ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 listopada 21 (453) / 2022

Andrzej Ciszewski,

BOBBY WRACA DO DOMU (POTWORY)

A A A
Providence Township, Ohio A.D. 1949. Janet Bailey przechadza się po domowym ogródku w poszukiwaniu syna, Bobby’ego. Leżący na trawniku zniszczony rower oraz dobiegające z szopy stłumione odgłosy nie zwiastują niczego dobrego: kobieta staje się świadkiem, jak jej mąż, Tom, katuje ich syna, zamieniając jego twarz w krwawą pulpę. Bohaterka zabiera rannego chłopca i ucieka przed oprawcą, który – intensywnie gestykulując i rycząc w niezrozumiałym języku – bardziej przypomina rozwścieczonego potwora niż przykładną głowę rodziny.

Czternaście lat później Bobby (już jako dwudziestotrzyletni mężczyzna) przybywa do Los Angeles, gdzie zgłasza się do biura werbunkowego amerykańskich sił zbrojnych. Samotny, niemający domu i pracy protagonista wydaje się idealnym kandydatem do projektu Prometeusz: supertajnego, eksperymentalnego programu rządowego, będącego niczym innym jak kontynuacją bluźnierczego planu eugenicznego odkrytego przez aliantów w pewnym nazistowskim laboratorium. Ciemnoskóry sierżant Elias McFarland, który wysyła bohatera z punktu rekrutacyjnego wprost do Fortu Sherman, nie potrafi oprzeć się wrażeniu, że skazał zagubionego młodziana na los gorszy od śmierci. Rzeczywiście: w wyniku diabelskiego eksperymentu – będącego oczkiem w głowie enigmatycznego pułkownika Friedricha – Bobby przeobraża się w zdeformowanego siłacza, skrywającego w potwornym ciele duszę straumatyzowanego dziecka.

Zmagający się z poczuciem winy McFarland, rzucając na szalę przyszłość swojej rodziny, przybywa do Fortu Sherman z misją ratunkową. Elias pomaga zmutowanemu protagoniście uciec z militarnej placówki, jednak sam ginie. Niemniej nawet po śmierci sierżant pozostaje w kontakcie ze swoją ukochaną córką Niną, obdarzoną paranormalnymi zdolnościami. Gdy bezduszny major Cortland Roth organizuje obławę na potwora, do akcji nieoczekiwanie wkracza gubernator Jack Powell mający swoje powody, by odnaleźć Bobby’ego, zanim zrobią to uzbrojeni po zęby wojacy. Tymczasem monstrualny protagonista dociera do rodzinnego domu, którego mury skrywają mroczne, bolesne tajemnice.

Brytyjski scenarzysta i rysownik Barry Windsor-Smith („The Freebooters”, „The Paradox-Man”) powraca po szesnastoletniej przerwie z graficzną powieścią „Potwory”: unikalnym połączeniem dramatu rodzinnego, thrillera psychologicznego oraz studium zespołu stresu pourazowego, w którym nie zabrakło polityki, wątków melodramatycznych i nadnaturalnych, jak również moralnych rozliczeń. Utkana z retrospekcji wielowątkowa narracja wprowadza na scenę wyraziste dramatis personae, których losy splatają się ze sobą w nieprawdopodobny sposób.

Wątek poświęcony Janet Bailey (jej refleksje ujęte zostały w formę odręcznych zapisków z prywatnego dziennika), cierpliwie – ale do pewnego momentu – znoszącej poniżenia ze strony zgorzkniałego, agresywnego, niestroniącego od alkoholu małżonka zamieniającego życie jej oraz małego Bobby’ego w istne piekło, to bez wątpienia jeden z najmocniejszych punktów na dramaturgicznej mapie tego dzieła. Ale z równym zaangażowaniem śledzimy perypetie McFarlanda i jego bliskich, nie mówiąc już o losach Powella czy wojennych doświadczeniach Toma Baileya.

Windsor-Smith bez wielkich słów (aczkolwiek dialogi skrzą się od dosadnych sformułowań) snuje opowieść o skompromitowanych ideałach i antyludzkich doktrynach, będącą także kameralną, chwilami wręcz intymną historią o nieprzepracowanej traumie, rozpadzie i odrodzeniu rodziny, potrzebie wiary, poświęceniu i poszukiwaniu odkupienia. Choć nad „Potworami” unosi się widmo nieuchronnej tragedii, dzieło Brytyjczyka zachęca do refleksji na temat zależności między przypadkiem, przeznaczeniem a wolną wolą. Równocześnie artysta porusza kwestię odpowiedzialności człowieka za jego własne czyny, ale i za (nie)dolę bliźniego.

Czarno-białe, szkicowe, w ujęciach portretowych nawiązujące do malarstwa prerafaelitów ilustracje Windsora-Smitha (przybierające także postać całostronicowych kadrów) urzekają subtelnymi efektami światłocieniowymi, skutecznie podbudowując aurę osaczenia, która sukcesywnie zagęszcza się wraz z rozwojem opowieści, odsłaniającej przed nami kolejne tajemnice przeszłości. Liryzm idzie tu w parze z brutalnością i fantasmagorią, szczególnie mocno atakującą czytelnika w tych partiach komiksu, które oferują wgląd w arkana nazistowskich eksperymentów.

Można by powiedzieć, że „Potwory” to swoiste połączenie „Chłopców z Brazylii” Iry Levina ze „Lśnieniem” Stephena Kinga oraz „Wolverine’em: Bronią X” samego Windsora-Smitha, będące jednocześnie zatrważającą wariacją na temat genezy Kapitana Ameryki czy mocno alternatywną historią o Hulku (warto wspomnieć, że powstająca w pierwszej połowie ósmej dekady opowieść Windsora-Smitha o alter ego Bruce’a Bannera stanowiła zaczyn historii, która na przestrzeni lat dojrzewała w pełnowymiarową narrację o „Potworach”). Niemniej byłoby to znaczne uproszczenie. Debiutujące w 2021 roku pod szyldem Fantagraphics (u nas rok później dzięki inicjatywie Muchy), liczące 365 stron opus magnum Brytyjczyka jest wielowymiarowym utworem, który wzrusza, szokuje, przytłacza, ale nie pozbawia nadziei. Trudna, bolesna, ale bez wątpienia ważna lektura. Zachęcam!
Barry Windsor-Smith: „Potwory” („Monsters”). Tłumaczenie: Jacek Drewnowski. Mucha Comics. Warszawa 2022.