ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 października 20 (92) / 2007

Joanna Wojdas,

MIKOŁAJ TRZASKA

A A A
„Kantry”. Kilogram Records, 2007.
Dawno, dawno temu Mikołaj Trzaska chciał zostać pisarzem. Los chciał, że został saksofonistą. Jednak słabość do literatury pozostała. Może i szkoda, że dawne plany poszły w las – muzyk dobrze czuje tekst, przekonująco przyozdabia go, wzmacnia i dopowiada dźwiękami. Wyłapuje to, co między wierszami i zamienia w muzykę.

To już jego trzecia – po projektach ze Świetlickim i Andruchowyczem –- współpraca z literatem. Tym razem z Andrzejem Stasiukiem. Ich projekt ma jednak niewiele wspólnego z tradycyjnie rozumianą literaturą, to stricte muzyczna rzecz. Trzaska poprosił pisarza, aby ten podczas podróży po byłej Jugosławii nagrywał napotkane brzmienia i głosy na dyktafon. Następnie potraktował otrzymane dźwięki jak muzykę. Do śpiewu muezina, szumu wiatru, gwaru bałkańskiej knajpy i sarajewskiej ulicy, do odgłosów deszczu, dzwonów i samochodu oraz do fragmentów audycji radiowych dograł instrumenty i złożył to wszystko w impresyjny kolaż – zapis hipnotycznej podróży. Gdy słyszymy monologi pisarza, sens słów nie ma większego znaczenia, słowa stają się dźwiękiem. Jednak wciąż, poza dyskursem, gdzieś pomiędzy muzyką, a literaturą, opowiadają historię. Zbudowaną z niedopowiedzenia i kreowanego przez muzykę nastroju. Powojennego, dusznego i pełnego napięcia. Bardzo to sugestywne.