Aleksandra Grzonkowska, Roma Piotrowska, Jeanne Susplugas,
MON COMBAT
A
A
A
Z Jeanne Susplugas rozmawiają Ola Grzonkowska i Roma Piotrowska.
Ola Grzonkowska, Roma Piotrowska: Wychowałaś się w rodzinie farmaceutów. Dlaczego lekarstwa tak bardzo na Ciebie wpłynęły?
Jeanne Susplugas: Wspomnienia z mojego dzieciństwa są połączone z farmaceutykami. Czekając na rodziców bawiłam się mikroskopami... Podejrzewam, że było w tym coś naprawdę fascynującego. Nie postrzegałam tego świata jako czegoś racjonalnego, tylko jako coś enigmatycznego, tajemniczego i magicznego. Praca z lekarstwami jest sposobem na przedłużenie rodzinnej tradycji!
O.G., R.P.: Jesteśmy uzależnieni od bycia piękniejszymi, młodszymi, mądrzejszymi... dlatego sięgamy po rozmaite mikstury, pijemy specjalne herbatki na odchudzanie, używamy kremów przeciwzmarszczkowych, bierzemy witaminy, tabletki na ból głowy, depresję, na sen, energetyzujące. Czy twoje prace są przeciwko konsumpcyjnemu sposobowi życia?
J.S.: Stawiam siebie w pozycji obserwatora społeczeństwa. Nie odrzucam w całości konsumpcyjnego sposobu życia, ale jego nadmiar. Mówię o powszechnych sprawach dotyczących współczesnych ludzi. W instalacji „La Maison Malade” następuje jasna krytyka nadużywania, ale w pokazie zdjęć „Addicted” bardziej zależało mi na przedstawieniu konsumpcyjnego sposobu życia, o którym wspomniałaś. Tabletki są częścią nas, małym przedłużeniem ciała. Zażywamy tabletki tak, jakbyśmy jedli cukierki.
Znajdzie się jakaś na każdy ból, na każdą sytuację!
Interesuje mnie także nowy sposób żywienia. Ostatnio na przykład, Danone wypuścił niespodziewanie jogurt kosmetyczny. Taki jogurt właściwie niczym się nie różni od normalnego. Producenci zmieniają jedynie ich strategie marketingowe dodając informację: „ bogate w wapń”, „ mała zawartość sodu”... A to wszystko z powodu władzy „zdrowia” i „piękna”. Producenci chcą nam wmówić, że nasze jedzenie rozwiąże wszystkie nasze problemy!
O.G., R.P.: W Istytucie Sztuki Wyspa zobaczymy także prace, które łączą się z problemem bezmyślnego zażywania leków, które powinny wyleczyć nasze problemy (np. „Furby” czy „Konstantin”)…
J.S.: Tak, mówiłam już o tym wcześniej. Potrzebujemy lekarstw, które wyleczyłyby nasze problemy. Fizyczne i mentalne.
O.G., R.P.: Co myślisz o ambiwalencji medykamentów? Z jednej strony ratują ludzkie życie, z drugiej mogą także zabić.
J.S.: To jest fascynujące! Nawet jeśli dzisiaj panuje zbytnia konsumpcja i nawet jeśli laboratoria mają przeskalowaną moc, nie możemy ignorować tych leczniczych efektów medycyny. Uważam za dziwne, kiedy odmawia się przyjęcia leku uśmierzającego ból i zdumiewające, gdy całkowicie odmawia się brania medykamentów. Robię wiele prac, które poruszają to podwójne znaczenia farmaceutyków, na przykład w serii fotografii „Offrands”. Ta dwuznaczność kryje się także w instalacji „La Maison Malade”. Zainspirowana została pokojami ze szpitali psychiatrycznych, gdzie na ścianach wiszą poduszki. Takie pokoje zostały zaprojektowane z myślą o ochronie pacjenta, ale mogą stać się swego rodzaju więzieniem. Podobnie jest z lekami. Mogą leczyć, uzależniać, pomagać, zabijać...
O.G., R.P.: Kąpiesz się w wannie pełnej pigułek… Wyglądasz tam trochę jak w pułapce, ale uważny obserwator zauważy w Twoim zachowaniu pewną perwersyjną przyjemność... Czy osoba w tej kąpieli nie może wyobrazić sobie świata, w którym choroby nie istnieją?
J.S.: Ten film porusza problem nadmiernej konsumpcji leków w krajach zachodnich, ich wszechobecności w codziennym życiu. Wanna nawiązuje do luksusowych łazienek – scenografii hollywoodzkich tragedii związanych z bólem, samobójstwami, lekami i alkoholem. Czy osoba, która tam leży jest uzależniona od leków, narkotyków...? Zauważcie, że w języku angielskim narkotyki i lekarstwa nazywane są tak samo: drug!
Ona symbolizuje samotność naszej generacji nomadów, gdzie legalne czy nielegalne lekarstwa stają się uprzywilejowanym towarzyszem podróży.
O.G., R.P.: W Instytucie Sztuki Wyspa zobaczymy instalację „La Maison Malade”, która będzie zrobiona z tysięcy pustych pudełek po lekarstwach. Co sądzisz o problemie deficytu leków w pewnych częściach świata i ich nadprodukcji w innych?
J.S.: Nawet jeśli myślisz o tym problemie, gdy patrzysz na tę instalację, nie było to moi celem. Wyszłam od moich osobistych doświadczeń związanych z chorobą, aby dojść do problemu przesadnej konsumpcji.
O.G., R.P.: W Wyspie zobaczymy filmy („Dissolution”, „Come to me” i „Combi-pack”), które mówią o kobiecej intymności. Nie boisz się podejmowania tematów tabu! Dlaczego interesują Cię tematy związane z seksualnością? Możesz powiedzieć więcej o tych pracach?
J.S.: Te prace łączą się z seksualnością, ale bardziej dotyczą relacji między kobietą a mężczyzną. W „Dissolution” metafora seksualności jest dość oczywista. Film mówi o samotności, uwodzeniu, o sprzecznych uczuciach, jakie targają kobietą w życiu codziennym, rozterce między „tradycyjnym” postrzeganiem kobiecości, a chęcią zmiany pozycji i percepcji kobiety w świecie.
„Come to me” jest „hołdem” dla lalek Bellmera. Estetyczne kształty par excellence. Połączone ciała – lalki i kobiety – zostały odbite horyzontalnie w lustrze. Ukazują one swoją teatralność poprzez zaciąganie szklanych drzwi – jakby teatralnej kurtyny. Kobieta i lalka odbijając się, odtwarzają sławne „boule de ventre” Bellmera, który był zainspirowany mechanizmem drewnianych lalek z XVI wieku, odkrytych w Muzeum Kaiser Friedrich w Berlinie. Jedna z lalek ma dwa stawy i dwie pary nóg. Wideo odnosi się właśnie do tej lalki, a patrząc szerzej dotyczy także zmysłowości, seksualności, kobiecości i jej paradoksów, jej wieloznaczności... Przywołuje także powszechne, niepokojące pytania o klonowanie i technologiczny rozwój. To monstrualne ciało odsyła do nieograniczonych manipulacji, którym sami się poddajemy. Chcielibyśmy być wyżsi (pigułki wzrostu), szybsi (środki dopingujące), piękniejsi (pogrubione rzęsy, powiększanie piersi, odsysanie tłuszczu, korekty pępka), bardziej umięśnieni (sterydy anaboliczne)...
„Combi-pack” stawia podobne pytania. Męski głos czyta medyczną ulotkę leku dla kobiet (w języku francuskim i angielskim bo film został zrealizowany Kanadzie). Czujemy zakłopotanie w tym głosie. Czyta notkę odnoszącą się do chorób wenerycznych, dotykających oboje partnerów. Zazwyczaj kobieta zostaje zarażona przez mężczyznę, ale mężczyzna nie czuje bólu, który odczuwa kobieta. Te pytania są „mon combat”, „moją walką”! Jako kobieta, nie mogę ich zignorować. Nie można dziś nie być zainteresowanym feminizmem. Bo dzisiejszy feminizm, wciąż pozostaje feminizmem. Tymczasem stał się tabu, którego być nie powinno. Jest przerażające, że mamy do czynienia z nowym tabu, podobnie jak pewnego rodzaju regresem w naszym społeczeństwie tabu, bo droga do uzyskania praw przez kobiety jest ciągle długa. Nie wspomniałaś o „Another Round”, gdzie też pojawiają się pytania dotyczące relacji mężczyzna/kobieta, przemocy w życiu codziennym, w zaciszu domowym...
O.G., R.P.: Jaki jest związek pomiędzy słowami piosenki (cokolwiek robisz... nikt nie wie) a twoimi rysunkami (drastyczna historia małej dziewczynki) w pracy wideo „For your eyes”? Czy chciałaś pokazać samotność młodego człowieka w dzisiejszym świecie?
J.S.: Najpierw zrobiłam wideo, a potem kompozytor zrealizował piosenkę. Użył moich własnych słów, które powtarzam dosyć często! Mała dziewczynka jest tu rodzajem metafory dzisiejszego społeczeństwa. Istnieje coś czystego i niewinnego w tej wizji małej dziewczynki, więc ona staje się wcieleniem jeszcze czegoś innego. Mówi o okropności życia i samotności. Kolor jej oczu zmienia się, aby wyrazić różne stany jej nastroju. Stają się swego rodzaju kurtyną, otwierającą scenę. Życie złożone jest z różnych uczuć, a oczy pokazują niektóre z nich, smutek, zaskoczenie...
O.G., R.P.: Jesteś także historyczką sztuki. Czy przeszkadza Ci, jako artystce, że masz tak wielka świadomość historii sztuki?
J.S.: Trudni było mi było zaakceptować to co sama robię. Robiłam natychmiast porównania, nadal je robię! Ale dzięki mediom takim jak wideo czy fotografia znalazłam swoją własną drogę!
O.G., R.P.: Miałam szczęście zobaczyć Twoje akwarele, wideo-arty, instalacje i fotografie. Którą z tych technik najbardziej lubisz?
J.S.: Nie mam jednej ulubionej. Medium jest tylko narzędziem, aby wyrazić swoje myśli. Kiedy chcę coś powiedzieć, medium samo mi się nasuwa.
O.G., R.P.: Dziękujemy za rozmowę.
Ola Grzonkowska, Roma Piotrowska: Wychowałaś się w rodzinie farmaceutów. Dlaczego lekarstwa tak bardzo na Ciebie wpłynęły?
Jeanne Susplugas: Wspomnienia z mojego dzieciństwa są połączone z farmaceutykami. Czekając na rodziców bawiłam się mikroskopami... Podejrzewam, że było w tym coś naprawdę fascynującego. Nie postrzegałam tego świata jako czegoś racjonalnego, tylko jako coś enigmatycznego, tajemniczego i magicznego. Praca z lekarstwami jest sposobem na przedłużenie rodzinnej tradycji!
O.G., R.P.: Jesteśmy uzależnieni od bycia piękniejszymi, młodszymi, mądrzejszymi... dlatego sięgamy po rozmaite mikstury, pijemy specjalne herbatki na odchudzanie, używamy kremów przeciwzmarszczkowych, bierzemy witaminy, tabletki na ból głowy, depresję, na sen, energetyzujące. Czy twoje prace są przeciwko konsumpcyjnemu sposobowi życia?
J.S.: Stawiam siebie w pozycji obserwatora społeczeństwa. Nie odrzucam w całości konsumpcyjnego sposobu życia, ale jego nadmiar. Mówię o powszechnych sprawach dotyczących współczesnych ludzi. W instalacji „La Maison Malade” następuje jasna krytyka nadużywania, ale w pokazie zdjęć „Addicted” bardziej zależało mi na przedstawieniu konsumpcyjnego sposobu życia, o którym wspomniałaś. Tabletki są częścią nas, małym przedłużeniem ciała. Zażywamy tabletki tak, jakbyśmy jedli cukierki.
Znajdzie się jakaś na każdy ból, na każdą sytuację!
Interesuje mnie także nowy sposób żywienia. Ostatnio na przykład, Danone wypuścił niespodziewanie jogurt kosmetyczny. Taki jogurt właściwie niczym się nie różni od normalnego. Producenci zmieniają jedynie ich strategie marketingowe dodając informację: „ bogate w wapń”, „ mała zawartość sodu”... A to wszystko z powodu władzy „zdrowia” i „piękna”. Producenci chcą nam wmówić, że nasze jedzenie rozwiąże wszystkie nasze problemy!
O.G., R.P.: W Istytucie Sztuki Wyspa zobaczymy także prace, które łączą się z problemem bezmyślnego zażywania leków, które powinny wyleczyć nasze problemy (np. „Furby” czy „Konstantin”)…
J.S.: Tak, mówiłam już o tym wcześniej. Potrzebujemy lekarstw, które wyleczyłyby nasze problemy. Fizyczne i mentalne.
O.G., R.P.: Co myślisz o ambiwalencji medykamentów? Z jednej strony ratują ludzkie życie, z drugiej mogą także zabić.
J.S.: To jest fascynujące! Nawet jeśli dzisiaj panuje zbytnia konsumpcja i nawet jeśli laboratoria mają przeskalowaną moc, nie możemy ignorować tych leczniczych efektów medycyny. Uważam za dziwne, kiedy odmawia się przyjęcia leku uśmierzającego ból i zdumiewające, gdy całkowicie odmawia się brania medykamentów. Robię wiele prac, które poruszają to podwójne znaczenia farmaceutyków, na przykład w serii fotografii „Offrands”. Ta dwuznaczność kryje się także w instalacji „La Maison Malade”. Zainspirowana została pokojami ze szpitali psychiatrycznych, gdzie na ścianach wiszą poduszki. Takie pokoje zostały zaprojektowane z myślą o ochronie pacjenta, ale mogą stać się swego rodzaju więzieniem. Podobnie jest z lekami. Mogą leczyć, uzależniać, pomagać, zabijać...
O.G., R.P.: Kąpiesz się w wannie pełnej pigułek… Wyglądasz tam trochę jak w pułapce, ale uważny obserwator zauważy w Twoim zachowaniu pewną perwersyjną przyjemność... Czy osoba w tej kąpieli nie może wyobrazić sobie świata, w którym choroby nie istnieją?
J.S.: Ten film porusza problem nadmiernej konsumpcji leków w krajach zachodnich, ich wszechobecności w codziennym życiu. Wanna nawiązuje do luksusowych łazienek – scenografii hollywoodzkich tragedii związanych z bólem, samobójstwami, lekami i alkoholem. Czy osoba, która tam leży jest uzależniona od leków, narkotyków...? Zauważcie, że w języku angielskim narkotyki i lekarstwa nazywane są tak samo: drug!
Ona symbolizuje samotność naszej generacji nomadów, gdzie legalne czy nielegalne lekarstwa stają się uprzywilejowanym towarzyszem podróży.
O.G., R.P.: W Instytucie Sztuki Wyspa zobaczymy instalację „La Maison Malade”, która będzie zrobiona z tysięcy pustych pudełek po lekarstwach. Co sądzisz o problemie deficytu leków w pewnych częściach świata i ich nadprodukcji w innych?
J.S.: Nawet jeśli myślisz o tym problemie, gdy patrzysz na tę instalację, nie było to moi celem. Wyszłam od moich osobistych doświadczeń związanych z chorobą, aby dojść do problemu przesadnej konsumpcji.
O.G., R.P.: W Wyspie zobaczymy filmy („Dissolution”, „Come to me” i „Combi-pack”), które mówią o kobiecej intymności. Nie boisz się podejmowania tematów tabu! Dlaczego interesują Cię tematy związane z seksualnością? Możesz powiedzieć więcej o tych pracach?
J.S.: Te prace łączą się z seksualnością, ale bardziej dotyczą relacji między kobietą a mężczyzną. W „Dissolution” metafora seksualności jest dość oczywista. Film mówi o samotności, uwodzeniu, o sprzecznych uczuciach, jakie targają kobietą w życiu codziennym, rozterce między „tradycyjnym” postrzeganiem kobiecości, a chęcią zmiany pozycji i percepcji kobiety w świecie.
„Come to me” jest „hołdem” dla lalek Bellmera. Estetyczne kształty par excellence. Połączone ciała – lalki i kobiety – zostały odbite horyzontalnie w lustrze. Ukazują one swoją teatralność poprzez zaciąganie szklanych drzwi – jakby teatralnej kurtyny. Kobieta i lalka odbijając się, odtwarzają sławne „boule de ventre” Bellmera, który był zainspirowany mechanizmem drewnianych lalek z XVI wieku, odkrytych w Muzeum Kaiser Friedrich w Berlinie. Jedna z lalek ma dwa stawy i dwie pary nóg. Wideo odnosi się właśnie do tej lalki, a patrząc szerzej dotyczy także zmysłowości, seksualności, kobiecości i jej paradoksów, jej wieloznaczności... Przywołuje także powszechne, niepokojące pytania o klonowanie i technologiczny rozwój. To monstrualne ciało odsyła do nieograniczonych manipulacji, którym sami się poddajemy. Chcielibyśmy być wyżsi (pigułki wzrostu), szybsi (środki dopingujące), piękniejsi (pogrubione rzęsy, powiększanie piersi, odsysanie tłuszczu, korekty pępka), bardziej umięśnieni (sterydy anaboliczne)...
„Combi-pack” stawia podobne pytania. Męski głos czyta medyczną ulotkę leku dla kobiet (w języku francuskim i angielskim bo film został zrealizowany Kanadzie). Czujemy zakłopotanie w tym głosie. Czyta notkę odnoszącą się do chorób wenerycznych, dotykających oboje partnerów. Zazwyczaj kobieta zostaje zarażona przez mężczyznę, ale mężczyzna nie czuje bólu, który odczuwa kobieta. Te pytania są „mon combat”, „moją walką”! Jako kobieta, nie mogę ich zignorować. Nie można dziś nie być zainteresowanym feminizmem. Bo dzisiejszy feminizm, wciąż pozostaje feminizmem. Tymczasem stał się tabu, którego być nie powinno. Jest przerażające, że mamy do czynienia z nowym tabu, podobnie jak pewnego rodzaju regresem w naszym społeczeństwie tabu, bo droga do uzyskania praw przez kobiety jest ciągle długa. Nie wspomniałaś o „Another Round”, gdzie też pojawiają się pytania dotyczące relacji mężczyzna/kobieta, przemocy w życiu codziennym, w zaciszu domowym...
O.G., R.P.: Jaki jest związek pomiędzy słowami piosenki (cokolwiek robisz... nikt nie wie) a twoimi rysunkami (drastyczna historia małej dziewczynki) w pracy wideo „For your eyes”? Czy chciałaś pokazać samotność młodego człowieka w dzisiejszym świecie?
J.S.: Najpierw zrobiłam wideo, a potem kompozytor zrealizował piosenkę. Użył moich własnych słów, które powtarzam dosyć często! Mała dziewczynka jest tu rodzajem metafory dzisiejszego społeczeństwa. Istnieje coś czystego i niewinnego w tej wizji małej dziewczynki, więc ona staje się wcieleniem jeszcze czegoś innego. Mówi o okropności życia i samotności. Kolor jej oczu zmienia się, aby wyrazić różne stany jej nastroju. Stają się swego rodzaju kurtyną, otwierającą scenę. Życie złożone jest z różnych uczuć, a oczy pokazują niektóre z nich, smutek, zaskoczenie...
O.G., R.P.: Jesteś także historyczką sztuki. Czy przeszkadza Ci, jako artystce, że masz tak wielka świadomość historii sztuki?
J.S.: Trudni było mi było zaakceptować to co sama robię. Robiłam natychmiast porównania, nadal je robię! Ale dzięki mediom takim jak wideo czy fotografia znalazłam swoją własną drogę!
O.G., R.P.: Miałam szczęście zobaczyć Twoje akwarele, wideo-arty, instalacje i fotografie. Którą z tych technik najbardziej lubisz?
J.S.: Nie mam jednej ulubionej. Medium jest tylko narzędziem, aby wyrazić swoje myśli. Kiedy chcę coś powiedzieć, medium samo mi się nasuwa.
O.G., R.P.: Dziękujemy za rozmowę.
Gdańsk-Paryż, wrzesień 2007.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |