NIKT SIĘ NIE SPODZIEWAŁ HISZPAŃSKIEJ INKWIZYCJI? (MARIA KONOPNICKA: 'Z PRZESZŁOŚCI. FRAGMENTY DRAMATYCZNE')
A
A
A
Nazwisko Marii Konopnickiej budzi w przeciętnym Polaku albo skojarzenie z opowieścią o krasnoludkach albo z patriotyczną „Rotą”. Żadne z tych dwóch skojarzeń nie skłania do kontynuowania lektury w odbiorze pozaszkolnym. Raczej nikt nie pisze do koleżanki: „Hej, musisz koniecznie przeczytać Konopnicką”. Lepiej bywa z Orzeszkową, choć rozciągnięte ponad miarę opisy przyrody w „Nad Niemnem” są niemalże przykładem, obrazującym definicję terminu „nuda”. Jednak często powtarzana w telewizji adaptacja filmowa utwierdza nas w przekonaniu, że jest to „znośna” powieść. Zdecydowanie najlepszą sławą cieszy się „Lalka” Bolesława Prusa – oprócz adaptacji filmowej powstało wiele ciekawych interpretacji, a nawet kontynuacja powieści („Córka Wokulskiego”, której autorem jest Roman Praszyński). O tym zaś, że Sienkiewicz jest „wiecznie żywy”, nie trzeba nikogo przekonywać. Zdecydowanie najgorzej wygląda więc sytuacja, w ramach tego zestawienia, z popularnością dzieł Konopnickiej. Poczynił się wprawdzie ferment, a raczej fermencik, natury obyczajowej wokół rozważań o charakterze relacji łączących poetkę z malarką Marią Dulębianką, ale nie przełożył się on na powszechne czytanie Konopnickiej. Tymczasem dostęp do pisarstwa Konopnickiej umożliwia darmowy portal „Wolne Lektury”, e-booki z tytułami spoza spisu lektur kosztują kilka złotych, a biblioteki pewnie wciąż posiadają niektóre tytuły w swoich zbiorach. Nie jest to zatem kazus praktycznie niewznawianej Klementyny z Tańskich Hoffmanowej, która zresztą nie zyskała aż takiej sławy u potomnych, bo i nie zdołała tak im „zaleźć za skórę”, została więc poddana petryfikacji jako autorka dydaktycznych ramotek.
Kto się boi Hypatii?
Najpierw wybrałam tekst, a potem się zastanawiałam, czy to w ogóle da się czytać. Po pierwszej lekturze doszłam do wniosku, że odpowiedź brzmi „nie”, co w kontekście tekstu zamówionego przez redakcję mogło stanowić problem. Na szczęście, w desperackiej próbie znalezienia klucza, natknęłam się na książkę Leny Magnone „Maria Konopnicka. Lustra i symptomy”, dającą okazję do spojrzenia na dzieło poetki z bardziej współczesnej perspektywy. Ostatecznie niewiele z tej pracy wykorzystałam, ale impuls do lektury tekstu Konopnickiej rozgorzał na nowo.
„Z przeszłości. Fragmenty dramatyczne” to tekst opublikowany w 1881 roku, wpisuje się więc we wczesny okres twórczości pisarki. Fragmenty te składają się z trzech osobnych utworów, niewielkiej objętości, które łączy temat zniszczenia wybitnej jednostki przez Kościół. Warto dodać, że współczesne wydania zawierają sporo przypisów, wyjaśniających także językowe archaizmy, które brzmią co najmniej niezręcznie, jak „sprośni” w odniesieniu do Żydów (zob. s. 4), przejdźmy jednak do bohaterek i bohaterów tych opowieści.
Pierwszą bohaterką jest Hypatia z Aleksandrii, matematyczka, filozofka, żyjąca na przełomie IV i V wieku naszej ery. Utwór rozpoczynają didaskalia, opisujące postać uczonej, także od strony fizyczności: „Piękna i kształtna, była w życiu sprawiedliwą i niepokalaną” (s. 2). Zdziwienie współczesnego czytelnika budzić może ów ostatni przymiotnik, jednoznacznie związany z kultem maryjnym, przypis redaktora rozwiewa wątpliwości, podpowiadając, że zasięg semantyczny tego słowa zmniejszył się. Tkwiłby bowiem w ogromnym błędzie ten, kto powziąłby myśl, że „Z przeszłości” stanowi apologię Kościoła. Chrześcijaństwo – tak, ziemscy urzędnicy Kościoła – nie. Wokół Hypatii zebrał się krąg męskich (oczywiście) zwolenników i uczniów, połączonych platońską ideą („Dejteros! Dusza nigdy nie umiera! Formy są zmienne, lecz idee wieczne – I nad łez ziemią – są światy słoneczne” [s. 24] – z rozpaczą wykrzykuje Hypatia nad umierającym Dejterosem). Dość długo udawało się uczonej funkcjonować w chrześcijańskim mieście, w świecie dysput i rozpraw, korzystając z mimikry wynikającej z matematyki i filozofii oraz autorytetu ojca. Po części zapewne zapomniano, że jest kobietą. Postrzegano ją jako filozofa, lecz ta strategia okazała się niewystarczająca, gdy – w interpretacji Konopnickiej – popularność myśli Hypatii rosła, a sława zataczała coraz większe kręgi. Upomniało się o uczoną chrześcijańskie duchowieństwo. W dramacie wyraźnie rozbrzmiewa podział na religię wartościowaną pozytywnie i Kościół, hamujący rozwój nauki. Hypatia ginie ugodzona nożem przez jednego z mnichów – Amoniusza, nazywającego siebie „rycerzem Chrystusowym” (s. 10). Amoniusz wygłasza pełną nienawiści względem pogan tyradę, szczególnie koncentrując się na obrazie tortur zadanych Hypatii, gdyż chce ją „ochrzcić w krwi” (s. 10), co można interpretować jako brak akceptacji dla kobiecej fizyczności. Hypatia stoi po stronie jasności, wielkiej kultury, która stworzyła świątynie muz, biblioteki, poetka obdarza ją więc darem profetyzmu, dzięki któremu filozofka przepowiada „posępną ciemnoty niewolę” (s. 22-23), co spełnia się w kolejnym fragmencie.
O bluźnierstwie słów kilka
Drugim bohaterem jest Andreas Vesalius, lekarz, anatom, w didaskaliach poświęconego mu dramatu poetka cytuje badacza, który porównuje Vesaliusa do Sokratesa obu nazywając ofiarami „tej walki, to utajonej, to otwartej, którą ciemnota i fanatyzm po wszystkie czasy toczyły z badaczami przyrody i prawdy” (s. 26). Gdybyśmy mieli rozpoznać epokę po fragmencie tekstu, tak jak w teleturnieju rozpoznaje się melodię po kilku dźwiękach, to tutaj postawimy na oświecenie. Jak pisze Lena Magnone we wstępie do wspomnianej już przeze mnie pracy, pozytywizm wyrasta z oświecenia, a Konopnicka jako exemplum/exempla swojej epoki przejęła ów pogląd i ukryła się za nim jak za tarczą. Czyni więc z Vesalisa rewolucjonistę nauki, jej męczennika, co niekoniecznie jest zgodne z prawdą. Według aktualnego stanu wiedzy, uczony nie został zatrzymany przez inkwizycję w Madrycie podczas przeprowadzania sekcji zwłok młodej kobiety. Takich sekcji dokonywał bowiem już wcześniej podczas pobytu w Padwie. Od poważnych kłopotów z hiszpańską inkwizycją chroniła go posada lekarza na dworze Filipa II. Ta część tekstu stanowić może ciekawy przyczynek do pracy semestralnej, dotyczącej topiki nauki lub melancholii. Autorka zastosowała w nim klasyczne motywy, jak lot Ikara („Niech ginę z nimi [męczennikami] lecz niech myśl moja, jak smuga świecąca, świadczy ludzkości, żem wzlatał do słońca” [s. 27]), w innym miejscu utożsamiając ów lot do słońca z wolnością („Niechaj się zbudzą potężne te ruchy swobodnej myśli, co lecąc do słońca, daleko skrzydłem poziomy odtrąca – Choćbym ja przy nich tak wydał się mały, jak atom pyłu, co w blasku drży płowy… A gdy się wzniesie gmach wielki, gmach nowy, w którym myśl szczytem, a murem są czyny, niechaj potomni mój kamień grobowy dorzucą między głuche podwaliny… Ja innej sławy nie pragnę dla siebie” [s. 29]).W innym fragmencie Konopnicka trawestuje modlitwę „Ojcze Nasz” w taki sposób, żeby odnosiła się do idei nauki (zob. s. 39). I w tym miejscu bluźnierstwo zarzucane przez współczesnych autorce czytelników stało się dla mnie jasne.
Na scenie pojawia się Galileusz
Trzecia odsłona została poświęcona Galileuszowi. I jest to część, moim zdaniem najsłabsza, obnażająca wady całego utworu – statyczność sposobu przedstawiania wydarzeń, koturnowość postaci. Fabularnie dzieje się niewiele – oto Galileusz musi stawić się przed rzymską inkwizycją i przysiąc, że zrzeka się swoich teorii, zaprzestanie ich głoszenia i podda się zadanej pokucie. W przeciwnym razie czeka go stos. Uczony poddaje się temu wyrokowi, wygłaszając słowa, które są niejako odtworzeniem słów Jezusa – „Stało się, Boże wielki – Jam gotowy” (s. 60). Redundancja sentencji: „Człowiek upada – lecz prawda jest wieczna” (s. 42) sprawiła, że trudno mi wyobrazić sobie adaptację sceniczną bez popadania w nieznośny patos i niezamierzony komizm, gdyż oczywiście puentę stanowią słynne słowa przypisywane uczonemu. Tekst nie broni się zatem ani fabularnie, ani historycznie, gdyż aktualna wiedza historyczna kwestionuje niektóre z twierdzeń, które autorka włożyła w usta bohaterów.
Co dało mi to doświadczenie?
Wyszłam ze strefy komfortu, ponieważ na studiach, do czego się teraz przyznaję, przeczytałam jedynie poezję i nowele Marii K., nie dałam im właściwie szansy mnie zachwycić. W kolejce czekały dziesiątki, jeśli nie setki, innych tytułów. O tym, że można czytać klasykę dla przyjemności, przekonałam się na innym kierunku filologicznym, jakieś kilkanaście lat później. Przepraszam zatem ducha Marii Konopnickiej i mam nadzieję, że oddałam jej teraz choć część należnej uwagi. Nie przeczytałam jej, bo jest genderowa albo lewicowa, przeczytałam, ponieważ nadarzyła się ku temu okazja. Rocznicowa. Zresztą zawsze warto przewietrzyć własne zapatrywania i przyzwyczajenia lekturowe.
Nie wieszczę Konopnickiej powtórnej popularności, ale życzę jej dziełom oddania sprawiedliwości, obecności w podręcznikach szkolnych w innej odsłonie, podkreślającej rytmiczność języka, plastyczność opisu, oświetlającej intrygujące opozycje matka–córka kobiece–męskie, a przede wszystkim rzetelnej recepcji.
LITERATURA:
Magnone L.: „Maria Konopnicka. Lustra i symptomy”. Gdańsk 2011.
Kto się boi Hypatii?
Najpierw wybrałam tekst, a potem się zastanawiałam, czy to w ogóle da się czytać. Po pierwszej lekturze doszłam do wniosku, że odpowiedź brzmi „nie”, co w kontekście tekstu zamówionego przez redakcję mogło stanowić problem. Na szczęście, w desperackiej próbie znalezienia klucza, natknęłam się na książkę Leny Magnone „Maria Konopnicka. Lustra i symptomy”, dającą okazję do spojrzenia na dzieło poetki z bardziej współczesnej perspektywy. Ostatecznie niewiele z tej pracy wykorzystałam, ale impuls do lektury tekstu Konopnickiej rozgorzał na nowo.
„Z przeszłości. Fragmenty dramatyczne” to tekst opublikowany w 1881 roku, wpisuje się więc we wczesny okres twórczości pisarki. Fragmenty te składają się z trzech osobnych utworów, niewielkiej objętości, które łączy temat zniszczenia wybitnej jednostki przez Kościół. Warto dodać, że współczesne wydania zawierają sporo przypisów, wyjaśniających także językowe archaizmy, które brzmią co najmniej niezręcznie, jak „sprośni” w odniesieniu do Żydów (zob. s. 4), przejdźmy jednak do bohaterek i bohaterów tych opowieści.
Pierwszą bohaterką jest Hypatia z Aleksandrii, matematyczka, filozofka, żyjąca na przełomie IV i V wieku naszej ery. Utwór rozpoczynają didaskalia, opisujące postać uczonej, także od strony fizyczności: „Piękna i kształtna, była w życiu sprawiedliwą i niepokalaną” (s. 2). Zdziwienie współczesnego czytelnika budzić może ów ostatni przymiotnik, jednoznacznie związany z kultem maryjnym, przypis redaktora rozwiewa wątpliwości, podpowiadając, że zasięg semantyczny tego słowa zmniejszył się. Tkwiłby bowiem w ogromnym błędzie ten, kto powziąłby myśl, że „Z przeszłości” stanowi apologię Kościoła. Chrześcijaństwo – tak, ziemscy urzędnicy Kościoła – nie. Wokół Hypatii zebrał się krąg męskich (oczywiście) zwolenników i uczniów, połączonych platońską ideą („Dejteros! Dusza nigdy nie umiera! Formy są zmienne, lecz idee wieczne – I nad łez ziemią – są światy słoneczne” [s. 24] – z rozpaczą wykrzykuje Hypatia nad umierającym Dejterosem). Dość długo udawało się uczonej funkcjonować w chrześcijańskim mieście, w świecie dysput i rozpraw, korzystając z mimikry wynikającej z matematyki i filozofii oraz autorytetu ojca. Po części zapewne zapomniano, że jest kobietą. Postrzegano ją jako filozofa, lecz ta strategia okazała się niewystarczająca, gdy – w interpretacji Konopnickiej – popularność myśli Hypatii rosła, a sława zataczała coraz większe kręgi. Upomniało się o uczoną chrześcijańskie duchowieństwo. W dramacie wyraźnie rozbrzmiewa podział na religię wartościowaną pozytywnie i Kościół, hamujący rozwój nauki. Hypatia ginie ugodzona nożem przez jednego z mnichów – Amoniusza, nazywającego siebie „rycerzem Chrystusowym” (s. 10). Amoniusz wygłasza pełną nienawiści względem pogan tyradę, szczególnie koncentrując się na obrazie tortur zadanych Hypatii, gdyż chce ją „ochrzcić w krwi” (s. 10), co można interpretować jako brak akceptacji dla kobiecej fizyczności. Hypatia stoi po stronie jasności, wielkiej kultury, która stworzyła świątynie muz, biblioteki, poetka obdarza ją więc darem profetyzmu, dzięki któremu filozofka przepowiada „posępną ciemnoty niewolę” (s. 22-23), co spełnia się w kolejnym fragmencie.
O bluźnierstwie słów kilka
Drugim bohaterem jest Andreas Vesalius, lekarz, anatom, w didaskaliach poświęconego mu dramatu poetka cytuje badacza, który porównuje Vesaliusa do Sokratesa obu nazywając ofiarami „tej walki, to utajonej, to otwartej, którą ciemnota i fanatyzm po wszystkie czasy toczyły z badaczami przyrody i prawdy” (s. 26). Gdybyśmy mieli rozpoznać epokę po fragmencie tekstu, tak jak w teleturnieju rozpoznaje się melodię po kilku dźwiękach, to tutaj postawimy na oświecenie. Jak pisze Lena Magnone we wstępie do wspomnianej już przeze mnie pracy, pozytywizm wyrasta z oświecenia, a Konopnicka jako exemplum/exempla swojej epoki przejęła ów pogląd i ukryła się za nim jak za tarczą. Czyni więc z Vesalisa rewolucjonistę nauki, jej męczennika, co niekoniecznie jest zgodne z prawdą. Według aktualnego stanu wiedzy, uczony nie został zatrzymany przez inkwizycję w Madrycie podczas przeprowadzania sekcji zwłok młodej kobiety. Takich sekcji dokonywał bowiem już wcześniej podczas pobytu w Padwie. Od poważnych kłopotów z hiszpańską inkwizycją chroniła go posada lekarza na dworze Filipa II. Ta część tekstu stanowić może ciekawy przyczynek do pracy semestralnej, dotyczącej topiki nauki lub melancholii. Autorka zastosowała w nim klasyczne motywy, jak lot Ikara („Niech ginę z nimi [męczennikami] lecz niech myśl moja, jak smuga świecąca, świadczy ludzkości, żem wzlatał do słońca” [s. 27]), w innym miejscu utożsamiając ów lot do słońca z wolnością („Niechaj się zbudzą potężne te ruchy swobodnej myśli, co lecąc do słońca, daleko skrzydłem poziomy odtrąca – Choćbym ja przy nich tak wydał się mały, jak atom pyłu, co w blasku drży płowy… A gdy się wzniesie gmach wielki, gmach nowy, w którym myśl szczytem, a murem są czyny, niechaj potomni mój kamień grobowy dorzucą między głuche podwaliny… Ja innej sławy nie pragnę dla siebie” [s. 29]).W innym fragmencie Konopnicka trawestuje modlitwę „Ojcze Nasz” w taki sposób, żeby odnosiła się do idei nauki (zob. s. 39). I w tym miejscu bluźnierstwo zarzucane przez współczesnych autorce czytelników stało się dla mnie jasne.
Na scenie pojawia się Galileusz
Trzecia odsłona została poświęcona Galileuszowi. I jest to część, moim zdaniem najsłabsza, obnażająca wady całego utworu – statyczność sposobu przedstawiania wydarzeń, koturnowość postaci. Fabularnie dzieje się niewiele – oto Galileusz musi stawić się przed rzymską inkwizycją i przysiąc, że zrzeka się swoich teorii, zaprzestanie ich głoszenia i podda się zadanej pokucie. W przeciwnym razie czeka go stos. Uczony poddaje się temu wyrokowi, wygłaszając słowa, które są niejako odtworzeniem słów Jezusa – „Stało się, Boże wielki – Jam gotowy” (s. 60). Redundancja sentencji: „Człowiek upada – lecz prawda jest wieczna” (s. 42) sprawiła, że trudno mi wyobrazić sobie adaptację sceniczną bez popadania w nieznośny patos i niezamierzony komizm, gdyż oczywiście puentę stanowią słynne słowa przypisywane uczonemu. Tekst nie broni się zatem ani fabularnie, ani historycznie, gdyż aktualna wiedza historyczna kwestionuje niektóre z twierdzeń, które autorka włożyła w usta bohaterów.
Co dało mi to doświadczenie?
Wyszłam ze strefy komfortu, ponieważ na studiach, do czego się teraz przyznaję, przeczytałam jedynie poezję i nowele Marii K., nie dałam im właściwie szansy mnie zachwycić. W kolejce czekały dziesiątki, jeśli nie setki, innych tytułów. O tym, że można czytać klasykę dla przyjemności, przekonałam się na innym kierunku filologicznym, jakieś kilkanaście lat później. Przepraszam zatem ducha Marii Konopnickiej i mam nadzieję, że oddałam jej teraz choć część należnej uwagi. Nie przeczytałam jej, bo jest genderowa albo lewicowa, przeczytałam, ponieważ nadarzyła się ku temu okazja. Rocznicowa. Zresztą zawsze warto przewietrzyć własne zapatrywania i przyzwyczajenia lekturowe.
Nie wieszczę Konopnickiej powtórnej popularności, ale życzę jej dziełom oddania sprawiedliwości, obecności w podręcznikach szkolnych w innej odsłonie, podkreślającej rytmiczność języka, plastyczność opisu, oświetlającej intrygujące opozycje matka–córka kobiece–męskie, a przede wszystkim rzetelnej recepcji.
LITERATURA:
Magnone L.: „Maria Konopnicka. Lustra i symptomy”. Gdańsk 2011.
Maria Konopnicka: „Z przeszłości. Fragmenty dramatyczne”. W: Tejże: „Poezye. T. VII”. Warszawa 1915 [wydanie dostępne na portalu „Wolne Lektury”].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |