkwi smutna, metaliczna dusza i która stanowi źródło natchnienia poetyckiego. Dziewczyna wyjmuje z pudełka czarną kulkę „i czeka, aż czerń zacznie przerastać srebrem. (…). Idzie, piastując w dłoni owoc swojego smutku. Idzie i czeka, aż cały przejdzie w srebro. Wówczas narodzi się wiersz”. W kolejnej opowieści do „Chciałabym, żebyś tam była” o zbiorowej scenie w zimowym parku są także motywy kuli, lusterka, bieli śniegu i kartki, znieruchomienia i tworzenia obrazu. W części katalogu z miniaturami Kąckiej jest reprodukcja obrazu na jednej stronie, a zbliżenie jakiegoś detalu – na drugiej.
Karpowicz pięknie komponuje obrazy, wprowadzając światło i cienie. Przykładowo: dziewczynka, w żółtym płaszczyku, na którą pada światło, zbliża się do psa (tytułowego „Nowego przyjaciela”) – budzi optymizm, podobnie jak oświetlone przestrzenie we wnętrzach z otwartymi oknami lub na końcu ulicy albo złotawy instrument. Z kolei nadzieję wzbudzają też dzieci, zakochani i kolorowe lampki na obrazie „Wielkie piękno życia”, mimo że z bramy wynoszone jest ciało okryte całunem. Przekaz obrazowy wzmacniają słowa napisane na chodniku, zaczerpnięte z serialu „Rodzina Soprano”; chodzi o mądrą refleksję Indian Ojibwe. Duże wrażenie robią drzewa, rozgałęzione, chociaż bezlistne, dając poczucie trwania, siły i oparcia. Na jednym z obrazów pojawia się nazwa rodzinnej miejscowości ojca malarki – malarza Sławomira Karpowicza – Szebreszin.
Katarzyna Karpowicz maluje dużo, z rozmachem; rozwijając swój talent, maluje dobrze i pięknie, zgodnie z rzemiosłem malarskim, mądrze – w nawiązaniu do lektur, także do kadrów i opowieści filmowych oraz do spektakli teatralnych. Cechuje ją wielka pracowitość i pomysłowość w zakresie wynajdywania tematów i komponowania całości wystaw. Myśli kontekstowo. Umiejętnie wykorzystuje media społecznościowe.
Wydaje się, że pragnie pokazać wielość i różnorodność sytuacji, pojedynczych osób, spotkań ludzi, życia w przestrzeniach miejskich, w kontakcie ze zjawiskami przyrodniczymi (zaćmienie księżyca, słońca, śnieg, drzewa). Przed naszymi oczyma pojawiają się spektakle na scenie świata, uogólnienia i dekoracje, horyzont, kulisy, kostiumy czy znaczące układy postaci. Oczytanie malarki i przemyślenie problemów ludzkich i artystycznych nadaje obrazom rysy narracyjności, filmowości lub teatralności.
Małgorzata Czyńska i Wojciech Tuleya wyjątkowo trafnie scharakteryzowali malarstwo Katarzyny Karpowicz w dwu zwięzłych zdaniach, pisząc, że w jej sztuce „uczucia i marzenia, literatura i kino, rzeczywistość i nierzeczywistość łączą się ze sobą w uwodzicielskiej narracji, pełnej subtelnego dowcipu i lekkiej nostalgii. Życie jest gdzie indziej, może w obrazie” (Karpowicz 2022: 7).
LITERATURA:
https://galeriaart.pl/pl/karpowicz/exhibitions/73/maurin
https://katarzynakarpowicz.pl/#
https://galeriaart.pl/prints/pdf/cover_karpowicz_89.pdf
K. Karpowicz: „Maurin. Miniatury literackie” E. Kącka. Red. W. Tuleya, M. Czyńska. Warszawa 2022.
Katarzyna Karpowicz: „Maurin”. Galeria Art. Warszawa. Luty 2022.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |