
RELACJA Z II EDYCJI FESTIWALU SŁOWA IM. JERZEGO PILCHA GRANATOWE GÓRY (3-5 CZERWCA 2022 / WISŁA)
A
A
A
Solidarni z Ukrainą
Ubiegłoroczna edycja Granatowych Gór była pierwszym festiwalem literackim po rozluźnieniu obostrzeń. Przyniosła ulgę po przymusowej izolacji, możliwość spotkania na żywo i rozmów o literaturze. Wydawało się, że pandemia to temat, który będzie wisiał nad nami jeszcze długo. Jest inaczej: trwająca wojna w Ukrainie przykrywa wszystko i jest przerażającym kontekstem dla wszystkich aktywności, nie tylko literackich. Organizatorzy Granatowych Gór zadbali, by ten aktualny temat znalazł swoje miejsce tegorocznym programie.
Duże oczekiwania budziło spotkanie zatytułowane „Putin i jego ludzie” z Krystyną Kurczab-Redlich, autorką biografii Putina „Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina”. Ale festiwal zaczął się od panelu dyskusyjnego „Patrząc na wschód, wszyscy się pomyliliśmy”. Zbigniew Rokita, Kuba Benedyczak, Katarzyna Łoza i Piotr Oleksy debatowali o zdziwieniu, jakie wywołała inwazja. Rokita zwracał uwagę, że mamy wybitnych analityków zajmujących się krajami wschodnimi, a mimo tego nikt nie był wstanie przewidzieć inwazji. Z danych dotyczących sytuacji w Rosji wynikało, że nie są przygotowani do wojny, a w inwazji dostrzegano coś nielogicznego i irracjonalnego. Benedyczak z żalem mówił o zakończeniu „kariery” dla osób z jego pokolenia zajmujących się Rosją, bo jej badanie i wyjazdy na wschód są zamknięte w ciągu najbliższych lat.
Ten segment festiwalu dopełniały spotkania „Zapalne storny świata” z Wojciechem Jagielskim, Jackiem Hugo-Baderem zatytułowane „Co z tą Rosją?” oraz „Rosja od kuchni i karmienie dyktatorów” z Witoldem Szabłowskim o tym, jak starannie są dobierani ludzie karmiący Putina, a jego osobiści kucharze w ostatnim dniu urzędowania są podnoszeni od razu do stopnia generała. Trochę zabrakło samych ukraińskich autorów, ale nie zapominajmy, że nie minęło wiele czasu od inwazji i program był już w dużej części zaplanowany, a ukraińscy autorzy są zajęci organizowaniem pomocy dla uchodźców, co jest dużo ważniejsze, a wojna cały czas trwa.
Dominacja reportażu
Tegoroczny festiwal wyraźnie zdominowali reporterzy i reporterki. Wydawnictwo Czarne i Dowody na istnienie przyjechały do Wisły – jakby mógł powiedzieć Jerzy Pilch – w najsilniejszych składach. Mieliśmy możliwość spotkać w jednym miejscu grupę wybitnych reporterek i reporterów, którymi spokojnie można by obdzielić kilka innych festiwali. Monika Sznajderman, Katarzyna Surmiak-Domańska, Ewa Winnicka, Magdalena Grzebałkowska, Małgorzata Rejmer, Katarzyna Tubylewicz, Ilona Wiśniewska, Wojciech Jagielski, Jacek Hugo-Bader, Cezary Łazarkiewicz, Wojciech Tochman, Filip Springer, Zbigniew Rokita, a to jeszcze nie wszyscy, bo musiałbym przepisać niemal cały program festiwalu.
Czytelnicy zainteresowani reportażem mieli ogromny wybór i jestem pewien, że każdy znalazł coś interesującego. Celowo zasygnalizuję tylko wybrane spotkania, a w wyborze kieruję się tym, że wspomniane spotkania nadal można obejrzeć w internecie na stronach festiwalu.
Ważne spotkanie „Linia empatii” odbyło się z Szymonem Opryszkiem, Adamem Bodnarem i Jakubem Sieczko, którzy przypomnieli, że kryzys imigracyjny na granicy na polsko-białoruskiej nadal trwa, choć ta przygnębiająca sprawa przycichła medialnie. Zwrócili uwagę, że empatia i podejście do tragedii ludzi działa wybiórczo, na przykład dzieląc ludzi przekraczających nasze granice na imigrantów i uchodźców, co często ma podłoże rasistowskie. Poza tym smutne jest, że rozwiązywanie kryzysowych sytuacji na wschodnich granicach jest mocno zależne od doraźnych politycznych celów rządzących.
Magdalena Grzebałkowska i Ewa Winnicka próbują mówić o starości inaczej niż to przyjęte, a starość objawia się w zaskakującej i zabawnej konwencji. Autorki z niezwykłą energią ośmieszają i rozbierają stereotypy dotyczące starzejących się ludzi. Kierują naszą uwagę na problematykę, od której nie uciekniemy w coraz mocniej starzejącym się społeczeństwie.
Dyskusja „Wiele miłości” z udziałem Agaty Romaniuk, Katarzyny Tubylewicz i Urszuli Chylaszek omawiała różnice obyczajowe i kulturowe w podejściu do związków miłosnych i sposobów układania sobie życia przez pary w różnych krajach. Autorki reportaży przedstawiały na przykład,ak w praktyce wyglądają zabezpieczenia kobiet i po co podpisywany jest kontrakt małżeński w Omanie, jak w Szwecji radzą sobie rodziny patchworkowe, jak układane są relacje z byłymi partnerami czy partnerkami, z jakimi problemami borykają się niewielkie wyspiarska społeczności Wysp Owczych. Spotkanie pokazało, jak szerokie jest spektrum możliwości dotyczących organizowania życia rodzinnego, szukania szczęścia i układania opieki nad dziećmi po rozpadzie związków. Refleksja o tolerancji i społecznej akceptacji innych, nietypowych w danej kulturze.
„Lekcje z wczoraj” to z kolei rozmowa z Moniką Sznajderman i Katarzyną Surmiak-Domańską, które opowiadały o swoich książkach z silnymi wątkami rekonstrukcji losów rodzinnych. Spotkanie toczyło się wokół tematów traumy, wyparć, rodzinnych przemilczeń i dochodzenia do zrozumienia własnego pochodzenia, tożsamości i rozpoznawania białych plam w rodzinnej historii. O tym, jakie silne emocje wywołują, świadczy reakcja jednego ze słuchaczy. Próbował on zadać pytanie, ale przejęcie sprawiło, że nie udało mu się wyartykułować sensownego zdania. Emocje wzięły górę, ale poczułem, że nie sens pytania był najważniejszy, ale podzielenie się i mocne przeżywanie, które stało pewnie za silną reakcją emocjonalną.
Rozmowa wokół książek traktujących o ważnych sprawach budzi wzruszenie i uświadamia ich obecność na głębszym poziomie. Spotkania autorskie z reportażystami odsłaniają więcej, uzupełniają obraz i skłaniają do wymiany myśli oraz głębszego zrozumienia siebie i świata. To dobrze, że reportaż stał się dominantą charakterystyczną dla tegorocznej edycji festiwalu. Bo jak powiedziała Katarzyna Surmiak–Domańska, cytująca Hannę Krall: „Reporter nie jest od oceniania i osądzania. Ma pomóc zrozumieć.”
Kulinaria w Granatowych Górach
Przyznaję się, przy przeglądaniu programu przeoczyłem spotkania kulinarne. Festiwal zafundował nam spotkania związane z kulinariami, gotowaniem na żywo i była to bardzo smaczna niespodzianka. Bo jak się trochę pospaceruje i posłucha autorów, to apetyt wzrasta nie tylko na literaturę, ale również w sensie ścisłym i dosłownym.
Organizatorzy zaprosili miejscowy Zespół Szkół Gastronomicznych, aby jego przedstawiciele na żywo przygotowali jedzenie na rynku w Wiśle. Stanowi to wzorowy przykład, jak aktywizować i promować miejskie instytucje, które w pierwszym odruchu myśli ciężko połączyć z festiwalem literackim. Szkoła przygotowała ukochaną zupę Saddama Husajna. Przepis pochodzi z książki „Jak nakarmić dyktatora”, a proces gotowania odbywał się w czasie trwania spotkania z autorem Witoldem Szabłowskim. Zupa Saddama Husajna wyszła pyszna, delektowałałem się jej smakiem i trochę żałuję, że nie można było otrzymać dokładek. Słyszałem, że ciekawe warsztaty kulinarne poprowadził Dionisios Sturis, przygotowywał jedzenie w plenerze w pięknych okolicznościach przyrody w parku, ale niestety nie udało mi się dotrzeć tam na czas.
Na festiwalu można był usłyszeć o „Króliku po islandzku", bo wspólną książkę pod tym tytułem promowali Hubert Klimko-Dobrzaniecki, znany szczególnie ze skubania indyków i przy okazji autor kilku książek, i Grzegorz Kasdepke, znany głównie jako autor książek dla dzieci. Sam tytuł książki kieruje w stronę kulinariów i jak mówią autorzy, może być ona podpięta do kategorii food porn. Na uwagę zasługuje staranne wydanie książki i szata graficzna przygotowana przez ilustratorkę Aleksandrę Cieślak.
Spotkanie było rozluźniające i zabawne. Obaj autorzy są świetnymi gawędziarzami. Usłyszeliśmy anegdoty o rzucaniu palenia w zakonie, o próbach przechodzenia na styl żywienia wege, o tym, jak nazwa może zaprzepaścić sukces zespołu punkowego w Jarocinie. Hubert Klimko-Dobrzaniecki pochwalił się, że od zmywaka doszedł do sous-chefa w londyńskiej restauracji Le Pont de la Tour. Grzegorz Kasdepke opowiadał o wyższości mężczyzn gotujących dla swoich żon i partnerek nad mężczyznami niegotującymi.
Publiczność festiwalowa poza jedzeniem i rozmowami o książkach kulinarnych mogła odetchnąć w cieniu, bo spotkanie odbywało się na nowej scenie festiwalowej tuż nad rzeką w parku, wśród szumu wody i ptasiego ćwierkania. Festiwalowicze odpoczywali na leżakach, tak zmyślnie ustawionych przez sprytnych organizatorów, że jak czytelnik siedzi w wygodnym leżaku, to już za nic nie chce mu się wstawać.
Warsztaty dla dzieci: edukacja, ekologia, nauka
W odniesieniu do zagadnień edukacji: mieliśmy okazję posłuchać dyskusji znanego wykładowcy uniwersyteckiego profesora Tadeusza Sławka i doktora Mikołaja Marceli, czyli dyżurnego komentatora problemów związanych z edukacją.
Tym razem byłem na festiwalu z dziećmi i oferta festiwalowa skierowana dla najmłodszych bardzo mnie interesowała. Na uwagę zasługuje przygotowanie specjalnego miejsca w bibliotece, gdzie odbywał się interesujący cykl warsztatów i pogadanek na temat różnych państw świata, które poprowadził Robb Maciąg.
W oddziale dla dzieci bibliotek odbyły się fajne – jak mówiła mi córka – rozmowy wokół książek. Moja córka opowiadała mi o spotkaniu z Agatą Romaniuk i jej cyklem książek o kociej szajce. Z ciekawością podpatrywałem, jak przebiega rozmowa o mroźnej północy i przygodach z podróżami z Iloną Wiśniewską, autorką reportaży, ale również autorką książki „Przyjaciel północy”.
Moje dzieci uczestniczyły chętnie w warsztatach. pierwsze dotyczyły ekologii i recyklingu. Były prowadzone przez Magdalenę Bloch, autorkę książki dla dzieci z wyzwaniami z zakresu brushcraftu, czyli eksplorowania okolicznych krzaków i terenów zielonych. Dowiedziałem się o ciekawej „Dzikiej serii” Wydawnictwa Poznańskiego. Inne intrygujące i super warsztaty prowadził Łukasz Skop, autor książki „Zrób ten zielnik”. Jego warsztaty bardzo się podobały, bo jak nie lubić prowadzącego, który już na wstępie zachęca do tego, aby ubrudzić sobie ręce w ziemi. Sadzenie roślin i przygotowywanie kulek z nasionami było ciekawym wyzwaniem. Popularyzacja wiedzy przyrodniczej, świadomości ekologicznej, zagrożeń stanowi ważny element festiwalu.
Po raz kolejny pojawiły się na festiwalu stoiska Festiwalu Nauki. Stoiska były przemyślane i bardzo interesujące, trudno było oderwać dzieci od ciągłego podchodzenia, dopytywania i badania tych wszystkich ciekawych przedmiotów. Spróbowali nauczyć się podstaw chińskiego, to szczególnie przypadło do gustu mojej córce, dowiedzieli się o materiałach tworzących implanty, które są używane w budowie szkieletu
Wydział Edukacji Specjalnej przygotowywał kilka aktywności związanych ze zmysłowością i ich uczestnicy przećwiczyli robienie kanapki bez udziału wzroku, rozpoznawanie materiałów za pomocą dotyku, kierowanie się do celu za pomocą odgłosów; interesujące były warsztaty dla dzieci z języka migowego, dla moich dzieci było ważne pierwsze zetknięcie się z językiem migowym.
Aktywność fizyczna i ekologia
Zielony balkon biblioteki w Wiśle, obstawiony pięknymi roślinami, komponuje się w jedno ze wszystkimi ekologicznymi pomysłami organizatorów festiwalu. W Granatowych Górach widać dobre rozumienie faktu, że czytanie książek uzupełnia się z aktywnościami fizycznymi. Duże stężenie intelektualnych dysput trzeba rozładować podczas spacerów tematycznych lub na przejażdżce rowerowej. Obecne już rok temu spacery śladami Pilcha uzupełniono nowymi pomysłami, jak odwiedziny w Domu Pilcha czy spacer śladami pozytywistów prowadzony przez Sebastiana Chachołka. Spacer ornitologiczny z Jackiem Karczewskim budził duże emocje uczestników festiwalu, bo był przełożony ze względów pogodowych, a organizatorzy byli natarczywie wypytywani, czy na pewno się odbędzie. W nocy po lesie z latarkami i poezją oprowadzał grupę Michał Książek.
Poezja była obecna też na trasie rowerowej za sprawą Jakuba Kornhausera. Autor prozatorsko-eseistycznej książki „Premie górskie najwyższej kategorii” o wyprawach rowerowych wokół Krakowa tym razie przewodniczył grupie, która zwiedziła na rowerach okolice Wisły. Drugim wydarzeniem dla cyklistów były warsztaty fotografowania na rowerze z Filipem Springerem.
Osobistym odkryciem festiwalu jest dla mnie Rafał Siderski, artysta wizualny, który towarzyszył Małgorzacie Lebdzie w projekcie Czytanie Wody. Lebda to poetka i ultramaratonka, która we wrześniu przebiegła dystans wzdłuż Wisły od źródeł do ujścia. Pobiegła, aby zaprotestować przeciwko projektowi drogi wodnej E40, która miałaby połączyć Bałtyk z Morzem Czarnym. Ten szkodliwy dla natury projekt zakłada uregulowanie i wybetonowenie brzegów rzeki Wisły, która jest jedną z ostatnich dzikich rzek w Europie. Siderski odgrywał bardzo ważną rolę w trakcie biegu Lebdy, bo supportował, czyli pomagał, gotował, prowadził kampera i zajmował się całą logistyką wyprawy. Ale co najważniejsze, przygotował dokumentację wizualną całego projektu. Zdjęcia i fragmenty filmów z Czytania wody prezentowane podczas prelekcji zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Ciężko mi oddać odczucia za pomocą przymiotników.
Wisła i Pilch
A co nowego u Pilcha? Najważniejszą wiadomością jest to, że dom Pilcha na tak zwanym Parteczniku został wykupiony, był otwarty do zwiedzania w czasie festiwalu i pewnie przygotowywane są już jakieś projekty zagospodarowania go dla działalności kulturalnej. Oczywiście było kilka spotkań poświęconych patronowi. Jerzy Baczyński i Piotr Mucharski wspominali Pilcha jako felietonistę. Profesor Ryszard Koziołek przybliżył nam fascynacje czytelnicze Pilcha, Kinga Strzelecka-Pilch opowiadała o autofikcji i autobiografii u Pilcha. Z największym zaciekawieniem wśród publiczności spotkało się feministyczne czytanie jego twórczości w „Pilch po #MeToo”. Natalia Fiedorczuk i Sylwia Chutnik skonkludowały, że co prawda Pilch był mizoginem, ale czułym. Podobno w nawiązaniu do „Czułej przewodniczki” tytuł „Czuły mizogin” jest już podobno zaklepany.
Ukazała się ważna publikacja festiwalowa autorstwa Andrzeja Drobika, „Wisła w sensie magicznym. Nieturystyczny przewodnik po Wiśle Jerzego Pilcha”. Książka, która jest dobrym wprowadzeniem w ślady i historię, jakie zostały w Wiśle po Pilchu dla wszystkich nowych fanów Granatowych Gór. Sparafrazuję Andrzeja Drobika, który mówi, że nie można po prostu postawić Pilchowi pomnika, a to właściwie festiwal musi być żywym pomnikiem dla patrona.
Ubiegłoroczna edycja Granatowych Gór była pierwszym festiwalem literackim po rozluźnieniu obostrzeń. Przyniosła ulgę po przymusowej izolacji, możliwość spotkania na żywo i rozmów o literaturze. Wydawało się, że pandemia to temat, który będzie wisiał nad nami jeszcze długo. Jest inaczej: trwająca wojna w Ukrainie przykrywa wszystko i jest przerażającym kontekstem dla wszystkich aktywności, nie tylko literackich. Organizatorzy Granatowych Gór zadbali, by ten aktualny temat znalazł swoje miejsce tegorocznym programie.
Duże oczekiwania budziło spotkanie zatytułowane „Putin i jego ludzie” z Krystyną Kurczab-Redlich, autorką biografii Putina „Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina”. Ale festiwal zaczął się od panelu dyskusyjnego „Patrząc na wschód, wszyscy się pomyliliśmy”. Zbigniew Rokita, Kuba Benedyczak, Katarzyna Łoza i Piotr Oleksy debatowali o zdziwieniu, jakie wywołała inwazja. Rokita zwracał uwagę, że mamy wybitnych analityków zajmujących się krajami wschodnimi, a mimo tego nikt nie był wstanie przewidzieć inwazji. Z danych dotyczących sytuacji w Rosji wynikało, że nie są przygotowani do wojny, a w inwazji dostrzegano coś nielogicznego i irracjonalnego. Benedyczak z żalem mówił o zakończeniu „kariery” dla osób z jego pokolenia zajmujących się Rosją, bo jej badanie i wyjazdy na wschód są zamknięte w ciągu najbliższych lat.
Ten segment festiwalu dopełniały spotkania „Zapalne storny świata” z Wojciechem Jagielskim, Jackiem Hugo-Baderem zatytułowane „Co z tą Rosją?” oraz „Rosja od kuchni i karmienie dyktatorów” z Witoldem Szabłowskim o tym, jak starannie są dobierani ludzie karmiący Putina, a jego osobiści kucharze w ostatnim dniu urzędowania są podnoszeni od razu do stopnia generała. Trochę zabrakło samych ukraińskich autorów, ale nie zapominajmy, że nie minęło wiele czasu od inwazji i program był już w dużej części zaplanowany, a ukraińscy autorzy są zajęci organizowaniem pomocy dla uchodźców, co jest dużo ważniejsze, a wojna cały czas trwa.
Dominacja reportażu
Tegoroczny festiwal wyraźnie zdominowali reporterzy i reporterki. Wydawnictwo Czarne i Dowody na istnienie przyjechały do Wisły – jakby mógł powiedzieć Jerzy Pilch – w najsilniejszych składach. Mieliśmy możliwość spotkać w jednym miejscu grupę wybitnych reporterek i reporterów, którymi spokojnie można by obdzielić kilka innych festiwali. Monika Sznajderman, Katarzyna Surmiak-Domańska, Ewa Winnicka, Magdalena Grzebałkowska, Małgorzata Rejmer, Katarzyna Tubylewicz, Ilona Wiśniewska, Wojciech Jagielski, Jacek Hugo-Bader, Cezary Łazarkiewicz, Wojciech Tochman, Filip Springer, Zbigniew Rokita, a to jeszcze nie wszyscy, bo musiałbym przepisać niemal cały program festiwalu.
Czytelnicy zainteresowani reportażem mieli ogromny wybór i jestem pewien, że każdy znalazł coś interesującego. Celowo zasygnalizuję tylko wybrane spotkania, a w wyborze kieruję się tym, że wspomniane spotkania nadal można obejrzeć w internecie na stronach festiwalu.
Ważne spotkanie „Linia empatii” odbyło się z Szymonem Opryszkiem, Adamem Bodnarem i Jakubem Sieczko, którzy przypomnieli, że kryzys imigracyjny na granicy na polsko-białoruskiej nadal trwa, choć ta przygnębiająca sprawa przycichła medialnie. Zwrócili uwagę, że empatia i podejście do tragedii ludzi działa wybiórczo, na przykład dzieląc ludzi przekraczających nasze granice na imigrantów i uchodźców, co często ma podłoże rasistowskie. Poza tym smutne jest, że rozwiązywanie kryzysowych sytuacji na wschodnich granicach jest mocno zależne od doraźnych politycznych celów rządzących.
Magdalena Grzebałkowska i Ewa Winnicka próbują mówić o starości inaczej niż to przyjęte, a starość objawia się w zaskakującej i zabawnej konwencji. Autorki z niezwykłą energią ośmieszają i rozbierają stereotypy dotyczące starzejących się ludzi. Kierują naszą uwagę na problematykę, od której nie uciekniemy w coraz mocniej starzejącym się społeczeństwie.
Dyskusja „Wiele miłości” z udziałem Agaty Romaniuk, Katarzyny Tubylewicz i Urszuli Chylaszek omawiała różnice obyczajowe i kulturowe w podejściu do związków miłosnych i sposobów układania sobie życia przez pary w różnych krajach. Autorki reportaży przedstawiały na przykład,ak w praktyce wyglądają zabezpieczenia kobiet i po co podpisywany jest kontrakt małżeński w Omanie, jak w Szwecji radzą sobie rodziny patchworkowe, jak układane są relacje z byłymi partnerami czy partnerkami, z jakimi problemami borykają się niewielkie wyspiarska społeczności Wysp Owczych. Spotkanie pokazało, jak szerokie jest spektrum możliwości dotyczących organizowania życia rodzinnego, szukania szczęścia i układania opieki nad dziećmi po rozpadzie związków. Refleksja o tolerancji i społecznej akceptacji innych, nietypowych w danej kulturze.
„Lekcje z wczoraj” to z kolei rozmowa z Moniką Sznajderman i Katarzyną Surmiak-Domańską, które opowiadały o swoich książkach z silnymi wątkami rekonstrukcji losów rodzinnych. Spotkanie toczyło się wokół tematów traumy, wyparć, rodzinnych przemilczeń i dochodzenia do zrozumienia własnego pochodzenia, tożsamości i rozpoznawania białych plam w rodzinnej historii. O tym, jakie silne emocje wywołują, świadczy reakcja jednego ze słuchaczy. Próbował on zadać pytanie, ale przejęcie sprawiło, że nie udało mu się wyartykułować sensownego zdania. Emocje wzięły górę, ale poczułem, że nie sens pytania był najważniejszy, ale podzielenie się i mocne przeżywanie, które stało pewnie za silną reakcją emocjonalną.
Rozmowa wokół książek traktujących o ważnych sprawach budzi wzruszenie i uświadamia ich obecność na głębszym poziomie. Spotkania autorskie z reportażystami odsłaniają więcej, uzupełniają obraz i skłaniają do wymiany myśli oraz głębszego zrozumienia siebie i świata. To dobrze, że reportaż stał się dominantą charakterystyczną dla tegorocznej edycji festiwalu. Bo jak powiedziała Katarzyna Surmiak–Domańska, cytująca Hannę Krall: „Reporter nie jest od oceniania i osądzania. Ma pomóc zrozumieć.”
Kulinaria w Granatowych Górach
Przyznaję się, przy przeglądaniu programu przeoczyłem spotkania kulinarne. Festiwal zafundował nam spotkania związane z kulinariami, gotowaniem na żywo i była to bardzo smaczna niespodzianka. Bo jak się trochę pospaceruje i posłucha autorów, to apetyt wzrasta nie tylko na literaturę, ale również w sensie ścisłym i dosłownym.
Organizatorzy zaprosili miejscowy Zespół Szkół Gastronomicznych, aby jego przedstawiciele na żywo przygotowali jedzenie na rynku w Wiśle. Stanowi to wzorowy przykład, jak aktywizować i promować miejskie instytucje, które w pierwszym odruchu myśli ciężko połączyć z festiwalem literackim. Szkoła przygotowała ukochaną zupę Saddama Husajna. Przepis pochodzi z książki „Jak nakarmić dyktatora”, a proces gotowania odbywał się w czasie trwania spotkania z autorem Witoldem Szabłowskim. Zupa Saddama Husajna wyszła pyszna, delektowałałem się jej smakiem i trochę żałuję, że nie można było otrzymać dokładek. Słyszałem, że ciekawe warsztaty kulinarne poprowadził Dionisios Sturis, przygotowywał jedzenie w plenerze w pięknych okolicznościach przyrody w parku, ale niestety nie udało mi się dotrzeć tam na czas.
Na festiwalu można był usłyszeć o „Króliku po islandzku", bo wspólną książkę pod tym tytułem promowali Hubert Klimko-Dobrzaniecki, znany szczególnie ze skubania indyków i przy okazji autor kilku książek, i Grzegorz Kasdepke, znany głównie jako autor książek dla dzieci. Sam tytuł książki kieruje w stronę kulinariów i jak mówią autorzy, może być ona podpięta do kategorii food porn. Na uwagę zasługuje staranne wydanie książki i szata graficzna przygotowana przez ilustratorkę Aleksandrę Cieślak.
Spotkanie było rozluźniające i zabawne. Obaj autorzy są świetnymi gawędziarzami. Usłyszeliśmy anegdoty o rzucaniu palenia w zakonie, o próbach przechodzenia na styl żywienia wege, o tym, jak nazwa może zaprzepaścić sukces zespołu punkowego w Jarocinie. Hubert Klimko-Dobrzaniecki pochwalił się, że od zmywaka doszedł do sous-chefa w londyńskiej restauracji Le Pont de la Tour. Grzegorz Kasdepke opowiadał o wyższości mężczyzn gotujących dla swoich żon i partnerek nad mężczyznami niegotującymi.
Publiczność festiwalowa poza jedzeniem i rozmowami o książkach kulinarnych mogła odetchnąć w cieniu, bo spotkanie odbywało się na nowej scenie festiwalowej tuż nad rzeką w parku, wśród szumu wody i ptasiego ćwierkania. Festiwalowicze odpoczywali na leżakach, tak zmyślnie ustawionych przez sprytnych organizatorów, że jak czytelnik siedzi w wygodnym leżaku, to już za nic nie chce mu się wstawać.
Warsztaty dla dzieci: edukacja, ekologia, nauka
W odniesieniu do zagadnień edukacji: mieliśmy okazję posłuchać dyskusji znanego wykładowcy uniwersyteckiego profesora Tadeusza Sławka i doktora Mikołaja Marceli, czyli dyżurnego komentatora problemów związanych z edukacją.
Tym razem byłem na festiwalu z dziećmi i oferta festiwalowa skierowana dla najmłodszych bardzo mnie interesowała. Na uwagę zasługuje przygotowanie specjalnego miejsca w bibliotece, gdzie odbywał się interesujący cykl warsztatów i pogadanek na temat różnych państw świata, które poprowadził Robb Maciąg.
W oddziale dla dzieci bibliotek odbyły się fajne – jak mówiła mi córka – rozmowy wokół książek. Moja córka opowiadała mi o spotkaniu z Agatą Romaniuk i jej cyklem książek o kociej szajce. Z ciekawością podpatrywałem, jak przebiega rozmowa o mroźnej północy i przygodach z podróżami z Iloną Wiśniewską, autorką reportaży, ale również autorką książki „Przyjaciel północy”.
Moje dzieci uczestniczyły chętnie w warsztatach. pierwsze dotyczyły ekologii i recyklingu. Były prowadzone przez Magdalenę Bloch, autorkę książki dla dzieci z wyzwaniami z zakresu brushcraftu, czyli eksplorowania okolicznych krzaków i terenów zielonych. Dowiedziałem się o ciekawej „Dzikiej serii” Wydawnictwa Poznańskiego. Inne intrygujące i super warsztaty prowadził Łukasz Skop, autor książki „Zrób ten zielnik”. Jego warsztaty bardzo się podobały, bo jak nie lubić prowadzącego, który już na wstępie zachęca do tego, aby ubrudzić sobie ręce w ziemi. Sadzenie roślin i przygotowywanie kulek z nasionami było ciekawym wyzwaniem. Popularyzacja wiedzy przyrodniczej, świadomości ekologicznej, zagrożeń stanowi ważny element festiwalu.
Po raz kolejny pojawiły się na festiwalu stoiska Festiwalu Nauki. Stoiska były przemyślane i bardzo interesujące, trudno było oderwać dzieci od ciągłego podchodzenia, dopytywania i badania tych wszystkich ciekawych przedmiotów. Spróbowali nauczyć się podstaw chińskiego, to szczególnie przypadło do gustu mojej córce, dowiedzieli się o materiałach tworzących implanty, które są używane w budowie szkieletu
Wydział Edukacji Specjalnej przygotowywał kilka aktywności związanych ze zmysłowością i ich uczestnicy przećwiczyli robienie kanapki bez udziału wzroku, rozpoznawanie materiałów za pomocą dotyku, kierowanie się do celu za pomocą odgłosów; interesujące były warsztaty dla dzieci z języka migowego, dla moich dzieci było ważne pierwsze zetknięcie się z językiem migowym.
Aktywność fizyczna i ekologia
Zielony balkon biblioteki w Wiśle, obstawiony pięknymi roślinami, komponuje się w jedno ze wszystkimi ekologicznymi pomysłami organizatorów festiwalu. W Granatowych Górach widać dobre rozumienie faktu, że czytanie książek uzupełnia się z aktywnościami fizycznymi. Duże stężenie intelektualnych dysput trzeba rozładować podczas spacerów tematycznych lub na przejażdżce rowerowej. Obecne już rok temu spacery śladami Pilcha uzupełniono nowymi pomysłami, jak odwiedziny w Domu Pilcha czy spacer śladami pozytywistów prowadzony przez Sebastiana Chachołka. Spacer ornitologiczny z Jackiem Karczewskim budził duże emocje uczestników festiwalu, bo był przełożony ze względów pogodowych, a organizatorzy byli natarczywie wypytywani, czy na pewno się odbędzie. W nocy po lesie z latarkami i poezją oprowadzał grupę Michał Książek.
Poezja była obecna też na trasie rowerowej za sprawą Jakuba Kornhausera. Autor prozatorsko-eseistycznej książki „Premie górskie najwyższej kategorii” o wyprawach rowerowych wokół Krakowa tym razie przewodniczył grupie, która zwiedziła na rowerach okolice Wisły. Drugim wydarzeniem dla cyklistów były warsztaty fotografowania na rowerze z Filipem Springerem.
Osobistym odkryciem festiwalu jest dla mnie Rafał Siderski, artysta wizualny, który towarzyszył Małgorzacie Lebdzie w projekcie Czytanie Wody. Lebda to poetka i ultramaratonka, która we wrześniu przebiegła dystans wzdłuż Wisły od źródeł do ujścia. Pobiegła, aby zaprotestować przeciwko projektowi drogi wodnej E40, która miałaby połączyć Bałtyk z Morzem Czarnym. Ten szkodliwy dla natury projekt zakłada uregulowanie i wybetonowenie brzegów rzeki Wisły, która jest jedną z ostatnich dzikich rzek w Europie. Siderski odgrywał bardzo ważną rolę w trakcie biegu Lebdy, bo supportował, czyli pomagał, gotował, prowadził kampera i zajmował się całą logistyką wyprawy. Ale co najważniejsze, przygotował dokumentację wizualną całego projektu. Zdjęcia i fragmenty filmów z Czytania wody prezentowane podczas prelekcji zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Ciężko mi oddać odczucia za pomocą przymiotników.
Wisła i Pilch
A co nowego u Pilcha? Najważniejszą wiadomością jest to, że dom Pilcha na tak zwanym Parteczniku został wykupiony, był otwarty do zwiedzania w czasie festiwalu i pewnie przygotowywane są już jakieś projekty zagospodarowania go dla działalności kulturalnej. Oczywiście było kilka spotkań poświęconych patronowi. Jerzy Baczyński i Piotr Mucharski wspominali Pilcha jako felietonistę. Profesor Ryszard Koziołek przybliżył nam fascynacje czytelnicze Pilcha, Kinga Strzelecka-Pilch opowiadała o autofikcji i autobiografii u Pilcha. Z największym zaciekawieniem wśród publiczności spotkało się feministyczne czytanie jego twórczości w „Pilch po #MeToo”. Natalia Fiedorczuk i Sylwia Chutnik skonkludowały, że co prawda Pilch był mizoginem, ale czułym. Podobno w nawiązaniu do „Czułej przewodniczki” tytuł „Czuły mizogin” jest już podobno zaklepany.
Ukazała się ważna publikacja festiwalowa autorstwa Andrzeja Drobika, „Wisła w sensie magicznym. Nieturystyczny przewodnik po Wiśle Jerzego Pilcha”. Książka, która jest dobrym wprowadzeniem w ślady i historię, jakie zostały w Wiśle po Pilchu dla wszystkich nowych fanów Granatowych Gór. Sparafrazuję Andrzeja Drobika, który mówi, że nie można po prostu postawić Pilchowi pomnika, a to właściwie festiwal musi być żywym pomnikiem dla patrona.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |