JAKI OJCIEC TAKI SYN? (PAULINA SZYMALAK-BUGAJSKA, MAGDALENA EWA NOSOWSKA: 'KLAN MALCZEWSKICH')
A
A
A
O Jacku Malczewskim napisano już wiele, dlatego może dziwić, że na rynku wydawniczym pojawiła się kolejna pozycja go dotycząca. „Klan Malczewskich” to z jednej strony następna publikacja o życiu i twórczości wielkiego artysty, z drugiej – nieco inne spojrzenie na polskiego symbolistę, ale też na jego syna. Dwóch artystów i dwie autorki – Paulina Szymalak-Bugajska oraz Magdalena Ewa Nosowska, wprowadzają nas do ciągle interesującego i niezmiennie inspirującego świata sztuki ojca i syna. Książka ukazała się dzięki warszawskiemu wydawnictwu Arkady.
Jedno jest pewne, sztuka starszego Malczewskiego nie traci na popularności, a wręcz przeciwnie – ciągle przyciąga. Świadczy o tym, chociażby, ogromna frekwencja na wystawie „Malczewski romantyczny”, która od lutego do lipca 2022 roku prezentowana była w krakowskim Muzeum Narodowym. Zaskakująca natomiast może być konstrukcja „Klanu Malczewskich”, bowiem publikacja została podzielona na dwie odrębne części – pierwszą dotyczącą Jacka i drugą – dotyczącą Rafała. Są to biografie niezależne, historie opowiedziane przez dwie autorki. Tak skonstruowane życiorysy nie przenikają się i tu nasuwa się pytanie – dlaczego? Nie są to życia następujące po sobie, ale w gruncie rzeczy relacja ojciec-syn. I choć możemy patrzeć na Malczewskich jak na artystów-indywidualistów, to zawsze ich historia i życie będą miały wspólne elementy i wątki. Myślę, że ta pozycja byłaby o wiele ciekawsza, gdyby stała się dialogiem dwóch autorek lub historią zbudowaną poprzez zespolenie (lub chociaż próbę zespolenia) tych dwóch indywidualności.
Stąd (ponownie) rodzi się pytanie, czy kolejna już biografia Malczewskiego-seniora da nam coś nowego. Sama jej autorka mówi we wstępie: „zdaję sobie sprawę, że pisanie o artyście, któremu tak wiele fachowych profesjonalistów z dziedziny sztuki poświeciło już sporo analitycznych tekstów, jest trochę jak wyważanie otwartych drzwi – niczym odkrywczym. Uważam jednak, że każdy z nas, z innym typem wrażliwości i odmiennym bagażem doświadczeń zawodowych, jest w stanie zaproponować czytelnikowi (…) subiektywną interpretację jego malarstwa, a także dorzucić być może jakiś nieznany dotychczas element biograficzny” (s. 9). Jest w tym oczywiście mnóstwo prawdy, bo choć to kolejna publikacja o Jacku Malczewskim w moich rękach i kolejna okazja do spotkania jego dziełami – które miałam oczywiście okazję oglądać nie tylko w formie książkowych reprodukcji, ale również w wielu polskich muzeach, w tym w muzeum jego imienia w Radomiu – to również znalazłam kilka „smaczków” z jego życiorysu, o których wcześniej nie słyszałam lub (niepotrzebnie) wyrzuciłam z pamięci.
Nie będę w tym miejscu przytaczać biografii artysty, nawet w skróconej wersji (choć zwykle w recenzjach staram się to pokrótce zrobić, aby zaciekawić czytelnika bohaterem artykułu). Jest ona oczywiście niezwykle ciekawa, ale myślę, że większości zainteresowanych sztuką – dobrze znana. Podkreślę tylko to, co równie mocno zaznacza Paulina Szymalak-Bugajska w swoim tekście, że Jacek Malczewski był postacią nad wyraz oryginalną i niezważającą na opinie innych. Zawsze chciał wyróżniać się z tłumu, również strojem, co chętnie podkreślali członkowie jego rodziny oraz przyjaciele – cytowani przez współautorkę „Klanu”. Dlatego do ciekawych wniosków dochodzi ona, pisząc: „nadmierna heroizacja postaci, którą znamy z obrazów, pęka jak bańka mydlana, gdy spojrzymy na zdjęcia przedstawiające rzeczywisty wygląd artysty. Trudno rozpoznać w tym szczupłym, drobnym i niewysokim mężczyźnie potężnego rycerza sztuki, na którego każdorazowo kreuje się w swoich portretach” (s. 162). Tak, jest to niezwykle ciekawe spostrzeżenie. I dla tych, którzy patrzą na Jacka Malczewskiego przez pryzmat jego obrazów, może być ogromnym zaskoczeniem.
Potwierdzeniem tej tezy może być anegdota opowiedziana na koniec pierwszej części przez Szymalak-Bugajską, która jest pracownikiem merytorycznym radomskiego muzeum imienia artysty. Autorka, po nawiązaniu rozmowy z turystami z Malezji odwiedzającymi muzeum, została zapytana: „Czy to jest wasz król?” (s. 166). To z pewnością jest najlepsze odzwierciedlenie tego, jak chciał być postrzegany Malczewski. I wygląda na to, że mu się to udało.
Przejdźmy do Rafała. Większość jego biogramów rozpoczyna się od słów: „syn Jacka Malczewskiego” lub „syn wielkiego malarza”. Nie da się oczywiście od tego uciec, ale nie warto postrzegać twórczości młodego Malczewskiego tylko przez pryzmat sztuki jego ojca. Nosowska rozpoczyna swoją opowieść o Rafale od czasów jego dzieciństwa. Oczywiście wspomina o tym, że malował od najmłodszych lat, ale nie traktuje tego jak czegoś wyjątkowego – w większości biografii artystów pojawiają się podobne sformułowania. Ciekawsze jest, że autorka podkreśla, iż Rafał Malczewski był w dużej mierze wychowywany przez babcię. Ojciec był zapracowanym malarzem, matka – chętnie wyjeżdżała. Stąd Rafał spędził część swojego dzieciństwa u babci w Nowym Sączu. Z tego pierwszego okresu pochodzi wprawka malarska i zarazem portret ojca w kapeluszu, która znajduje się w zbiorach radomskiego muzeum. Praca pochodzi z lat 1900/1902 i jest niewielką akwarelą.
Malczewski-syn od początku mocno związany był z górami. Początkowo tylko z Zakopanem i Tatrami, gdzie zabierał go również ojciec, a później również z Wiedniem i Alpami. Wspinaczki górskie i ekspediowanie szlaków miało istotny wpływ na jego twórczość. Równie istotny wpływ miało spotkanie ze Stanisławem Ignacym Witkiewiczem – Witkacym. Panowie znali się, lubili i nawet w twórczości porterowej Malczewskiego widać istotne wpływy Firmy Portretowej założonej przez młodszego Witkiewicza. Wymiana krytyki artystycznej między nimi trwała całe lata 20. – jeden z najpiękniejszych i najciekawszych okresów dla kultury artystycznej Zakopanego. Później ta znajomość miała zostać radykalnie zakończona.
Kolejnym ciekawym okresem w życiu Rafała był okres emigracji. Po roku 1939 zdecydował się wyjechać z Polski i pierwsze lata poza ojczyzną spędził w Brazylii. Tam wciąż malował, ale nowe otoczenie pozwoliło mu się otworzyć na nietypowy dla jego twórczości kolor i pracę z innymi narzędziami. Po roku w Ameryce Południowej artysta znalazł się w Kanadzie, gdzie ponownie mógł zgłębiać tematykę krajobrazów górskich. Miał też okazję odwiedzić Nowy Jork, który go zafascynował. Z tego okresu pochodzi obraz „Stalowy wieżowiec” (s. 282).
Gdzie widać punkty wspólne w sztuce Malczewskich? Nosowska bez wątpienia wymienia: portret. Sztuka Jacka rzeczywiście definiowana jest często przez ten temat, twórczość Rafała – niekoniecznie. Bardzo często jest postrzegany jako autor pejzaży i krajobrazów górskich, jednak faktycznie, jego portfolio jest bogate w dzieła portretowe. Malował swoje dzieci, malował ojca. Obaj portretowali siebie nawzajem. Autorka podkreśla, że Rafał „bardzo przeżył śmierć ojca. Swego rodzaju przepracowaniem żałoby była decyzja o sprzedaży willi Marysin i wyjeździe z rodziną z Polski” (s. 290). Warto wspomnieć, że choć artysta odwiedził później Polskę, to nie zdecydował się na powrót na stałe. Umarł na emigracji i został pochowany w Montrealu.
Polecam publikację „Klan Malczewskich” wszystkim, którzy są zainteresowani życiem i twórczością tych dwóch artystów. Nie jest to pozycja innowacyjna ani nowatorska. Na pewno sprawdzi się dla tych mniej zaznajomionych ze sztuką symbolisty i jego syna. W rzetelny sposób zbiera najważniejsze informacje z ich biografii, dlatego może być punktem wyjścia dla szerszej analizy na temat różnic i podobieństw w pozostawionych przez nich dziełach. Pozycja ta została uzupełniona o reprodukcje prac Jacka i Rafała – nie tylko te eksponowane w Muzeum im. Jacka Malczewskiego w Radomiu, w którym pracują autorki.
Jedno jest pewne, sztuka starszego Malczewskiego nie traci na popularności, a wręcz przeciwnie – ciągle przyciąga. Świadczy o tym, chociażby, ogromna frekwencja na wystawie „Malczewski romantyczny”, która od lutego do lipca 2022 roku prezentowana była w krakowskim Muzeum Narodowym. Zaskakująca natomiast może być konstrukcja „Klanu Malczewskich”, bowiem publikacja została podzielona na dwie odrębne części – pierwszą dotyczącą Jacka i drugą – dotyczącą Rafała. Są to biografie niezależne, historie opowiedziane przez dwie autorki. Tak skonstruowane życiorysy nie przenikają się i tu nasuwa się pytanie – dlaczego? Nie są to życia następujące po sobie, ale w gruncie rzeczy relacja ojciec-syn. I choć możemy patrzeć na Malczewskich jak na artystów-indywidualistów, to zawsze ich historia i życie będą miały wspólne elementy i wątki. Myślę, że ta pozycja byłaby o wiele ciekawsza, gdyby stała się dialogiem dwóch autorek lub historią zbudowaną poprzez zespolenie (lub chociaż próbę zespolenia) tych dwóch indywidualności.
Stąd (ponownie) rodzi się pytanie, czy kolejna już biografia Malczewskiego-seniora da nam coś nowego. Sama jej autorka mówi we wstępie: „zdaję sobie sprawę, że pisanie o artyście, któremu tak wiele fachowych profesjonalistów z dziedziny sztuki poświeciło już sporo analitycznych tekstów, jest trochę jak wyważanie otwartych drzwi – niczym odkrywczym. Uważam jednak, że każdy z nas, z innym typem wrażliwości i odmiennym bagażem doświadczeń zawodowych, jest w stanie zaproponować czytelnikowi (…) subiektywną interpretację jego malarstwa, a także dorzucić być może jakiś nieznany dotychczas element biograficzny” (s. 9). Jest w tym oczywiście mnóstwo prawdy, bo choć to kolejna publikacja o Jacku Malczewskim w moich rękach i kolejna okazja do spotkania jego dziełami – które miałam oczywiście okazję oglądać nie tylko w formie książkowych reprodukcji, ale również w wielu polskich muzeach, w tym w muzeum jego imienia w Radomiu – to również znalazłam kilka „smaczków” z jego życiorysu, o których wcześniej nie słyszałam lub (niepotrzebnie) wyrzuciłam z pamięci.
Nie będę w tym miejscu przytaczać biografii artysty, nawet w skróconej wersji (choć zwykle w recenzjach staram się to pokrótce zrobić, aby zaciekawić czytelnika bohaterem artykułu). Jest ona oczywiście niezwykle ciekawa, ale myślę, że większości zainteresowanych sztuką – dobrze znana. Podkreślę tylko to, co równie mocno zaznacza Paulina Szymalak-Bugajska w swoim tekście, że Jacek Malczewski był postacią nad wyraz oryginalną i niezważającą na opinie innych. Zawsze chciał wyróżniać się z tłumu, również strojem, co chętnie podkreślali członkowie jego rodziny oraz przyjaciele – cytowani przez współautorkę „Klanu”. Dlatego do ciekawych wniosków dochodzi ona, pisząc: „nadmierna heroizacja postaci, którą znamy z obrazów, pęka jak bańka mydlana, gdy spojrzymy na zdjęcia przedstawiające rzeczywisty wygląd artysty. Trudno rozpoznać w tym szczupłym, drobnym i niewysokim mężczyźnie potężnego rycerza sztuki, na którego każdorazowo kreuje się w swoich portretach” (s. 162). Tak, jest to niezwykle ciekawe spostrzeżenie. I dla tych, którzy patrzą na Jacka Malczewskiego przez pryzmat jego obrazów, może być ogromnym zaskoczeniem.
Potwierdzeniem tej tezy może być anegdota opowiedziana na koniec pierwszej części przez Szymalak-Bugajską, która jest pracownikiem merytorycznym radomskiego muzeum imienia artysty. Autorka, po nawiązaniu rozmowy z turystami z Malezji odwiedzającymi muzeum, została zapytana: „Czy to jest wasz król?” (s. 166). To z pewnością jest najlepsze odzwierciedlenie tego, jak chciał być postrzegany Malczewski. I wygląda na to, że mu się to udało.
Przejdźmy do Rafała. Większość jego biogramów rozpoczyna się od słów: „syn Jacka Malczewskiego” lub „syn wielkiego malarza”. Nie da się oczywiście od tego uciec, ale nie warto postrzegać twórczości młodego Malczewskiego tylko przez pryzmat sztuki jego ojca. Nosowska rozpoczyna swoją opowieść o Rafale od czasów jego dzieciństwa. Oczywiście wspomina o tym, że malował od najmłodszych lat, ale nie traktuje tego jak czegoś wyjątkowego – w większości biografii artystów pojawiają się podobne sformułowania. Ciekawsze jest, że autorka podkreśla, iż Rafał Malczewski był w dużej mierze wychowywany przez babcię. Ojciec był zapracowanym malarzem, matka – chętnie wyjeżdżała. Stąd Rafał spędził część swojego dzieciństwa u babci w Nowym Sączu. Z tego pierwszego okresu pochodzi wprawka malarska i zarazem portret ojca w kapeluszu, która znajduje się w zbiorach radomskiego muzeum. Praca pochodzi z lat 1900/1902 i jest niewielką akwarelą.
Malczewski-syn od początku mocno związany był z górami. Początkowo tylko z Zakopanem i Tatrami, gdzie zabierał go również ojciec, a później również z Wiedniem i Alpami. Wspinaczki górskie i ekspediowanie szlaków miało istotny wpływ na jego twórczość. Równie istotny wpływ miało spotkanie ze Stanisławem Ignacym Witkiewiczem – Witkacym. Panowie znali się, lubili i nawet w twórczości porterowej Malczewskiego widać istotne wpływy Firmy Portretowej założonej przez młodszego Witkiewicza. Wymiana krytyki artystycznej między nimi trwała całe lata 20. – jeden z najpiękniejszych i najciekawszych okresów dla kultury artystycznej Zakopanego. Później ta znajomość miała zostać radykalnie zakończona.
Kolejnym ciekawym okresem w życiu Rafała był okres emigracji. Po roku 1939 zdecydował się wyjechać z Polski i pierwsze lata poza ojczyzną spędził w Brazylii. Tam wciąż malował, ale nowe otoczenie pozwoliło mu się otworzyć na nietypowy dla jego twórczości kolor i pracę z innymi narzędziami. Po roku w Ameryce Południowej artysta znalazł się w Kanadzie, gdzie ponownie mógł zgłębiać tematykę krajobrazów górskich. Miał też okazję odwiedzić Nowy Jork, który go zafascynował. Z tego okresu pochodzi obraz „Stalowy wieżowiec” (s. 282).
Gdzie widać punkty wspólne w sztuce Malczewskich? Nosowska bez wątpienia wymienia: portret. Sztuka Jacka rzeczywiście definiowana jest często przez ten temat, twórczość Rafała – niekoniecznie. Bardzo często jest postrzegany jako autor pejzaży i krajobrazów górskich, jednak faktycznie, jego portfolio jest bogate w dzieła portretowe. Malował swoje dzieci, malował ojca. Obaj portretowali siebie nawzajem. Autorka podkreśla, że Rafał „bardzo przeżył śmierć ojca. Swego rodzaju przepracowaniem żałoby była decyzja o sprzedaży willi Marysin i wyjeździe z rodziną z Polski” (s. 290). Warto wspomnieć, że choć artysta odwiedził później Polskę, to nie zdecydował się na powrót na stałe. Umarł na emigracji i został pochowany w Montrealu.
Polecam publikację „Klan Malczewskich” wszystkim, którzy są zainteresowani życiem i twórczością tych dwóch artystów. Nie jest to pozycja innowacyjna ani nowatorska. Na pewno sprawdzi się dla tych mniej zaznajomionych ze sztuką symbolisty i jego syna. W rzetelny sposób zbiera najważniejsze informacje z ich biografii, dlatego może być punktem wyjścia dla szerszej analizy na temat różnic i podobieństw w pozostawionych przez nich dziełach. Pozycja ta została uzupełniona o reprodukcje prac Jacka i Rafała – nie tylko te eksponowane w Muzeum im. Jacka Malczewskiego w Radomiu, w którym pracują autorki.
Paulina Szymalak-Bugajska, Magdalena Ewa Nosowska: „Klan Malczewskich”. Wydawnictwo Arkady. Warszawa 2022.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |